wtorek, 12 kwietnia 2016

Wczesną wiosną do Supraśla

    Zawiał cieplejszy wiatr, znak że można rower wyciągnąć z piwnicy. Tylko gdzie jechać po przestoju zimowym? Jak zawsze niezawodny jest kierunek do Supraśla. Trasa na trochę ponad 30km. pozwala sprawdzić swoją kondycję i wychwycić ewentualne niedomagania w rowerze. O ile rower wydaje się ok, to kilka miesięcy bez roweru da się odczuć.
    Wyjechałem wzdłuż ul. 42pp. która mocno się zmieniła. Nie ma już małych zakładów za poprawczakiem, jest małe osiedle bloków, a i na miejscu szklarni coś po kilku latach zaczęli budować. Zaraz za rogatkami miasta skręciłem na Sowlany i równym asfaltem dojechałem do Ogrodniczek, skąd już ścieżką do Supraśla. Miasteczko przywitało mnie ładnym widokiem koni. Nie przystawałem nigdzie na dłużej, by od razu pojechać po kesza "Pstrągarnia" OP8DL7, ale chyba jakaś ślepota mnie dopadła i tylko obszedłem się smakiem.


    W Supraślu chwilę odpocząłem w miejscu ze świetnym widokiem. Czyli na tyłach klasztoru, na szczycie skarpy ustawiono kilka ławek, w dole płynie rzeka, a za nią rozciągają się podmokłe łąki. Na horyzoncie jest ściana lasu Puszczy Knyszyńskiej.
    Po krótkim odpoczynku i posiłku wróciłem do Białegostoku. Po drodze czekały mnie dwie skrzynki. Najpierw "Przystanek 1863" OP8E98. Murale o tematyce historycznej krążą wokół historii najnowszej. A tutaj mamy sięgnięcie po wydarzenia z XIXw. Historia wydawałoby się już zapomniana. Jednak z okazji niedawnej 150 rocznicy Powstania Styczniowego trochę sobie przypomniano o tych wydarzeniach. I wszystko byłoby pięknie, gdyby jakaś menda nie popisała się w wolnym polu swoim brakiem mózgu.


    Może z 200-300 metrów dalej jest cmentarz miejski. Działa od niedawna, gdy na tym przy ul. Wysockiego zaczęło już brakować miejsc. Nowy cmentarz to nic specjalnego, kościół na jego terenie też jakoś nie zapada w pamięć, ale chyba wszyscy zwrócą uwagę na stojący niedaleko płotu śmigłowiec Mi2. Służył kiedyś w straży pożarnej, a teraz jest swoistą ciekawostką. Można podejść i zajrzeć do środka. Niestety wnętrze jest mocno rozszabrowane, ale to co zostało zadziwia ilością wskaźników i przełączników. Strasznie dużo ma tego pilot do ogarnięcia. Po nacieszeniu się wnętrzem przyszła pora na szybką skrzynkę "Helikopter na cmentarzu" OP8E99 i już można było wracać do domu. Może nie tak od razu, bo znalazł się czas na małą rundkę po mieście.


piątek, 8 kwietnia 2016

Dziki z Bródna

    Jak ostatnio opowiadałem w pracy gdzie byłem w Warszawie to niektórzy oczami przewracali. Chaszcze nad Wisłą, elektrownia na Żeraniu i lasek na Bródnie, to nie są miejsca gdzie zazwyczaj zagląda turysta. Ale keszer - turysta jak najbardziej. A było tak.
    Nie zapowiadało się najlepiej. Jak zwykle gdy zrobi się trochę cieplej i jest większe zapotrzebowanie na rower miejski, stacje się zawieszają. Człowiek w kosmos lata, a porządnego systemu nie da się Polsce wprowadzić. Całe szczęście plan nie zakładał dalekich i częstych przejazdów rowerem, więc tragedii nie było. Na prawy brzeg Wisły przeszedłem mostem Curi-Skłodowskiej i zabrałem się za pobliskie skrzynki. Jak każdy most, tak i ten największe wrażenie wywarł na mnie spod spodu. A z pewnością najładniej się prezentuje z rejonu skrzynki "Zielone Brzegi" OP8AJT.


