wtorek, 31 stycznia 2017

Skierniewice i Żyrardów

    Oba miasta z tytułu odwiedziłem w czasie dwóch oddzielnych wycieczek. Jednak w tak bliskim odstępie czasu, Skierniewice w niedzielę, Żyrardów we wtorek i do tego są tak blisko siebie, że za dobry pomysł uznałem nie rozwlekać opowieści i wszystko pomieścić w jednym wpisie.
    Do Skierniewic ruszyłem z Phoebe. mimi29 i MiszkąWu. Główny cel to garnizon. Do tego zwiedzanie miasta szlakiem skrzynek. Pierwszy etap udał się doskonale, ale zabrał tak dużo czasu, że dalsza część keszowania to częściowo improwizacja. Zaczęło się nieplanowo od kesza "Truteń" OP8FPQ. Skrzynka z serii o Marianie. Jak do tej pory znałem kilka epizodów z jego życia, ale jakoś nieszczególnie śledziłem jego losy. Jak się okazuje są entuzjaści tej postaci i tak od kesza do kesza sam zostałem zarażony fenomenem Mariana. 
   Przed Skierniewicami jeszcze dwa postoje. Jeden na autostradzie  i pierwszy mój kesz na MOP-ie. Drugi w Mokrej przy tamtejszej stacji PKP.  Keszując jakoś nie mam szczęścia do pociągów i te pojawiają się kiedy już jestem kawałek od torów. Tym razem szczęście dopisało bo pojawił się towarowy skład PKP ciągnięty przez  EU07.


    No i jesteśmy w Skierniewicach. parkujemy przed kościołem garnizonowym i ruszamy zwiedzać i zbierać kesze. Pierwsza padła "Willa Pułkownikowska" OP30EB. Ukryta w gęstych krzakach, przez co latem pewnie niezwykle ciężko się tu dostać, ale teraz to bajka. Mimo, że z willi zostały tylko zewnętrzne ściany to niespodziewanie to wciąż ładny kawałek budynku. Jak więc musiała się prezentować w czasach świetności?


    Po drugiej stronie drogi można sobie obejrzeć MiG-a. Na forum lotnictwa piszą że to niby MiG 15bis, produkowany też w Polsce na licencji radzieckiej i u nas miał nazwę Lim2. Skąd pochodzi ten egzemplarz tego już nie udało się znaleźć. Po szybkich obliczeniach ruszyliśmy po kesza "MiG 17 +/- 2" OP309A i tylko trzeba było uważać by z ośnieżonej skarpy nie zsunąć się na dół.


    Zgodnie z podpowiedzią na teren garnizonu weszliśmy przy skrzynce "Zb. Nr" OP30AB. W tej chwili swobodny dostęp do opuszczonej części jest też od ul. 1 Maja. Jakoś tak popędziłem do przodu, że dopóki dotarła do mnie reszta ekipy ja już wlazłem do zbiornika i znalazłem kesza z którym czekałem u wyjścia. Po doświadczeniach ze zbiornikiem w Modlinie nastawiałem się na lekkie podtrucie oparami, a tu prawie niewyczuwalny zapach paliwa. Jak ktoś lubi tą woń to jest nawet całkiem przyjemnie.
    Z okeszowanych schronów przeciwatomowych zaczęliśmy od "Garnizonowy Underground II" OP5C74.  Wszystkie pozostałe budowane na podstawie tego samego wzorca. Jednak każdy ma swój niepowtarzalny klimat. A to lepiej zachowane prycze, a to stojący fitowentylator. Jeden kompletnie zalany z wodą miejscami do kolan i tam niestety kesz nieznaleziony. Po prostu mieliśmy tylko jedne wodery w których ruszyłem na samotne poszukiwania. Może gdyby mogła wejść cała grupa, kesz komuś wpadł by w oczy.


    Skrzynka "Piekelna Winda" OP313F robi za doskonały punkt widokowy na cały garnizon. A że teraz nie ma liści na drzewach jest tym bardziej przyjemnie. Równie pyszne widoki są z nieodległej ciepłowni, kto wie czy nie ciut lepsze. Dowód na to, że nawet przy braku skrzynki warto niektórym miejscom poświęcić więcej czasu.


    Wesoło było przy keszu "Dokąd biegnie ta rura?" OP82M2. Znaleziona w gruncie rzeczy przez przypadek. Zatrzymałem się nie żeby rozejrzeć się za keszem, a by zaczerpnąć tchu po dość szybkim przemierzeniu tunelu. I poszedłbym dalej gdyby w oko nie wpadła rzecz za którą musiał kryć się kesz. Za chwilę dotarł też spocony MiszkaWu z jakimś niepokojem w oczach. Co w takiej sytuacji robi przyjaciel? Jeżeli myślicie że pociesza to się mylicie. To doskonały czas na małą porcję ironicznych komentarzy.
    Ze skrzynką "Magazyn Obrony Przeciwchemicznej" OP309B poszło całkiem sprawnie. Na ziemi można jeszcze znaleźć parę sztuk masek p-gaz. Najciekawsze są jednak napisy wydrapane na wejściu. Spis miejscowości ze wszystkich stron Polski. Nas ucieszył szczególnie Białystok, znak że nasi tu byli.
    W garnizonie nie znaleźliśmy jakiejś oszałamiającej liczby keszy Do tego byliśmy tu ładnych parę godzin. Ale to miejsce nie pozwala wpaść, zrobić parę sztuk dla statystyk i uciekać, a po paru dniach nie pamiętać gdzie się było.  Opuściliśmy garnizon i podjechaliśmy na niedaleki cmentarz po kesza "Nieśmiertelni #12 - Skierniewice" OP7BF6. Kto się natknął na parę keszy z tej serii, ten wie że to tradycyjne, ale solidne skrzynki, których odnalezienie zawsze cieszy. Po tej krótkiej odskoczni wróciliśmy do garnizonu. Phoebe. wspominała już wcześniej o ciekawym budynku gdzie kiedyś był kesz "Tajny Obiekt Kulturalno-Sportowy" OP310F. Mieliśmy zajrzeć, ale z głowy wypadło. Całe szczęście wspomniała jeszcze raz, bo inaczej ominęłaby mnie jedna z lepszych miejscówek. Tylko jak się tam dostać skoro jedyne otwarte okna są na I piętrze. Jest dobudówka, ale i na nią ciężko się wspiąć. Całe szczęście obok była kabina prysznicowa, która ułatwiła wejście. Przyznam się że nawet z nią słabo widziałem dostanie się do środka. Tym razem to ja miałem strach w oczach i już widząc jak się cegła obluzowuje a ja lecę w dół, kwękając że to nie dla mnie jednak wlazłem, a częściowo zostałem wciągnięty. No i trzeba przyznać że warto było. Pierwsze na co zwraca się uwagę to lustra na końcach korytarzy. Pewnie miały rozświetlać te przestrzenie, ale teraz sprawiają wrażenie, że jest ktoś jeszcze i cię obserwuje. Mimo sporego rozszabrowania to jest jeszcze na czym oko zawiesić. Pokój wyłożony wytłaczankami od jajek, pewnie jakiś prób. W sali gimnastycznej są jeszcze drabinki. Na korytarzu start do biegów, chyba na 50-tkę bo dłużej się nie da. Te i tym podobne pojedyncze smaczki składają się na jedną z lepszych miejscówek. Nawet skrzynki szukaliśmy, która ponoć jest, ale tam gdzie teraz wiem, to na pewno nie zajrzałem, a jak inni to nie wiem. No i jeszcze zejście, przy akompaniamencie tego samego zrzędzenia na temat niechybnego kalectwa.


    I nagle jak to zimą zrobiła się noc.  A tu jeszcze tyle skrzynek do znalezienia. Nie ma rady trzeba obciąć program. Pomyślałem, że warto zobaczyć jakiś zabytek Skierniewic, więc czemu nie pałac i park. I tu się przyznam, że to nie był dobry czas na oglądanie tego zabytku. Pałac schowany w półmroku, a park zimą dobry jest do romantycznych spacerów, a nie podziwiania założenia. Z tego wszystkiego zapamiętam skakanie przez płot, bo nie chciało się nam wracać do ulicy i szukać innego wejścia. Jedynie brama z keszem "Brama parkowa" OP8HJS zrobiła na mnie większe wrażenie.
    Lepiej będę wspominał pobyt na skierniewickim dworcu. Zaczęliśmy od wizyty przy keszu "Kolejowa wieża ciśnień w Skierniewicach" OP5DDC. Bryła skojarzyła mi się z basztą w zamku i niebezpodstawnie, bo architekci świadomie nawiązywali do średniowiecza. Jak już byliśmy obok to warto było zajrzeć na dworzec. Nawet jak na niedzielę spory tu ruch, ale w końcu to jedna z ważniejszych linii kolejowych. Całkiem miły krótki pobyt. Tylko korzystając z toalety Miszka zauważył człowieka leżącego w kabinie. Całe szczęście okazał się tylko mocno "nagrzany".
    W Skierniewicach zajrzeliśmy jeszcze tylko do kesza "Zatra S.A." OP8J50. Mimo możliwości wejścia odpuściliśmy, bo jakoś sił brakowało, a i do domu daleko. 
    Ostatnim keszem który jeszcze mieścił się na liście był "Stalaktyt Mariana" OP8J8M. Najwięcej czasu zabrało nam znalezienie wejścia do środka. Ale nie dlatego, że ciężko je namierzyć tylko z lenistwa, no bo a nuż tuż obok może jakieś schody są. Niestety nie ma i hop do dziury tam gdzie od początku wydawało się najlepiej. Tunel całkiem obszerny, opis prowadzi jak po sznurku a i znalezienie kesza poszło całkiem sprawnie. Byłoby szybciej, gdyby niektórzy bardziej skupiali się na szukaniu niż opowiadaniu kolejnej historii. Po tym keszu morale trochę wzrosło, więc czas na małą improwizację. Padła propozycja na dwie skrzynki o historii Mariana. Na początek "Samice Mariana" OP8JAF. Ja tam nie chcę wnikać co się tu kiedyś działo, ale to się do gazety nadaje. Potem jeszcze "Elektryk" OP882M. Wydawał się prościzną, ale przy końcu buty się nie mieściły. Całe szczęście mimi miał trochę węższe i jakoś do kesza się dostał. Choć i on miał problemy.
    I tak zakończyliśmy wspólne keszowanie. Przed nami jeszcze daleka droga do domu. Prawdę mówiąc nie pamiętam o której wróciliśmy, ale na drugi dzień myślałem o wzięciu urlopu na żądanie.
    Żeby nie wypaść z transu po 12 godzinach w pracy przespałem się z 3-4 godziny i już o 1 w nocy ruszyłem w kierunku Żyrardowa. Tym razem solo. Do Warszawy autobusem (kolejna porcja snu), a ze stolicy pociągiem KM. I już około 5 rano byłem w Żyrardowie. I po wejściu na dworzec już wiedziałem, że będzie to ciekawy dzień. Nie przypominam sobie dworca gdzie pozostawiono ozdobne, kaflowe piece. Może nawet wciąż da się w nich napalić? I te przyjemne skrzypienie drewnianych drzwi.


    Korzystając z ciemności i jeszcze niewielkiego ruchu podjąłem kesza "GL Atakuje" OP86QJ. Jak doczytałem nieprzypadkowo jedną ze swych akcji GL zorganizowała w Żyrardowie. Przydomek czerwonego miasta nie wziął się tylko od zakładów i osiedli robotniczych budowanych z czerwonej cegły. Większy wpływ miały na to poglądy mieszkańców, które w większości były zdecydowanie lewicowe, a tradycja walki o prawa robotnicze sięgała do czasów ostrych protestów w XIXw. w czasie których niektórzy tracili życie.
    Po zdobyciu sympatycznego multaka "Lato w mieści OP8BE0 znalazłem się dość blisko zakładów włókienniczych. Postanowiłem przejść się po terenach pofabrycznych. Obok nowoczesnych loftów, czy też spa wciąż część budynków jest niezagospodarowana. Tworzy to dość ciekawy kontrast, a miejsce ma swój niepowtarzalny klimat. W ciągu dnia zachodziłem tu jeszcze z dwa razy, za każdym razem zauważając coś nowego. Tylko do odnowionych wnętrz mnie nie ciągnęło by zajrzeć, bałem się że cały czar pryśnie. Rankiem gdy jeszcze nikogo nie było w okolicy podjąłem kesza "Parowóz bezogniowy TKB(b)-2747" OP8D6U. Ciekawy przykład zabytku techniki, parowóz bez paleniska, pracował tylko na wtłoczonej wcześniej parze. Sprawdzał się w miejscach gdzie istniało duże ryzyko pożaru czy wybuchu. Takie lokomotywy mają ciekawy przydomek "pasożyt".


    W czasie keszowania nie mogło zabraknąć mniej oczywistych miejsc. Tym razem to lasy na zachód od Żyrardowa. Dobre miejsce na dotlenienie mózgu, by z nowym zapałem ruszyć ku miejskim keszom. Na początek małe rozczarowanie bo pomiędzy keszami "Krzyż na Krzyżówce" OP2545 a "Kapitan Pałac" OP2ED3 jest dobry skrót przez mostek na Pisi Gągolinie. Problemem jest teoretyczne istnienie tego mostka, bo w terenie jest rozebrany. Czekało mnie małe drałowanie dookoła, ale nieprzesadnie daleko. Takie są uroki niewielkich miast.
    Każdy kesz w centrum Żyrardowa zasługuje choć na krótką notkę, ale nie ma co rozwlekać tego wpisu. Chyba najlepszym jest "Śladami zaginionych uliczek" OP2249 i co ciekawe z typu za którym niespecjalnie przepadam czyli quiz. Ale takie quizy to ja lubię. Trochę siedzenia w domu, przy okazji poznając trochę dzieje miasta do którego się wybiera, a już na miejscu spacer ulicami w celu uzupełnienia danych. Więcej tu z nietypowego, ciekawego przewodnika niż z łamacza szyfrów wgapiającego się w monitor.


    Pozytywne zaskoczenie  przeżyłem w szpitalu przy keszu "Szpital w Żyrardowie" OP32AF. Pomyślałem, że wejdę do środka, z korytarza raczej nikt mnie nie wygoni. Po przekroczeniu progu wylądowałem w innym świecie. Drewniane, skrzypiące schody i takież drzwi. Poręcze też drewniane i wytarte do gładkości przez tysiące wspierających się na nich rąk. Nawet rozeta w oknie nad wejściem to drewno, a nie wszechobecny plastik. Otwarte były też piwnice, ale tam się nie zapuszczałem bo to typowe pomieszczenia dla pracowników i jako obcy nie wiem jakbym się wytłumaczył co tam robię. 


    Żyrardów to oczywiście sporo domów robotniczych, ale warto też zwrócić uwagę na drewniane komórki. Trochę ich jeszcze zostało i mam nadzieje że przetrwają w krajobrazie bo z pewnością odpowiadają za niepowtarzalny klimat miasta. Nie są to jakieś parterowe chlewiki chylące się ku ziemi, a sporawe budynki mogące się kojarzyć z dawnymi lamusami. Przy jednym z nich kesz "Drewniana Komórka" OP2CE5.


    Co prawda teraz kiedy to piszę to kesza "Bielnik" OP8B8R nie ma chwilowo na mapie, bo rzeczywiście zaginął, ale warto tam zajrzeć. Ja byłem tam już sporo po zachodzie słońca i tonący w półmroku kompleks pofabryczny jawił się jak z innego świata. Nie wiem czy nie bardziej mi się podobało niż w głównym kompleksie, z którym zresztą do dzisiaj połączony jest torami. Tutaj naprawdę czuć piękną surowość budownictwa przemysłowego z XIXw.


    Jeżeli miałbym polecić jakieś miasto na całodzienne keszowanie (rowerem czy autem pewnie będzie szybciej) to Żyrardów zarekomenduję bez mrugnięcia okiem. Nawet jak jedna ze skrzynek ukryta jest w miejscu mocno upstrzonym przez ptaki, to jakoś niespecjalnie to tu przeszkadza. Lokalizacja jak i historia zawsze warta jest poznania, a kesz to tylko dodatek. Tylko z tym samochodem to może jednak lepiej sobie odpuścić, bo spacer po centrum miasta naprawdę długo się będzie pamiętać. 
    Jest jeszcze powrót do Białegostoku, ale tu nie ma specjalnie co wspominać. Dwa kesze niedaleko dworca w Warszawie, bo sporo czasu miałem miedzy przesiadkami. A tak poza tym to wykorzystywanie każdej nadarzającej się okazji do krótkiej drzemki, bo dawno tak się nie zmęczyłem.

piątek, 6 stycznia 2017

Bardziej kolejowo w stolicy

    Przedostatni dzień roku 2016 to był dobry czas na kolejny wyjazd do Warszawy. Chociaż muszę w końcu bardziej zwracać uwagę na odległości, bo po całym dniu łażenia nogi dają o sobie odczuć. Na początek krótkie przejście spod PKiN na Dworzec Główny, nie mylić z Centralnym. Dziś już nieużywany, swoją przystań znalazło tu Muzeum Kolejnictwa. Na początku zwiedziłem wystawę wewnątrz. Nie powiem, ładne modele lokomotyw i wagonów, sporo mniejszych pamiątek po dawnych czasach na kolei. Najbardziej spodobały mi się niepozorne bilety służbowe w metalowej oprawie. Wszystko pięknie, tylko nic nie powoduje szybszego bicia serca.Wystarczyło tylko przekroczyć jedne z drzwi i po chwili poczułem się jak dziecko w fabryce czekolady. Na zewnątrz zgromadzono całkiem sporą kolekcję lokomotyw. Zarówno tych parowych jak i spalinowych oraz elektrycznych. Po raz pierwszy widziałem też pociąg pancerny. Trochę bezkształtna, ogromna masa metalu. Ciężko nawet rozpoznać która to część lokomotywa. Tylko szkoda, że salonka Bieruta była zamknięta, ale nieczęsto otwierają ją zwiedzającym. Nawet to co widać przez okna świadczy o jej ekskluzywności.


    Po zwiedzeniu muzeum poszedłem na dawne perony dworca po kesza "Warszawa Główna" OP04CA. Trochę śmieci, nieużywane tory i można podejrzeć część eksponatów z muzeum które właśnie opuściłem. Jeszcze tego kesza udało mi się znaleźć, ale już pobliski przy "kaczce" był niemożliwy do znalezienia. Odbiłem się o jakieś prace, chyba przy remoncie torowiska. Coś słyszałem o przywróceniu do życia dworca Warszawa Główna i być może jest to z tym związane.


    Po keszu "Stefcia" OP8G3A niewiele się spodziewałem. Historia o tragicznej śmierci motocyklistki, trochę ku pamięci, trochę ku przestrodze. Pewnie wpisałbym się i poleciał dalej, gdyby nie duże logo "Unitry" na jednym z budynków. Myślałem, że już na żywo nigdy nie zobaczę charakterystycznego "U". Od razu przypomniał mi się mój pierwszy magnetofon kupiony za pieniądze z komunii. Przynajmniej jestem wśród tych szczęśliwców, którzy wiedzą gdzie się te pieniądze podziały.


    Przechodząc przez teren Dworca Zachodniego odkryłem peron 8. Może dla mieszkańców stolicy to nic specjalnego, ale takie oddalenie od głównego kompleksu dworca może wprowadzić małą konsternację osoby która szuka peronu po raz pierwszy. A już w ogóle zdziwiło mnie jak doczytałem, że od 2012r. to w ogóle oddzielna stacja o niespotykanej nazwie Warszawa Zachodnia Peron 8. Ale głównym celem w tym rejonie był kesz "Armatnia" OP1F03. Idąc wzdłuż głównych torów dość szybko, acz niespodziewanie natknąłem się na wiadukt. Górą przechodziła szerokotorowa Droga Żelazna Warszawsko - Kaliska. W jednym z logów jest odnośnik to dokładnego opisu wiaduktu, jak i całej linii, więc zainteresowani mogą doczytać. Na miejscu zwracają uwagę zawiasy i dziury w które coś montowano. O ile zawiasy są od bramy mającej na celu ułatwienie kontroli placów przeładunkowych, to przeznaczenia dziur ciężko się nawet domyślić.


    Przeglądając kesze w domu liczyłem na pustki w rejonie Odolan i możliwość spokojnego poszukiwania keszy. Najbardziej martwiłem się patrolami SOK-u, ale w praktyce okazało się, że miałem pecha innego rodzaju. Przy jednej skrzynce stał osobowy na bocznicy z maszynistą, który miał dobry podgląd na skrzynkę, w innym kierowca ciężarówki miał chyba akurat pauzę, a jeszcze gdzie indziej policja przyjechała na drzemkę. I weź tu człowieku szukaj. Żeby jeszcze było ciekawie władowałem się do rowu z wodą, całe szczęście tylko jedną nogą i szybko wyskoczyłem, a but nie zdążył przemoknąć. Te wszystkie niepowodzenia zrekompensowały mi z nawiązką te kesze, które udało się odnaleźć. Najpierw wyciągnąłem kiedyś nieznalezionego "Schron typu LS Deckungsgraben" OP4E33. Jest jedną z niemieckich pamiątek po II wojnie światowej. Co ciekawe schron jest czysty, tylko przy wejściu wala się trochę  śmieci. W środku można chodzić wyprostowanym, podziwiając tą niewielką budowlę.
    Niedaleko jest niesamowite miejsce z keszem "Wieża ładująca węgiel do parowozów" OP2375. Widziałem "ustrojstwo" ładujące węgiel z takich niewielkich wagoników, ale przy tym kawale betonu, tamto wydaje się teraz zabawką. Na wieżę nie da się wejść bo nie ma żadnych drzwi, wszelkie schody zostały zdemontowane. Wygląda to trochę na niezdobytą siedzibę szalonego maga. Dodatkową atrakcją jest pobliska lokomotywownia, przez co czasem obok przetoczy się jakaś lokomotywa. A jak komuś mało atrakcji to sobie może obejrzeć stację paliw tuż obok. Do jednego z budynków można nawet wejść oknem, ale w środku poza paroma rurami i zaworami nic nie ma, tylko strasznie ropą śmierdzi.


    Chwilę zeszło mi z keszem "Ruiny nastawni" OP4E23. Dość szybko namierzyłem właściwą miejscówkę, ale problemem było w miarę bezpieczne dostanie się do niej. W końcu nie pozostało mi nic innego niż skorzystanie z "drabinki" jaka powstała po częściowym zawaleniu się ściany. Patrzą w lewo miałem nadzieję, że żadna cegła się nie obluzuje, bo upadek z wysokości pierwszego piętra to nic przyjemnego.
    Miałem spory kawałek bez kesza, ale za to z ogromną ilością  wagonów towarowych. Idąc od nastawni Warszawa Odolany WOC mijałem różne typy. Najwięcej popularnych węglarek, ale i sporo platform, czasem kilka sztuk na cement lub podobny asortyment. W krytych wagonach można czasem dostrzec legowiska bezdomnych. I tak dotarłem do skrzynki "matti1; górka rozrządowa" OP09FA. Przy wpisywaniu się minęły mnie dwa pociągi. Jeden towarowy, niezbyt długi, chyba ze złomem, a drugi osobowy, ale całkiem pusty. Może dopiero jechał na Zachodni zacząć trasę?


    I to był ostatni kolejowy akcent tego dnia, ale nie koniec keszowania. Czekała na mnie niewielka seria "Osiedle Przyjaźń". Zaskoczyło mnie, że oprócz Jazdowa w Warszawie jest jeszcze jedna kolonia drewnianych domków. Z tym że tutaj bardziej mi się podobało. Więcej tu rodzajów budynków o różnym przeznaczeniu. W ogóle to całe osiedle powstało dla budowniczych PKiN z ZSRR, więc znajdzie się tu chociażby świetlica czy stołówka. Najbardziej spodobało mi się centrum tego osiedla właśnie przy stołówce i przy łaźni. To dzisiaj niewielkie punkty usługowe w parterowych budynkach, w większości drewnianych. Bez większej scenografii można tu nagrywać filmy, których akcja dzieje się w niewielkim miasteczku na kresach.
    Z powrotem na Plac Defilad czekał mnie długi spacer. Nie obyło się oczywiście bez keszy, wśród których zapamiętam "Osiedle gazownia" OP0CE2. Ukryta przy XIXw. budynkach gazowni, które do dziś są w posiadaniu spółki gazowniczej. I z pewnością dzięki bogatemu właścicielowi, domy z czerwonej cegły zamiast jak zwykle straszyć popadaniem w ruinę, są jaśniejszym punktem na mapie stolicy. Od drugiej strony gazowni są słynne zbiorniki na gaz. Jeszcze około południa mijałem je spoglądając czy nie spróbować wejść na górę. Już drugi raz zabrakło chyba odwagi. Może do trzech razy sztuka.
    No i kolejna wycieczka do stolicy zaliczona. Ale już w Warszawie myślałem nad kolejną, chociaż może następnym razem zahaczyć o inne miasto?