poniedziałek, 18 lutego 2013

Chwilowe przebudzenie

   Natura rzadzi się nieubłaganymi prawami. Jednym z nich jest zapadanie gatunku Psikiszka w sen zimowy. Przesypia on prawie całą zimę w swojej małej, ciepłej norce. Aktywność ogranicza się do podjadania zapasów, które zgromadził jesienią. Przewraca się też z boku lewego na prawy, lub odwrotnie. Tutaj badania wciąż trwają, na który częściej.
   Czasami, w niektóre zimy w ogóle, wychodzi ze swej norki. Jest to wielkie przeżycie zarówno dla Psikiszka, jak i dla badaczy tej dziwnej istoty. Oto bardzo krótka historia o jedynym wyjściu w sezonie zimowym 2012/2013.
   Jakoś tak pod koniec stycznia po pewnym czasie z silnymi mrozami, od zachodu zaczęło nadchodzić ocieplenie. Nagła zmiana pogody wyrwała Psikiszka ze snu i spowodowała dziwny niepokój w jego, wydawałoby się, uporządkowanym świecie. Początkowo nie bardzo wiedział jaki jest tego powód. Jednak z czasem jego świadomość zaczęła dawać mu coraz jaśniejsze sygnały. W końcu nadeszła chwila, gdy ujrzał świat, takim jaki jest i przypomniał sobie o skarbie ukrytym na wyspie. O tym, który można już było zdobyć jesienią, ale i za łódź trzeba zapłacić, a i utopić się można.
   Jak wiadomo Psikiszek przemieszcza się różnymi pojazdami. Jak trzeba jest w stanie pokonywać niewielkie odległości na nogach. Tym razem wybrał pojazd czterokołowy. Długo zastanawiał się nad optymalną drogą. Łatwiejszą dla pojazdu, dłuższą dla nóg. I cięższą dla pojazdu, jednak zdecydowanie krótszą dla nóg. Wytrawni znawcy Psikiszka wiedzieli że wybierze tą gdzie trzeba chodzić jak najmniej. Będąc już w terenie Psikiszek zaczął żałować swojej decyzji. Wąska, zaśnieżona droga mogła spowodować uszkodzenie pojazdu. A gdyby ktoś jechał z naprzeciwka z pewnością rozegrałaby się krwawa walka o panowanie nad dróżką. Jednak dzięki odrobinie szczęścia i dużym umiejętnościom Psikiszek dotarł na sam brzeg rozlewiska. Zostało mu marne 100 metrów do wyspy. Siarczysty mróz, który panował jeszcze tak niedawno, skuł lodem całą powierzchnię. Mimo to, Psikiszek nauczony wieloletnim doświadczeniem stąpał ostrożnie. Obawiał się trochę lodu przy brzegach, bo ten zawsze jest zdradliwy, jednak tym razem nie dał się zaskoczyć. Na wyspie szybko odnalazł drzewo pod który ukryty był skarb. I tu znów dało o sobie znać szczęście. Inni podróżnicy - poszukiwacze rozgrzebali zmarzniętą ziemię, więc Psikiszkowi nie pozostało nic innego jak parę razy grzebnąć łapką. Jak to zwykle bywa, nacieszył swoje oczy skarbem i zakopał w tym samym miejscu. Nie jest to bowiem istota pożądająca dóbr doczesnych. Drogi powrotnej nie ma sensu opisywać, bo jak wiemy z książek i filmów to najnudniejsze częsci opowieści.
   Niestety/stety tym razem nie udało się uwiecznić Psikiszka. Za to możemy obejrzeć na jakie warunki musiał się narażać, gdy wezwał go zew natury. A miasto płonie :)



  Z kronikarskiego obowiązku trzeba dodać że skarb ma nr taktyczny OP5A6F "Burza19 - Wyspa Dywda". W drodze Psikiszkowi towarzyszył jego wierny druh MiszkaWu.