    Od tego kesza ruszyłem terenami zalewowymi Wisły. Istna dżungla w mieście. Niesamowicie powykręcane drzewa, górki i dolinki, przyroda ma się tu lepiej niż w niektórych rezerwatach. Trochę zmęczyło mnie jednak łażenie krętymi ścieżkami i wszedłem na wał przeciwpowodziowy. Jego koroną doszedłem do kesza "Po drugiej stronie mostka" OP0F5E. Mostka, dobre sobie. To spora stalowa konstrukcja, ale akurat w remoncie i ze zdobywania kesza nici. Chociaż nie wiem czy bym się odważył wejść na kratownicę bez nawierzchni, mając pod sobą kilka dobrych metrów w dół.

    
     Ruszyłem w kierunku elektrowni Żerań. Jest jakieś surowe piękno w terenach przemysłowych. Gdyby tam można było wejść z aparatem, pewnie dnia by nie starczyło. Ale i tak to co widać z ulicy, sprawiło, że spędziłem tam trochę czasu. No bo i fragment Portu Żerańskiego i sama elektrownia z górującymi nad wszystkim kominami. Zaliczyłem kesza "Jak "Animals" OP0A8A, ale zostały mi jeszcze dwa niedaleko. Z pewnością wrócę w te przemysłowe rejony.


    Niestety trochę się zawiodłem na keszu "FSO - brama nr 7" OP0BE2. Nie na skrzynce, a otoczeniu. Z FSO mam miłe wspomnienia, bo uczyłem się jeździć i pierwsze lata za kółkiem spędziłem w tutejszym produkcie, Fiacie 125p. Z dawnej fabryki zostały jakieś nędzne resztki i plac po którym hula wiatr. Całe szczęście na poprawę humoru obok jest wielkie torowisko, a za nim lokalna ciekawostka w postaci przedwojennych torów tramwajowych i bruku z kocich łbów. Niestety tylko skrzynki "Tramwajem na Bródno ..." OP3D9D brak.
    Jak się okazuje na Bródnie jest jeszcze kilka ciekawostek. Chociażby kamienica tuż przy powojennych blokach. Jest to już przedostatni przedwojenny relikt przy ul. Toruńskiej. Wypalony, bez dachu, budynek czeka już chyba tylko rozbiórka.


    W o wiele lepszym stanie jest nagrobek niejakiego Michała Walenbergera, przypominający raczej kapliczkę w wersji maksi. Kolejna warszawska tajemnica, bo jak się doczytałem, nie wiadomo kiedy działał tu cmentarz, ani nawet gdzie dokładnie był, bo nagrobek trochę wędrował, więc i siłą rzeczy nie ma pod nim głównego lokatora.


    Skończyło się typowo miejskie keszowanie, zaczęło leśne. Park Leśny Bródno za skrzynkami przeszedłem wzdłuż i wszerz. Nie ma co się rozpisywać nad każdą skrzynką, ale trzeba przyznać, że wszystkie jakie znalazłem trzymały solidny poziom. Cóż można napisać o lesie? Ktoś pewnie powiedziałby: drzewa i tyle. Ale każdy jest inny i każdy ma swój niepowtarzalny klimat. Las Bródnowski to oczywiście lasek podmiejski. Od strony osiedli sporo tu spacerowiczów, biegaczy. Są i ławki więc można zaryzykować stwierdzenie o zdziczałym parku. Jednak wystarczy odejść trochę dalej i już mamy las pełną gębą. Na terenach podmokłych nawet trochę dziki. Ma też swoje tajemnice. Jedna ze skrzynek doprowadziła mnie do odciągów masztów.  Wokół nich można znaleźć sporo okopów. Niestety przeznaczenie masztów do dziś pozostaje dla mnie tajemnicą. Fort Lewicpol to też namiastka tajemnicy. A raczej teren jednostki wojskowej, która graniczy z dawnym fortem carskim. Po tym ostatnim nie pozostało zbyt wiele śladów, ale współczesne ogrodzenie składające się z pięciu szykan pobudza wyobraźnię, co też się kryje za nim. 


