poniedziałek, 6 lutego 2012

Na dobry początek

Jako że  inni się chwalą swoimi wyprawami, i ja postanowiłem nie być gorszy. A że i czas zaciera przeżycia, dobrze jest je zanotować na gorąco.
Myślałem żeby pisać na blogu OC, ale jest on typowo keszerski. A że obok keszowania bardzo lubię jazdę rowerem to i wątki wyłącznie rowerowe też się znajdą. Co prawda jestem rowerzystą sezonowym i ciepłolubnym, ale moje wypady nie zawsze łączą się z keszowaniem.
Na dobry początek krótka relacja ze zdobywania skrzynki filipsa "filips6: bagna Puszczy Knyszyńskiej", OP00A5. Aha, nie spodziewajcie się spojlerów. Ani teraz, ani później.
A było to tak.
Parę dni temu, wieczorową porą, nudząc się w pracy straszliwie, wpadłem na pomysł podjęcia skrzynki na bagnach. Już od paru dni trzymały ostre mrozy, w nocy dochodzące do -30st.C. Bagna pewnie już trochę przymarzły, więc dojście do skrzynki powinno być łatwizną. Trochę się myliłem, ale o tym później. Zadzwoniłem do kumpla MiszkaWu, z pytaniem czy jutro gdzieś o 6-7 rano jedzie do puszczy. Z tak wczesną porą trochę przesadziłem, ale po krótkiej dyskusji stanęło na 8:30.
Dnia drugiego spotkaliśmy się na przystanku PKS na Wygodzie. Pół godziny i byliśmy w Supraślu. Ciche, spokojne miasteczko przywitało nas mroźną, ale słoneczną pogodą. Miasteczko dobrze znane, więc od razu ruszyliśmy po kesza.
Początek naszej wyprawy wiódł drogą łączącą Supraśl z  Majówką. Jest to droga asfaltowa, w większej części niedawno wyremontowana. Polecam szczególnie latem, kiedy przejazd po niej rowerem to czysta przyjemność. Z niewiadomych przyczyn zamknięta jest dla samochodów,  poza ludźmi z ALP. Co ciekawe jednak, nie słyszałem by kiedykolwiek zatrzymała tam kogoś Straż Leśna, a i kiedy szliśmy minęło nas kilka prywatnych osobówek.


Na górze początek drogi leśnej, a pod spodem ta sama droga w piękny zimowy poranek.



Tego kesza szukałem już wcześniej, więc wiedziałem gdzie skręcić w las, by dojście było w miarę łatwe, a przy okazji omijało się część bagien. Jednak nie mogę zrozumieć po co postawiono kolejny znak "zakaz ruchu nie dotyczy ALP" skoro teoretycznie i tak nikt nie powinien być  tutaj prywatnym autem. Warunki "butowania" specjalnie się nie pogorszyły, bo weszliśmy na drogę służąca robotnikom leśnym. A z tej drogi do bagna znów "lajtowo" przecinką leśną. Cały czas w pięknych okolicznościach przyrody.



Dalej niestety nie było już tak lekko. Pierwszy problem z GPS-em. W tak niskiej temperaturze miał problemy ze złapaniem sygnału. Jednak po restarcie złapał kilka satelit i to o naprawdę silnym sygnale. Drugi problem pojawił się kiedy dotarliśmy do "bagna właściwego". Przewrócone drzewa, plątaniny gałęzi, gęsta świerczyna czy zbyt słabo zamarznięte rzeczki skutecznie broniły dojścia do kesza. Jednak najgroźniejszym przeciwnikiem okazało się błoto. Pod grubą warstwą śniegu niestety nie zamarzło, co niestety przypłaciłem władowaniem się w nie po kolano. Całe szczęście że jeszcze w domu coś podpowiedziało mi żeby zabrać buty na zmianę. Trochę żałuję że nie zrobiłem zdjęcia, ale w tym momencie zajęty byłem wymyślaniem długiej litanii przekleństw. A bagienko zimą wygląda mniej więcej tak:


Na zdjęciu tego nie widać, ale ten wykrot ma jakieś dwa metry wysokości i trzy szerokości.  I jest z tych najmniejszych. Niesamowite wrażenie robią te po 5 metrów wysokości. To trzeba jedna zobaczyć.

GPS w końcu doprowadził nas do właściwego wykrotu. Na wszelki wypadek obejrzeliśmy zdjęcia Teda'a bo grzebanie w zamarzniętych lokacjach średnio nam się uśmiechało. I tutaj pojawił się kolejny problem. Trochę z powodu śniegu, trochę z powodu zanurzania się w bagnie wykrotu, miejsce ze zdjęcia nie było już takie samo. Pierwsze oględziny nie stwierdziły kesza. Postanowiliśmy że nie będziemy mocno grzebać, coby nie niszczyć przyrody. Na szczęście kesz nie był zbyt mocno ukryty i udało mi się go namierzyć. Zresztą w tym miejscu, mocne maskowanie nie ma chyba zbyt dużego sensu, bo i tak nikt tam nie chodzi. Sama skrzynka w świetnym stanie. Z pewnością dzięki serwisowi zbyszatych, jak i suchego świeżego powietrza. Sam kesz przedstawiał się tak:


Ja dorzuciłem tylko geokreta. MiszkaWu jak zwykle dość dokładnie przyjrzał się fantom i dokonał małej wymiany. Postalibyśmy dłużej, ale mimo pięknego słońca chwila bezruchu skutkowała bardzo szybkim marznięciem. Kesza schowaliśmy na swoje miejsce i jeszcze jedna fotka w pięknych okolicznościach przyrody.


Powrót to już łatwizna. Od miejsca ukrycia kesza do terenu całkowicie suchego to tylko kilkadziesiąt metrów. Potem do wspomnianej wcześniej przecinki, do drogi robotników leśnych i do drogi asfaltowej. W Supraślu tylko kilka minut czekaliśmy na autobus. Bez problemu dotarliśmy do Białegostoku. I postanowiliśmy znalezienie skrzynki uczcić w maleńkim barze. Trafiliśmy do takiego gdzie witano się lewą ręką, używano sformułowań "psie mięso" i "psina". Ale to już zupełnie inna historia.