czwartek, 24 listopada 2016

Jest jesień, jest Warszawa

    Przyszła jesień i trochę trudniej wybrać się gdzieś dalej. Najgorzej że ciemność tak szybko zapada i większe keszowanie to tylko duże miasta. Tutaj jak zwykle niezawodna okazuje się Warszawa. W tym roku już dwa razy zdążyłem ją odwiedzić. Raz zapomniałem aparatu, a byłem głównie na Saskiej Kępie, drugi raz skorzystałem z darmowego listopada i zwiedziłem Pałac w Wilanowie, ale i w rejom ciepłowni Siekierki zawędrowałem. A trzeciemu wyjazdowi nie daruję i skrobnę parę słów.
    Jak to ostatnio bywało, tak i tym razem przywitał mnie PKiN. To był, jest i będzie dla mnie największy symbol Warszawy. No ale nie ten gmach przyjechałem zwiedzać, więc hyc pod ziemię i metrem na stację Wierzbno, gdzie od pobliskiej skrzynki "Dom Muminków" OP8CZJ zacząłem tym razem zabawę z skrzynkami. Krótki spacer wzdłuż KGP i wszedłem na teren Królikarni. Kiedyś miałem okazję odwiedzić pałac w nocy, ale tylko zza płotu bo było już zamknięte. Tym razem z bliska, no i w świetle dnia.  Zastanawiałem się skąd nazwa, a wyjaśnienie jest banalnie proste. Hodowano tu niegdyś króliki na które urządzano polowania. Dziś to Muzeum Rzeźby. Niektóre z nich można obejrzeć na zewnątrz. Głównie współczesne, oszczędne w formie, ale jest i naturalistyczna rzeźba dzika, ale niestety cały czas okupowana była przez dzieci, więc nawet fotki nie zrobiłem. Chwilę zeszło mi na kesza "Krolikarnia" OP3734, ale po zajrzeniu na GC okazało się, że jego poprawne kordy są trochę inne.


    Mokotowem w kierunku północnym, ale bocznymi uliczkami i można natknąć się na ciekawe budynki. Chociażby szpital św. Elżbiety, mimo że odbudowany po wojnie to z powodzeniem mógłby robić w filmie za przedwojenny gmach. Ale można natknąć się i na niewielkie wille, dodające dodatkowego smaczku dzielnicy.


    Mały kawałek ulicy Dolnej wyjęty jakby z innego świata. Może okolica nie specjalnie ekskluzywna, ale okolica kesza "Centaur z Dolnej" OP871W szczególnie zaniedbana. Centaur to ciekawy mural na kamienicy która swoje lata świetności ma już za sobą, mimo to jeszcze ciekawie się prezentującej. Za to po jednej stronie stoją jakieś piętrowe baraki, a po drugiej ruina. Wygląda to na mini slumsy na Mokotowie.
    Z ogromną ciekawością zaszedłem pod opuszczony wieżowiec przy Sobieskiego 100. Jedno jest pewne, teren należy do Rosji, ale ta nie kwapi się z płaceniem czynszu. Wyrzucić ich stamtąd nie można, bo obiekt chroniony jest jako placówka dyplomatyczna. Miejsce tak do końca nie jest opuszczone, bo za bramą zauważyłem  nowy model auta, więc ktoś wjeżdża na ten teren. Dookoła wysoki płot z drutem kolczastym. Miejsce aż kusi by spróbować wejść, szczególnie po lekturze różnych teorii w internecie. A jak kogoś nie interesują tajemnice czy opuszczone miejsca, to i tak warto zobaczyć budynek od zewnątrz, bo to ciekawy przykład architektury. Szczególnie interesująco wygląda od strony kesza "bacza 9: Sielanka na Sielcach" OP372D.


     Do kesza "filips41: Kopiec Powstania Warszawskiego" OP0152 czekał mnie najdłuższy odcinek bez kesza tego dnia. Ale pogoda dopisywała, więc to była sama przyjemność. Nawet nie wiedziałem, że w Warszawie jest kopiec poświęcony powstaniu. Zwożono tu nienadający się już do niczego gruz z zniszczonego miasta i tak przy okazji powstał Kopiec Czerniakowski, w 2004r. przemianowany na Powstania Warszawskiego. Na szczycie wielka "kotwica" znak Polski Walczącej. Miejsce zaś jest świetnym punktem widokowym. Szczególnie na ciepłownię Siekierki, a teraz gdy nie było liści także w stronę centrum Warszawy. 


    Kolejny cel to Łazienki Królewskie. Tym razem tylko po trzy kesze. Rok temu korzystając z darmowego listopada zwiedziłem wnętrza i dość długo połaziłem po parku. Nie zabawiłem więc zbyt długo. Ale zawsze można odkryć coś nowego. Co prawda w nie samych Łazienkach, ale tuż obok, idąc ul. Podchorążych zaskoczył mnie widok pokaźnego parku większych i mniejszych samochodów wojskowych. Czytając tabliczki jest tam i BOR i SG, a i KG Straży Pożarnej znalazło tu swoje miejsce. 
    Z Łazienek rzut beretem do stadionu Legii. Oczywiście nie jest tak imponujący jak Narodowy. Porządny obiekt w europejskim standardzie. Przed jednym z wejść pomnik Deyny, największej legendy stołecznego klubu. Dla mnie taka ciekawostka, bo jak przystało na chłopaka z Białegostoku kibicuję Jagielloni. Chociaż od paru lat mniej intensywnie. Był czas, że nawet na parę wyjazdów się załapałem, co prawda jako tzw. w środowisku kibicowskim "janusz", ale miałem okazję podejrzeć jak to wygląda od wewnątrz. 


     Czas przedostać się na drugą stronę Wisły. Chciałem przejść się Mostem Łazienkowskim, ale co za niemiła niespodzianka. Nie da się. Trwają prace przy budowie schodów, więc pewnie kiedyś będzie można. Do innych przepraw daleko, więc nie pozostało mi nic innego niż skorzystanie z komunikacji miejskiej, ale tylko jeden przystanek. Po przedostaniu się na drugi brzeg nie bez trudu znalazłem drogę do kesza"Geometryczny środek Warszawy" OP0D39. Z jego okolic, czyli spod mostu był niezły widok na lewobrzeżną Warszawę, która czekała na nadchodzący zmrok.


    Jak to bywa w listopadzie, po wpisaniu się do ostatniej skrzynki, krótkim spacerze do następnej, czyli "Dom Marcelego Porowskiego ul. Genewska 10" OP8FB4 zrobiło się całkiem ciemno. Co prawda zatrzymałem się chwilę jeszcze pod mostem, czy przy pomniku Berlinga, ale noc teraz potrafi zaskoczyć.
    Rozpocząłem małą rundę po Saskiej Kępie, głównie po skrzynki zaległe po przedostatnim wyjeździe. I znów ciemność okazała się moim sprzymierzeńcem, bo trochę maskowało grzebanie po płotach różnych posesji. Jeszcze raz przekonałem się, że ta dzielnica jest chyba jedną z piękniejszych w Warszawie. Co do keszy to jak dla mnie, o ile pojemnik nie jest schowany w śmieciach to już daje radę.
    I powrót tam gdzie zaczynałem, czyli pod PKiN. To był męczący, ale jakże udany wyjazd. Z drogi powrotnej za wiele nie pamiętam, bo już zaraz za Markami odleciałem , a obudziłem się na rogatkach Białegostoku. Mam nadzieję że nie przeszkadzałem współpasażerom chrapaniem.

środa, 9 listopada 2016

Pogranicze Polski i Prus

    Tym razem wyjazd na kesze trochę bliżej, bo w okolice Ełku. Skład trochę większy, a mianowicie crl_ost, mimi29 i MiszkaWu. A mówiąc po polsku Karol i dwóch Michałów. Jak na wyjazd po skrzynki to wyjechaliśmy dość późno bo o 7 rano, kiedy było już widno, ale niestety wcześniejsza pora nie wchodziła w grę przez moją pracę.
    Pierwsze miejsce jakie odwiedziliśmy nie nastrajało zbyt optymistycznie. Skrzynka "Bogusze - Miejsce Straceń" OP8JR3 schowana obok grobu tysięcy ofiar niemieckiego terroru, głównie jeńców wojennych. Akurat jestem w czasie lektury o Europie Środkowej w kleszczach dwóch totalitaryzmów. Warunki jakie stworzyli początkowo hitlerowcy dla pojmanych żołnierzy radzieckich we wszystkich obozach były takie same. Pusty plac otoczony tylko drutem, dopiero z czasem pojawiały się ziemianki, czasem byle jakie baraki. Do jedzenia jakieś resztki, niby były nawet jakieś normy, które i tak obcinano. Nie dziwi więc że dochodziło nawet do aktów kanibalizmu. Dla Niemców był to dowód na barbarzyństwo sowietów, w ogóle nie zauważając w jakie szaleństwo sami popadli.
    Kiedyś, na początku mojej keszerskiej kariery byłem w okolicach Ełku na małym objeździe, więc parę skrzynek już na swoim koncie miałem. Ale jak coś było blisko od zaplanowanej trasy to nawet z przyjemnością zajrzałem jeszcze raz. Po paru latach miejsca się pamięta, chociaż skrzynki już niekoniecznie. Ale wracając do tego co było dla mnie nowe to z pewnością schrony niemieckiej linii obronnej z keszem "Punkt Oporu Prostki - Schron bierny Doppelgruppenunterstand" OP8JMY. Nazwa schronu nie brzmi najlepiej, ale wypowiadając ją głośno do teraz robi mi się wesoło. Schron bierny więc zakamarków nie ma co się spodziewać, ale zawsze obiekty militarne odwiedzam z chęcią. Dla prawdziwych maniaków jest ich tam więcej, a niektórych nie trzeba nawet specjalnie szukać bo stoją przy samej drodze.


    Keszer to takie dziwne stworzenie, że za skrzynką pojedzie odwiedzić nawet słup energetyczny, no bo jak minąć chociażby takiego kesza jak "Ełk BIS - Stalowe kolosy" OP8J44. Rzeczywiście to te z tych większych. Przy okazji krótka dyskusja po co te kulki na najwyższej linii. Pewnie ostrzegają pilotów, a teraz szybkie zapytanie wujka google i podejrzenia się potwierdziły.
    Jak to zwykle bywa z keszami potrafią zaprowadzić w zapomniane miejsca jak w przypadku "Stary Cmentarz Ewangelicki" OP8JR4, ale następny kesz "Cmentarz Wojenny Karbowskie" OP8HDG pokazał naprawdę wspaniałe miejsce. Początkowo nic tego nie zapowiadało bo zaparkowaliśmy przy gospodarstwie i dalej polną drogą poszliśmy na położony na niewielkim wzgórzu cmentarz. Dopiero jak podeszliśmy wyżej okazało się że z tego miejsca są wspaniałe widoki na wszystkie strony świata. A i sama nekropolia niczego sobie. W czasie I wojny światowej Niemcy dbali by żołnierze na wieczny odpoczynek kładli się w niebrzydkim miejscu. Zresztą nie tylko oni, bo na południu Polski są piękne cmentarze austriackie, może kiedyś będzie okazja je zwiedzić.


    Okolice Ełku czyli brama Mazur, więc nie mogło zabraknąć jezior. Skrzynka "Jezioro Lipińskie" OP8JF4 doprowadziła nas nad jedno z nich. Miło, że założyciel wyszukał szczególnie uroczy kawałek jeziora. Do tego szczęśliwie jak na ten rok trafiliśmy na ładną pogodę. Woda, trochę słońca i przypomniało mi się niedawne lato. Od razu cieplej na sercu się zrobiło.


    Kolejna ciekawostka historyczna z keszem "Podstawa radaru Würzburg-Riese pod Grabnikiem" OP8JCK skąd już do małego miasteczka o wdzięcznej nazwie Stare Juchy. Zaczęliśmy od kesza "Wieża - Stare Juchy" OP2512. Sama wieża niczego sobie, solidna, wysoka konstrukcja. Z góry można popatrzeć na miasteczko, ale najpiękniejszy widok jest na j. Jędzelewo. Potem obejrzeliśmy je z bliska, ale niestety skrzynka "FLIESSDORF _ POMOST" OP7D10 nie była nam dana ze względu na wędkarzy. 


    W Starych Juchach są jeszcze dwa multaki. Nie będę się o nich rozpisywał, niech każdy sam odnajdzie miejsca przez które prowadzą. A okazuje się, że nawet takie małe miasteczko ma całkiem sporo do zaoferowania. Okopy, stare cmentarze, poniemieckie budownictwo czy spory most nad rzeką Gawlik.


    Jedna skrzynka "Zawady Ełckie 1" OP1B5D była trochę nie po drodze, ale żal było zostawiać taki jeden kwadracik. Wieś z gatunku tych na końcu świata wśród mazurskich pól, lasów i jezior. W lesie ukryty cmentarz ewangelicki. Zniszczone groby ledwo widoczne spod liści. Na nieuważnych turystów czeka pułapka, naprawdę głęboka studnia, jedna z głębszych jakie widziałem.
    Krótki postój przy keszu "Barabasz" OP66D1 i w drogę, po jak się okazało najlepszą skrzynkę wyjazdu czyli "Opuszczony PGR w Chełchach" OP8HUF. Najpierw sam kesz starannie przygotowany i ukryty. Potem oczywiście zwiedzanie kompleksu. Początkowo nie spodziewałem się zbyt wiele. Pewnie parę opuszczonych obór z pewnością na swój sposób ciekawych, ale bez smaczków. I już tutaj się pomyliłem, bo w jednej z hal zostały kojce dla przychówku zwierzęcego. Od razu skojarzyło mi się to z salą do leżakowania w przedszkolu. Daję słowo identycznie, tylko "łóżeczka" większe. Miałem nadzieję, że wśród budynków gospodarczych jest może jakiś biuro. I jakież szczęście, bo się znalazło. Nawet mocno nie zdewastowane jak na tego typu obiekty, jednak nadgryzione zębem czasu i grzybem na ścianach. Na ścianach wciąż wiszą kalendarze, jest gablota na klucze i to z kluczami, szafki, biurka, trochę zdziczałe rośliny doniczkowe, po prostu wszystko co powinno być w biurze. A to wszystko w jednym pokoju. I już mieliśmy iść dalej, gdy z innego pomieszczenia wyłonił się pies. I to nie jakiś kundelek, a wielkie psisko, które jasno dało nam znać, że sobie nas tu nie życzy. Mieliśmy podejrzenia że możemy się na psiaka natknąć, bo znaleźliśmy świeżą karmę. Widać ktoś go dokarmia. Pełni godności i spokoju by nie prowokować, ale także sprawnie opuściliśmy obiekt. Dopełnieniem miejsca  były wielkie, okrągłe, metalowe zbiorniki. Niestety ciężko powiedzieć coś o ich przeznaczeniu.


    Z drogi do kesza "Cmentarz IWW1" OP4601 zapamiętam wspaniałego samca łosia. Wielki byk z potężnym porożem, bardzo majestatyczne zwierzę. Szkoda tylko, że jak to w każdym przypadku tego gatunku niezwykle płochliwy. Tylko się zatrzymaliśmy, ja nie zdążyłem wyjąc aparatu, a już był daleko.
    Kręciliśmy się wokół Ełku, więc musiała w końcu przyjść pora, że zawitamy do tego miasta.Na początek głębokie przedmieścia, a w zasadzie oddzielna wieś i kesz "Buczki - Selmęt Wielki" OP88ML. Skrzynka z tych ekspresowych. Warto by było się jednak zatrzymać na dłużej dla pięknych widoków. Niestety nie tym razem, zimno i silny wiatr szybko nas wypłoszyły.


    W samym Ełku zaliczyliśmy kilka keszy. Z przyjemnością odwiedziłem znajome miejsca i trzeba przyznać, że parę zmian zaszło na plus. Chociażby dworzec PKP. Pamiętam go jako obskurny, niedoświetlony budynek. A dziś Europa, światło i marmury. Niestety jak to w listopadzie nagle zrobiło się ciemno. Przy jednej skrzynce szarówka, a przy następnej ciemna noc. Dobrze, że w drodze do domu nie zostało zbyt wiele skrzynek. Po zaliczeniu "Kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Rajgrodzie" OP8J4S, pada propozycja: robimy wszystkie kesze z planu czy do domu? Panowie orzekają, że robimy wszystko, chociaż zaplanowana godzina powrotu staje się bardzo nierealna. Mi to odpowiada, więc jedziemy. Niby kilka keszy a dały się ostro we znaki. Najpierw "Punkt Oporu Katarzynowo - Regelbau i kopuła pancerna 20P7" OP8JMZ. Trzeba przejść przez pole "lucerny", co to była za roślina do dzisiaj nie mam pojęcia. Jedno wiem, że bardzo słodka, prawie jak cukier i przemoczyła mi buty do imentu. W schronie trzeba było trochę uważać. Wysadzony, mokry beton, wystające zbrojenia i tyle widać co sobie latarką przyświecisz. Za to odcięta i przewrócona do góry dnem kopuła pancerna, palce lizać.
    Zgodnie z mapą do następnego kesza miała wieść niezła polna droga. I nie była taka zła, ale po deszczu niewielka górka okazała się zbyt dużym wyzwaniem dla zwykłej osobówki. Nawet nam się kierowca znarowił, ale się nie dziwię bo już pewnie widział dziurawą miskę, albo zerwany wahacz. Jednak byliśmy uparci i znaleźliśmy inną drogę, którą do kesza da się podjechać do kesza na 100m. Zresztą też gliniastą. Po tym wszystkim auto wyglądało jakby ktoś wylał na nie wiadro błota, ale radość ze znalezienia skrzynki bezcenna. 
    Jeszcze tylko postój w Grajewie po trzy kesze, a dla mnie jeden którego nie miałem. Dokładnie to "Dworzec Kolejowy Grajewo" OP8HS4. Zajrzeć na ten zamknięty dworzec nocą to ciekawe doświadczenie. Przez to że budynki stoją w tej chwili bez celu, ludzi brak, deszcz popaduje, wiatr świszcze, wcale bym się nie zdziwił jakbym na nieczynnej latarni na wieży ciśnień zobaczył wisielca. Takie subiektywne uczucie lekkiej beznadziei wzbudziło to miejsce. A przecież potrafi być tu ładnie.
    Żeby nie kończyć tak ponuro, to ostatni akcent keszowania był całkiem przyjemny. Kościół przy wylocie z Grajewa na Białystok. Zawsze jak go widzę to gęba sama się śmieje. Nie żeby moim zdaniem był brzydki, chociaż według znawców jest w ścisłej czołówce najbrzydszych świątyń w Polsce ale... Zresztą jak ktoś ma ochotę to niech poszuka w necie. To ten z ogromną figurą i ażurową ozdobą nad nią.

wtorek, 25 października 2016

Do jednej ze stolic Polski

    Kwestia stolicy w dawnych wiekach nie była prosta. Kalisz, Giecz, Gniezno, Poznań, Wrocław, Kraków. Nie były to stolice w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, bo dwór książęcy czy też królewski był w ciągłym ruchu. Jednak zawsze jedno miasto było ważniejsze. I tak za panowania Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego rolę miasta które było główną siedzibą władcy pełnił Płock. Od dawna myślałem żeby odwiedzić to miasto na trochę dłużej, a okazją był kolejny wyjazd na ścieżkę Nieśmiertelni39.
    Pierwsza wizyta w Czerwińsku przy własnej skrzynce, która jak się okazuje wciąż czeka na pierwszych znalazców. Potem przekroczyłem Wisłę i skupiłem się na skrzynkach innych keszerów. Do tej pory kesze z serii Nieśmiertelni39 znajdowałem przy łatwo dostępnych cmentarzach. Tym razem zacząłem od "Nieśmiertelni #34 - Leontynów" OP7C2E. Niewielki cmentarz wojenny zagubiony w mazowieckich lasach. Zapowiadała się dłuższa przebieżka przez las, ale jadąc do innego kesza "Nieśmiertelni #36 - Radziwiłka" OP7C30 zauważyłem drogowskaz do miejsca pamięci. Okazało się, że da się dojechać na 150m. mimo to bez GPS byłoby ciężko. Po tym pierwszym drogowskazie potem nie ma już znaków gdzie wejść między drzewa. Przy cmentarzu miałem miłe spotkanie, bo czytając na tablicy historię miejsca zauważyłem lisa, który najwyraźniej nie zobaczył mnie. Nie chciałem by przypadkowo podszedł za blisko więc dałem znać o sobie. Dawno nie widziałem tak zdziwionego zwierza.
    W tych lasach ukryty jest jeszcze jeden ciekawy kesz "Góra Kornata" OP2E3D. Nie spodziewałem się że na Mazowszu znajdę tak wysokie górki. Ponadto przy skrzynce nie tak dawno była wycinka. Zrobił się rozległy widok na północ. Co prawda poza lasem i słupami wysokiego napięcia nic więcej nie było widać, ale w połączeniu ze stalowymi chmurami zrobił się piękny, surowy widok.
    Na ciekawy pomnik natknąłem się przy keszu "Nieśmiertelni #29 - Iłów" OP7C26. Najpierw murek z tablicami gdzie wymieniono poległych, potem równe szeregi krzyży, a nad tym wszystkim pomnik z orłem. I właśnie ten orzeł nie dawał mi spokoju. Jakiś dziwny mi się wydawał, jakby trochę przetrącony.


    W małej wsi Luszyn uwagę zwraca piękny pałac. Chyba mało kto wie, że za terenem folwarku, gdzie potem był PGR można znaleźć pozostałość z cmentarza wojskowego z I wojny światowej. Jak wynika z opisu kesza "[MIAU] Zapomniane cmentarze" OP8DKX nawet nie do końca wiadomo jaka ze stron jest tu pochowana, Rosjanie czy Niemcy. Faktem jest że obelisk wystawili Niemcy i mimo upływu lat wciąż prezentuje się doskonale. A jak już się jest w tym miejscu warto też rzucić oko na wspomniany folwark. Nad wszystkim góruje komin gorzelni. Niestety budynki nie są w najlepszym stanie, choć wydają się wciąż używane.


    W Gostyninie udało mi się odwiedzić kilka ciekawych miejsc. Do nich z pewnością można zaliczyć stary młyn z keszem "Spalony mlyn wodny" OP0EDC. Do ruin prowadzi dość stroma, brukowana droga w dół. Z budynku zachowały się tylko zewnętrzne ściany. Wnętrze uległo wypaleniu. Teraz kiedy na drzewach wiszą liście, czy to jeszcze zielone, czy już kolorowe, miejsce jest romantyczne. Ale wystarczy pomyśleć co będzie zimą, gdy wokół tylko nagie drzewa. Do tego może krakanie wrony i mamy scenerię filmu grozy.


    W mieście w drodze po kesza "Łyska - Gostynin" OP350E zaskoczyło mnie jezioro. Do tego idzie się po górkach, wodę mając kilka metrów niżej. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z Mazurami. Nawet nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak Pojezierze Gostynińskie. Keszując człowiek trochę się uczy. 
    Trochę więcej obiecywałem sobie po tutejszym zamku z keszem "Zamek w Gostyninie" OP5589. Historię ma bardzo ciekawą, bo tutaj więziono cara Wasyla IV Szujskiego. Natomiast obecny wygląd jakoś nie stoi w parze z wielką historią. Po remoncie w zamku działa restauracja i hotel, co jeszcze samo w sobie nie jest złe, a wręcz godne pochwały że znalazł się inwestor, który ocalił miejsce przed zapomnieniem. Jednak cegła klinkierowa, a jak podejdzie się od tyłu zwykła betonowa ściana zaplecza restauracji nie dodają mu uroku.


    Za to przy keszu "Figura św. Jakuba" OP558E czekała mnie miła niespodzianka. Kapliczka z figurką jakich wiele przy polskich drogach (może przesadziłem bo barokowej figury nie spotyka się przy każdym wylocie z miasta). Za to po drugiej stronie ulicy opuszczony sklep i zakład, sądząc po rozrzuconych papierach i resztkach wyposażenia związany z branżą wyposażenia wnętrz. Prawdę mówiąc takiej demolki dawno nie widziałem. Co cenne oczywiście dawno wyniesione, a co nie przedstawiało większej wartości pobite, wyrwane ze ścian i zdeptane.Trochę połaziłem po wnętrzach depcząc rozbite szkło. Od ulicy widać było że na piętrze stan zachowania jakby trochę lepszy. Ale nie dane mi było tam wejść, bo schody też ktoś ukradł.


    Pewne niemiłe zaskoczenie przy keszu "Nieśmiertelni #48 - Soczewka" OP83HZ. Oprócz żołnierzy września pochowano tu po wojnie towarzyszy partyjnych, Czasem zdarza się że natkniemy się na grób ofiar cywilnych wojny, dowódcy który zmarł po wojnie, a chciał być pochowany z żołnierzami. Tutaj wepchnięto jakiś miejscowych notabli i wygląda to na żałosną próbę zaświecenia blaskiem bohaterów.
    Odwiedziny Płocka zacząłem od opuszczonej mleczarni. Pierwszy wjazd przywitał mnie zamkniętą bramą i kamerą nad nią. Byłem przekonany, że nie cały teren jest pilnowany i podjechałem od drugiej strony, od komina elektrociepłowni, która też nie powstała. Na szczycie komina jest kesz, ale w międzyczasie podstawę otoczono płotem, ustawiono maszynerię do odbiorników GSM i podłączono do alarmu. Lepiej nie sprawdzać skuteczności ochrony w Płocku. Skupiłem się na keszu "Opuszczona Mleczarnia" OP350D do którego jest swobodny dostęp właśnie od strony komina. Opuszczone hale kuszą by wejść do środka. Można przemieszczać puste korytarze i wchodzić do pustych pomieszczeń. Z racji tego, że mleczarnia nie została nigdy ukończona nie znajdziemy tu pozostałości po pracy biurowej, czy też produkcji. Szczególnie kusił mnie jeden z kanałów. Tylko trzeba było zeskoczyć, a drogę z powrotem mogły zabezpieczyć skrzynki po mleku walające się na dole. A że byłem sam wolałem nie ryzykować i pewien niedosyt pozostał. 


    Jak już się ściemniło zaliczyłem kesza "Chroni przed powodziami" OP3F97. Stoi tam figura św. Nepomucena. Na niewielkim postumencie, wysokości człowieka o późnej porze robi trochę niepokojące wrażenie. A może to przez tą pogodę, mżawkę i silny wiatr wiejący od Wisły?
    Zawsze chciałem zobaczyć rafinerię Orlenu nocą z bliska. Świetnym miejscem do tego był kesz "Figurka przy Orlenie" OP4103. Trzeba przyznać, że zakład prądu na oświetlenie nie żałuje. Wszystkie budynki, rurociągi czy kominy mocno wyróżniają się na tle nocy. Wygląda to kosmicznie i stałem przez chwilę patrząc jak zaczarowany. Zostaną tylko wspomnienia bo aparacik nie poradził sobie ze zdjęciami w takich warunkach.
    Drugi dzień w Płocku przywitał mnie deszczem. Dobrze, że szybko przestało padać, a w czasie powrotu wiele kilometrów dalej nawet towarzyszyło mi słońce.  Tymczasem odwiedziłem kesza "Opuszczona przepompownia" OP6A62. Z zespołu budynków najciekawszy jest ten który mija się pierwszy idąc zgodnie z sugestiami autora. Natknąłem się na zamurowane drzwi, ale z tyłu zapomniano o oknach które są nisko nad ziemią i bez problemu wejdziemy do środka. Czekają nas tam dwa wielkie zbiorniki. Wolałem nie podchodzić do krawędzi bo beton tam widać nie jest najlepszej jakości. Wracając z przepompowni zatrzymałem się pod mostem im. Legionów Piłsudskiego. Warto było obejrzeć tą piękną konstrukcję.


    W kasie zoo poprosiłem o kesza "ZOO - PŁOCK" OP8G9L. Jak już zaliczyłem skrzynkę, czas nie gonił, pomyślałem że warto zobaczyć parę zwierzaków. Tego dnia byłem pierwszym gościem więc nikt mi nie przeszkadzał. Najfajniej było w pawilonie z gadami. Węże budzą we mnie fascynację, ale wolę jak trzymają się ode mnie z daleka. Tylko jedno stoisko wzbudziło moje obrzydzenie. To z karaczanami. Rojące się robale to nie jest miły widok. Przy okazji można było się porządnie wygrzać, bo te zwierzaki potrzebują wysokiej, stałej temperatury.  


    Niedaleko zoo jest ciekawy cmentarz z keszem "Cmentarz Garnizonowy 1914 -1939" OP8G2A. Najstarsze groby pochodzą z początku XXw. i kryją prochy carskich oficerów. W centralnej Polsce prawosławne krzyże trochę zaskakują, bo niby wiadomo, że zabór rosyjski to nie tylko ziemie na wschód od Wisły, ale chociażby w Płocku Rosjanie to element całkowicie napływowy i nie pozostawił po sobie wielu śladów. O wyjątkowości nekropolii świadczy jednak jego ekumenizm. Leżą tu też żołnierze niemieccy z I wojny światowej, polscy żołnierze z 1920r. a także zmarli w okresie międzywojennym. Między wojskowymi zaplątało się i kilku cywilów, nieprzypadkowych bo z rodzin wojskowych. 


    Pokręciłem się jeszcze trochę po Płocku, głównie po centrum. Dominują kamieniczki z przełomu XIX/XXw. Ma to swój klimat, ale w niektóre zaułki wieczorem raczej bym się nie zapuszczał. Ciekawostką jest katedra mariawicka. Zbudowana w stylu neogotyku angielskiego, otynkowana w odcieniu szarości trochę się różni od typowych, neogotyckich świątyń z czerwonej cegły.


     Trochę więcej obiecywałem sobie po okolicach wsi Chrcynno. Na mapie zaznaczone jest tu duże lotnisko, a tymczasem przy drodze zastałem zaorane pola. Jak doczytałem lądowisko wciąż działa, ale w dużo mniejszej skali. Są też pozostałości bazy wojsk rakietowych, obecnie siedziba prywatnego zbioru kolekcji militarnej "Ares". Było zamknięte, a to co widać przy siatce to zdezelowany sprzęt. Prawdziwe skarby są zapewne w głębi.
    Zatrzymałem się jeszcze w Serocku. Była ładna pogoda, więc pomyślałem,że to dobry czas by na trochę dłużej rzucić okiem na Zalew Zegrzyński. Kolejne miejsce które dopisałem sobie do listy ewentualnych odwiedzin w przyszłości.

wtorek, 11 października 2016

Piękne miasto Puławy

    Wracając latem z świętokrzyskiego przejechałem przez Puławy. Na mapie c:geo wyświetliło się trochę skrzynek, ale chyba poza dwiema nie chciało mi się specjalnie szukać. Ten krótki pobyt wystarczył, by miasto mi się spodobało i zechciał tu wrócić.
    Z Białegostoku do Puław jest kilka kilometrów, ale żeby tak zupełnie na pusto nie jechać odbiłem trochę w bok po kesze w okolicach Lubartowa. Związane głównie z cmentarzami z okresu I wojny światowej. Autorem jest erykradek i byłem pod ogromnym wrażeniem znalezienia niektórych miejscówek. Czasem to tylko pozostawiony krzyż na pamiątkę. Ale i bardziej okazałe groby wojenne się znalazły, jak choćby te z keszem "Nowa Wola - cmentarze wojenne" OP8EHK. Jeden na skraju lasu z usypanym niewielkim kopcem, drugi we wsi, niepozorny, ale z ładnie zachowanymi niemieckimi napisami.


    W samym Lubartowie zatrzymałem się tylko przy dworcu PKP po kesza "Stacja PKP Lubartów" OP8CBX. Akurat niedaleko odbywał się cotygodniowy targ. Dawno nie miałem okazji widzieć czegoś takiego. Jednak najbardziej pociągał mnie dworzec. Tym razem perony nie były całkiem puste, bo na jednym z torów stał pociąg techniczny. Widać, że kawałek szlaku ładnie odnowiony. Gdzieś czytałem że w lubelskim sporo linii się remontuje, a przez to może będzie szansa na przywrócenie bezpośredniego połączenia Białegostoku z Lublinem. Taką rzecz uznałbym za cud.
    Przed samymi Puławami zatrzymało mnie na trochę dłużej miasteczko Kurów. Tutaj z kolei swoją małą ojczyznę okeszował Kaczor 691. Do odwiedzenia wybrał naprawdę ciekawe miejsca, a skrzynki trzymają wysoki poziom. Po odwiedzinach na cmentarzu wojennym, a później przy kapliczce, przyszła pora na cywilną nekropolię, a tam zadziwiająca figura. Takiego przedstawienia Matki Bożej jeszcze nie widziałem i raczej już nie zobaczę. Za model chyba posłużyła jakaś śpiewaczka operowa w trakcie wykonywania arii. 


    Z cmentarza niedaleko do parku podworskiego. Przez lata zdziczał, ale wciąż można wypatrzyć ciekawe drzewa. No i jest ładnie położony nad rozległym stawem. Wśród drzew ukryty jest piękny pałac. Obecnie całkowicie porzucony, wszystkie drzwi i okna szczelnie zamurowano. Mimo to warto obejrzeć go z każdej strony, bo ma ładną bryłę. Przy wejściu zachowały się rzeźby lwów, wciąż broniące wejścia do zapomnianego już świata.


    Przy keszu "Kurów #13 Wikariat" OP8C6T pomyślałem że odwiedzę pobliski kościół. Drzwi boczne były otwarte, więc skorzystałem z okazji by zwiedzić wnętrze. Przeżyłem małe zaskoczenie bo trafiłem akurat na remont generalny. W całym kościele została tylko część ołtarza głównego i z dwa niewielkie boczne. Pusta hala sprawiała dziwne wrażenie, ale akustyka była nieziemska.
    W Puławach zacząłem od nieznalezienia kesza, ale już drugi "PUŁAWY - obserwatorium astronomicze" OP85H6 dał się znaleźć. Koncepcja obserwatorium w nieczynnej wieży ciśnień to świetny pomysł. Budynek który zazwyczaj niszczeje bez pomysłu na przyszłość, tu służy okolicznym szkołom.  Drugi raz widzę taki pomysł, wcześniej zetknąłem się z nim w Olsztynie. 


    To co najbardziej urzekło mnie podczas ostatniej wizyty w Puławach, to pałac i tym razem mając czas mogłem sobie pozwiedzać. No a przy okazji wpadło kilka keszy. Zacząłem trochę nietypowo bo od tyłu założenia pałacowego. Aż za kanał pewnie niewielu zagląda, pewnie i ja bym tu nie zaszedł gdyby nie kesz "Grota Puławska" OP83YE. Spacer brzegiem zapewniał ciekawy widok na park i budowle po drugiej stronie. Akurat słońce pięknie świeciło, co jeszcze bardziej eksponowało piękno parku.


    Niespodziewanie z całego założenia parkowo - pałacowego najmniejsze wrażenie zrobił na mnie pałac. Nie powiem, ładna bryła budynku, Czartoryscy nie żałowali pieniędzy by nadać mu ostateczny kształt. Ale przecież w Polsce nie brakuje pałaców dawnej magnaterii, więc z pewnością nie mogę powiedzieć o wyjątkowości. To co mnie zachwyciło to budowle rozrzucone po parku. Chociażby takie schody z keszem "Schody Angielskie" OP807U łączące park górny z dolnym. Dwa, trzy łuki, ceglana obudowa i zejście wyłożone brukowcami. Niezwykle malownicze miejsce.


    Czartoryscy przebudowując założenie byli zapewne pod wrażeniem kultury antycznej. Świadczy o tym kopia nagrobku Scypiona ustawiona na jednym z pagórków. Jednak bardziej okazałym świadectwem jest Świątynia Sybilli na wzór jednej z antycznych świątyń pod Rzymem. Nad wejściem napis "Przeszłość Przyszłości". To ślad po pierwszym polskim muzeum, które zorganizowali tu Czartoryscy. 
    Warto jeszcze wspomnieć o domkach chińskim, gotyckim i greckim. Słowo "domek" słabo tu pasuje. Ciekawe jest dojście do greckiego. Prowadzi do niego ładny łuk przerzucony nad współczesną drogą.  Mi najbardziej spodobał się ten najbardziej okazały, czyli gotycki. Pewnie temu że bardzo lubię ten czas w architekturze. Do tego rzeźby ustawione na zewnątrz dopełniają obrazu całości. 


    Gwoździem programu miał być kesz "Puławy - Komin" OP8A7Q. Tytuł jest trochę nieprecyzyjny, bo to nie komin a czerpnia powietrza do pobliskich zakładów azotowych. Podjechałem na miejsce i trochę się przestraszyłem, bo zdawałem sobie sprawę że będzie wysoko, ale że nie aż tak. Problemem nie była może wysokość, a zewnętrzna drabinka i wchodząc wolałem nie patrzyć w dół, a jedynie dwa razy zadarłem głowę sprawdzając ile jeszcze drogi przede mną. Już samo dostanie się na drabinkę to nie takie proste, bo nie zaczyna się od samej ziemi, ale dzięki wypustkom na ścianie "komina" da się do niej sięgnąć. Na górze nie spędziłem zbyt dużo czasu, bo kiedy po kilku minutach niedaleko przejeżdżał pociąg, konstrukcja wpadła w lekkie drgania i postanowiłem szybko zejść. 


    Przy zakładach jest jeszcze ciekawy kesz "Puławy - Ekskalibur" OP87N9. Sama skrzynka z ciekawym patentem, ale ciekawszy jest pomnik obok. Poświęcony jest Bohaterom II Wojny Światowej i bardzo nowoczesny w formie. Skojarzył mi się z jakimś statkiem kosmicznym z "Gwiezdnych Wojen".


    Tego dnia zaliczyłem jeszcze kesza przy zapomnianym pomniku "NA - Obelisk Puławy sierpień 1944" OP266A. Drugiego dnia w planach miałem tylko kilka keszy, tak żeby jeszcze wieczorem być w Białymstoku. I to się udało, chociaż keszowanie nie rozpoczęło się najszczęśliwiej. Na starym moście w Puławach miał być kesz "Most Ignacego Mościckiego" OP8081, ale mi się nie udało. Nie zmartwiło mnie to specjalnie bo sam obiekt wart był odwiedzenia. Byłem na nim gdy nie opadły jeszcze poranne mgły, wiec prezentował się cokolwiek tajemniczo. Jednak mgły dość szybko ustąpiły słońcu. Bardzo podobało mi się też łączenie na nity. Dodaje to dodatkowego smaczku.


    Z mostu poszedłem do punktu widokowego i kesza "Puławy - Wieża" OP722F. Fajny stąd widok na Wisłę, a że to nieuregulowana, duża rzeka to jest na co popatrzeć. Wracając do auta przeszedłem się brzegiem portu rzecznego. W internecie wyskakują informacje o przystani jachtowej, ale moim zdaniem znacznie ciekawsza jest część gdzie można jeszcze zobaczyć robocze nabrzeże z ładowarką i stojące na redzie jednostki robocze. Chciałem wiedzieć co to za statki i okazuje się że jest ogólnodostępny rejestr statków i tak np "Tanew" to pogłębiarka ssąca wyprodukowana w 1984r. w Tczewskiej Stoczni Rzecznej, użytkownik to RZGW w Warszawie, ważność (chyba przeglądu) do czerwca 2017r.


    Jadąc z Puław do Dęblina zatrzymałem się na chwilę we wsi Gołąb. Dla samego kościoła bym tego nie zrobił, choć trzeba przyznać, że wyjątkowej urody. Zwabił mnie kesz "GOŁĄB- kaplica loretańska" OP80CY. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Nawet nie wiem do czego to porównać. Formalnie to kaplica, ale bryła jakoś tak nie bardzo "kościelna". Plebania? Ale gdzie tu okna? Grobowiec? Ale ten cukierkowy kolor. Powstanie podobnych kaplic zwanych domkami loretańskimi, związane było z popularnością kultu Matki Bożej Loretańskiej w czasach kontrreformacji. Miałem to szczęście, że była otwarta i udało zajrzeć się też do wnętrza. Kontrast między bogatymi zdobieniami z zewnątrz, a ascetycznym wyposażeniem jest ogromny. Dzięki temu można skupić się na podziwianiu fresków z XVIIw.


    W Dęblinie skrzynek niewiele, ale wszystkie w niezmiernie ciekawych miejscach. Zacząłem trochę pechowo od kesza "Brama Lubelska" OP0D33. Sama skrzynka na miejscu, ale most do bramy, a co za tym idzie i do reszty jednego z fortów Twierdzy Dęblin w generalnym remoncie. Prace mają się ku końcowi, ale co z tego jak nie mogłem za bardzo podejść. Zrobiłem tylko fotkę pobliskiego, ciekawego pomnika i pojechałem dalej.
    Po drugiej stronie torów ciekawy cmentarz wojskowy. Przed wejściem fragment pomnika na pamiątkę Piłsudskiego i ofensywy znad Wieprza. Odnaleziono go nie tak dawno, bo w 2011r., a zniszczony był w czasie II wojny światowej, choć nie do końca wiadomo czy już w czasie kampanii wrześniowej, czy później. Na samym cmentarzu oprócz grobów żołnierzy poległych w 1920r. uwagę zwracają te w kwaterze lotników. Tutaj mamy daty z różnych lat okresu międzywojennego. Jak widać bycie lotnikiem to nie była bezpieczna służba.


    Krótki postój koło mostu po kesza "Most na Wiśle -Dęblin-" OP2736 i przejazd na druga stronę Wisły po kesza "Kopiec Michała Okurzałego" OP348F. Kopiec i pomnik trochę zapomniany, ale mimo wszystko schludnie utrzymany. Zastanawiałem się kim był Michał Okurzały, bo byle komu kopca, nawet niewielkiego, się nie sypie. Okazało się że to kpt. z I Dywizji T. Kościuszki, który w czasie walk o przyczółek, gdy został już jako jedyny żywy na zajętej wcześniej pozycji, ostatni meldunek jaki nadał to o skierowanie ognia artylerii na niego, a co za tym idzie na Niemców którzy byli już tuż obok.
    Przy wojskowej szkole lotniczej spotkał mnie zawód spowodowany brakiem miejsca do zaparkowania. To jest minus podróży autem, że jak zobaczysz coś ciekawego to nie zatrzymasz się gdzie masz ochotę.  Nie to żebym był leniwy i musiał podjechać "pod drzwi", ale zrobiłem naprawdę wielkie koło i nigdzie nie było gdzie się zatrzymać. Do Dęblina z pewnością jeszcze kiedyś wrócę i sobie odbiję. A tymczasem czekał już na mnie jeden z fortów twierdzy i kesz "Fort II Mierzwiączka w Dęblinie" OP168B. Kordy lekko z czapki, ale to dobrze, bo jest okazja pozwiedzać teren. Teren niby prywatny i widać właściciel coś próbował tu rozkręcić, ale chyba dał sobie spokój. Dzięki temu można zajrzeć w kilka kątów. Do niektórych pomieszczeń można wejść, bo są wybite dziury w ścianie, ale niektóre zamknięte na głucho. Za tymi ostatnimi mogą czaić sie prawdziwe skarby, bo jedne z drzwi były trochę odgięte, a za nimi: skrzynki amunicyjne, siatki maskujące i jakieś inne powojskowe dobro. Poszukiwania kesza umilały mi dwa śmigłowce wciąż krążące nad głową. Nawet jakiś większy wojskowy samolot się trafił, ale nie zrobiłem mu fotki, a z pamięci po samej sylwetce nie mogę dopasować modelu. 


    Z Dęblina daleka droga do Białegostoku, mógłbym trochę drogi nadłożyć i zgarnąć jeszcze parę keszy, ale czas gonił. Zatrzymałem się tylko przy keszu "S-Ł: Wiadukt nad Szosą Lubelską" OP8G2L. Ścieżka przy tej linii kusi niezmiernie, ale trochę tu quizów, a te trochę odstraszają. No i jeszcze "Żandarmeria Wojskowa" OP8H16 w Mińsku Mazowieckim. To miał być bardziej taki punkt do statystyk, ale w końcu doczekałem się widoku wojskowego odrzutowca w locie. 
    Musze przyznać, że ten wyjazd pod względem keszerskim i krajoznawczym udał mi się szczególnie. Zresztą Lubelszczyzna jeszcze mnie nie zawiodła, mimo że czasem ze skrzynkami bywało tak sobie. Przede mną jeszcze tyle keszy, a czasu tak mało.

poniedziałek, 26 września 2016

Parę słów o okolicach Otwocka

    Okolice Otwocka, cóż ciekawego tam można zobaczyć? Pierwsze skojarzenie, podwarszawska miejscowość, typowa sypialnia i tylko hektary domków jednorodzinnych Ale jak się ma za przewodnika skrzynki z OC parę ciekawych miejsc można odwiedzić. Tym razem wyjazd w trochę większym gronie, bo zabrali się Phoebe., mieszko i MiszkaWu. Plon bardzo obfity bo aż około 40 keszy, ale to nic trudnego przy keszowaniu autem. Główny cel to ścieżka "Pałace i dwory okolic Otwocka" i to co po drodze. Parę z nich warte jest kilku słów.
    Pierwszy kesz "Zapasowe Stanowisko Ogniowe SAMów z Pustelnika" OP3438 i od razu fajna miejscówka. Można iść zapomnianą drogą, o ile pamiętam nawet betonowe płyty gdzieś tam spod piasku czasem wystają. Znacznie krócej na przełaj pod sam zamaskowany garaż. Na górze przysypany ziemią i rosną tam drzewka. Tych chyba oryginalnie nie było, bo na stare nie wyglądają. Pogrzebałem trochę w plecaku i tutaj pierwsze rozczarowanie, zapomniałem latarki. Nie dane mi było odwiedzić wnętrza.


    Trochę inne atrakcje zapewnił kesz "Ruiny Pałacu Łubieńskich" OP7622. Słowo "pałac" jest tu jak najbardziej na miejscu. Rozległe ruiny zapewniają trochę dobrej zabawy w czasie przeczesywania ruin. Tylko szkoda, że otoczenie trochę zaniedbane. Pałac raczej nie nadaje się do odbudowy, ale gdyby zabezpieczyć ruiny, wyciąć krzaki ze środka, byłaby to niewątpliwie perełka okolicy.


    Ciekawy dojazd jest do kesza "Dworek "Wyraj" w Zagórzu" OP8GF3. Najprostsza droga na mapie wiedzie przez ogrodzony teren. Z boku była jednak inna i szybka decyzja, że nią próbujemy. Na początku rondo wokół bloku szpitala dziecięcego, skręt w prawo to w lewo, między kolejnymi blokami, czy domami mieszkalnymi i wyszedł drive-in. Naprawdę to najdziwniejsza droga do kesza jaką jechałem. Przy podjęciu ktoś między drzewami zauważył "coś". Z daleka ciężko stwierdzić co to było. Mi się to w pierwszym odruchu z kaplicą skojarzyło. Tymczasem to własność szpitala, a kiedyś dom pracy prof. Kazimierza Dąbrowskiego, twórcy sanatorium dla dzieci znerwicowanych.
    Kesz "Nawiedzony dom w Emowie.." OP3AE2 nawet lekko utrzymany w klimacie ścieżki z dworkami w roli głównej. Jednak tym razem budynek nie historyczny, a całkiem współczesny. Ogromna, nieukończona willa w środku lasu. Według opisu budowana przez szemranego inwestora, który odstąpił od budowy gdy ktoś mu ogień podłożył. Górne piętra zupełnie nie wykończone i czasem wręcz brak podłogi. Za to piwnice dają odczuć z jakim rozmachem było to budowane. Ogromny kominek, wykładane kamieniem łazienki, otwory drzwiowe z półokrągłym szczytem. Patrząc na to wszystko, nie trzeba zbyt wiele wyobraźni by ta podpowiedziała do czego to miało służyć. Dom schadzek jak nic. No chyba, że to jest standardowa kompozycja naszych "gargamelów". Nie wiem, bo w żadnym w środku nie byłem. 


    Sympatyczna niespodzianka przy keszu "Instytut magnetyzmu ziemskiego" OP2635. Przejeżdżając obok zobaczyliśmy lekko w lesie dwie postaci i to chyba tam gdzie pokazują kordy. Keszerzy jak nic. Okazało się że to panowie kryjący sie pod nickami Fotoimpresje i lolek86. Takie przypadkowe spotkania zawsze są sympatyczne. W końcu spotyka się ludzi podobnie pozytywnie zakręconych. Oczywiście tradycyjna wymiana ownów, jakie kto miał. Czas pomyśleć nad swoim. 
    Dworek który zapamiętam na długo to ten z keszem "Opuszczony dworek "Bojarów" OP7375. Po wojnie mieściła się tu szkoła i w warsztacie wisi tu jeszcze kalendarz z 2010r. Czyżby jeszcze nie tak dawno tętniło tu życie? Wydaje się to wręcz nierealne patrząc na stan dewastacji. Samo wejście do dworku jest szczególne malownicze. Kilka schodków, kolumny z boków i duże drzwi, tak typowe dla siedzib ziemiańskich i niezmiennie piękne. Wewnątrz pierwsze co się rzuca w oczy to kominek. Zachowały się na nim niebieskie kafle, rzecz z zupełnie innego świata. W tych zdewastowanych wnętrzach wydają się wręcz nierealne.


    Trasę keszowania w 100% wymyśliłem ja. Jeżeli chodzi o zmiany to nie przepadam za nimi. Ale hasło Zofiówka i "legendarny urbex" sprawiło, że pomyślałem czemu nie?  I jak się okazuje dzięki temu, trochę przypadkowo, odwiedziłem najlepszy punkt w całej wycieczce. Pierwszy punkt to budynek z keszem "Zofiówka" OP2A55. Całkiem spory, ale służący chyba celom administracyjnym. Rozszabrowane wszystko co się da, ale stare mury wciąż trzymają się świetnie. Oczywiście kilka fotek i zostało wejście na strych po kesza. Ja z Miszką coś początkowo kombinowaliśmy lukiem w łazience, co by się dobrze nie skończyło. Tymczasem Phoebe. z mieszkiem dostali się od strony balkonu, co jest niezwykle proste. Prawie jak po drabinie. I w ten sposób budynek został zaliczony od parteru po dach.


    Przy kolejnym keszu "Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów" OP58B7  nie mieliśmy tyle szczęścia. Sama droga bardzo ciekawa, bo szliśmy dachem i trzeba było skakać z murków, a jak wyżej to sposobem. Tylko nie mieliśmy zbyt wiele czasu bo budynek opanowali fani paintballu, albo airsoftu, nie wiem bo nie rozróżniam. Stąd niemożność zajrzenia w parę kątów. No i do tego skrzynka zginęła pod warstwą cegieł, bo schowek się zawalił. Kto wie, może tu wrócę bo miejsce jest tego warte. 
    Na mnie największe wrażenie wywarła opuszczona kaplica z keszem "Kaplica" OP2EDD. Wnętrze tonęło w półmroku , światło wpadało przez nieliczne otwory. W środku nie zostało żadne wyposażenie. Klimat zupełnie jak z satanistycznego horroru. Po skrzynkę trzeba wspiąć się na strych. Całe szczęście ktoś przytargał stare drzwi i po nich można jako tako wleźć. Na górze równie ciemno i tylko pojedyncze smugi światła pozwalają cokolwiek dostrzec. I tylko ten wszechobecny kurz wzbity trzema parami nóg.


    Jeden z nielicznych ocalałych obiektów na trasie to pałac Bielińskich w Otwocku Wielkim. To pałac z prawdziwego zdarzenia. Przez wiele lat był to obiekt zamknięty dla osób postronnych. Chyba dzięki temu na zewnętrznej fasadzie zachowały się wspaniałe płaskorzeźby. Oczywiście jest i rozległy park z obowiązkowym stawem i mostkiem prowadzącym do rezydencji. Jakoś tych wielkich pałaców i dworków nie zazdroszczę dawnej arystokracji. Ale jak widzę taki park to ukłucie zazdrości się pojawia. 


    I tak sobie jeździliśmy sobie od skrzynki do skrzynki. Dzielnie opłotkami minęliśmy słynne rondo w Kołbieli. Na końcu trochę zabrakło czasu i szczęścia. Po zmierzchu doszliśmy do wniosku że długi spacer lasem to nie jest najlepszy pomysł i odpuściliśmy jedną skrzynkę. Kolejna okazało się że zaginęła. Został finał, ale jak to czasem bywa nie spisałem wszystkich potrzebnych cyferek. W domu okazało się, że aż trzech. Może to jednak nie będzie nic straconego i drogą dedukcji wyznaczyłem możliwe kordy. Jak będę kiedyś przejeżdżał w okolicy to sprawdzę podejrzenia.

sobota, 17 września 2016

Duże koło dookoła Wigier

    Korzystając z okazji, że nie trzeba kopać dziury pod kręgi szamba, przesypywać żwir, zwalać starych dachówek i robić innych "fascynujących" prac, które dziwnym trafem wypadały zawsze w dobrą pogodę, a tej w tym roku niewiele, wyskoczyłem na jeden dzień na Suwalszczyznę. W drodze zatrzymałem się tylko na chwilę w Augustowie, gdzie czekał mnie kesz "Back to the FUTURE" OP89A1. Potrzebne zdjęcia zrobiłem jakoś na przełomie wiosny/lata, dostałem kordy, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja sprawę doprowadzić do końca. 
    Samochód zostawiłem w Gibach, koło kościoła. Rzuciłem na niego okiem, ładny, drewniany. Postanowiłem obejrzeć go dokładniej jak tu wrócę, a to był błąd, ale o tym na końcu. Rowerem nie ujechałem daleko bo już w Gibach czekał kesz "ted151_zgineli_bo....." OP0DAB. Jest to pomnik pamięci, tym którzy walczyli o wolną Polskę. Skupia się głównie na ofiarach Obławy Augustowskiej.  Tuż po wojnie w lipcu 1945r. wojska NKWD, wspierane przez LWP i UB aresztowały mężczyzn zamieszkujących rejony Puszczy Augustowskiej, zaangażowanych w podziemie niepodległościowe, jak i podejrzewanych o to. Zatrzymani zostali wywiezieni w nieznanym kierunku i wszelki ślad po nich zaginął. Do dziś rodziny nie wiedzą gdzie zostali zamordowani i w jakim miejscu ich pochowano. Była to największa zbrodnia na Polakach po zakończeniu wojny.
    Giby leżą na zachodnim brzegu jeziora Pomorze, zaś ja musiałem jechać na jego północny brzeg po kesza "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 4" OP843R. Po drodze przecina się urokliwą rzekę Marychę. Potem kawałek lasek i ląduje się pod ośrodkiem wypoczynkowym, który podejrzany zza płotu nie wyglądał na wielce zmieniony od czasów PRL. Skrzynka ma imponujące znalezienia, raz na rok, a mi się trafił TTF. Tak to jest jak kesz jest schowany z dala od popularnych szlaków. Za to takie znaleziska cieszą szczególnie.


    Trzeba było się przedostać na południowy brzeg jeziora Pomorze, a po wodzie jeszcze jeździć nie umiem, więc znów przejechałem przez Giby. Zaraz za nimi kesz "Giby Shield" OP4336. Szybki, rowerowy drive-in. Kolejny "Stary Dąb - tree trail I" OP3E07 ukryty w dębie, a że bardzo lubię te drzewa to mi się bardzo podobało. Niestety jak się mogłem przekonać drzewo próchnieje od środka, co nie wróży najlepiej na przyszłość. A jeszcze do tego macając po omacku w poszukiwaniu pojemnika, dotknąłem jakiegoś oślizłego grzyba, który nigdy nie zaznał światła. Od razu włożyłem rękawiczki.
    I kolejny rowerowy drive-in czyli "Pod dębem, bez brzóz..." OP433B. Tylko szkoda, że dąb taki mikry. Przy kolejnym keszu "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 3" OP84CZ już nie poszło tak szybko. Pole biwakowe z wspaniałym widokiem na jezioro zachęcało by trochę tu posiedzieć. a i skrzynka szybko nie chciała się poddać, bo to nietypowa, a do spoilera od biedy pasowały dwa miejsca. W końcu pod bacznym okiem ogromnego pająka krzyżaka udało się znaleźć paczkę. 


    Przy keszach "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 2" OP840B i "Rezerwat Tobolinka" OP3C21 nie spędziłem zbyt dużo czasu. Choć trochę żałuję, że nie chciało mi się przedzierać z rowerem w głąb rezerwatu Tobolinka by zobaczyć pływające wyspy.
    Przy keszu "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 1" OP840A dobry uczynek, czyli reaktywacja na prośbę autorki. I tak rozstałem się z tą malutką serią. Co do pana Tomasza, czyli Pana Samochodzika, to mam wobec niego mieszane uczucia. Jako dzieciak uwielbiałem czytać jego przygody, aż w której części natknąłem się na informacje, że główny bohater był w ORMO. I dalej czytało się fajnie, ale z tyłu głowy pozostało, że nie jest to postać kryształowa. Jedno trzeba mu przyznać, zaciekawił mnie historią, którą uwielbiam do dzisiaj.
    W Berżnikach zatrzymałem się przy drewnianym kościele. Już tu kiedyś byłem, ale nie mogłem odpuścić okazji znów zajrzeć do środka, by obejrzeć żyrandole z poroży jelenia. A i barokowe wyposażenie w drewnianym wnętrzu ładnie się komponuje. A z miasteczka niedaleko już do kesza "ted156_zielona_granica" OP0F42. Od paru lat miejsce dostępne bez żadnego problemu i tylko słupki graniczne przypominają, że wjeżdżamy do innego państwa. Pewną ciekawostką może być jeszcze graniczna boja. Strasznie to duże i nie da się przegapić. A miejsce bardzo ładne, zresztą w czasie tego wyjazdu nie brakowało takich. Niewielka plaża i wąski fragment bez szuwarów gdzie bez problemu jest dostęp do jeziora. A woda w nim niezwykle czysta. Trochę tu nogi pomoczyłem, chyba ostatni raz w tym roku.


    Wracając przez Berżniki zainteresował mnie cmentarz, a konkretnie pomnik widoczny z drogi. Jeden obelisk poświęcony polskim żołnierzom, data 1920, więc wiadomo że chodzi o Bitwę nad Niemnem. Bitwa Warszawska odrzuciła bolszewików, ale wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Ta operacja to był ostateczny cios wymierzony w Armię Czerwoną. Natomiast drugi pomnik przy kilku grobach żołnierskich świecił nowością i zresztą miał nowoczesną formę.  Okazało się że to upamiętnienie Litwinów. Korzystając z zawieruchy wojennej zajęli oni część Polski, a dodatkowo plany Polaków odnośnie Bitwy Niemeńskiej zakładały przekroczenie wcześniejszej granicy polsko - litewskiej. Żeby żołnierze nie pomyśleli sobie, że z wojny obronnej przechodzi się w najeźdźcę, jeden z dowódców płk Stefan Dąb Biernacki stwierdził "Żołnierze jeśli idziecie w pole przeciwko Litwinom, nie idziecie z nienawiścią, jak przeciwko wrogowi śmiertelnemu, lecz przeciw braciom zbłąkanym".


    Kolejny dłuższy postój w Sejnach. Oczywiście kesz "Sejny - Biblioteka - Jesziwa" OP3B2D, ale chyba nigdy nie pozbędę się stresu związanego z zagadaniem do obcej osoby w sprawie skrzynki. A tu trzeba jeszcze hasło wypowiedzieć. Całe szczęście pani bibliotekarka bardzo miła i tylko się uśmiechnęła zapraszając do szukania. Nie obyło się bez obejrzenia synagogi i jesziwy (szkoła żydowska). Z racji wojny nie zostało w Polsce tak wiele tego rodzaju budynków, więc odwiedziny każdego z nich bardzo sobie cenię. W Sejnach warto tez obejrzeć bazylikę, będącą częścią zespołu podominikańskiego. Jak na małe miasto kościół ten jest ogromny. Zbudowany w stylu baroku wileńskiego i obok świątyni w Różanymstoku jest jednym z dwóch przykładów tego stylu w Polsce. Co prawda w Białymstoku mamy nawiązanie do tego stylu w postaci kopii kościoła z Berezewcza na Białorusi, ale to budowla współczesna.


    W Krasnopolu kesz nad jeziorem "Skarb Krasnopola" OP6963. Miejsce z infrastrukturą turystyczną nad samym jeziorem. Niby nic, a naprawdę mi się tu podobało. Może to przez czas w jaki tu dotarłem. Słońce miło grzało, ale w powietrzu czuć już zbliżającą się jesień. Tafla jeziora gładka jak stół, w oddali zacumowana samotna żaglówka, jakoś melancholijnie się zrobiło.
    Nareszcie dotarłem do głównego celu podróży, czyli w okolice klasztoru w Wigrach. Najpierw odwiedziłem Czerwony Folwark, gdzie koło Muzeum Rybołówstwa stoi niewielki wrak. Smętnie wygląda statek wyciągnięty na ląd, który powoli zżera rdza. Wygląda na przeznaczony do połowów, ale pewności nie mam. Strasznie gryzą mnie takie zagadki, kto go użytkował, kiedy i w końcu jaki to typ i ile wyprodukowano podobnych?
    Przy samym klasztorze założyłem kesza, bo jakże to tak, takie miejsce bez skrzynki? Takie miejsca trzeba odwiedzać tuż po sezonie. Trochę turystów było, ale nie wielkie tłumy, jakie pamiętam z poprzedniego pobytu. O samym klasztorze nie ma co się rozpisywać, bo dość dobre opisy można znaleźć w internecie. Dodam,że naprawdę warto wejść na wieżę, bo widok z niej naprawdę wspaniały. Ciekawie tu musi być jesienią, kiedy liście się zezłocą.
    Jest tutaj szlak greenvelo, a co za tym idzie porządne wiaty, z której skorzystałem by zjeść obiad. Posilony wybrałem się po kesza "Cimochowizna" OP8HQ0 i wpadł mi tutaj dawno nie zdobyty FTF. Fajny stąd widok na klasztor. Co jednak najbardziej dziwi to przebieg szlaku. Zjeżdża się z kładki nad przesmykiem między jeziorami Wigry a Leszczewek i ląduje się na prywatnej posesji. Co prawda są kierunkowskazy szlaku, pewnie po granicy posesji, ale dziwne wrażenie zostaje. 


    Jak już byłem w okolicy to zajechałem do podsuwalskiej wsi Huta. Zachował się tu dwór z XIXw. a że pomyślałem sobie kiedyś, że może spróbuję okeszować wszystkie dworki województwa podlaskiego to skorzystałem z okazji. 
    Na południe od drogi 653, a na zachód od j. Wigry jest kilka leśnych keszy. Niestety nie wszystkie schowane w miejscach do których można legalnie dotrzeć. I te sobie odpuściłem. Zacząłem od skrzynki "Nad Czarną Hańczą" OP032D. Naprawdę piękna rzeka, którą kiedyś zdarzyło mi się spłynąć kajakiem. Natomiast kesz jest schowany w miejscu gdzie jest to niewielka rzeka i jeszcze niespławna. Uwielbiam takie kesze schowane w środku lasu i to jeszcze w ciekawym miejscu. Niezłą atrakcją była kładka którą trzeba było jechać po przekroczeniu rzeki. Ciągnie się spory odcinek, a miejscami jest dość wysoka. Charakterystyczny szum opon po frezowanych deskach, ostre i wąskie zakręty, prawie jak w wesołym miasteczku.
    Trzeba przyznać, że tutejsze drogi leśne są wspaniałe. Szutrowe, ale twarde i bez zbyt dużej ilości dziur. Po drodze spotkałem duże, krowie placki. Krów w środku lasu nie ma, ale czyżby w północne rejony Puszczy Augustowskiej dotarły żubry? Kto wie, ale z pewnością coś ciężkiego musiało rozdeptać kesza "filips61: Jezioro Długie" OP02B6. Miałem jeden zapasowy pojemnik, ale zdecydowanie za mały na wszystkie fanty i logbook. 
    Trochę przez leśne ostępy, trochę przez cywilizację w postaci wsi, i znów lasem dotarłem do kesza  "filips64: przecięcie 54/23" OP02B9. Proporczyk na patyku dumnie wskazuje to szczególne miejsce. To chyba mój pierwszy kesz związany z ciekawym zapisem współrzędnych, N54 i E23, a reszta to same zera. A jeszcze do tego zagrzebany przy pieńkach, które od 2007r. mocno zmieniły wygląd. Cudo. 


    Przy keszu zwróciłem uwagę, że słońce za chwilę zacznie się chować za horyzontem. W planach były jeszcze trzy kesze. Pomyślałem, że zdobędę choć jeden, ale zrobiłem coś, co mi się wcześniej nie zdarzało. Spojrzałem do GPS-a ile kilometrów zostało do mety. W linii prostej ponad 20, a drogami coś koło 30. Oczy zrobiły się jak pięć złotych, bo myślałem, że już prawie koniec. Kesze poszły na bok i długa do auta. A i tak nie udało się przed nocą. Całe szczęście rower mam wyposażony jak trzeba w światła. Nawet kierowcy z naprzeciwka widzieli białe światło i zmieniali długie światła na mijania. Jednak jazda krajówką po ciemku to nie była przyjemność. 
    Rower na dach i do Białegostoku. Zmęczenie jednak okrutne, bo zrobiłem prawie 140km. i spać się strasznie chciało. Całe szczęście Augustów nie tak daleko, a tam stacja paliw, gdzie oprócz paliwa wziąłem kawę 420ml. i dwa energetyki. Może niezdrowo, ale głowa przestała się kiwać no i w domu poszedłem spać gdzieś koło drugiej. Następnym razem planując trasę trzeba będzie sprawdzać ilość kilometrów.