czwartek, 29 października 2015

Kolorowa Suwalszczyzna

    Ten październikowy wyjazd chciałem koniecznie zaliczyć. Odwiedziłem już kiedyś Suwalszczyznę jesienią i chciałem tam wrócić jeszcze raz. Natura kolorując drzewa stworzyła wspaniały spektakl którego żal mi było przegapić.Tak się zdarzyło, że jeździłem w tamtą stronę dwa razy, ale wyszło to na plus, bo w czasie drugiego wyjazdu ładnie przyświecało słońce.
    Za pierwszym razem keszowanie zacząłem od skrzynki przy której byłem już dwa razy. Mowa o "Folwark Netta" OP4107. W 2011r. szukanie po nocy i we mgle zakończyło się przegonieniem przez gospodarzy, w 2013r. też nie było lepiej, chociaż przynajmniej obeszło się bez kontaktu z właścicielami. Jak to mówią do trzech razy sztuka i postanowiłem znów zajrzeć w to miejsce. Opłaciło się, bo w końcu keszyna wpadła w ręce. A miejsce jest dość ciekawe. Chyba dalej na terenie prywatnym, ale nikomu nie wchodzimy w paradę. Zastanawia natomiast krótka aleja w której ukryta jest paczka. Urywa się nagle tak jak się zaczyna. Może to pozostałość po starej drodze?
    Do Augustowa dotarłem w czasie gdy miasto zaczynało budzić się do życia. A w zasadzie w czasie gdy uczniowie sunęli na ósmą do szkoły. Zacząłem od kesza "Amfiteatr Muszla" OP899W. Nie było tu nikogo więc z podjęciem nie było problemów. A że amfiteatr jest prawie nad samym jeziorem, żal było nie podejść na jego brzeg. Niestety wejście na pomosty było zamknięte, a i jezioro lekko osnute przez mgłę robiło jakieś smutne wrażenie.
    Potem przyszła kolej na kesza  "SGO Narew" OP4CB4. Przez długi czas był niedostępny, więc musiałem skorzystać z okazji i podjąć skrzynkę przy polskim bunkrze. Schron należał do systemu wspierającego SGO Narew miedzy Ostrołęka a Augustowem, a że niewiele ich powstało, a jeszcze mniej przetrwało, ten to prawdziwy unikat. 
    Kolejny kez "gazebo - "Pomnik Żołnierzy Wyklętych" OP89K8 uważałem za punkt do statystyk. Pomnik już kiedyś odwiedziłem, więc chciałem tylko się wpisać i uciekać. Tymczasem po drugiej stronie kanału rozpoczęło się akurat wyciąganie statku wycieczkowego. Niesamowity widok gdy spora łódź podwieszona na linach wyłania się z wody. Przy okazji w międzyczasie przepłynęła jakaś barka, zdecydowanie nie turystyczna. 


   Kesz "gazebo - "Geometryczny środek m. Augustów" OP89M3 to byłaby zwykła skrzynka bez historii, zagrzebana pod pieńkiem w lesie. Ale wyznaczenie geometrycznego środka dość osobliwe. Keszerzy co i raz zaskakują mnie swoimi pomysłami.
    Poranek i jesień pozwoliła mi wpisać się do skrzynki "Tron papieski" OP4C1A. Kiedyś byłem tu w środku lata i nie było szans na podjęcie. Tym razem pustki i trochę melancholijny nastrój. Zamglone jezioro, a w niewielkiej marinie już tylko kilka łodzi. Całości dopełnia opustoszały po sezonie ośrodek wypoczynkowy, choć trzeba przyznać, że ładny. Jeszcze przedwojenny w stylu modernistycznym.
    Opuściłem Augustów i pojechałem w stronę Raczek. W tej niewielkiej mieścinie  niezmiennie zachwyca mnie tamtejszy rynek. Niewielki i nierówno brukowany kocimi łbami. Stoją przy niej lekko zaniedbane kamieniczki. Prawie bez scenografii mógłby grać w filmie jako przedwojenne miasteczko gdzieś na kresach. 


    Kawałek dalej jest ciekawy kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Ładna, prosta bryła i ciekawe wnętrze bez zbytniego nagromadzenia zdobień. Przy rynku jak i przy kościele są kesze "Raczki - ratusz i brukowany rynek" OP83WA i "Raczki - kaplica" OP83W9.
    Niestety musiałem skończyć tu wycieczkę bo od rana źle się czułem i już w Raczkach ledwo żyłem. Nie było sensu się męczyć i resztę wyjazdu postanowiłem przenieść na inny dzień. Okazja nadarzyła się już tydzień później. Znów zahaczyłem o Augustów, tym razem by odnaleźć miejsca do kesza "Back to the FUTURE" OP89A1, czyli znanej zabawy w porównywanie miejsc na starych fotografiach z dniem dzisiejszym.
    Z Augustowa prosto do Suwałk i tu podobna zabawa jak w Augustowie, tylko tym razem skrzynka zwie się inaczej bo "Dawno temu na dzikim wschodzie - Suwałki - OT07" OP4DE8. A pomiędzy pykaniem fotek wpadły dwa tradycyjne kesze. Jeden przy ratuszu, który na ratusz prawie nie wygląda. Prawie, bo jedna z kamienic ma odpowiednią wieżę, ale ratusz kojarzy mi się raczej z budynkiem wolnostojącym, a nie jednym z szeregu. Sam kesz "Ratusz miejski" OP8AXS rewelacja i choć patent znany, to cieszy że ktoś w centrum miasta umieszcza coś więcej niż mikrus pod parapetem. Drugi z kolei przy kolei. Mówiąc ściślej przed dworcem PKP. Jajko niespodzianka zagrzebana w ziemi i oto jest "Dworzec kolejowy" OP3F63. Ja tam nie narzekam, bo naprawdę potrzeba wiele bym skrzynkę źle wspominał. A tak znów była okazja pojawić się na suwalskim dworcu.  Niestety jest zamknięty na głucho, a w oknie przyklejona jest smutna kartka o możliwości wynajęcia czy kupna. Kiedyś można było stąd dostać się na Litwę, dziś pozostaje jedynie połączenie w kierunku Białegostoku. Dobrze, że na stacji stało chociaż trochę wagonów towarowych, przez co ta nie wygląda na całkowicie umarłą. 
    Zaraz po opuszczeniu Suwałk zaczęły się piękne krajobrazy. Droga to wznosiła się, to opadała, wijąc się zakrętami. W ten sposób dojechałem do Nowej Wsi gdzie jest kesz "Największy termometr kapilarny" OP6E49. Niby wejście płatne, ale w jesienny, poniedziałkowy poranek chyba nie spodziewali się turystów, więc wszedłem przez otwartą bramę i nie spotykając żywej duszy podjąłem skrzynkę. Termometr widziałem kiedyś w TV i wydawał się większy, ale i tak zrobił wrażenie. Tuz obok jest wieża widokowa na którą nie omieszkałem wejść. Mamy z niej szeroki widok, ale to jeszcze nie to co może zaoferować Suwalszczyzna.


    Może więc kolejny punkt widokowy z keszem "NIEZAPOMNIANY WIDOK" OP4CE9? Niestety też nie obejrzymy tu rozległej panoramy, a to z braku wieży. Zostały po niej jedynie fundamenty. Ale i tak miejsce jest przecudne. Na samym skraju dość stromej skarpy, a żeby do niego dojść trzeba przejść się kilka minut lasem. 
    Jako, że człek nie samymi keszami żyje, czas było na drugie śniadanie. Trzeba tylko poszukać wiaty. Okazja nadarzyła się w Kaletniku. Słońce ładnie przygrzewało, w dole miałem jezioro, a tylko trochę się odwracając fajny widok na wioskę z wyróżniającymi się wieżami kościoła. 


    Kolejny kesz był z serii: keszer pokarze ci miejsce o którym nie znajdziesz słowa w przewodniku. Tym razem było to zaproszenie do obejrzenia cudownego źródełka i przy okazji znalezienia skrzynki "Uzdrawiające źródełko w Becejłach" OP83RE. Ciekawe miejsce, bo by dostać się na miejsce trzeba iść niezbyt wielkim jarem, tonącym pod grubą pierzyną złotych liści. Niestety samo źródełko wyschło, więc nie było okazji spróbować wody. Z keszem też szło opornie. Opis dość precyzyjny, a mi pomyliły się strony i spędziłem tu kilka dobrych minut.
    W końcu dotarłem do porządnego punktu widokowego skąd miałem widok na parę kilometrów wokoło. Mowa o wieży widokowej w Baranowie. Samo wzniesienie góruje nad okolicą a i wieża na jego szczycie jest z tych większych. Ochoczo wlazłem na górę i nie wiedziałem w którą stronę patrzeć. Gdzie nie spojrzeć tam piękniej. Kolorowe drzewa współgrające ze słońcem które to chowało się, to wychodziło zza chmur stworzyły wspaniały spektakl.  Byłem tak zachwycony, że nawet silny wiatr niespecjalnie mi przeszkadzał. Warto było tu zajrzeć,a na dokładkę jest jeszcze kesz "Widok z Baranowa" OP830B.


    Kolejny postój również wypadł w wspaniałym miejscu. Na obrzeżach wsi Smolniki, gdzie Wajda kręcił sceny przemarszu wojsk napoleońskich w "Panu Tadeuszu". Część tutejszych keszy jest już na mym koncie, ale pojawiły się nowe. Pierwszy z nich "Czop po odwiercie nad Jacznem" OP83TM wydawał i się łatwizną. Ot, przejść się kawałek lasem. O ja naiwny. Po zejściu ze skarpy wszedłem na mocno podmokłe tereny. Musiałem szukać drogi między niewielkimi rozlewiskami i strumykami. Na szczęście te ostatnie były na tyle niewielkie, że dało się je przeskoczyć. Sam czop zaskoczył mnie, bo spodziewałem się czegoś jak studzienki rewizyjnej różnorakich sieci, a tymczasem to spory metalowy grzybek. Ale największym zdziwieniem okazał się sznurek tuż obok. Ktoś twardo ogrodził swoją działkę, mimo że te tereny to tylko podmokły las. W ogóle na Suwalszczyźnie zauważyłem ogromną miłość do grodzenia. Rozumiem pole pastuchem by krowy się nie rozłaziły, rozumiem obejście by kury nie wyłaziły na drogę, ale zabagniony las? Co karaj to obyczaj.


    Nie chcąc wchodzić gospodarzowi w oczy drogę do kesza "Najpiękniejszy widok na Suwalszczyźnie" OP8B4T wybrałem przez las. Tylko kawałek wypadł przez łąkę, ale tu byłem osłonięty przez pagórek. Tak jak mówi tytuł widok tu naprawdę wspaniały. Ale czy najpiękniejszy? Moim zdaniem Suwalszczyzna ma kilka miejsc którym można przyznać równorzędną pierwszą nagrodę. Nie da się wybrać tego naj.
    Zapakowałem się w auto i dalej na podbój okolic. Zatrzymałem się przy keszu "Stary młyn w Udziejku" OP474A. Wysiadłem z auta, rozglądam się po okolicy, a tu nagle zza zakrętu wyłania się lokals. Wyraźnie podchmielony postanawia zawrzeć znajomość. Niestety z tych strasznie namolnych, próbuje mi przekazać miejscowe historie. Aż w końcu zaczepia o temat czy nie podrzuciłbym go dwa kilometry do domu, co też czynię. Przyznam, że nie zrobiłem tego z dobrego serca, ale nadarzyła się świetna okazja by w parę minut pozbyć się natręta i wrócić do szukania  skrzynki. Po udanej akcji przyszedł czas na obejrzenie młyna. Ładnie odnowiony, ale największą siłą jest jego malownicze położenie. Obok przebiega niewielka droga, rzeczka cichutko szumi, a na drugim brzegu niewielka ruina dawnego gospodarstwa. Niezwykle sielski obrazek.


    Tak się złożyło, że kolejny kesz też poświęcony był młynowi. Schowany od niego o jakieś 200m. ale w pięknym miejscu. Przy niewielkiej kapliczce, z dwóch stron był  widok na dwa niewielkie jeziora. Już sama droga do skrzynki pięknie się wije przy jednym z nich. Oczywiście poszedłem obejrzeć i sam młyn. Ten akurat jest trochę zaniedbany i do tego za płotem. Lekko koślawy wydał się idealnym miejsce mieszkania jakiejś czarownicy.  


    Chwila postoju przy keszu "Ewangelicki cmentarz w Łopuchowie" OP6E67. Tutejsze cmentarze ewangelickie są raczej zaniedbane. Mocno zarośnięte z resztkami muru wyznaczającymi ich granice. 
    Kolejny tego dnia czop po odwiercie ze skrzynką "Czop po odwiercie z lat 70. #1" OP6F04. Całe szczęście, że już zboże dawno zebrane. Tutaj z kolei odwiert zabezpiecza coś jak studnia. Ot taka ciekawostka na krótką przerwę w podróży.
    Mniej szczęścia miałem przy  "Park linowy "Twierdza Jaćwingów" OP6E65. Na miejsce przemknąłem lasem i wylądowałem prawie pod samymi linami. Pokręciłem się kilka minut, bo kordy tu szalały i w tym czasie nadjechali pracownicy, którzy chyba zwijali interes. Nie chcąc tłumaczyć się co tu robię wolałem odpuścić szukanie.
    Zostało mi niewiele keszy, a pora była dość wczesna. Postanowiłem cofnąć się trochę po kesza "Zapomniane ruinki koło Cisówka" OP83SX. Miałem go w GPS, ale raczej nie nastawiałem się że znajdę czas by tam dotrzeć. Do tego opis zapowiadający przygodę, ale i możliwe trudności w przedzieraniu się przez suwalskie lasy. Szedłem więc przez ten las na azymut, modląc się by nie wyjść na jakieś bagienko. Ale wyszedłem na porządną drogę leśną. Mniej więcej w moim kierunku więc się jej trzymałem i pewnym momencie natknąłem się na jakąś starą, prawie zapomnianą, która też prowadziła w odpowiednią stronę. I tak wyszedłem na skrzynkę. Okazało się że to prawie spacer po parku. Dziś z gospodarstwa nie pozostało zbyt wiele. Kilka kamiennych fundamentów prawie nad brzegiem jeziora Hańcza. Pewnie ciężko było tu gospodarzyć, ale miejsce do mieszkania z pewnością przepiękne. Przed ruinami zdziwiła mnie piwniczka. Wstawione nowe drzwi, pomyślałem że to może siedziba bimbrownika. Zajrzałem do środka, ale było całkowicie pusto, ale i bardzo czysto. Ciekawe kto i po co ją użytkuje?


    Kolejny kesz  "Góra Zamkowa" OP4E5D i znów czekała mnie krótka wspinaczka. Całe szczęście, że tutejsze górki nie są straszliwie wysokie i można skrócić sobie drogę włażąc prosto po stoku. Tylko trzeba uważać na mokre kłody pod grubą warstwą liści. Śliskie jak lód i przez nie raz wylądowałem na ziemi. Na szczycie czekał na mnie punkt geodezyjny, skrzynka i jak to tutaj bywa, świetny widok. Wracając do auta chyba uratowałem życie zającowi. Gonił go pies, zając obiegł mnie łukiem, a pies trochę się zdziwił i nie mógł się zdecydować czy okrążyć mnie z lewej czy prawej. W końcu się zdecydował i pobiegł dalej, ale zając zyskał dzięki temu trochę na czasie.


    Przy kolejnym prawie zapomnianym cmentarzy poszło sprawnie ze skrzynką " Cmentarz ewangelicki w Sidorówce" OP86K1 i mogłem jechać do ostatniego czopu tego dnia z keszem "Czop po odwiercie z lat 70. #2 - odwiert Szurpiły" OP6F24. Myślałem że jest gdzieś obok, ale nie znalazłem. Ten czop ma formę studzienki przykrytej dwiema klapami. Z ciekawości sprawdziłem czy da się otworzyć i owszem. Nic specjalnie ciekawego. Na dnie z ziemi wystaje jakaś rura. Ale co to, czyżby między kamieniami wygląda jakieś plastikowe pudełko? Wygląda jak kesz więc chyżo do dziury i jak się okazało skrzynka wpadła w moje ręce. Potem przyszło otrzeźwienie, bo jak ja stąd wyjdę? Nie było gdzie nogi zaczepić i po paru próbach i lądowaniu z powrotem na dnie czas było zacząć kombinować. Z kilku kamieni utworzyłem sobie podest, znalazł się tam też jakiś stary przewód z którego zrobiłem pętelkę na nogę i dzięki tej improwizacji wyszedłem na powierzchnię. Trzeba przyznać że miałem więcej szczęścia niż rozumu. Ale jak to po takich akcjach bywa, zadowolenie było ogromne.
    Czekała mnie jeszcze jedna skrzynka "Starowierski cmentarz w Wodziłkach" OP8B38. Spodziewałem się szybkiej akcji, a tymczasem spędziłem tu sporo czasu, a to przez kordy które z racji miejsca trochę latały, no i spoilera też jakoś nie mogłem dopasować do okolicy. W końcu się udało i co cieszy najbardziej FTF wpadł. Była też okazja obejrzeć cmentarz. Groby opisane cyrylicą, a na niektórych zdjęcia zmarłych. Wszyscy mężczyźni   z porządnymi brodami i jak odniosłem wrażenie dość surowym obliczem. Co nie powinno dziwić, bo i życie starowierca jest surowe.


    Słońce chyliło se ku zachodowi, więc czas było wracać do domu. Szkodą, że już było po zmianie czasu i zmierzch zapadał tak szybko. Chciałoby się  pobyć tu jeszcze dłużej, ale cóż, nie na wszystko mamy wpływ.

środa, 21 października 2015

Na puszczańskich ścieżkach

    Oj zebrało mi się tych parę wyjazdów po kesze. Jakoś nie było czasu na bieżące sprawozdania, ale powoli nadrobię. Tym razem parę słów o wyjeździe do Puszczy Białowieskiej razem z MiszkaWu jaki urządziliśmy pod koniec sierpnia. Zuber ukrył tam kilka keszy, a że na piechotę za daleko, samochodem nie można (na szczęście), został rower. No może nie do końca, bo auto tez się przydało do przewozu roweru w miejsca startowe.
    Zaczęliśmy jednak typowo samochodowo. Podjechaliśmy pod kesza "Zapomniany Żołnierz" OP8B43. W lasach białowieskich i okolicach jest trochę miejsc pamięci o żołnierzach Armii Czerwonej. Z wiadomych względów stoją sobie do dziś, ale nikt tu już nie spędza dzieci by czciły "wyzwolicieli" i jedynie miejscowi trochę uprzątną teren, bo jakoś tak jest, że jak ktoś nie był zbrodniarzem to niech sobie leży. To miejsce to w ogóle mała historia Polski w pigułce. Trochę za obeliskiem dla żołnierza radzieckiego są schowane mogiły właścicieli dworu w Jodłówce stojącego do dziś kilkaset metrów dalej. Oprócz tego mogiły żołnierzy polskich NN z września 1939r. Takie bezimienne mogiły są dla mnie najbardziej przejmujące. W archiwach wojskowych taki żołnierz figuruje jako zaginiony, gdzieś może rodzina postawiła symboliczny nagrobek, a wojak leży sobie pod szumiącymi drzewami puszczy.


    Wracając do pobliskiego dworku to podjechaliśmy i tam. Zabytkowy budynek prezentuje się wspaniale. Dwór stojący w swoim oryginalnym miejscu, a nie gdzieś w skansenie. Niestety trochę zaniedbany. W jednym miejscu na dachu robi się siodełko i boje się, że bez pilnego remontu po ostrej, śnieżniej zimie w dachu zrobi się dziura. A jak miałem okazję zaobserwować w kilku miejscach, po zniszczeniu dachu reszta rozpada się w ekspresowym tempie. Tymczasem ktoś obok ustawił ule i na samą myśl o tamtejszym miodzie pociekła mi ślinka. 


    Przy kolejnym keszu  "Rezerwat Czechy Orlańskie" OP8BCA najlepsze są dwie cysterny. Oczywiście zaraz się rodzi podejrzenie, że wcale tam wody nie trzymają, ale osławionego "ducha puszczy". Na obrzeżach tego rezerwatu jest szkółka leśna, gdzie można kupić sadzonki drzew. Prawdziwy hurt, bo jednostką miary są tysiące.


    Czas w końcu przesiąść się na rowery. Dobrym miejscem jest Topiło, mała osada w sercu puszczy. Okazało się że w moim rowerze było słabe ciśnienie w tylnym kole. Dopompowanie niewiele pomogło, ale i powietrze nie schodziło poniżej pewnego poziomu. Postanowiłem się wstrzymać ze zmianą dętki i w ten sposób cały wyjazd przejeździłem na lekko miękkiej oponie.
    W Topile podjęliśmy kesza "Ty-3811" OP8BCG przy parowozie kolejki wąskotorowej. Ładny, nieduży zabytek techniki. Obejrzany, ale czas na nas, bo las czeka. Najpierw prosto jak po sznurku na południe do kesza "Rezerwat Starzyna" OP8BCH. Warto tu wspomnieć o puszczańskich drogach. Jazda po takich to marzenie. Teren jest w miarę płaski. Leśne szutry są twarde, więc odpadają tak częste w lasach luźne piaski. No i wyboi niewiele. A że drogi w dużym procencie biegną po liniach prostych, trudno się zgubić. 


    W drodze po kesza "Rezerwat Sitki" OP8BCJ trochę zdziwiły mnie zabudowania. Nie do końca odrobiłem prace domową i nie wiedziałem że będziemy mijać jakąś leśniczówkę czy gajówkę. Naprawdę daleko od cywilizacji, prawdziwy koniec świata.
    Chyba nie ma sensu opisywać każdego kesza. Najlepsze w nich jest że są wspaniałym pretekstem do wypadu rowerowego. Spotkałem się z opiniami że las jest monotonny. Drzewa i drzewa. Co za bluźnierstwo. Widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie, ślady zwierząt, czasem nawet któregoś da się zobaczyć, a najlepsze kiedy las się z nami bawi i w oddali widzimy jakiegoś zwierza, postać, budynek, tunel a w rzeczywistości to drzewa i krzaki stwarzają złudzenia.
    Myślę że warto jednak wspomnieć o niektórych skrzynkach. "Rezerwat Nieznanowo" OP87ZAto był ciekawy spacer. Tak, bo od polany do kesza rowerem raczej jechać się nie da. Co kilkanaście metrów w poprzek drogi leżą zwalone drzewa. Istny bieg przez płotki, a rowerów przecież nie mogliśmy zostawić, jeszcze ktoś ukradnie. 


    Pochwaliłem poprzednio leśne dróżki, ale od reguły zawsze muszą być wyjątki. Do kesza "Most na Leśnej" OP87ZC  podjechaliśmy korzystając ze ścieżki przy torach wąskotorówki. Ścieżka idzie tuż przy torach, albo między nimi i jazda po podkładach powoduje zmęczenie nadgarstków, że o pobolewaniu innej części ciała nie wspomnę. Po drodze natknęliśmy się też na krzyż Lidii i Konstantego z intrygującym memento "I odpuść nam nasze winy...". Po doczytaniu w domu okazało się że symboliczny grób małżeństwa zamordowanego przez Niemców w czasie II wojny światowej. A dowiedziałem się tego z Encyklopedii Puszczy Białowieskiej. Polecam tą stronę bo to prawdziwy skarb wiedzy o puszczy.


    Powoli czas było zjeżdżać na nocleg. Jeszcze krótka wizyta w Białowieży. Kiedy ja się w końcu wybiorę do tamtejszego muzeum? Za to na stacji Białowieża Towarowa czekała nas mała niespodzianka. Dosłownie mała, bo drezyny zrobionej z fiacika jeszcze nie widziałem. Śmiesznie wygląda przy parowozie. 


    Dojechaliśmy do Narewki, gdzie na pobliskim polu biwakowym rozłożyliśmy się z obozem. Nocuję tam chyba już po raz trzeci. Są wiaty, jest kominek gdzie rozpaliliśmy i nawet drzewo specjalnie do paleniska. W górze świeciły gwiazdy, po pobliskiej szosie śmigały wozy straży pożarnej gdzieś do wielkiego pożaru, a my przy piwku i kolacji urządziliśmy długie Polaków rozmowy.
    Pobudka wypadła dość wcześnie, coś na ząb i dalej w trasę. Ten dzień to dla mnie w dużej mierze rajd po keszach które mam zaliczone. Dziwnie zrobiło się przy skrzynce "ted177 uroczysko Zamczysko" OP10C9. Jakoś strasznie tu ponuro mimo słonecznego poranka i znów jak trzy lata temu pogubiły mi się kierunki świata, chociaż zazwyczaj nie mam z tym problemu. I to żeby jeszcze gdzieś w głębokim lesie, a tymczasem tylko ok.100m. od drogi. Musi tam mieszkać jakieś licho.
   Przy keszu "Dąbrowa w Budach" OP88A5 przywitały nas dziwne, niepokojące dźwięki. Okazało się, że jedno z drzew w którym jest kapliczka kołysząc się, po prostu skrzypi. Ma się wrażenie, że już lada chwila drzewo runie, a to jakoś sobie trwa. Jakie tam naprężenia muszą działać? Siła natury jest niepojęta.


    Zostawiliśmy auto we wsi wspomnianej w tytule poprzedniego kesza i znów rowerami ruszyliśmy w puszczę. Na pierwszy ogień poszedł kesz "Tomaszowa Droga" OP88C9. Rzeczywiście jest droga, tylko trochę zapomniana. Czasami przechodzi wręcz w pojedynczą ścieżkę.  Przy keszu znów była okazja by przekonać się jakie spustoszenia uczyniła susza tego lata. Odrobina błota na dnie rzeki która tu płynęła robi przygnębiający widok. Najciekawsze spotkało nas kilkaset metrów dalej. Szukając ewentualnej drogi na skróty trafiliśmy na miejsce po ognisku. Wokół trochę kości  zwierząt. Wyglądało to na tymczasowe leże kłusowników.


    Przy kolejnym keszu "Domek nad Łutownią" OP4EE0 Miszka nie miał szczęścia. Ja mam już tego kesza, ale tym razem spotkaliśmy tam leśników czekających na kolegów z... no właśnie zapomniałem skąd. Z pewnością chodziło o zachodniopomorskie, ale dokładnie nie pamiętam. Pogadaliśmy dłuższą chwilę i oprócz starej wiedzy by w knajpach nie brać potraw z dzikimi grzybami (ewentualnie tylko z pieczarkami lub kurkami), zdobyłem też nową o unikaniu dziczyzny. Chcieliśmy też wyjaśnić o co chodzi z napisami "ekoszuje" spotykanymi na drogowskazach, tablicach, itp. Panowie byli zbyt poważni na takie głupoty, ale trzeba przyznać że do tematu podeszli bardzo emocjonalnie. Zresztą wystarczy poczytać dyskusje między ekologami, a leśnikami by przekonać się że temat ochrony Puszczy Białowieskiej budzi żywe emocje i z obu stron nie jest to już spokojna wymiana argumentów. 


    Do kesza  "Rezerwat Szczekotowo" OP34D8 , którego też już mam dotarliśmy po prostu przez las. Żadnych dróg, ścieżek, tylko na azymut między drzewami. Nie była to najlżejsza jazda, ale mając w perspektywie kilka kilometrów naokoło, wybiera się mniejsze zło. A że las tu stary, krzaków nie ma, przy najmniejszych przełożeniach jakoś idzie do przodu.
    Z rezerwatu Szczekotowo całe szczęście odchodzi jakaś droga którą pojechaliśmy. Po drodze wpadł jeden kesz "Postołowska Tryba" OP87S0 , ale czekał kolejny "Rezerwat Lipiny" OP88C7. W tej części puszczy ścieżki, przecinki i drogi tworzą mały labirynt. Może dla częstych bywalców niezbyt skomplikowany, ale jadąc po tego kesza zawiodła zarówno mapa, jak i GPS. Mapa na papierze i w elektronice jakoś nie chciała się pokrywać z tym co w terenie. Ale korzystając z zasady, chodźmy tędy, widać była tu kiedyś ścieżka, wyszliśmy (tak wyszliśmy, bo jechać się nie dało) do regularnej tryby, a tą jak po sznurku po skrzynkę. 
    Ostatnia paczką dla mnie był kesz  "Rezerwat Dębowy Grąd" OP87QA. Położony przy Hajnowskiej Trybie, którą można uznać za autostradę rowerową w puszczy. Znakomita alternatywa dla tych którzy nie chcą jechać główną drogą z Hajnówki do Białowieży, na której w sezonie jest spory ruch.  
    Jeszcze trochę pokręciliśmy się po lesie i czas było wracać do domu. Pozostał pewien niedosyt. Szczególnie kusi płn.-wsch. kraniec puszczy z Wilczym Szlakiem na czele. No i rozczarował brak zwierząt, ale to przez panujący upał i te pochowały się w chłodnych ostępach. Na pocieszenie była jedna jaszczurka, dwie wiewiórki, zapaszek dzików i piękny las.

sobota, 3 października 2015

Na pograniczu Polski i Prus

    Tytuł taki bo trzeciego dnia wakacyjnego wyjazdu połowa trasy wypadła po części na terenach II RP, a reszta po Prusach Wsch. No może nie po równo, bo trochę więcej w Prusach, ale różnica raczej niewielka. A wszystko zaczęło się od pochmurnego poranka. Czyżby koniec upałów i nie będę już musiał wypijać hektolitrów wody? Próżne nadzieje, bo słońce szybko przebiło się przez chmury, ale muszę przyznać, że jakąś różnicę w powietrzu czułem.
    Daleko nie ujechałem bo już w Trakiszkach zatrzymałem się po skrzynkę "Stara stacja kolejowa Trakiszki" OP5680. Zachowany jest tu drewniany budynek dworca z XIXw. Istne cudo i unikat, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć innego zbudowanego z drewna. Z pewnością są, ale nie za wiele. Zdziwiło mnie tylko, że nie dojeżdża tu żaden pociąg osobowy. Czasowo zawieszony, zlikwidowany na stałe? Internet milczy, a kolejne połączenie kolejowe cichutko sobie odeszło.


    Puńsk przywitał mnie wielkim, jaskrawym napisem z kwiatów "PUNSKAS". Jak to w niewielkich miasteczkach bywa głównym obiektem jest kościół. Neogotycki, ale wśród innych wyróżnia się użyciem kamienia nie tylko w podmurówce. Kiedy zabierałem się do kesza "Punskas" OP5778 z pobliskiego domu wyszedł starszy pan, który miał straszna ochotę z kimś pogadać. Padło na mnie, ale nie żałuję, bo okazał się wielkim gawędziarzem, który potrafi ciekawie opowiadać. Czego to ja się nie dowiedziałem, trochę o Puńsku, trochę o konserwacji zabytków, trochę o dialektach litewskich. 


    Pod koniec Puńska jest kirkut i kesz "Kirkut w Puńsku" OP8309. Mocno zarośnięty, ogrodzony chylącym się ku ziemi betonowym płotem. Są gminy które dbają o cmentarze dawnych mieszkańców czy to żydowskie, czy to ewangelickie. Nie wymaga to chyba jakiś wielkich nakładów i raczej nikt nie oczekuje profesjonalnej renowacji, ale wystarczy chociaż wyciąć co pewien czas krzaki i już miejsce zmienia się na lepsze.
    Dopiero od Puńska zaczęła się mazurska jazda, czyli spore podjazdy i strome zjazdy, ale bez przesady, góry to nie są.  Najbardziej we znaki dała mi się Rowelska Góra, czyli najwyższe wzniesienie na Podlasiu (prawie 300m.n.p.m.). W połowie stanąłem, odsapnąłem i mogłem jechać dalej. Trudy wynagrodziły piękne widoki, których stałym elementem stały się elektrownie wiatrowe. Już o tym pisałem, ale moim zdaniem ciekawie się prezentują i wcale nie psuja krajobrazu.


    Za Wiżajnami po raz kolejny odwiedziłem trójstyk Polski, Litwy i Rosji. Zrobiono nową ścieżkę i parking. Jak widać można. Nie zabawiłem tu długo, bo ile razy można oglądać to samo.
    Jechałem sobie wojewódzką 651 co polecam. Równy asfalt i ruch niewielki, do tego szpaler drzew więc upał też nie doskwierał. Istny raj. Aż nie chciało się zatrzymywać, ale co zrobisz jak kesze po drodze. W Żytkiejmach zasadziłem się najpierw na "Pomnik poległych" OP8B62. Niestety miejscówka cały czas okupowana przez miejscowych co nie dziwi, bo miejsce wymarzone do odpoczynku. Dużo łatwiej nie było przy keszu   "Cmentarz wojenny 1914-1918 w Żytkiejmach" OP3DA5. Natknąłem się na pana który jakiejś swej koleżance żalił się jaka jego była żona była niedobra, a dzieci niewiele od niej lepsze. Może takie użalanie się to jest sposób na podryw? Ale nim skończył miałem okazję przeczytać wszystkie napisy na nagrobkach, coś przekąsić i trochę odpocząć. Zresztą miałem już zrezygnować, gdy w końcu osobnik oddalił się, a ja miałem szanse podjąć kesza.Niestety nie mogę powiedzieć tego o pobliskiej skrzynce przy samej granicy. Miałem nieaktualne informacje sprzed reaktywacji, przez co się nie udało. Ale za to miałem okazję przyjrzeć się granicy z bliska. Droga zagrodzona bramą. Na jednej z drzew wisiała czujka ruchu z którą miałem zabawę, bo jak przechodziłem obok to mrugała swym oczkiem. Ale najlepsza była budka dla ptaków, to znaczy maskowanie pod kamerę. Oko keszera szybko wychwyciło, że nie zamieszka tam żaden ptaszek. Jakby w środku był kesz to dałbym zielone.


    W Żytkiejmach zatrzymałem się jeszcze przy keszu  "Budynek stacyjny kolei Gołdap-Żytkiejmy  OP5606. To jeden ze śladów dawnej linii na której są słynne mosty w Stańczykach. Nie zabawiłem tu długo i zaraz za rogatkami miasteczka wjechałem do Puszczy Rominckiej.Chciałem dostać się do jednego z kamieni upamiętniających polowanie Wilhelma II. Niestety bagno mnie powstrzymało, a nie miałem zbyt wiele ochoty na szukanie jakiejś drogi naokoło. O ile ta w ogóle istnieje.
    Lepiej poszło z keszem "Graty Grety" OP1E50. Co prawda to środek puszczy, ale przy samej drodze więc ze znalezieniem nie było problemu. To znaczy samego miejsca, bo skrzynka wyparowała. Kto ją wyciągnął z takiego miejsca? Obstawiam leśników, bo zwierz raczej nie wyjmie z dołka kilkunastu kamieni i wrzuci je tam powtórnie. 
    Opuszczam puszczę, trochę szkoda, bo jechało się świetnie. Utwardzony szuter, głosy ptaków leśnych i tylko trochę żal że nie spotkałem jakiegoś większego zwierzaka. Za to zaraz czekała mnie atrakcja w postaci dwóch wiaduktów, a może raczej jednego mostu i wiaduktu? Wiadukt numer jeden rozpięty na trzech łukach nad drogą. Spory, daje świadectwo wysiłku jaki włożono w budowę linii kolejowej przez te tereny. Dzięki keszowi "Stary podwójny most kolejowy w Kiepojciach II" OP1E1E wiem że kawałek dalej jest drugi, większy most. Nie wiem czemu nie docierają tu turyści, bo jest tylko ciut mniejszy od tego w Stańczykach. Może przeraża ich półkilometrowy spacer? W zasadzie są to dwa mosty. Jeden na który wchodzi się normalnie z nasypu i drugi na który trzeba się wspiąć. Nie trzeba specjalnej sprawności fizycznej, ale zawsze to jakieś wyzwanie. Łuki pięknie się prezentują nad małą rzeczka płynącą w dole. Stojąc na krawędzi i patrząc kilkanaście metrów w dół może zakręcić się w głowie. 


    Zaraz znów wyjechałem na asfaltówkę 651, by nią dojechać do Gołdapi. Na brak atrakcji nie można narzekać. Stare cmentarze ewangelickie, pałac w Rogajnach czy jezioro Czarne, każdy znajdzie coś dla siebie. I w ten sposób znalazłem się w Gołdapi. Najpierw rozbiłem się na campingu i pojechałem "w miasto". Kiedyś kilkakrotnie byłem tu gościem, więc miasteczko pobieżnie znałem. Nie wiem jak to się stało, że wcześniej nie dotarłem do pobliskiej kwatery Goeringa. Teren rozległy i na dokładną eksploracje można by poświęcić cały dzień. Mnie oczywiście najbardziej interesowała skrzynka "Kwatera wojenna wojsk lotniczych marsz. Goeringa" OP1128. Schowana na jednym z lekkich schronów, pewnie magazynów. Podjechałem też do tajemniczej konstrukcji. Wysadzony schron, a od niego odchodzą betonowe słupy ciągnące się w las. Jedna z teorii głosi, że badano tu silniki odrzutowe. W ogóle na temat tego miejsca nie ma zbyt wielu informacji. Są ogólne wiadomości o kwaterze, ale nawet na stronach pasjonatów ciężko znaleźć coś konkretnego.


    Będąc w Gołdapi nie sposób nie odwiedzić tamtejszego jelenia. Pstryknąłem fotę do virtuala "Szlaki Wanogi XI - Jelenie Kaisera i Wielkiego Łowczego" OP117F i zadumałem się nad pięknie kiczowatym obrazkiem. Jeleń na rykowisku jak się patrzy. Szkoda że nie widziałem na żywo kiedy dla żartu pomalowano go w biało-czarne pasy. A z innych ważnych miejsc wartych odwiedzenia to nie zmienił się kościół, z rynku zniknął pomnik wdzięczności czerwonoarmistom, stacja kolejowa popada w coraz większą ruinę. Największą niespodzianką okazała się wieża ciśnień. Pięknie odnowiona z małą restauracją i miejscem widokowym. Szkoda że tak niewiele wież doczekuje się w Polsce rewitalizacji.


    Czas było wracać na kemping. Dzień powoli się kończył, zachodzące słońce pięknie oświetlało jezioro, a ja kolejny raz zasypiam ledwo przyłożywszy głowę do poduszki.
cdn.