    Niestety od strony wschodniej pojawiają się śmiecie. Wyrzucają je działkowcy z Malborskiej, tuż za kanałek i te są gabarytowo małe i mocno nie rzucają się w oczy. Za to bliżej Radzymińskiej można spotkać i takie miejsca, gdzie jakiś burak pozbył się gratów z warsztatu mechanicznego. Resztki zderzaków, zbiorników na płyn hamulcowy, przewody, konsole samochodowe, do wyboru do koloru. Choć nie wszystkie śmieci powodowały ból zębów. Przy jednej znalazłem taki z drugiej wojny światowej. Na oko łuska od naboju przeciwlotniczego.


    Za symbol lasu Bródnowskiego trzeba uznać dzika. Gdzie bym się nie ruszył, tam wszędzie widać było jego ślady. I to nawet w tej części blisko osiedla. Kiedyś miałem bliskie spotkanie ze stadem dzików i na resztę życia mi wystarczy, tak że nie byłem spragniony spotkania z tym gatunkiem. Było to jednak chyba nieuchronne. Już przy granicy lasu, paręnaście metrów przed ul. Bystrą z pomiędzy drzew wybiegł samotny dzik. Przystanął, popatrzył na mnie , ja na niego, a kątem oka szukałem drzewa które nadaje się na szybką wspinaczkę. Zwierz jednak w końcu parę razy zachrumkał, jakby podirytowany i wbiegł w gęste krzaki. 
     Czas było wracać do cywilizacji. Trochę na piechotę, trochę rowerem miejskim dotarłem na obrzeża Pragi - Północ. Akurat miałem czas na trzy kesze obok siebie, więc skorzystałem z okazji. Miałem to szczęście, że trafiły mi się ciekawe miejsca. Skrzynka "Rogatki Bródnowskie" OP8334 w budynku o tej samej nazwie. Stoi tu od XIXw, a dzięki solidnej, ceglanej konstrukcji będzie tu pewnie wiecznie. Mimo, że tymczasowo jest opuszczony.
    Zupełnie niedaleko jest kesz "Warszawska Piekarnia Mechaniczna" OP2625. Ponadstuletni budynek nieczynnej już piekarni, podobnie jak poprzedni wciąż jest w niezłym stanie. Brak jednak odważnego by dziś zagospodarować niewielki zakład. Obok wizji, potrzebna też jest z pewnością spora ilość kasy. Ciekawy jest kontrast jaki ten zakład, czy pobliskie kamienice tworzą z wieżowcami. 


    Najmniej przyjazne miejsce z wspomnianej trójki to "Koszary Legii Akademickiej" OP219E. W sporej części zmieniło się obecnie w wysypisko. Jeden z opuszczonych budynków mocno kusił do odwiedzin, przez  wybitą dziurę w cegłach, ale byłem sam ze słabą latarką i się nie odważyłem. Jednak kiedy przymknie się oko na śmieci otoczenie jest interesujące, ale potrzebny jest czas na dokładne zwiedzanie. A tego zaczynało mi brakować. Czas było wsiąść na rower i jechać w stronę Młocin. Na mapie wydawało się, że to nie taka duża odległość. A tymczasem jedzie się i jedzie, jeszcze do tego zapadł zmrok i zaczął siąpić deszcz. Mimo to nie było tak najgorzej, bo powietrze już wiosenne i to nie październikowe chłody z północy.
    Przed odjazdem busa byłem niecałe pół godziny. Niezłe zgranie w czasie. Już parę kilometrów za Warszawą głowa mi opadła i resztę drogi przespałem. To był męczący dzień, ale to keszowanie będę dobrze wspominał. Fajne skrzynki i ciekawy kawałek miasta to jest coś co lubię.