sobota, 29 listopada 2014

Tańczący z żubrami

    Mróz i śnieg spowił krainę Psikiszka, a ten zamiast zapaść w sen zimowy wojaże sobie urządza. Głównie dla równowagi psychicznej bo listopad okazał się strasznie męczącym miesiącem w pracy. Co złe zostawiłem za sobą i trochę wbrew sobie urządziłem pobudkę o czwartej rano. Herbata do termosu, jedzenie do plecaka, cała reszta przyszykowana dzień wcześniej i można ruszać w ciemną i mroźną noc.I właśnie w takich okolicznościach przyrody przyszło mi reaktywować własna skrzynkę "U źródeł Supraśli". Nie powiem, dreszczyk emocji był, czy z ciemnego lasu wyskoczy dzik czy inne dzikie zwierzę. Ale piszę te słowa, więc wszystko skończyło się dobrze.
    Kolejny przystanek to wieś Siemianówka, a dokładnie wieża ciśnień i kesz "Cztery Siostry - Siemianówka" OP7B52. Takie wieże lubię. Z daleka nie wydają się imponujące, ale gdy podejdzie się bliżej okazuje się jak są wielkie, szczególnie gdy stoją w lesie i górują nad drzewami. Naprawdę piękna rzecz.


    Pierwsze spotkanie z Puszczą Białowieską tego dnia miałem jeszcze przed Hajnówką. Auto zostawiłem na skraju wsi Postołowo i dalej piechotą po kesza "Miejsce Pamięci Narodowej" OP349E. Las zimą wygląda dość surowo. Biel, brąz, szarość i czerń. Złośliwi dodają też żółty, ale to tylko na ścieżkach zwierzaków. Szedłem sobie leśną drogą, podziwiałem piękne dęby, natknąłem się na dawną żwirownię. W międzyczasie drogę przebiegły mi sarny, a jak wracałem, stadko żubrów. Widziałem je w drodze do kesza jak stały na polanie i myślałem, że będą tam długo i wtedy podejdę bliżej by zrobić fotkę. Wracając do samego pomnika, to stoi taki zapomniany w środku lasu. Na szczycie obok orła bez korony czerwona gwiazda. Myślałem, że to jakiś grób partyzancki, a tymczasem to ogólne upamiętnienie walk partyzanckich. Z racji, że odwiedzają go chyba jedynie keszerzy nie doczeka się dekomunizacji. Taka skamielina z czasów słusznie minionych.


    Czas na krótką wizytę w Hajnówce. Na początek "Cztery Siostry - Hajnówka" OP7429. Wieża jak w Siemianówce. Sama w sobie wspaniała, choć otoczenie nieszczególne. Fotki zrobiłem, zostało tylko odszukanie kesza. I tu narodził się problem, bo ten nie chciał się poddać. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o jednym patencie, jaki widziałem i jakoś się udało.


    Drugi przystanek w mieście to "Transatlantyki w Hajnówce" OP7448. Tutaj z keszem nie miałem problemu, ale budynek delikatnie mówiąc nie zachwycił. Głównie z powodu braku remontu. Szaro-brudna fasada raczej odstrasza. A może być to perłą tego młodego miasta, które po I wojnie było wsią z około setką mieszkańców. Szkoda, że tak nie jest, bo styl okrętowy, moim skromnym zdaniem, cieszy oko jak mało który.
    Po krótkim postoju w Hajnówce wróciłem do lasu. Zabrałem się w końcu za multaka "KOSIAK5 – PO CZTERECH ŁUSKACH DO CELU" OP2EB4. Od założenia kesza trochę się zmieniło. Ot chociażby wycięto drzewa wyrastające z jednego pnia. O kolejnych etapach nic nie napiszę, jak i o finale, wszak to ogromna satysfakcja odnaleźć kolejne podpowiedzi. Dodam tylko, że spacer jaki zaserwował autor prowadzi przez bardzo ciekawą część puszczy.
    Trochę na przełaj, trochę leśnymi drogami szedłem po kesza "kosiak2. skałki na żwirowni" OP2D53. W pewnym momencie wyszedłem na skraj polany, gdzie posilały się dwa dorodne żubry. Kiedy podszedłem trochę bliżej wyczuły mnie. Nie pozostało nic innego niż zrobić zdjęcie i sobie pójść. Po paru krokach odwróciłem się by sprawdzić czy przypadkiem, któryś nie postanowi mnie odpędzić, ale na szczęście okazały się równie przejęte jak ja i uciekły w las. Zadowolony z tego bliskiego spotkania dotarłem do wspomnianych skałek. Na żwirowni minąłem jakieś spore truchło, jeszcze strasznie śmierdzące. Dobrze, że był mróz to zapach nie rozchodził się szeroko. Niestety skrzynki nie było, dokonałem więc reaktywacji, napisałem do właściciela i czekam na odzew. 


    Ze sporymi nadziejami szedłem po kesza "filips21: jestesmy na wczasach..." OP0080. To jeden z tych starszych, bo aż z 2006r. Byłem uzbrojony w miarę aktualne fotki, więc nie spodziewałem się większych problemów. Na miejscu rozejrzałem się i jedynie co przykuło wzrok to lekkie wybrzuszenie na ziemi przysypane śniegiem. Odgarnąłem śnieg i jedyne co zobaczyłem to jakieś próchno wymieszane z ziemią. Pewnie latem można tam dostrzec miejsca ewentualnego ukrycia, ale zimą? Trochę pogrzebałem i jest. Całe szczęście był w górnej części tego co zostało z pnia.
    Został powrót do auta. Najlepiej było iść nieużywana linią z Hajnówki do Białowieży. Linia nie ma szans na reaktywację. Poza sezonem nie miałby kto nią jeździć. Może w sezonie letnim byłoby jakieś zainteresowanie w weekendy, a i to pod warunkiem bezpośredniego połączenia z Białegostoku, a jeszcze lepiej z Warszawy. Teraz jak zauważyłem służy głównie jako szlak dla narciarzy biegowych.


    Znowu krótkie przemieszczenie się autem i parkuję w miejscowości Budy. Dalej mimo asfaltowej, choć wąskiej drogi stoi znak zakazu wjazdu. Jako praworządny obywatel zostawiam samochód i wyruszam na długi spacer. W obie strony wyszło około 10 km. z czego kawałek na azymut przez las, co zmęczyło mnie niemiłosiernie. Trochę monotonny krajobraz leśny urozmaiciła mała rzeka puszczańska, Łutownia. Tworzy wąską dolinę z łąkami. Do kesza "Domek nad Łutownią" OP4EE0 dotarłem praktycznie drogami. Na wielkiej polanie są stanowiska do dokarmiania żubrów, więc i tym razem ich nie zabrakło. Na skraju stoi jakby domek gdzie na piętrze jest miejsce do obserwowania przyrody, a w piwnicy jest coś dla keszerów. Po znalezieniu skrzynki musiałem trzasnąć drzwiami, by się domknęły co niestety spłoszyło żubry.


    Z polany już tylko lasem doszedłem do kesza "Szczekotowo" OP34D8. Może i jest jakaś droga, ale nie chciało mi się wyciągać mapy z plecaka. Przed wejściem na polanę zobaczyłem jak zmykają stamtąd dziki. Nawet trochę głupio mi się zrobiło, w końcu jestem tu gościem, a mieszkańcy co raz zmykają gdzie tylko się pojawię. Ale może to i dobrze, że nie przyzwyczajają się do człowieka. Zostało znalezienie kesza co do łatwych nie należało przez jego rozmiar i śnieg, którego w to miejsce akurat nawiało najwięcej.


    Pomyślałem że po śladach wrócę do poprzedniej polany a stamtąd jest już niezła droga. Zza drzew wyłaniał się już prześwit, widać było stogi przygotowane dla żubrów, a przy nich oczywiście one. Tym razem opanowały wszystkie karmniki i nie było szans na bezpieczne wejście na polanę. Rad nie rad musiałem obejść je lasem. Ten spacer w dziewiczym śniegu nieźle mnie wymęczył, a zostało jeszcze kilka kilometrów drogą na deser.
   Kesze w Białowieży zostawiłem sobie na inny czas. Pojechałem do Czeremchy by tam odnaleźć kolejnego kesza poświęconego wieżom ciśnień "Cztery Siostry - Czeremcha" OP6CB9. Jeszcze w lesie wracając do auta mogłem podziwiać różowo pomarańczowe niebo towarzyszące zachodowi słońca. Wobec tego w Czeremsze była już ciemna noc. Było około 17, a małe miasteczko wyglądało jakby już dobrze spało. W niektórych domach paliło się światło, ale na ulicach pustki. Pozwoliło mi to na spokojne podjęcie kesza. Wieża tonąca w mroku może nawet ciekawiej prezentuje się niż za dnia. 
    Pora do domu. Jeszcze przed Bielskiem Podlaskim mały postój w Lewkach. Oczywiście po kesza "Carskie Lewki" OP843Q. Miejsce z ciekawą historią. Niestety dziś niewiele z tego zostało. Toru bezpośrednio do Hajnówki w ogóle nie widać po ciemku, a wystarczy obejrzeć rozkład jazdy wiszący na słupie by wyrobić sobie zdanie o przyszłości linii do Czeremchy. Całkiem nie zniknie bo jednak pełni jakąś rolę w przewozach towarowych. Całości dopełnia budynek przystanku, rodem z PRL, oczywiście zdewastowany.


    Wycieczka udana, trochę mnie zmęczyła, ale pozytywnie. Nie spodziewałem się, że znajdę wszystkie zaplanowane kesze, a jednak się udało, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Listopadowa przejażdżka

    Zaplanowałem wcześnie wstać, zjeść śniadanie, wypić kawę i wyskoczyć na małą przejażdżkę. Jak to jesienią bywa z pierwszym punktem nie dałem rady. Miłe ciepło domu było silniejsze i długo trwało nim się wybrałem. Najgorzej trafić z ciuchami. Nie używam nowoczesnych ciuchów w których można kosmos zdobywać i zawsze powstaje problem czy pod polar wystarczy podkoszulek, czy jeszcze potrzebna koszula? Lepiej zarzucić na siebie więcej, jak coś to się ściągnie i schowa do sakwy. Jedno jest pewne, jak najmniej otwartych przestrzeni i byle szybciej do lasu, by schronić się do lasu przed wiatrem który teraz jest zawsze w twarz.
    Z cel obrałem ulubione miasteczko Supraśl. Tym razem nie chciałem jechać ścieżka rowerową i wybrałem drogę przez las. Początek jest mi dobrze znany. Okrążyłem poligon na Zielonej i szeroka szutrówka dotarłem nad staw na Krasnej Rzeczce. Uwielbiam to miejsce. Moim zdaniem jedno z piękniejszych w Puszczy Knyszyńskiej i zaledwie kilka kilometrów od miasta.


    Za stawem postanowiłem odbić w boczne drogi i przy pomocy mapy dotrzeć do Supraśla. Zadanie proste w teorii, gorzej z praktyką. Jechałem w  zwykły dzień roboczy, i akurat droga wypadła przez ścinkę. Nie chciałem wjeżdżać w środek robót i ominąłem pracowników leśnych. Przez to na zamiast zasuwać prosto, na jednej krzyżówce musiałem skręcić w prawo, na innej w lewo, a na rozjeździe znów w prawo. Fajnie tak się błądziło po lesie wiedząc, że kilka kilometrów dalej jest już cywilizacja. Okazało się, że wyjechałem z drugiej strony bagienka, które niedawno poznałem dzięki OC.


    Do Supraśla wjechałem nie w tym miejscu w którym planowałem. Była okazja by trochę pokręcić się po rzadziej  uczęszczanych uliczkach. Można natknąć się na ciekawe domy budowane przez miejscowych majstrów. Mi się podobają, gdyby tylko niektóre z nich odrestaurować, to byłoby jeszcze ciekawiej.


    W okolicach miasteczka, a może nawet w jego granicach, ale już w lesie znalazłem kesza "W.W." OP858D. Łatwy i przyjemny w miejscu o którym nie miałem pojęcia. Nie będę pisał co zobaczyłem, bo do skrzynki potrzebne jest hasło nierozłącznie związane z miejscówką.
    W planach było jeszcze założenie kesza w Wasilkowie. Postanowiłem jechać przez Studzianki i Dąbrówki. Liczyłem, że będę miał możliwość zwiedzić nieczynną rzeźnię, ale trwały  jakieś prace. Czyżby ktoś będzie tam uruchamiał jakąś firmę? To było tylko kilka kilometrów w otwartym terenie, ale ciężko się kręciło. Dojechałem do Wasilkowa i nad zalewem zrobiłem sobie porządną przerwę. Posiedziałem na ławce, zjadłem sporo czekolady i wypiłem prawie cały termos herbaty. Wszystko z widokiem na pogrążony w szarościach i smutku zalew. Skrzynkę założyłem, pod górę do Białegostoku wjechałem i zadowolony do domu wróciłem.