wtorek, 21 sierpnia 2012

Misja ratunkowa

   Rower odstał swoje w piwnicy. Po wyprawie do Przemyśla, jakoś nie miałem ochoty nawet na krótkie wycieczki. Aż nadeszła niedziela. Wstałem rano i w mej głowie narodził się plan, by po południu wybrać się na małą przejażdżkę. A okazja była ku temu doskonała, bo jakiś czas temu dostałem informację , że jeden z moich keszy jest w tragicznym stanie. A dokładnie "Przystanek kolejowy Kuriany" OP38F3. Daleko do niego nie miałem. Parę kilometrów asfaltem i może z dwa przez las. I jestem w miejscu gdzie ostatni raz byłem trochę ponad rok temu. Po tych torach pociąg towarowy przejeżdża może z dwa razy w tygodniu. Widać że na torowisko próbuje coraz śmielej wedrzeć się przyroda. Między szynami coraz więcej traw. Z jednej strony ładnie to wygląda z drugiej jakoś smutno. A przecież po tej linii jeździły kiedyś expresy międzynarodowe.



   Skrzynka rzeczywiście była w tragicznym stanie. Dziurawe wieczko, przez które dostawała się wilgoć. Na smyczy reklamowej po części zrobionej z metalu zaczęła pojawiać się gruba rdza. Od tego cała skrzynka pokryła się lekko brązowym nalotem od środka. Ciekawy mikroklimat musiał tam panować. Starą skrzynkę zabrałem ze sobą, co by ją do śmieci wyrzucić. Z fantów nic nie wywalałem. Nawet tej smyczy. Wyczyściłem, wysuszyłem i z powrotem w miejsce schowania. Niech służy ku szczęściu i pożytkowi keszerów :)
   Po śladach do domu wracać jakoś tak nudnawo. Podjechałem więc do Majówki i skręciłem w dobrze znaną drogę na Supraśl. Tym razem jednak do miasteczka nie dojechałem. Postanowiłem na skróty dojechać do jeziora Komosa. Miałem nie najlepszą mapę, ale kierunek mniej więcej znałem. Nawet specjalnie zabłądzić na dłużej nie ma gdzie. Początkowo leśna dróżka była nawet niezła. Ale z czasem robiła się coraz bardziej zarośnięta. I tak dojechałem do płotu w lesie. Takiego jakim się otacza młodniak. Nawet mnie to rozbawiło. Wróciłem do rozjazdu i w drugą drogę która poprowadziła mnie do celu. Jadąc spotkałem dwie wiewiórki. Ganiały się po drzewie na wysokości jakiegoś metra w ogóle mnie nie zauważając. Wydawały przy tym jakieś śmieszne dźwięki. Stałem tak i się przyglądałem, aż jakiś gawron zakrakał. Dopiero wtedy się rozejrzały i jak mnie zobaczyły uciekły wysoko na drzewo. Jedna zniknęła pośród gałęzi, za to druga przysiadła i mnie obserwowała. Przedstawienie zakończone, więc co tak będę sam stał.
   Okazało się że od wiewiórek zupełnie niedaleko było już jezioro Komosa, które wyłoniło się niespodziewanie zza drzew. Będące tak naprawdę dużym stawem ładnie się komponuje z otaczającym lasem. Jest też wyspa ze skarbem, który najlepiej zdobywać zimą przy dużych mrozach. Jest też kesz "Dwaj bracia" OP56B3. Ale jak tu go szukać, gdy GPS szwankuje?Dopiero w domu bliżej przyglądając się mapie wypatrzyłem że i GPS free da się go zdobyć, mimo że to środek lasu. Posiedziałem sobie za to na brzegu, podziwiając przyrodę.



   Z nad jeziorka już całkiem blisko do domu. Taka mała, powolna przejażdżka w niedzielne popołudnie. Ech, gdyby GPS był sprawny można by na kilka keszy do Czarnej Białostockiej wyskoczyć. Ale jeszcze nic straconego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz