piątek, 6 marca 2015

Po obu stronach Wisły

    Wiadomo jak to jest z keszami. Wokół domu w końcu się kończą, więc pozostaje przystopowanie z zabawą, albo wyjazdy gdzieś dalej. Niestety, albo stety z Białegostoku w miarę tanie połączenie do miejsca ze sporą ilością keszy to kierunek Warszawa. Było to dla mnie miasto obojętne, a dzięki kilku wizytom odkrywam, że da się lubić, chociaż czasem pokazuje i gorsze oblicze.


    Scenariusz ten sam jak i ostatnio. Autobus z samego rana, metrem do centrum i zacząłem "keszozwiedzanie". Jak to zwykle bywa z miejskimi keszami sporo nie dało się znaleźć. Głównie przez ludzi w nieodpowiednim miejscu, czasem kordy mocno zwichrowane, a czasem brak pomysłu na rozgryzienie schowania.
    Wysiadłem pod głównym punktem stolicy, czyli PKiN. To jest dla mnie symbol tego miasta. Nie syrenka, nie starówka, a ten dar byłego bratniego narodu. Mi się podoba, a co ciekawe dał sobie radę w nowych czasach i wcale nie zaginął wśród nowoczesnych wieżowców. Po pierwszych dwóch niepowodzeniach w jego najbliższej okolicy, bardziej łaskawy okazał się kesz "Miejsce masowej egzekucji Polaków" OP84PW. I tu nastąpiło ogromne zdziwienie. Przecież tam przewalają się setki ludzi, a podjąć kesza da się nie zwracając na siebie uwagi. Czytałem logi i nie wierzyłem, a to jednak prawda. Chyba ludzie są zabiegani za swoimi sprawami, a pomnik... był, jest i będzie. Ktoś się nim zainteresował? To nie moja sprawa, pędzę dalej.
    Ulica Chmielna to już zupełnie inna bajka. Kilkaset metrów dalej a już klimat całkiem inny. Ludzie jakby wolniej chodzą, a i zdecydowanie ich mniej. Powiedziałbym nawet, że prawie w ogóle, ale to chyba pora dnia zrobiła, bo było wcześnie i sklepy były jeszcze zamknięte. Dzięki temu podjęcie kesza "Ulica CHMIELNA" OP38D5 nie zajęło mi sporo czasu. 
    Z miejskimi keszami bywa jeden problem. Często nie da się do nich dojść na azymut.  Tak  było w przypadku dwóch keszy "Jeleń" OP1632 i "Pałac Brzozowskich" OP2D5E. Trzeba było wyłączyć kompas i iść przy pomocy mapy. Pałac choć trochę odrapany i wyglądający na opuszczony (tak jednak nie jest), to wciśnięty między inne budynki wygląda intrygująco. Tylko patrzeć jak pod same drzwi zajedzie powóz z którego wysiądzie dżentelmen w cylindrze. Jeszcze ciekawszy był jeleń który ukrył się w jednym z podwórek. Nawet bym nie pomyślał, że takie coś można znaleźć w Warszawie, żywcem wyjęte z jakiejś siedziby nadleśnictwa.


    Na placu Trzech Krzyży jakieś szaleństwo komunikacyjne. Pędząca kolumna notabli, zaraz potem pojawiła się drogówka i zatrzymała się tuż obok kesza "Kościół św. Aleksandra" OP7847. Znowu pech, ale nie, szybko się naradzili i przejechali na drugą stronę kościoła. Niestety do wnętrza nie zajrzałem bo akurat trwała msza. Samo dojście do placu nie nastrajało optymistycznie. Beton z prawej, beton z lewej i z przodu. I gdyby to były jeszcze piękne kamienice. 


    Czas wyrwać się z ulic i wkroczyć na bardziej przyjazne tereny. Szybko poszło ze skrzynką "Dom Loży Masońskiej" OP2185. Przy kolejnej "Schody Odeskie" OP2382 ktoś się kręcił i myślałem, że z szukania nici. Na całe szczęście to był inny keszer, który skrzynkę miał już w ręku, więc ją przejąłem i pozostało mi tylko ja schować. Same schody na zdjęciach są jakby większe, ale i tak na żywo prezentują się wspaniale. Szczególnie widok z ich szczytu. Uwielbiam kiedy w mieście są otwarte przestrzenie. Pod schodami zrobiłem sobie dłuższą przerwę na kanapki i herbatę i posilony ruszyłem dalej.


    Zahaczyłem o skrzynkę "Elizeum" OP311F i przy okazji popatrzyłem na wystawę plenerową Muzeum Wojska Polskiego. Kolejny kesz "Gazownia na Powiślu" OP2FC3 wydawał mi się tylko punktem do statystyk. Myliłem się jednak. Może resztki zbiorników na gaz nie wyglądają zbyt imponująco w otoczeniu gierkowskich bloków, ale od czego jest wyobraźnia. Jakby to wyglądało dzisiaj? I myśl psychopaty: a jakby to dziś wybuchło?
    Pod mostem Poniatowskiego wypożyczyłem rower i przejechałem na drugi brzeg Wisły. Pierwsza w tym roku, choć trochę krótka przejażdżka rowerem z wypożyczalni. Zostawiłem go pod Stadionem Narodowym, który mnie zdziwił z braku kesza. Sporo czasu spędziłem w Parku Skaryszewskim. Wydaje się trochę opustoszały, ale to tylko złudzenia. Idziesz, niby pusto, dochodzisz w miejsce kesza, a tu na ławce ktoś przesiaduje i nie wygląda by miał się w najbliższym czasie ruszyć. Zdobyłem co mogłem, aż w końcu pomógł mi trochę grad, a potem  śnieg. Przy skrzynce "Kamionkowskie błonia elekcyjne" OP6E48 w ciągu minuty zrobiło się biało i pusto. Pogoda mnie tego dnia jeszcze zaskoczyła. Raz słońce, raz śnieg, jak to w marcu. Mogłem spróbować tych keszy w parku, których wcześniej nie dałem rady, ale mokra pulpa jakoś zniechęciła mnie do bobrowania w dziuplach i innych zakamarkach.


    Trochę naokoło dotarłem do mostu Syreny, a lepiej powiedzieć do tego co z niego zostało, bo w tym miejscu jest teraz nowy. Dwa filary wydały mi się trochę małe, jak na most wiślany, ale doczytałem że w założeniu to była tymczasowa przeprawa saperska. Niby dwa kloce betonu, a prezentują się całkiem ładnie na tle mostu Świętokrzyskiego.


    Stara Praga nie okazała się dla mnie łaskawa. Znów się rozpadało, a ja bardziej skupiłem się na szukaniu miejsca gdzie można trochę się schować. Chwilę wcześniej udało mi się tylko podjąć kesza "Remiza Strażacka" OP1DAE. Port Praski ogrodzony i coś tam budują. Kamienice które powinny nadawać charakter tej dzielnicy mocno zaniedbane. Prawdę mówiąc trochę się obawiałem
samotnych spacerów po tej dzielnicy. Może dobrze trafiłem, a może opowieści o gorszych dzielnicach w Polsce są zawsze mocno przesadzone?


    Koło zoo spotkałem dziwne zwierzę. Groźne niesłychanie i krzywo patrzące na poszukiwanie kesza  "Żyrafa" OP2401. Nie wiem czy jej matka na jakiegoś smoka się nie zapatrzyła, bo ryj ciut podobny.


    Krótki spacer brzegiem Wisły zaowocował znalezieniem skrzynki "Park linowy" OP261D. W końcu dotarłem do kesza "Fort Śliwickiego - fabryka podróbek" OP182B. Jedyny problem to wejście do środka. Szedłem dookoła sprawdzając wszystkie drzwi i okna by finalnie znaleźć jedyne wejście prawie w punkcie z którego rozpocząłem okrążenie. Ciekawe jakie skarby kryją się na wyższym poziomie. Jedyną opcją jest zwiedzenie piwnic. W środku nie zostało zbyt wiele z dawnego wyposażenia. Trochę starych lamp, kable elektryczne, drzwi, z dwie zdezelowane szafy. Największą atrakcją są jednak podróbki które masowo tu produkowano. Jedna z podłóg sal jest wręcz usłana buteleczkami perfum, etykietami do nich, a także do zagranicznych trunków. Parę butelek jakiegoś koniaku nawet się uchowało. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że były to tereny milicyjne. 


    Zaczęło już się ściemniać, więc nadeszła pora by niepostrzeżenie wejść na most Gdański. Chciałem z prawego brzegu, ale wydało mi się to zbyt brudzące, a ciuchów na zmianę brak. Od drugiej strony wejście jest bezproblemowe. Wcześniej ledwo już chodziłem zmęczony całodziennym spacerem po mieście. Jednak na kładce technicznej pojawiła się adrenalina i nogi wręcz same niosły. W dole szumiała Wisła, wcale nie uspakajając, a wręcz dająca do myślenia co by się stało jakby jeden z elementów przejścia okazał się mocno skorodowany. Najfajniej było kiedy górą przejeżdżały pociągi. Lekko drżała konstrukcji, choć hałas nie taki wielki jak się spodziewałem. Szkoda tylko, że nie trafiłem na porządny, długi towarowy. Skrzynka raczej bezpieczna,  chociaż trochę się bałem czy nie jest pod jakimś specjalnym nadzorem w związku z niedawnym pożarem Łazienkowskiego.


    Kolejna wycieczka do Warszawy za mną. Idzie wiosna, więc może czas odwiedzić jakieś stołeczne lasy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz