poniedziałek, 10 listopada 2014

Listopadowa przejażdżka

    Zaplanowałem wcześnie wstać, zjeść śniadanie, wypić kawę i wyskoczyć na małą przejażdżkę. Jak to jesienią bywa z pierwszym punktem nie dałem rady. Miłe ciepło domu było silniejsze i długo trwało nim się wybrałem. Najgorzej trafić z ciuchami. Nie używam nowoczesnych ciuchów w których można kosmos zdobywać i zawsze powstaje problem czy pod polar wystarczy podkoszulek, czy jeszcze potrzebna koszula? Lepiej zarzucić na siebie więcej, jak coś to się ściągnie i schowa do sakwy. Jedno jest pewne, jak najmniej otwartych przestrzeni i byle szybciej do lasu, by schronić się do lasu przed wiatrem który teraz jest zawsze w twarz.
    Z cel obrałem ulubione miasteczko Supraśl. Tym razem nie chciałem jechać ścieżka rowerową i wybrałem drogę przez las. Początek jest mi dobrze znany. Okrążyłem poligon na Zielonej i szeroka szutrówka dotarłem nad staw na Krasnej Rzeczce. Uwielbiam to miejsce. Moim zdaniem jedno z piękniejszych w Puszczy Knyszyńskiej i zaledwie kilka kilometrów od miasta.


    Za stawem postanowiłem odbić w boczne drogi i przy pomocy mapy dotrzeć do Supraśla. Zadanie proste w teorii, gorzej z praktyką. Jechałem w  zwykły dzień roboczy, i akurat droga wypadła przez ścinkę. Nie chciałem wjeżdżać w środek robót i ominąłem pracowników leśnych. Przez to na zamiast zasuwać prosto, na jednej krzyżówce musiałem skręcić w prawo, na innej w lewo, a na rozjeździe znów w prawo. Fajnie tak się błądziło po lesie wiedząc, że kilka kilometrów dalej jest już cywilizacja. Okazało się, że wyjechałem z drugiej strony bagienka, które niedawno poznałem dzięki OC.


    Do Supraśla wjechałem nie w tym miejscu w którym planowałem. Była okazja by trochę pokręcić się po rzadziej  uczęszczanych uliczkach. Można natknąć się na ciekawe domy budowane przez miejscowych majstrów. Mi się podobają, gdyby tylko niektóre z nich odrestaurować, to byłoby jeszcze ciekawiej.


    W okolicach miasteczka, a może nawet w jego granicach, ale już w lesie znalazłem kesza "W.W." OP858D. Łatwy i przyjemny w miejscu o którym nie miałem pojęcia. Nie będę pisał co zobaczyłem, bo do skrzynki potrzebne jest hasło nierozłącznie związane z miejscówką.
    W planach było jeszcze założenie kesza w Wasilkowie. Postanowiłem jechać przez Studzianki i Dąbrówki. Liczyłem, że będę miał możliwość zwiedzić nieczynną rzeźnię, ale trwały  jakieś prace. Czyżby ktoś będzie tam uruchamiał jakąś firmę? To było tylko kilka kilometrów w otwartym terenie, ale ciężko się kręciło. Dojechałem do Wasilkowa i nad zalewem zrobiłem sobie porządną przerwę. Posiedziałem na ławce, zjadłem sporo czekolady i wypiłem prawie cały termos herbaty. Wszystko z widokiem na pogrążony w szarościach i smutku zalew. Skrzynkę założyłem, pod górę do Białegostoku wjechałem i zadowolony do domu wróciłem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz