środa, 25 lutego 2015

W Łomży bez zmian

    Od moich ostatnich odwiedzin w tym mieście trochę już minęło. Pewną nowością był silny wiatr, który szczególnie na szczytach wałów fortecznych w niedalekiej Piątnicy mało głów nie zrywał. Pojawiły się też nowe skrzynki, co prawda w niewielkiej ilości, ale ciekawe.
    Udało mi się odciągnąć MiszkeWu od obowiązków rodzinnych i o szóstej rano ruszyliśmy w podróż. Zaczęliśmy od kesza "KOSCIOŁY ZIEMI ŁOMŻYŃSKIEJ" OP84RY. Drewniany, niewielki kościółek niczym specjalnie się nie wyróżnia. Mi się jednak podobają takie proste świątynie, pod warunkiem właśnie, że zbudowano je z drewna. Szkoda jedynie, że z racji wczesnej pory nie dane było zajrzeć do środka.
    Dalsza droga wypadła lokalną dróżką przez las. Śnieg widać jeszcze na polach, szczególnie poza miastem, ale nie spodziewałem się, że jest go tyle w lesie. Trochę się zmartwiłem bo przed nami były kesze pieńkowe. Całe szczęście pierwsza leśna skrzynka "CZEŚĆ ICH PAMIĘCI" OP84S0 nie była zakopana. Swoją drogą tereny dawnego poligonu w Czerwonym Borze muszą kryć jeszcze nie jedną tajemnicę. Do tej pory kojarzyłem go głównie z okresem PRL, tajnym ośrodkiem dowodzenia w razie wojny, czy jednostką do której powoływano w stanie wojennym rezerwistów z Solidarności, co było chyba gorsze niż internowanie. A jak się okazuje historia Czerwonego Boru to także II wojna światowa i miejsce koncentracji polskich wojsk i potyczek z Niemcami.
    Krótki postój wypadł przy keszu  "POMNIK POLEGŁYCH" OP84RU, tuż obok brzydkiego, współczesnego kościoła. Czy dzisiaj nie da się zaprojektować ładnej świątyni?
    Znów las i znów śnieg po kostki. Moja trzecia wizyta w lesie pod Łomżą. Została mi tam ostatnia skrzynka przy trzech pomnikach "Indar14_Zapomniany Giełczyn2" OP13FC. Najpierw trzeba odgarnąć śnieg, potem przebić przez lekką zmarzlinę i już można ryć w poszukiwaniu kesza. Nawet żołędzie znaleźliśmy.
    W końcu dojechaliśmy do Łomży. Chciałem zaliczyć kesza na starym cmentarzu, ale akurat tuż przy skrzynce trwały prace wycinkowe. Była za to okazja by pochodzić po nekropoli. Szczególnie piękne są oczywiście stare nagrobki. Małe dzieła sztuki. Pewnie miło się pod takim leży.


    W końcu zaspokoiłem swoją ciekawość. Okazją był kesz "Przerwa w podróży" OP802X. Zaraz za dworcem PKS są tory, które w tym mieście kończą bieg.. Chciałem zobaczyć jak wygląda to miejsce, które znałem tylko z kolejowej mapy, gdzie w punkcie o nazwie Łomża kończyła się czarna kreska. Nic nie zostało po budynkach dworcowych. Za to zdziwiło mnie, że odbywa się tam ruch. Co prawda tylko towarowy, ale zawsze. 


    W Łomży zaliczyliśmy jeszcze dwie skrzynki. Obie to quizy, ale "Najpopularniejsza Łomżynianka" OP80EM była bardzo intuicyjna, a nad drugą "Port Łomża" OP7648 trzeba było chwilę posiedzieć w domu. A tak w ogóle nie spodziewałem się, że w Łomży port prezentuje się tak okazale. Jest marina, gdzie na zimę wyciągnięto na brzeg wcale nie takie małe łódki. Nad częścią brzegu zrobiono sympatyczne miejsce do spacerów, gdzie można przysiąść na chwilę na ławkach.
    Czas na główną atrakcje wycieczki, czyli forty w Piątnicy. To moja druga wizyta w tym miejscu, ale i tym razem dostarczyła niezapomnianych wrażeń. Zaczęliśmy od skrzynki "Schron strzelniczy" OP863B. Fajnie szło się między wałami w ich zaciszu. Gorzej jak wspięliśmy się na szczyt jednego z nich. Na początku wspomniałem o silnym wietrze i to on szybko nas zgonił z góry. A jest na co popatrzeć. Wspaniały widok na dolinę Narwi i Łomżę.
    Wezwała nas skrzynka "Fort I" OP860R. Keszer profesor50 okeszował co ważniejsze obiekty tego fortu za pomocą multaka. My postanowiliśmy, że oprócz szukania skrzynek będziemy zaglądać we wszelki możliwe dziury, bo może wpadnie coś ciekawego w oko. I tak chodziliśmy sobie po forcie aż znaleźliśmy intrygujące wejście. Miszka długo się nie namyślając wszedł do środka. Chwile pooglądał pomieszczenie, ale nic ciekawego nie zobaczył, wiec ruszyliśmy dalej. Potem okazało się, że był tu finał multaka, a my przecież nie mieliśmy jeszcze żadnego etapu pośredniego. I to na wierzchu, nawet nie zamaskowany.
    Oczywiście najbardziej tajemnicze są zalane korytarze. Pewnie dalej jest czysto, ale z brzegu sporo śmieci się w nich wala. Zerwane klatki schodowe też nie ułatwiają zwiedzania. Ale generalnie jest bezpiecznie. Problem mieliśmy jedynie z etapem 1. Jakoś nie mogliśmy dopasować spoilera do żadnego miejsca i nawet moje wpełznięcie do zasypanego korytarza niewiele pomogło.


    Na Forcie I była jeszcze jedna skrzynka do znalezienia  "Schron na działo armatnie" OP860U. Nie dostarcza wielkich wrażeń odkrywczych, bo jest zamknięty na cztery spusty. Ktoś go użytkuje, a z nasypu wystaje całkiem współczesny komin. Za to kolejny raz dane nam było wspinać się po wałach, by finalnie wrócić wydeptana ścieżką.
    Po drugiej stronie drogi czekał na nas trochę zapomniany kojec, służący do ostrzału przedpola. Na pozostałych fortach jest w miarę czysto, a tutaj wala się sporo śmieci. Jakby nikt nie dbał o to miejsce. Tym razem trochę krótszym korytarzem doszliśmy po skrzynkę "Betonowy kojec" OP8638. Schowana nad samą zerwaną klatką, ale w miarę bezpiecznie. Przez otwory strzelnicze wpada też trochę światła, wiec nie jest tak, że po zgaszeniu latarki nie widać własnego nosa. Zawsze jednak z zadowoleniem witam światło słoneczne przy wyjściu ze schronów. Siedzenie pod ziemią, czy pod tonami betonu to nie jest naturalny stan dla człowieka.


    Skończyliśmy z skrzynkami miejsko - schronowymi, czas na przyrodę. Las między Łomżą a Jedwabnem kryje tragiczne miejsce. W czasie wojny Niemcy dokonali tu trzech masowych egzekucji, a kiedy się wycofywali próbowali spalić dowody zbrodni. Śladem po tych tragicznych wydarzeniach są trzy masowe mogiły i coś w rodzaju kapliczki, gdzie w szklanej gablocie umieszczono odnalezione resztki butów ofiar. Widok mówiący więcej niż tysiąc słów. Zostało jeszcze znalezienie skrzynki, co wydawałoby się niewykonalne w tym śniegu, ale Miszka jakoś dostrzegł pieniek.


    Droga do następnego kesza wiodła jakąś lokalną drogą, chociaż szybciej wyszłoby jechać "krajówką". Moim zdaniem lepiej jednak poznawać nowe dróżki i tym razem się nie zawiodłem bo można było obejrzeć dwór w Janczewie, czy dziwne domki ośrodka wczasowego w Olszynach (coś jak połączenie chatki z Afryki z polskim domem chłopa).
    We wsi Bronowo skończył się asfalt. Droga nie napawała optymizmem, bałem się czy  auto nie zagrzebie się w błocie. Do tego straszyła tablica o zamknięciu mostu. Z drogą jakoś sobie poradziłem, ale przez most który akurat był w remoncie nie miałem odwagi przejechać. Po nim można, jak się okazało przejść, a nawet przejechać. Z tym że potrzebna była terenówka. Całe szczęście do przejścia pozostał mały kawałek. Widok z nad skrzynki "Indar2_Wieża widokowa" OP0D79 jest dość monotonny. Łąki, Narew, parę domów i czasem resztki śniegu. W surowości widoku jest coś wspaniałego.


    Został jeszcze jeden kesz "ted92_droga_do_promu" OP0709. Z mapy wynikało, że ostatni etap może dostarczyć nam również trochę atrakcji terenowych. Tym razem tak źle nie było i poza jedną ogromną kałużą przejazd był łatwy. Z oddali widać już było zniszczony bunkier. Tu także było widać, że zima jeszcze rządzi. Śniegu mało, szaro, buro, ptaków nie słychać. Przyroda jeszcze sobie śpi. W stronę promu, który nie działa i być może kursuje jedynie w czasie lata wiedzie droga. Nawet nie taka zła i może byśmy pojechali, ale stała tablica z regulaminem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ekologiem nie jestem, ale samochodem po parku jeździć nie miałem najmniejszego zamiaru, a kilkukilometrowy spacer z racji zbliżającego się zmierzchu nie wchodził w grę.


    Wycieczka jak zwykle udana, tylko szkoda że po skrzynki trzeba coraz dalej jeździć.

niedziela, 1 lutego 2015

Bunker machen Warszaw

    Jest rok 1915. Niemiecka armia zaczyna budowę umocnień po polsku zwanych Przedmoście Warszawskie. Linia umocnień ciągnie się od Ryni do Józefowa. Dokładnie sto lat później na część schronów zgrupowanych w Józefowie zostaje przypuszczony atak z kierunku wschodniego. Jak do tego doszło, co było tego przyczyną? Częściowe wyjaśnienie wydarzeń ze styczniowego dnia znajdujemy w tajnych aktach człowieka kryjącego się pod kryptonimem Psikiszek.
    A naprawdę było tak. Jak zwykle wczesna porą, czyli o piątej rano melduję się u Szymanqą, czyli połowy duetu polcia&szymaneq. Po drodze zgarniamy keszera crl_ost i w komfortowych warunkach ruszamy na zachód.Pierwszy postój przy keszu "PARK im.MATKI MOJEJ" OP1FD8. Jeszcze nie do końca jasno, a do tego człowiek rozgrzał się w samochodzie, więc nad skrzynką trochę trzęsło z zimna. 
    Pod keszem "Budowniczy Piłsudski" OP85GY spotkaliśmy się z keszerem Rea79 z którym przez jakiś czas wspólnie szukaliśmy skrzynek. A plan był ambitny. Zdobyć dwie geościeżki  jednego dnia. Jedna poświęcona Kolei Jabłonowskiej, druga niemieckim umocnieniom z I wojny światowej.  Z pierwszym projektem nie udało się. Początkowo wszystko szło dobrze. Obejrzeliśmy to co pozostało po kolejce, czyli budynki stacji, przy okazji podejmując kesze. Problem pojawił się przy keszu "Kolej Jabłonowska - Most na Świdrze" OP3760. Były obawy o wysoki poziom wody i niestety się potwierdziły. Kombinowaliśmy jak podejść do skrzynki. Po rurach nie bardzo, bo po wszystkim ubranie można od razu oddać do prania. Nurt był silny, a woda brudna, więc nie wiadomo gdzie ewentualnie nogę postawić. Crl_ost wpadł na pomysł by zejść po drzewku. Na całe szczęście dał się przekonać, że drzewko raczej nie wytrzyma jego ciężaru i mogliśmy keszować dalej. Trochę szkoda, że się nie udało.


    Dużo lepiej poszło ze ścieżką "Bruckenkopf Warschau - Śladami Józefowskich bunkrów". Znaleźliśmy wszystkie skrzynki tej serii. Nie ma co tu opisywać wszystkich schronów. Akurat te okeszowane nie należą do szczególnie dużych. Różny jest ich stan zachowania, natomiast wszystkie które ocalały są niemiłosiernie zaśmiecone. Z kolei część to kupa gruzu, parę betonowych płyt. A są i takie których... nie ma. Może całkowicie zburzone, a może  świetnie zamaskowane gdzieś na prywatnej posesji. I tak gdzieś przy którejś ze skrzynek narodził się tytuł tego wpisu. Z całej serii najbardziej podobał mi się multak "#8,9,10,11 Brückenkopf Warschau - Józefowskie bunkry" OP83EG. Poszczególne etapy są genialne zamaskowane, a i finałowi nic nie brakuje. Najdłużej zeszło nam z etapem gdzie trzeba zejść na poziom -1. Przez trudności ze znalezieniem zwiedziłem nawet poziom -2. Dopiero powtórna wizyta pozwoliła szymanqowi wypatrzyć skrzynkę. 
    Nie można też zapomnieć o finale projektu. Oczywiście najpierw musiałem władować się nie w to miejsce co trzeba. Drugie podejście też początkowo nie wróżyło sukcesu, ale w końcu skrzynkę wypatrzyłem. Schowała się sposobem z komedii slapstikowych. Kto tam był, lub będzie, zrozumie. Całe szczęście dostanie do kesza nie wymaga jakiś szczególnych umiejętności, choć znaczek niebezpieczna początkowo mnie trochę martwił.


    Cała seria bardzo mi się podobała. Skrzynki były schowane na różne sposoby, ale nie przysparzały bólu głowy. Odległość od skrzynki do skrzynki też jest umiarkowana, dzięki czemu geościeżka nadaje się na jednodniowy wypad nawet z dziećmi. W ogóle idea szukania skrzynek w ramach geościeżki bardzo przypadła mi do gustu. Nie trzeba szukać po mapie wszystkich skrzynek związanych z jakimś ciekawym tematem, a mamy je ładnie skatalogowane. Szkoda, że w okolicach Białegostoku nie ma ich zbyt wiele.
    Na keszowanie mieliśmy określony czas. A tak się złożyło, że tego zostało jeszcze bardzo dużo. Zaczęliśmy od "Przy ujściu Mieni" OP0DB1. Naprawdę cudowna okolica. Rzeka ładnie się wije w lesie. Aż trudno uwierzyć, że tuż obok jest wielkie miasto. Przy okazji obmyłem ręce, uwalane sadzą przez wizytę w jednym z bunkrów. Jak na styczeń woda wcale nie taka zimna. 


    Jak zwykle przy sporej ilości keszy, niektóre z nich z czasem umkną z pamięci, a niektóre pozostaną w niej na zawsze. Do takich pozostających z pewnością zalicza się "Falenicka Elektrownia" OP3F11. Sam kesz nie powala, ale co to opisuje to istne cudo architektury przemysłowej. Podoba mi się idea, że zakład produkcyjny ma być nie tylko funkcjonalny, ale też ładny. Może dzisiejsze biurowce i hale po nabraniu patyny czasu też będą zachwycać naszych prawnuków?


    Ciekawy spacer zaliczyliśmy szukając kesza "Faleniccy Żydzi" OP3BA2. Można było choć trochę poczuć klimat małej, podwarszawskiej miejscowości. Uderza głównie spory ruch. Na ulicach przewija się dużo aut i nie ma ciszy charakterystycznej dla miasteczek. Ale wystarczy tylko zejść w boczne uliczki, by wejść w zupełnie inny świat ciszy i spokoju. Po Żydach rzeczywiście nie pozostało zbyt wiele śladów, ale spacer był ciekawy.


    Ciekawym miejscem były okolice kesza "1887 Krzyż" OP81KT. Jeden z wielu w polskim krajobrazie, postawiony na pamiątkę lub by chronić. Podtytuł kesza "Krzyż morowy z 1887 r. w Zagóździu" wprowadza trochę w błąd. Krzyż morowy czyli karawaka powinien mieć dwie belki poprzeczne. Zastanowił mnie natomiast krzyż stojący w głębi zdziczałej łąki, w odległości około 100m. od krzyża opisanego w keszu. Jest niewielki, taki jaki stawia się na grobie w czasie pogrzebu. Pod nim były znicze. Miejsce bardzo tajemnicze.


    Kolejnym miejscem jakie mogę polecić jest "Cmentarz ewangelicki w Aleksandrowie" OP7CBE. Dobrze, że przyjechaliśmy o tej porze roku, bo dzięki temu znaleźliśmy chyba wszystkie nagrobki. Nie ma tu ich zbyt wiele, ale są wspaniałe. Zachwyca kunszt dawnych kamieniarzy, dzięki którym nagrobki mimo, że przewrócone wciąż są czytelne. Cmentarz jest niewielki, więc warto odszukać wszystkie nagrobki, nawet jeżeli nie są potrzebne do zaliczenia tego krótkiego multaka.


    Ostatnim keszem szczególnie wartym zapamiętania jest "Cmentarz - Pomnik zastrzelonych 27 grudnia 1939 r. w Wawrze" OP831P. Kolejny multak, tylko z finałem psującym trochę efekt. Cmentarz, który jest tylko symboliczny wygląda trochę jak wojskowy. Krzyże ustawione w równych rzędach, ale co ciekawe wśród nich jest kilka macew. Na straży tych symbolicznych grobów stoją dwie postacie. Między nimi jest coś w rodzaju ołtarza (pewnie ma swoją nazwę). Wszystko to robi ogromne wrażenie.Naprawdę wspaniałe upamiętnienie ofiar z 1939r.


    Spoglądam na mapę i widzę, że w tamtym rejonie zostało jeszcze sporo skrzynek. Keszując pomyślałem, że to świetne miejsce by w sezonie poszaleć tam z rowerem. Niestety tutejsze kesze będą musiały jeszcze długo poczekać, bo w tym roku pociąg dowiezie mnie co najwyżej do Małkini.