poniedziałek, 26 września 2016

Parę słów o okolicach Otwocka

    Okolice Otwocka, cóż ciekawego tam można zobaczyć? Pierwsze skojarzenie, podwarszawska miejscowość, typowa sypialnia i tylko hektary domków jednorodzinnych Ale jak się ma za przewodnika skrzynki z OC parę ciekawych miejsc można odwiedzić. Tym razem wyjazd w trochę większym gronie, bo zabrali się Phoebe., mieszko i MiszkaWu. Plon bardzo obfity bo aż około 40 keszy, ale to nic trudnego przy keszowaniu autem. Główny cel to ścieżka "Pałace i dwory okolic Otwocka" i to co po drodze. Parę z nich warte jest kilku słów.
    Pierwszy kesz "Zapasowe Stanowisko Ogniowe SAMów z Pustelnika" OP3438 i od razu fajna miejscówka. Można iść zapomnianą drogą, o ile pamiętam nawet betonowe płyty gdzieś tam spod piasku czasem wystają. Znacznie krócej na przełaj pod sam zamaskowany garaż. Na górze przysypany ziemią i rosną tam drzewka. Tych chyba oryginalnie nie było, bo na stare nie wyglądają. Pogrzebałem trochę w plecaku i tutaj pierwsze rozczarowanie, zapomniałem latarki. Nie dane mi było odwiedzić wnętrza.


    Trochę inne atrakcje zapewnił kesz "Ruiny Pałacu Łubieńskich" OP7622. Słowo "pałac" jest tu jak najbardziej na miejscu. Rozległe ruiny zapewniają trochę dobrej zabawy w czasie przeczesywania ruin. Tylko szkoda, że otoczenie trochę zaniedbane. Pałac raczej nie nadaje się do odbudowy, ale gdyby zabezpieczyć ruiny, wyciąć krzaki ze środka, byłaby to niewątpliwie perełka okolicy.


    Ciekawy dojazd jest do kesza "Dworek "Wyraj" w Zagórzu" OP8GF3. Najprostsza droga na mapie wiedzie przez ogrodzony teren. Z boku była jednak inna i szybka decyzja, że nią próbujemy. Na początku rondo wokół bloku szpitala dziecięcego, skręt w prawo to w lewo, między kolejnymi blokami, czy domami mieszkalnymi i wyszedł drive-in. Naprawdę to najdziwniejsza droga do kesza jaką jechałem. Przy podjęciu ktoś między drzewami zauważył "coś". Z daleka ciężko stwierdzić co to było. Mi się to w pierwszym odruchu z kaplicą skojarzyło. Tymczasem to własność szpitala, a kiedyś dom pracy prof. Kazimierza Dąbrowskiego, twórcy sanatorium dla dzieci znerwicowanych.
    Kesz "Nawiedzony dom w Emowie.." OP3AE2 nawet lekko utrzymany w klimacie ścieżki z dworkami w roli głównej. Jednak tym razem budynek nie historyczny, a całkiem współczesny. Ogromna, nieukończona willa w środku lasu. Według opisu budowana przez szemranego inwestora, który odstąpił od budowy gdy ktoś mu ogień podłożył. Górne piętra zupełnie nie wykończone i czasem wręcz brak podłogi. Za to piwnice dają odczuć z jakim rozmachem było to budowane. Ogromny kominek, wykładane kamieniem łazienki, otwory drzwiowe z półokrągłym szczytem. Patrząc na to wszystko, nie trzeba zbyt wiele wyobraźni by ta podpowiedziała do czego to miało służyć. Dom schadzek jak nic. No chyba, że to jest standardowa kompozycja naszych "gargamelów". Nie wiem, bo w żadnym w środku nie byłem. 


    Sympatyczna niespodzianka przy keszu "Instytut magnetyzmu ziemskiego" OP2635. Przejeżdżając obok zobaczyliśmy lekko w lesie dwie postaci i to chyba tam gdzie pokazują kordy. Keszerzy jak nic. Okazało się że to panowie kryjący sie pod nickami Fotoimpresje i lolek86. Takie przypadkowe spotkania zawsze są sympatyczne. W końcu spotyka się ludzi podobnie pozytywnie zakręconych. Oczywiście tradycyjna wymiana ownów, jakie kto miał. Czas pomyśleć nad swoim. 
    Dworek który zapamiętam na długo to ten z keszem "Opuszczony dworek "Bojarów" OP7375. Po wojnie mieściła się tu szkoła i w warsztacie wisi tu jeszcze kalendarz z 2010r. Czyżby jeszcze nie tak dawno tętniło tu życie? Wydaje się to wręcz nierealne patrząc na stan dewastacji. Samo wejście do dworku jest szczególne malownicze. Kilka schodków, kolumny z boków i duże drzwi, tak typowe dla siedzib ziemiańskich i niezmiennie piękne. Wewnątrz pierwsze co się rzuca w oczy to kominek. Zachowały się na nim niebieskie kafle, rzecz z zupełnie innego świata. W tych zdewastowanych wnętrzach wydają się wręcz nierealne.


    Trasę keszowania w 100% wymyśliłem ja. Jeżeli chodzi o zmiany to nie przepadam za nimi. Ale hasło Zofiówka i "legendarny urbex" sprawiło, że pomyślałem czemu nie?  I jak się okazuje dzięki temu, trochę przypadkowo, odwiedziłem najlepszy punkt w całej wycieczce. Pierwszy punkt to budynek z keszem "Zofiówka" OP2A55. Całkiem spory, ale służący chyba celom administracyjnym. Rozszabrowane wszystko co się da, ale stare mury wciąż trzymają się świetnie. Oczywiście kilka fotek i zostało wejście na strych po kesza. Ja z Miszką coś początkowo kombinowaliśmy lukiem w łazience, co by się dobrze nie skończyło. Tymczasem Phoebe. z mieszkiem dostali się od strony balkonu, co jest niezwykle proste. Prawie jak po drabinie. I w ten sposób budynek został zaliczony od parteru po dach.


    Przy kolejnym keszu "Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów" OP58B7  nie mieliśmy tyle szczęścia. Sama droga bardzo ciekawa, bo szliśmy dachem i trzeba było skakać z murków, a jak wyżej to sposobem. Tylko nie mieliśmy zbyt wiele czasu bo budynek opanowali fani paintballu, albo airsoftu, nie wiem bo nie rozróżniam. Stąd niemożność zajrzenia w parę kątów. No i do tego skrzynka zginęła pod warstwą cegieł, bo schowek się zawalił. Kto wie, może tu wrócę bo miejsce jest tego warte. 
    Na mnie największe wrażenie wywarła opuszczona kaplica z keszem "Kaplica" OP2EDD. Wnętrze tonęło w półmroku , światło wpadało przez nieliczne otwory. W środku nie zostało żadne wyposażenie. Klimat zupełnie jak z satanistycznego horroru. Po skrzynkę trzeba wspiąć się na strych. Całe szczęście ktoś przytargał stare drzwi i po nich można jako tako wleźć. Na górze równie ciemno i tylko pojedyncze smugi światła pozwalają cokolwiek dostrzec. I tylko ten wszechobecny kurz wzbity trzema parami nóg.


    Jeden z nielicznych ocalałych obiektów na trasie to pałac Bielińskich w Otwocku Wielkim. To pałac z prawdziwego zdarzenia. Przez wiele lat był to obiekt zamknięty dla osób postronnych. Chyba dzięki temu na zewnętrznej fasadzie zachowały się wspaniałe płaskorzeźby. Oczywiście jest i rozległy park z obowiązkowym stawem i mostkiem prowadzącym do rezydencji. Jakoś tych wielkich pałaców i dworków nie zazdroszczę dawnej arystokracji. Ale jak widzę taki park to ukłucie zazdrości się pojawia. 


    I tak sobie jeździliśmy sobie od skrzynki do skrzynki. Dzielnie opłotkami minęliśmy słynne rondo w Kołbieli. Na końcu trochę zabrakło czasu i szczęścia. Po zmierzchu doszliśmy do wniosku że długi spacer lasem to nie jest najlepszy pomysł i odpuściliśmy jedną skrzynkę. Kolejna okazało się że zaginęła. Został finał, ale jak to czasem bywa nie spisałem wszystkich potrzebnych cyferek. W domu okazało się, że aż trzech. Może to jednak nie będzie nic straconego i drogą dedukcji wyznaczyłem możliwe kordy. Jak będę kiedyś przejeżdżał w okolicy to sprawdzę podejrzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz