wtorek, 17 września 2013

Augustów i okolice

    Siedząc w domu knuję gdzie można by się było wybrać, tak na jeden dzień. Oczywiście łącząc przyjemne z pożytecznym, czyli obejrzeć kawałek Polski i jednocześnie odszukać parę keszy. Tym razem padło na Augustów i jego bliskie okolice. W wycieczce uczestniczył też MiszkaWu wraz ze swoją rodziną. Czyżby miało to się stać nową, świecką tradycją? Trochę powątpiewam bo już myślę jak tu wrócić na bunkry, a jak słyszałem wszelkie umocnienia, ruiny niespecjalnie interesują małżonkę kolegi. Jednak to pieśń przyszłości, a teraz skupmy się na teraźniejszości.
    Niedzielny poranek. Wszelkie strony pogodowe zapowiadały słońce, a tymczasem wyjeżdżając z Białegostoku jedziemy z deszczem. Po pewnym czasie przechodzi, a mimo to nasze obawy budzą granatowe chmury na wschodzie. Na szczęście napędziły nam tylko stracha i już przez resztę dnia mieliśmy fajną pogodę. Nawet czasami zza chmur wyglądało słońce.
     Kilka kilometrów za Sztabinem w Osowym Grądzie zjechaliśmy w drogę lokalną. Droga niesamowicie kręta, szeroka na jedno auto, ale okolica wprost przepiękna. Pagórkowaty teren z rozrzuconymi gospodarstwami, zupełnie nieogrodzonymi. A zaraz za nimi wjechaliśmy w południowy skraj Puszczy Augustowskiej. Soczysta zieleń zatopiona w porannej mgle. Nawet z perspektywy pędzącego auto wyglądało to niesamowicie. I tak dotarliśmy do Gabowych Grądów i tamtejszej wspólnoty starowierców. Ich historia sięga XVIIw. kiedy to po reformach w cerkwi rosyjskiej, część wiernych uznała nowe porządki za podszepty antychrysta i musiała opuścić Rosję w obawie przed prześladowaniami. Schronienie znaleźli na terenach Rzeczpospolitej, w Puszczy Augustowskiej i na terenach dzisiejszej Suwalszczyzny. Dziś ta mała wspólnota broni się przed całkowitym zapomnieniem. W Gabowych Grądach, który jest jednym z ostatnich ośrodków starowierców stoi cerkiew, zwana molenną. Niewielki drewniany budynek, obok cmentarz. Przed świątynią wzniesiono pomnik dla pomordowanych mieszkańców wsi w czasie II wojny światowej. Typowo rosyjskie nazwiska przypominają skąd przywędrowali przodkowie mieszkańców wsi. Przy okazji podjęliśmy kesza "Molenna w Gabowych Grądach" OP410D.
     Kolejny punkt wycieczki to jezioro Sajno z małą serią skrzynek autorstwa JJPKB. Pierwsza z nich "Biwak" OP6D99 schowana na terenie pola namiotowego. I aż mi się ciepło na sercu zrobiło bo to miejsce gdzie jeździłem z rodzicami pod namiot, kiedy w Polsce komuna chyliła się ku upadkowi, a i na pierwsze lata kapitalizmu się załapałem. Wróciły wspomnienia, jednak pole namiotowe jakieś mniejsze. Tylko jezioro Sajno piękne jak zawsze.



    Wzdłuż jeziora od jego południowej strony idzie droga leśna. Kręta żwirówka, ale dopuszczona do ruchu. Dość długi odcinek doprowadził nas do kesza "Podczarnucha" OP6D97. Nazwa skrzynki jest jednocześnie nazwą leśnej rzeczki wpadającej do Sajna. W necie ciężko coś o niej znaleźć, a opis kesza jest jeszcze niepełny.  Tyle co z mapy wynika że wypływa z bagien oddalonych około 5km. na południe. Podczarnucha to typowa rzeka nizinna. Prawie nie widać by płynęła, a prawie całą jej powierzchnię pokrywa zielona rzęsa. Trochę tu się naszukaliśmy skrzynki, bo GPS uparcie prowadził nie na ten brzeg co potrzeba. Poszukiwania urozmaicił dzięcioł, który wybrał sobie drzewo do opukiwania dosłownie o kilkadziesiąt metrów.
     Od południowej strony zrobiliśmy jeszcze jeden postój, bo okolica była naprawdę piękna i aż zachęcała do wyjścia z auta. W końcu opuściliśmy szutrówkę i wjechaliśmy na asfalt. Główna droga przecina Sajno groblą, przez co utworzyło się jezioro Sajenek. Po grobli biegnie też linia kolejowa łącząca Białystok z Augustowem i dalej Suwałkami. Niedługo za groblą jest parking leśny na którym zostawiliśmy auto i poszliśmy po kesza "Panorama" OP6F2F. Już tu kiedyś byłem po innego kesza, ale w piękne miejsca zawsze warto wracać. Z wysokiego brzegu rozciąga się niezły widok na Sajno. Do następnej skrzynki nie było zbyt daleko, więc zdecydowaliśmy się na spacer brzegiem. Ścieżka idzie cały czas wysoką skarpą, tuż przy transzejach z okresu II wojny światowej. Doszliśmy w końcu do miejsca gdzie powinien być kesz "Skowronek" OP6F2E. Tytułowy skowronek to ośrodek wypoczynkowy. Można przenieść się w czasie, bo budynki bez większego remontu prezentują styl typowy dla PRL. Wrażenie pogłębiał jeszcze jesienny klimat i pustki posezonowe. Niestety kesz który był schowany w pomoście zniknął. Nawet nie tyle skrzynka co cały pomost, który widocznie jest składany na okres jesienno - zimowy.
    Został nam ostatni punkt nad jeziorem Sajno. Kesz "Binduga" OP6F2D. Było to miejsce gdzie przygotowywano drewno do spławu. Jak doczytałem tej metody już się w Polsce nie stosuje, oprócz konieczności w razie kataklizmów jak np huraganu który poważnie zniszczył Puszczę Piską i coś trzeba było zrobić z ogromna masą złamanych drzew. Został nam jeszcze finał, czyli "Jezioro Sajno" OP6D98. Co jednak robić, jak przez "Skowronka" nie mamy wszystkich danych, a właściciel nie odbiera telefonu. Na całe szczęście potem oddzwonił i chociaż już opuściliśmy okolice Sajna, wróciliśmy po finał tej zacnej serii.
    Czas już opuścić jedno jezioro i udać się dalej. Kolejny postój wypadł w drodze nad jezioro Studzieniczne. W lesie, przy drodze jest zbiorowa mogiła żołnierzy z I wojny światowej. Leży tam po czterdziestu Niemców i Rosjan. A raczej wojskowych z tych armii, bo jak wiadomo z narodowością to różne bywało. Ciężko coś znaleźć więcej o potyczce w jakiej polegli. Obok mogił, otoczonych płotkiem jest kesz "Snuffer - Żołnierski cmentarzyk" OP062F. Skrzynka zaległa, bo już kiedyś tam przejeżdżaliśmy, ale wtedy nie miałem opisu, ani kordów i szukanie mijało się z celem.
    Już nad jeziorem Studzienicznym można obejrzeć sanktuarium. A że cała wycieczka już je widziała, zdecydowaliśmy się tym razem na odrobinę sztuki nowoczesnej,  przy okazji kesza "Rzeźby w puszczy" OP3EA3. Seria abstrakcyjnych rzeźb ustawionych wśród drzew. Zazwyczaj takie instalacje stoją w galeriach, ewentualnie zdobią przestrzeń miejską. Taka odmienność dobrze służy takiej sztuce, bo zazwyczaj widząc jakąś abstrakcyjną instalację omijam ją, niewiele się nad nią zastanawiając. Tutaj był czas i ochota spojrzeć jak artysta w swej wyobraźni widzi ideę. Jak się okazuje otoczenie sztuki ma ogromne znaczenie. Przynajmniej dla mnie.



    Od rzeźb zupełnie niedaleko było do śluzy Przewięź. Łączy ona jezioro Białe ze Studzienicznym. Przy niej była skrzynka "ted75_sluza_Przewiez" OP0666. Po małej reaktywacji nadal powinna cieszyć keszerów. Z opisu wynikało że po terenie śluzy można swobodnie chodzić. Skorzystaliśmy z tego i przez kładkę na wrotach przeszliśmy na drugi brzeg. Posiedzieliśmy chwilę na drewnianych ławach i kiedy mieliśmy wracać, pod śluzę podpłynął statek wycieczkowy. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji i obejrzeliśmy śluzowanie. Miałem okazję przeżyć już taką atrakcję z perspektywy kajaka, ale nawet oglądanie tego przedstawienia z mostu jest nie lada atrakcją. Spory statek prawie na styk mieści się między betonowymi ścianami. Pan śluzowy tak jak przed laty ręcznie otwiera zastawki, a potem wielkie, drewniane wrota.




    Kiedy statek już odpłynął i my opuściliśmy to piękne miejsce. Pojechaliśmy w stronę Augustowa. Dzięki OC zajrzeliśmy w miejsca przy których byśmy się pewnie nie zatrzymali. Na pierwszy ogień poszedł kesz "Szpital Biernackiego" OP65FD. Gdyby prezentował się tak jak na  archiwalnym zdjęciu w opisie, można by go nawet uznać od biedy za atrakcję. A tak, bryła znika upstrzona reklamami i tablicami informacyjnymi. Czym prędzej opuściliśmy to miejsce by dotrzeć do kesza "Macewy" OP4BE7. Przez niedoczytanie podpowiedzi, a jedynie bazując na kordach i spoilerze niestety nieznaleziony. Tytułowe macewy to pozostałość po cmentarzu żydowskim. Pozostało osiem macew, które ustawione w rzędzie, wraz z obeliskiem są jednym z nielicznych śladów obecności Żydów w Augustowie. To czego nie zdążyli zniszczyć Niemcy, próbują zrobić miejscowi troglodyci. Na jednej z macew widnieje wymalowana trystyka, na kolejnej inne nazistowskie symbole.  Brak słów.
    Kolejny punkt na mapie to "Młyn wodny w Augustowie" OP5776. Trochę szkoda że sam młyn to wciąż ruina i tak naprawdę nie ma co oglądać. Za to od skrzynki jest fajny widok na port w Augustowie. Może określenie port jest trochę na wyrost, szczególnie jak ktoś widział te morskie, ale podobno nie wielkość się liczy.
    W planie były odwiedziny kolejnego miejsca związanego ze społecznością żydowską. "Cmentarz żydowski" OP4BE6. Tak naprawdę nic po nim nie zostało. Podejrzewam że część domów wokół stoi na terenie byłej nekropolii. Wąski pas trawy z informacją, która przypomina o historii tego miejsca. Wciśnięty między zabudowę, łatwy do przeoczenia. Wygląda wręcz jak część którejś z posesji..
    Trochę zgłodnieliśmy, więc pojechaliśmy do centrum gdzie za parę złotych można zjeść obiad. Posileni poszliśmy na mały spacer. Wpierw do kina, ale nie na film, a po skrzynkę "Kino Iskra" OP6504. Jak czytam logi nie tylko my mieliśmy kłopoty z jej znalezieniem i ostatecznie ponieśliśmy porażkę. Na szczęście humory poprawiła skrzynka "Dom Turka" OP6ECB. Zaraz po wojnie siedzibę miało tu NKWD, a po nim UB. Budynek dawno nieremontowany mógłby z powodzeniem zagrać w filmie o tamtych czasach.
    Będąc w Augustowie grzechem byłoby nie odwiedzić Kanału Augustowskiego. Mały spacer o tej porze roku to sama przyjemność. Nie ma już tłumów turystów i można bez problemu usiąść na ławce. Jakaś rodzina karmi kaczki, miejscowi starsi panowie zebrali się na pogaduchy, po drugiej stronie wędkarz moczy kija. Normalnie sielanka. Zuzka wypatrzyła plac zabaw, a Ela została przypilnować córki, więc z Miszką ruszyliśmy po kesze, dając chwilę wytchnienia paniom.



    Zaczęliśmy od małego niepowodzenia. "Augustowskie Piosenki I" OP4C5A chyba po prostu zaginęła. Kordy łatwe do obliczenia, spoiler też się zgadza, a skrzynki brak. Niezrażeni podjechaliśmy po następną "Tu byłem - Napoleon" OP5679. Zastanawia mnie czy w dym domu rzeczywiście nocował Napoleon. Pewnie gdyby zebrać wszystkie miejsca gdzie odpoczywał, to by się okazało że w życiu nic nie robił, tylko jeździł po Europie i nocował. Ale historia i tak fajna, tym bardziej że w kamienicy już dużo później był Pewex. To jest za to kawał historii. Kto pamięta ten wie, że nawet torba  z tego sklepu to już był niezły szpan.
    Jako że to niedziela trzeba było w końcu i o ducha zadbać. Świetna okazja ku temu to skrzynka "Kaplica Pana Jezusa Klęczącego" OP5678. Niepozorna kaplica umiejscowiona na rozstaju dróg. W środku piękna rzeźba Jezusa. W ogóle wnętrze choć małe to wyposażone ze smakiem.
    Po odwiedzeniu kaplicy zatankowałem auto i wróciliśmy po dziewczyny. Czas już było wracać do Białegostoku. Tylko trochę drogą okrężną bo było jeszcze kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia. Zaczęliśmy od Bargłowa Kościelnego i tamtejszej skrzynki "Bargłów Kościelny - snieeegu" OP6C91. Schowany przy miejscowym kościele, który wygląda mi na neogotycki, tylko otynkowany i pomalowany, gdy zazwyczaj zostawia się gołą cegłę. Akurat chmury całkowicie się rozproszyły, a słońce które było już nisko, pięknie oświetliło świątynię.Obok przycupnęła, jak mi się wydaje, plebania z ciekawym gankiem. Dzisiaj mało komu chce się bawić w takie detale.



    W Bargłowie zjechaliśmy z głównych dróg. Wąskie, kręte drogi prowadziły nas wśród pól do "Folwarku Netta" OP4107. Miałem tu już okazję być w całkowitej ciemności i przy gęstej mgle. Tym razem okolice kesza mogłem obejrzeć za dnia. Wcale się nie dziwię że wtedy zostaliśmy przepędzeni, a jak czytam logi i innych keszerów to spotkało. Po prostu skrzynka jest na prywatnej, zamieszkałej posesji. Może i mocno zarośniętej, ale ja też bym sobie nie życzył by bez mojej zgody łazili sobie po obejściu jacyś obcy ludzie. Postaliśmy, obejrzeliśmy z daleka i szanując prywatność ruszyliśmy dalej.
    Postój wypadł przy keszu "ted68_sluza_Borki" OP0634. Miejsce przywitało nas złowrogim muczeniem krowy. Tak złowrogim, bo takiego ryku jeszcze nie słyszałem. Sama śluza jest w remoncie, dlatego może nie prezentuje się imponująco. Ale otoczenie, w czasie kiedy słońce właśnie zaszło, ale jest jeszcze widno, robiło nieziemskie wrażenie. Skrzynkę chciałem wyciągnąć osobiście. Problemem było, że trzeba stać na dość stromej skarpie. Chwyciłem się więc betonowego słupka. Kto by się jednak spodziewał że był tak zwietrzały i z kawałkiem wspomnianego poleciałem w dół. Aż mi się gorąco ze strachu zrobiło. Na szczęście obyło się bez większych strat. Ogromny stres zrekompensowałem sobie śmiechem. Ale ostatecznie kesza podjął Miszka, bo nie odważyłem się na drugie podejście.



    Ruszyliśmy do kolejnej śluzy i skrzynki "ted67_sluza_Sosnowo" OP0633. To było prawdziwie magiczne miejsce. Wieczorne mgły i cisza aż w uszach dzwoni. Przy okazji to jeden z nielicznych przejazdów nad Kanałem Augustowskim w jego południowej części. Szkoda że ta część nie jest spływna. To znaczy płynąć kajakiem można, ale śluza wygląda na nieużywaną i pewnie trzeba przenosić kajaki. Może jak zakończy się remont w Borkach, na czas wakacji będzie można płynąć bez przeszkód. A może się mylę i rzęsa  na wodzie jest wynikiem rzadkiego ruchu turystycznego, ale śluza jest używana? Fajnie by było zacząć spływ od Wigier, a skończyć w Gdańsku.
    Przed nami ostatni punkt programu "Szlak Wanogi X - Żołnierze Kaisera Wilhelma nad Biebrzą" OP1176. Najpierw trzeba się do niej dostać. Zrobiło się ciemno, miejscami zaległa gęsta mgła. Dobrze że w domu przygotowałem się z mapy do tej ostatniej części podróży bo łatwo można było zabłądzić. Drogi ostatniej kategorii, bez żadnych drogowskazów, ale bez błędu udało się trafić do Jamin.Miejscowy cmentarz kryje groby żołnierzy poległych w I wojnie światowej, a obok mogiły ofiar cywilnych drugiej. Nad całym cmentarzem góruje, choć drewniany, to jednak ogromny kościół św. Mateusza. By zdobyć hasło do virtuala trzeba było zrobić mały spacer po cmentarzu w nocy. Z jednej strony trochę szkoda, bo nie można było zobaczyć kościoła w pełnej krasie, z drugiej strony, cmentarz po ciemku nabiera tajemniczości.


    Z Jamin już prosta droga powiodła nas do Sztabina w którym wjechaliśmy w krajową ósemkę prosto do Białegostoku. Już w domu okazało się że przez upadek w Borkach, chociaż na ciele nie poniosłem żadnego uszczerbku, to jednak w spodniach jest dziura. Rok 2013 jest dla mnie wybitnie pechowy. Cały czas coś się psuje. Ale jak śpiewał Kazik "los się musi odmienić".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz