sobota, 16 marca 2013

Młynowa

     Zachęcony keszem praxisa "Młynowa 23" OP628 pomyślałem że warto przejść się jedną z głównych ulic przedwojennych Chanajek. Dzielnicy zamieszkałej przez biedną ludność żydowską. To była taka "dzielnica cudów", jaką ma każde miasto do której lepiej było nie zaglądać po zmroku.
Dziś zostało kilka kamienic i drewnianych domków w nienajlepszej kondycji. Kiedy byłem tam rok temu było ich więcej. Znikają niepostrzeżenie, a boję się że niedługo zgodnie ze słowami wieszcza "nie będzie niczego". Mimo że miasto wciągnęło część z nich na listę konserwatorską, ale nieznani sprawcy mogą pokrzyżować plany i puścić z dymem to, czego nie da się wyburzyć.
   Zaczynamy od ronda łączącego ulicę Młynową z Marjańskiego i Piękną. Stoi tam malutki, drewniany budynek zwany "wodopojką". Tutaj woźnice przybywający na targ mogli napoić konia, a przede wszystkim w środku zamówić setkę by przypieczętować udaną większą transakcję. Bo za "wodopojką" jest/był Rynek Sienny. Jest, bo wciąż ta nazwa funkcjonuje. Był, bo nie odbywają się tu już targowiska. Handel przeniesiono w 1968r. na nieodległą ul. Bema. Wciąż nie ma pomysłu na to miejsce. W latach 80-tych często rozbijały tu swoje namioty cyrki i objazdowe lunaparki. Teraz to darmowy parking blisko centrum miasta. Jedyne co się nie zmieniło, to postój taksówek towarowych w jego zachodniej części. Chociaż i tu mamy regres, bo dziś stoi jedna, dwie, a czasami nie ma żadnej.
    Z drugiej strony ronda stoją dwie kamienice. W ubiegłe lato pod nr2 ktoś jeszcze mieszkał  na piętrze. Dziś obie straszą. Zamurowano drzwi i okna na parterze. Zawieszono ogromny baner reklamowy i tak sobie stoją czekając na lepsze czasy.

   

Przez bramę można wejść na ich tyły. W mroźny dzień nie czuć było nawet zbyt mocno smrodu.

Z tyłu resztki drewnianej galerii którą można było dojść do komórek na piętrze.
    Idziemy dalej. Po prawej pusta przestrzeń, w której niedługo wyrośnie pewnie betonowy klocek. Mijamy knajpę zwaną swego czasu "golonką". Za nią trzy budynki. Drewniany, murowany i znów drewniany. Kiedyś taką przeplatanką znaczona była cała Młynowa i ulice przyległe. Dom pod 18 wciąż jest zamieszkały.  W murowanej kamienicy działa szewc. Zawód ginący, jak i ulica.



    Za nimi w prawo odchodzi ul. Odeska. Zamyka ją gmach opery. Jej budowa poważnie zmieniła otoczenie. Zniknęła część domków, zdziczałe sady. Pojawiła się za to kostka brukowa, stylowe latarnie. Okolica z pewnością tym zyskała.
     Przy Odeskiej działa elegancka restauracja. Dla mnie na zawsze pozostanie "Kuźnią", barem który działał tu przed laty.. Miejscem gdzie w czasie liceum chodziliśmy na piwo i nikt nas o dowód nie pytał. Zdarzyło się że przy stoliku obok biznesmeni ze wschodu na gazecie pojadali wędzonego śledzia. Ale dość sentymentów. Idziemy dalej.
    Znów dwaj braciszkowie. Jeden murowany, drugi drewniany. Niestety drewniany poważnie wypalony. Nadaje się jedynie do rozbiórki, co pewnie niedługo nastąpi. Naprzeciw nich ruiny jakiegoś warsztatu. Może jeszcze pamięta czasy napraw syrenek, wołg, skody 105? Na pewno to kawałek historii motoryzacji, której nikt już nie opowie.
   
Największą niespodzianką jest jednak wielki, drewniany dom na zapleczu braciszków. Latem ukryty wśród zieleni drzew. Widać że parter był nawet swego czasu zamieszkały. Górne piętra straszą pustymi miejscami po oknach. Jak taki budynek nazwać? Kamienica to raczej budynek murowany. Może willa byłaby odpowiednia?  I do tego dosłownie wkomponowuje się w otaczającą zieleń.
    Kolejni bohaterzy spaceru to dwa zrośnięte budynki. W ceglanym widać nieśmiałe próby przedłużenia jego żywotności. Drewniany też jeszcze długo by posłużył. Na pierwszy rzut oka wystarczy dd frontu wymienić szalunek. Zaś na szczycie chroni go wciąż zdrowy, ceglany mur.
    Docieramy do skrzyżowania z Kijowską. Na rogu stoją dwa spore budynki, które formalnie należą właśnie do Kijowskiej. Dwa, spore budynki są wpisane do rejestru zabytków i mimo dużego zniszczenia nie ma zgody na ich wyburzenie. W budynku z nr 2 jeszcze przed wojną był warsztat tkacki. Po wojnie był zamieszkany aż do 2009, kiedy częściowo spłonął. Ten bliżej skrzyżowania, pod nr 1też przed wojną służył jako fabryka tkacka. Po wojnie mieściła się tu szkoła, potem warsztaty szkolne czy magazyny, aż do lat 90-tych kiedy został opuszczony. I stoi tak do dziś.
    Za Kijowską 1 powstaje nowoczesny blok. By go wybudować wyburzono jedną z kamienic mającą prawdziwą wartość historyczną. Służby miejskie obudziły się już po wszystkim. Trochę się poobrzucały winą za ten stan rzeczy, ale wszystko ucichło i wszyscy są zadowoleni. Najbardziej developer i urzędnicy, bo winnego nie znaleziono.

  
 Za to po drugiej stronie stoi straszydło. Do kamienicy pozwolono dobudować piętro i użytkowe poddasze. Z miłej dla oka kamienicy powstało kuriozum, które ciężko do czegokolwiek dopasować.

  
 Naprzeciw prawdziwy relikt okolicy. Ulica Mławska. Gruntowa ulica po deszczu tonąca w błocie. W upalne lato wzbijają się tumany kurzu. Za tym akurat nie tęsknię, ale warto pamiętać i o takich miejscach. Kilka metrów dalej jest podobna ulica. Czarna zwaną. Bardziej reprezentacyjna i nie ślepa, więc można się nią przejść.

   
 Nie ruszając się z miejsca widać najepiej zachowany drewniany budynek. Siedzibę ma tu teatr "TrzyRzecze". I to że ma właściciela pozwala nam się cieszyć jego widokiem. Trochę przytłacza go wieżowiec "Miastoprojektu". Kiedyś projektowano w nim nowe dzielnice, dziś w większości stoi opustoszały. To jakaś klątwa ulicy Młynowej.

  
 Jesteśmy w końcu przy Młynowej 23. Jej historię pokrótce opisał praxis w keszu. Jednak warto bardziej przyjrzeć się wspornikowi dla numeru. Mały detal, których już nikomu nie chce się dziś robić. A ten z Warszawskiej,  z Gwiazdą Dawida, który teraz jest w Centrum Zamenhofa, wisiał nawet kiedy w budynku swą siedzibę miało SS.
   
Ostatni budynek na szlaku. Sąsiednia kamienica przy Młynowej 27. Niejako też symbol upadku ulicy. Jeszcze niezabezpieczone okna z resztkami szyb, które poruszane na wietrze wydają zgrzyt rodem z nawiedzonego domu. Po drugiej stronie zdziczały sad, który komponuje się z nastrojem opuszczenia.

   
Podejrzewam że część budynków mimo objęcia w ostatnim czasie ochroną konserwatora i tak zniknie. Jakąś szansę mają może te przy Kijowskiej, ale też niewielką, bo nawet w latach prosperity nie znalazł się poważny inwestor.I tak w niewesołych myślach kończę krótką wycieczkę i uciekam do domu, bo mimo połowy marca, wieje i zimno jak na Syberii.



niedziela, 10 marca 2013

Łorsłow baj najt gut

   Jak ktoś by mnie zbudził w środku nocy i rzucił krótkie pytanie - Warszawa? Odpowiedź byłaby taka jak w tytule. Ten cytat z najlepszego na świecie serialu, czyli "Alternatywy 4" chyba na zawsze będzie mi się kojarzył z naszą stolicą. I naprawdę nie ma w tym nic złego. Tak mi się kojarzy i już. Swoją drogą trochę nie rozumiem osób twierdzących że Warszawa to brzydkie miasto. Moim zdaniem wręcz odwrotnie. Zgodzę się że przedmieścia, typu Marki nie napawają optymizmem przy wjeździe, ale czy to one decydują o charakterze Warszawy? Oto krótka relacja z nocnej wizyty Psikiszka w stolicy.
    Kupiłem przez internet bilety na jedną z linii obsługujących trasę Warszawa - Białystok. Dzięki promocjom udało się zamknąć koszt wyprawy w 17zł. nie licząc kanapek i herbaty w termosie. I tak około dziesiątej w nocy ląduję na czymś zwanym Dworcem Autobusowym Metro Wilanowska. Przed sobą mam kilka godzin i kilka skrzynek do znalezienia. Zaczynam od "Orzeł na Kolumnie" OP5E8E autorstwa rubeusa. Orzeł z początków XIXw. wygląda niesamowicie na tle nowoczesnych bloków. Skojarzył mi się z bonusem do zadowolenia mieszkańców jaki występuje czasem w gierkach. Ciekawe czy lokatorzy bloku choć trochę doceniają, że mają w sąsiedztwie taki kawałek historii? A jeżeli tak, to ile dostają bonusu?



    Zajrzałem na Skarpę Mokotowską. Oczywiście jest tam skrzynka, ale w nocy raczej nie do podjęcia. Raz że szukanie po nocy w drzewkach ma małe szanse, dwa okolica jest pod czujnym nadzorem. Ambasada USA i dom Jaruzelskiego robią swoje. Przyznaję że zawiodła mnie tu bardziej ciekawość niż keszowanie Zresztą na podjęcie skrzynki i tak bym nie miał szans bo akurat patrol zrobił sobie obok przystanek. Popatrzyłem na światła miasta i poszedłem dalej., strasznie ciekawy jaki widok musi stąd roztaczać się w dzień.
    Wróciłem do ul Puławskiej. Jedną z rzeczy które urzekają mnie w Warszawie są szerokie ulice. Doświadczyłem kiedyś tego że i one potrafią się korkować, ale mimo to dają one wrażenie przestrzeni.



    I niesamowite jest to że dosłownie kilka metrów od głównej ulicy wchodzimy w zupełnie inny świat. Wąskie uliczki, piękne w swej prostocie kamieniczki, małe skwery, parki. I coś pomiędzy dworkiem, a pałacykiem. Taj jak w przypadku kesza "Dwór Ksawerów" OP5E8D. Lekko podświetlony ładnie się komponuje z otoczeniem. A może raczej to otoczenie dostosowuje sie do niego? Trochę się pomyliłem, bo generalnie starałem się szukać GPS free i sprawdzałem nie ten róg, ale zawsze miałem okazję przejść się wzdłuż całego dworku.
    I znów na drugą stronę Puławskiej. Do Królikarni, a raczej otaczającego go parku, bo pałacyk z ogrodem jest za murem, a bramy na noc niestety są zamykane. Początkowo ładnie oświetlona alejka w okolicach kesza "filips32: Jedziemy w niedzielę za miasto: Królikarnia" OP0101 przechodzi w parów w którym ciemno że oko wykol. Mała latarka diodowa poszła w ruch i kesz po chwili wylądował w moich łapkach.
    Ciemności przy tym keszu były przedsmakiem tego co czekało mnie kilkaset metrów dalej. "Dom Królikarnia Wysypisko , śmietnisko" OP2DE7. Opuszczona ruina, ale kto wie co się w niej czai. Może martwe zło? Bacznie obserwując dom, po cichu zakradałem się do miejsca schowania skarbu. Niespecjalnie mi to szło, bo i gruz i uschnięte patyki łamiąc się, wydają dźwięk wybuchających tysiąca bomb. A jakoś nie miałem ochoty na spotkanie kogokolwiek w tym miejscu.
    Z ulgą poszedłem po następnego kesza. "Park Arkadia" OP2DC2. W pełni zasługuje na tą nazwę. Cisza, spokój, mimo że obok osiedle bloków. Zresztą czego się spodziewać w środku nocy. No i ta ciekawa perspektywa na jakiś wieżowiec w oddali. Ciekawe czy to przypadek, czy miejscy architekci sami na to wpadli. Skorzystałem z uroków parku, przysiadłem chwilę na ławce, wpisałem się do logu, trochę się wzmocniłem i ruszyłem dalej



    A wzmocnienie bardzo się przydało. Po następnego kesza "KS Warszawianka" OP41A5 musiałem się wspinać po dość stromej skarpie. Cóż, Warszawianka skryła się obecnie pod wielkimi namiotami, rekompensował mi za to piękny widok na światła miasta. Tylko żebym jeszcze wiedział co widzę, byłbym całkiem szczęśliwy. Schodzę z drugiej strony skarpy, wyłażę z krzaków, idę parę metrów jakąś osiedlową uliczką, a obok mnie z piskiem parkują dwa radiowozy. Trochę wydał im się podejrzany typ który wylazł z krzaków. Okazali się jednak sympatyczni. Oczywiście nie obyło się bez sprawdzenia dokumentów, itp, ale bez nerwów. Próbowałem zarazić panów geocachingiem, ale jakoś nie mieli przekonania. Na koniec życzyli powodzenia w szukaniu kolejnych i każdy udał się w swoją drogę.
    Cały czas trzymam się rejonu ul Puławskiej idąć na północ. I znów odbijam lekko w bok w małe uliczki. Tym razem do kesza "z deszczu za rynne" OP24EB. Można by rzec miejski klasyk. Sam w sobie nie robi wrażenia, ale cały czas strasznie podobają mi się kamienice ukryte dosłownie kilka metrów od głównej drogi.
    Kolejny cel to "Glinianka przy Dolnej" OP264C. Już wiem że muszę odbić w prawo, ale trzeba przejść obok jakiejś chyba kamienicy. Nie znam miasta i nie wiem gdzie się lepiej nie zapuszczać wieczorem idę więc dalej by odkryć bezpieczniejsze i jaśniejsze przejście. Gdzieś z pobliskich bloków dochodzi śmiech podpitej młodzieży, więc będą już nad stawem osłaniam światło latarki jak najmocniej. Porywam kesza i szybko za kupkę piachu, by nacieszyć się skarbem, osłonięty od całego świata. Sam sobie przypominam Golluma. Błyskawiczna akcja odłożenia skrzynki  i wracam  do Dolnej przechodząc przy kamienicy, która nie okazała się taka straszna.
   Czas wrócić do cywilizacji. Kolejny miejski klasyk czyli kesz "Warszawska Fabryka Eteru" OP264A. Co może być ciekawego w blokowisku? Okazuje się że to czego już nie ma. Malutki kawałek historii przypomniany dzięki skrzynce. I jest to jeden z głównych powodów dla których w to się bawię. Docieram do miejsc jakich nie znajdę w żadnych przewodnikach.
    Przede mną pierwsze wielkie wyzwanie. "Pałac Szustra" OP0AE7. Z logów wiem że łatwo nie będzie. Szukam i nic. Nawet po raz pierwszy tej nocy GPS-a odpalam, ale to też niewiele daje.  W końcu wsadzam łapę tam gdzie nie powinienem i.. kopie mnie prąd. To jednak znak od Najwyższego że tej nocy ten kesz nie będzie mi dany.
    Trochę na północ docieram do kolejnej skarpy. I znów urzeczony widokiem miasta nocą, chwilę przystaję. Nie odchodzę daleko, a znów zatrzymuje mnie policja. Chyba wzięli mnie za bezdomnego, bo pierwsze pytanie to czy gdzieś mieszkam. Za to jeden z panów z pewnością detektywem zostanie , bo po akcencie poznał że nie jestem z Warszawy. Na szczęście i tym razem obyło się bez problemów, bo i panowie choć konkretni to bardzo kulturalni.
    Po drodze miałem podjąć kesza "bacza16 Gołębnik". Niestety obok była knajpa, a przed knajpą postój taksówek. I pan taksówkarz strasznie znudzony czekaniem na klienta znalazł obiekt zainteresowania, czyli mnie. Bezczelnie się gapił, cóż mi więc pozostało, jak tylko iść dalej.
    "Najstarsza kamienica Mokotowa" OP44A3. Wspominałem już że strasznie podobają mi się warszawskie kamienice? Podejrzewam że w dzień trochę tracą na swoim uroku przez ogromny ruch. Jeżeli miałbym zamieszkać w Warszawie to tylko w takim miejscu.
    Wkraczam na ulicę Marszałkowską. Dla mnie jeden z symbolów Warszawy. Może nie największa, ale dla mnie, przyjezdnego mającej "to coś".  Podejmuję keza "Szare Akcje" OP5CB0 i niespiesznym krokiem idę dalej podziwiając okolicę. Puste miasto, gdzieś o drugiej, trzeciej w nocy wygląda niesamowicie.



     Skręcam w mniejsze uliczki. Mokotowską, Kruczą Wilczą. Znam je z historii, szczególnie o Powstaniu Warszawskim, ale po raz pierwszy jestem tutaj osobiście. Odnajduję kesza "Pałacyk cukrowników" OP4274. Jednak pałacyk słabo wyeksponowany, trochę traci w nocy.
    Do następnego kesza "Starszy Pan, obywatel Warszawy" OP0F7F szedłem trochę z obawą. Według wpisów trudny do odkrycia. Jednak tym razem dopisuje mi szczęście. Niespecjalnie przykładam się do jego szukania, ale już przy trzeciej, czwartej miejscówce wpada mi w rękę. Ten kesz trochę mnie pobudza bo już mi nocka daje się trochę we znaki. Szybki i sprawnie podejmuję kolejną skrzynkę "Parkingowy Mural" OP5E84. Wracam na miejsce by go odłożyć, a tu z jednych drzwi z hotelu obok wychodzi jakiś mugol i staje kilka metrów od skrytki. Zastanawia mnie ile ma zamiar tutaj stać. Kilka minut niestety musiałem stracić. Miałem za to okazję podziwiać nowoczesny, ale tonący w lekko zamglonej poświacie Novotel, wyglądający wtedy jak wieża maga.



    Idę sobie samym centrum. Tutaj miasto nie zasypia. Jednak tego nie ma w folderach reklamowych. Nie śpi prostytutka, dwóch podpitych facetów o coś się kłócących, panowie sprzątający ulicę. I mniej więcej w takich okolicznościach podjąłem kesza "Kamienica Józefa Lipińskiego" OP5EC0. Ciekawe w jaki sposób można go wyciągnąć w dzień, tuż obok dworca?
    Coraz bardziej zbliża się godzina powrotu. Tuż przed wyjazdem rzuciłem jeszcze oko na mapę Warszawy i zobaczyłem nowego kesza. Narobiłem sobie smaku na FTF-a. Przeszedłem się trochę okrężna drogą obok filtrów, niestety w nocy nic tam szczególnego nie widać. A przynajmniej ja może nie wiedziałem gdzie patrzyć. W końcu docieram do Zieleńca Wielkopolskiego z keszem "Zwiastun WLKP TEJ!" OP620D. Znów odpalam GPS-a, bo jednak w parku ciężko zorientować się po mapie gdzie jest kesz. Muszę przyznać że fajny patent i gdybym go wcześniej nie widział może bym się od niego odbił. A tak wyciągam logbook, przeglądam i szczęściu nie wierzę. Udało się złapać FTF-a. Nie jestem ich zbieraczem, ale trzeba przyznać że jak się uda to trochę łechce próżność, tym bardziej na obcym terenie.
    Miałem jeszcze ochotę przejść się na basen na Polu Mokotowskim. Wszedłem w ciemne uliczki, ale w końcu zrezygnowałem. Zamiast w prawo do kesza, poszedłem w lewo przez park do Alei Niepodległości. I bardzo dobrze, bo jak się okazało to strasznie długa ulica. Szedłem i szedłem a z niewyspania czułem się lekko oszołomiony jak po dwóch piwkach. Docieram do przystanków na Wilanowskiej dosłownie 15 minut przed odjazdem busa. Gdybym poszedł właśnie po tego kesza w byłym basenie musiałbym sobie szukać innego transportu do domu. A tak mile ukołysany zasnąłem już na rogatkach Warszawy i obudziłem się tuż przed najdroższym memu sercu Białymstokiem.