niedziela, 12 kwietnia 2015

Sobotnie, leniwe popołudnie

    Trochę mi się w robocie pozmieniało i powróciłem do pracy także nocną porą. Zazwyczaj jest tak, że potem odsypiam do południa, a resztę dnia snuję się niczym zombie, ale jak poczułem prawdziwą wiosnę nie mogłem sobie odpuścić przyjemności chociaż krótkiego wypadu za miasto. Przed południem pojechałem zmienić opony na letnie, czyli zimy już nie będzie. A po obiedzie wsiadłem na rower i zapuściłem się w bliskie okolice na południe od Białegostoku. Niezbyt często tam bywam, a to z powodu braku lasów.
    Raz, dwa i byłem już w Sobolewie. Na straszą zabudowę gospodarczą nie ma co liczyć, bo to jednak wieś podmiejska i na działkach można obejrzeć sobie współczesne budownictwo, ewentualnie z ery Gierka. W Sobolewie był kiedyś majątek, ale niewiele z niego zostało. Nawet dawny park, obecnie zdziczały to bardziej zagajnik i nie widać tam wiekowych drzew. Ładnie prezentują się za to aleje biegnące w stronę stawów dojlidzkich. Oby cieszyły oko jak najdłużej.


    Za Sobolewem jest niewielki las, ale i tak zmyliłem w nim drogę. Coś mi nie pasowało, zbyt długo jechałem na południe. Tym razem nie wziąłem mapy, ale miałem GPS więc szybko wróciłem do odpowiedniej drogi w kierunku Kurian. We wsi częściowo zachowały się kocie łby, co w bliskich okolicach Białegostoku wcale takie częste nie jest. Natknąłem się też na  naturalnych rozmiarów figurę św. Nepomucena pod miejscową murowaną kaplicą. Trochę się zdziwiłem skąd ten święty od powodzi w miejscowości, gdzie największy ciek to jakiś mikry strumyk. Jak zwykle warto doczytać i okazuje się, że święty chroni też przed suszami.


    Z Kurian skręciłem w stronę Białostoczku. Do wsi wiedzie wąska droga z gęsto zasadzonymi drzewami tworzącymi piękna aleję. Wieś nosi ślady przedwojennego majątku, ale największe piętno odcisnął na niej powojenny zakład POM (Państwowy Ośrodek Maszynowy).  Zaraz na początku, po lewej jest budynek wyglądający na murowany dworek. Czasem można spotkać informacje, że to siedziba właściciela majątku, a w rzeczywistości to powojenny budynek biurowy. Pozostałości dworu znajdują się w głębi po prawej, za szkołą. Niestety jest on tak przebudowany, że nawet nie znalazł się w rejestrze zabytków. Najciekawsze są pamiątki po POM-ie. Przy wjeździe coś a'la rzeźba nowoczesna z nazwą zakładu, w głębi jakaś stary ceglany budynek gospodarczy. Znalazł się nawet napis wycięty z blachy. Niestety końcówka jest mocno powyginana.


   Do Białostoczku prowadzą tylko dwie drogi. Jedną przyjechałem, więc drugą wyjechałem. Prowadzi do wsi Halickie, gdzie znów natknąłem się na kocie łby. Normalnie kumulacja. Z Halickimi sąsiaduje wieś Bogdaniec. To był mój główny cel wycieczki, bo chciałem zobaczyć tutejszy zespół dworski. Ze znalezieniem nie było problemu, bo leży przy głównej drodze. Niestety otacza go mur wysoki na ponad dwa metry. Z pewnej odległości można obejrzeć sobie sam dwór, swoją drogą bardzo ładny. Jest też ponoć zabytkowy spichrz, ale nie mogłem go dojrzeć.


    Z Bogdańca pomknąłem wprost do Białegostoku. A tutaj w związku z piękna pogodą na ścieżkach rowerowych ruch jak na furmańskiej ulicy. Przed wyjazdem pamiętałem jeszcze by podjechać pod jedna skrzynkę i sprawdzić ewentualne dwie miejscówki. I chyba ten ruch tak mnie rozproszył, że tylko pokręciłem się wieczorem po mieście i zjechałem do domu.