czwartek, 12 września 2013

Do Katrynki i z powrotem

    Ostatnio przemieniłem się w cyklistę miejskiego. W ramach rehabilitacji zazwyczaj jeżdżę sobie po mieście nie oddalając się zbytnio od domu. Taka jazda bez celu niczym easy rider. Ewentualnie zahaczę o wsie z Białymstokiem graniczące. Nawet nie wiedziałem że taka jazda bez celu po miejskich ulicach, tempem mocno turystycznym, może dostarczyć tyle przyjemności. Ale ciągnie mnie by i te kilka kilometrów poza miasto wyskoczyć. Przypomina mi się że w stronę wsi Katrynka idzie serwisówka wzdłuż nowoczesnej drogi krajowej. Trasa na 30km. czyli akuratnie na popołudniową przejażdżkę.
    Trochę niepokoiły mnie ciemne chmury, ale człowiek nie jest z cukru. Pierwsza niespodzianka czekała na mnie już na wysokości Białostockiego Muzeum Wsi. Istna dyskoteka na drodze, antyterroryści groźnie się kręcący. Początkowo myślałem że to może blokada na rowerzystów po piwku, tyle się słyszy op tych zabójcach na drogach. A tu jedynie panowie siedzący niezbyt dobrowolnie pod barierką przyglądają się jak "trzepią" ich auta. Atrakcja na jakieś dwie minuty i można jechać dalej.  Kolejny przystanek na moście nad Supraślą. Z mostu jest fajny widok na dolinę rzeki. Może trochę psuję go linia energetyczna, ale naprawdę ciężko w Polsce znaleźć miejsce bez pięciolinii. No i te chmury, wciąż budzą niepokój.



    Niestety zaraz za Jurowcami zaczęło padać. Niewielki deszcz siąpił parę minut, ale wcale nie zamierzał przechodzić w nic poważniejszego. Uznałem to jedynie za drobną niedogodność, która i tak zaraz się skończyła. Przed samą Katrynką stoi kapliczka słupowa. Rzecz już niezwykle rzadka na Białostocczyźnie. Tym bardziej cieszy ta wciąż w dobrym stanie. Tabliczka, która wygląda jak nagrobna jest "KU PAMIĘCI OJCÓW NASZYCH POLEGŁYCH W 1920 STRZELCY KURKOWI PRAWDZIC". O wiele ciekawszy wydaje sie napis wyryty w drewnie powyżej tabliczki. "ZA DUSZE ZMARŁE PROSZE ZMÓWIĆ B. ZD. MA. 1920 ROKU".  Na szczycie we wnęce oczywiście figura świętego. Jestem jednak słaby w ich panteonie i dla mnie, kto to taki, pozostało zagadką.



    Zaraz za kapliczką zaczyna się Katrynka, a droga łączy się z krajową, która znów jest wąska i wyboista. Wystarczyło mi przejechać nią 500m. razem z pędzącymi ciężarówkami, by mieć dość i niezmiernie się cieszyłem, gdy dojechałem do skrętu w las. A w lesie oczywiście spokój. Na wysokości dwóch, trzech metrów rozciągnęła się lekka mgła jak powstaje w lesie zaraz po deszczu, gdy jest w miarę ciepło. Pewnie da się to uchwycić jakimś dobrym aparatem.
    Dotarłem w końcu do polanki na którym stoją ławki, jest miejsce na ognisko. Ładne miejsce na chwilę odpoczynku. Pewnie dlatego 3po3 założył tu kesza "Postoj w puszczy" OP2584. Dobrych kilkanaście minut zajęło mi jej szukanie bo i kordy GPS takie sobie i miejsce ze spoilera trochę się zmieniło. Ale nie żałuję, bo las tam rzeczywiście malowniczy. Udało mi się też znaleźć młodziutkie opieńki. Aż mi ślinka pociekła na myśli o nich ze śmietaną i cebulką.Tylko aparat trochę przekłamał, bo nóżki mają ten sam kolor co kapelusz.



    Czas już wracać do domu. Zazwyczaj staram się wybierać jakąś inna drogę, ale tym razem postanowiłem wracać po śladach.  Tylko teraz wydawało mi się, że jakoś tak więcej wypadło pod górkę. A już z pewnością wiatr miałem od czoła. Dobrze że odległość była niewielka, bo jednak kondycja słaba, oj słaba.

1 komentarz: