wtorek, 20 marca 2012

Rozpoczęcie sezonu

   Czas na nowy wpis. Dłuższa przerwa to efekt pogody nie sprzyjającej keszowaniu, ani jeździe rowerem. W końcu odważniej wyjrzało słoneczko i można było ruszać na pierwszy rekonesans. Tym bardziej że dzień wcześniej odebrałem rower z naprawy i trzeba go było przetestować na trochę dłuższym dystansie. Trochę pomyślałem nad opcją trasy i punkt 12 wyszedłem z domu.
   Z Białegostoku wyjechałem ul. Wysockiego w stronę Wasilkowa. Niby zjazd w stronę miasteczka jest dość ostry i długi, ale tam zawsze wieje wiatr od przodu. Zawsze. Za to jest fajny widok. Tym razem za lekką mgłą.



    Wjeżdżając do Wasilkowa od strony Białegostoku, zaraz po lewej jest coś w rodzaju zajazdu. A na parkingu przed nim odbywa się giełda staroci. Na takim targu możesz kupić prawie wszystko. Kabury, odznaczenia, porcelanę, książki i co tam kto potrafi wygrzebać ze strychu. Co prawda dawno mnie nie było na takim targu, a i tym razem jakoś skręcić mi się nie chciało, ale wręcz musiałem, gdy to zobaczyłem.



   Ciekawe czy sprzedający znalazł kupca? I gdzie to w ogóle powiesić? Kawałek dalej przejechałem Supraśl, która w tym miejscu rozlewa się w zalew. Przy okazji trzeba pochwalić władze Wasilkowa że w końcu coś z nim zrobili. Ostatnimi laty przypominał raczej zarośnięty staw niż zalew na rzece. Ale i tak jakoś nigdy mi się nie podobał. To chyba z powodu głównej drogi przez miasteczko obok, która jeszcze niedawno była częścią krajowej 19-stki.



   W Wasilkowie już się więcej nie zatrzymywałem. Trochę się po nim pokręcę jak znajdę chęć na rozwiązanie questa. A i jest trochę miejsc wartych założenia kesza. Pierwszy, większy przystanek to Święta Woda. Ten kto nie był tam parę lat nie pozna miejsca. Malutki kościółek, z czymś w rodzaju parku wokół zastąpił cały kompleks pielgrzymkowy. Mały kościółek przeszedł (moim zdaniem) dość udaną metamorfozę. Może kojarzyć się z włoską czy hiszpańską prowincją. Cudowne źródełko bije jak dawniej. Nie ma już jednak tylu drzew. Na pobliskim wzgórzu pielgrzymi zostawiają krzyże. Od malutkich po ogromny, swym kształtem nawiązujący do słupa wysokiego napięcia, ufundowany przez energetyków. Po drugiej stronie powstał dom pielgrzyma z kawiarnią, restauracją, placem zabaw, i polem biwakowym. To wszytko sprawia że w niedzielne południe był tam spory tłum ludzi. Czy to zmiana na lepsze? Chyba tak, ale jednak lepiej przyjechać w tygodniu, gdy ludzi z pewnością jest mniej.



 Przy Świętej Wodzie jest skrzyneczka teda OP0345. Schowana na pobliskim wzgórzu, wśród krzewów. Nie udało mi się jej znaleźć . Po prostu trochę źle odczytałem instrukcje. Jeszcze po nią wrócę. Jednak jak inni keszerzy zastanawiam się dlaczego tam? Co zainspirowało teda, jak wpadł na ten pomysł, co mu przyświecało? Świętej Wody nawet stamtąd nie widać, za to miejsce to dzikie wysypisko śmieci.
   Niezrażony niepowodzeniem pojechałem dalej. Wróciłem do Wasilkowa i stamtąd skręciłem na Dąbrówki. Na początku wsi droga ma spory spadek. Pierwszy raz w tym roku przekroczyłem 40km/h rowerem. Wiatr we włosach, born to be wilde... i koniec zjazdu. Bo on krótki strasznie jest. Na jego końcu można skręcić w lewo i dalej jechać asfaltem, lub w prawo, gdzie droga poprowadzi nas w dolinę Supraśli. Wybrałem druga opcję, głównie ze względu na kesza, ale też z powodu że jakoś nigdy wcześniej nią nie jechałem. Trochę się bałem że będzie strasznie błotnista, ale wcale nie jest to podmokły teren, a wręcz odwrotnie.



  W tym rejonie powinien być kesz Charioza "Rozprostuj nogi po zimie" OP17E3. GPS podprowadził mnie w punkt. Rzeczywiście jest tam bardzo charakterystyczny punkt. Niestety nic oprócz pustych puszek po piwie nie znalazłem. Niestety Charioz już chyba w to się nie bawi, a ostatni znalazca, swoją zabawę zakończył na tej skrzynce, zresztą jedynej jaką znalazł. Ani prosić o reaktywację, ani spytać czy może trzeba się wkopać co najmniej na pół metra. Nic to. Za to miejsce przepiękne, warte odwiedzenia. Do tego cały czas, obok latał skowronek. Jego głos to pewnik że wiosna na Podlasiu zagościła na dobre.



  Od miejsca nieudanych poszukiwań pojechałem do Studzianek. Po drodze kilka razy mijali nie motocrosowcy. Generalnie lubię motory. Czym większe tym lepsze. Ale, urwał, dlaczego akurat te terenowe maszyny wydają dźwięk jakby ktoś kosiarką próbował wzbić się w powietrze. No nic. Dobrze że to był krótki epizod. Przed wsią Studzianki trochę pokombinowałem którędy najlepiej przebić się przez wielką, gliniastą kałużę. Okazało się że najlepiej łączką obok. Ze Studzianek przez Zapieczki pojechałem do Supraśla. Zaraz za Zapieczkami zaczyna się zwarty las. A w lesie okazało się że zima jeszcze próbuje się trzymać. Na drogę leśną słońce nie może się przebić, w związku z czym cała jest oblodzona. Na szczęście ten lód jest strasznie brudny, a co za tym idzie niezbyt śliski. Są miejsca jednak bardziej odsłonięte. W tych z kolei było błoto. Generalnie, jak na mnie, warunki na leśne rowerowanie są niesprzyjające.



  Całe szczęście odcinek przez las jest dość krótki i zaraz wyjechałem w Supraślu. Kolejne miasteczko które ma kilka miejsc zasługujących na kesze. Często do niego zajeżdżam. Kiedy nie ma w nim wielu turystów ma swój niepowtarzalny urok. Jednak ciepły weekend sprawił, że ludzi było całkiem sporo. Przejechałem się tylko bulwarem wzdłuż rzeki Supraśl.



  Jako że świeże powietrze dobrze robi na apetyt, postanowiłem zjeść obiad w brze "Jarzębinka". Zbyt wielkiego wyboru nie ma. Kiszka, babka ziemniaczana lub kartacze. Ja zamówiłem porcję babki, do tego kiszoną kapustę i mleko na popitkę. Dla kogoś z bardziej wrażliwym żołądkiem polecam raczej herbatę na popitkę. Zjadłem, odsapłem i mogłem dalej ruszać, już w stronę Białegostoku. Po drodze miałem zamiar zgarnąć jeszcze dwa kesze. Z jednego zrezygnowałem bo droga do niego prowadziła przez leśne ścieżki, a jak wcześniej się przekonałem na takie jazdy jeszcze za wcześnie. Ścieżką rowerową dojechałem do Ogrodniczek, a stamtąd skręciłem na Nowodworce. Skrzynkę Mieszka "Muzeum wozów pożarniczych" OP47BD znalazłem bez problemu. Potem podjechałem do mini muzeum wozów pożarniczych. Wszystkie wozy wspaniałe. A najlepsze dwa. Jeden to STAR 660, jedna z najlepszych ciężarówek na świecie, być może dlatego że miała służyć głównie w wojsku. Co za tym idzie miała być prosta w obsłudze i radzić sobie w naprawdę trudnym terenie. Drugi eksponat, który szczególnie mi przypadł do gustu to UAZ. Prawdziwe auto terenowe. Zupełnie inne niż współczesne wynalazki o nazwie "miejska terenówka". Gdyby jeszcze mniej palił, pomyślałbym nad zakupem podobnego. Niestety dzisiejsze ceny paliw  zabijają marzenia :-)




  Z Nowodworców z powrotem na ścieżkę rowerową i do Białegostoku. Po drodze poratowałem jeszcze jakiegoś rowerzystę wodą, bo trochę przecenił swoje możliwości i zrobił sobie za długą wycieczkę. W sumie przejechałem 47km. Dystans idealny na wiosenny rozruch. Sezon uważam za oficjalnie rozpoczęty.