piątek, 6 stycznia 2017

Bardziej kolejowo w stolicy

    Przedostatni dzień roku 2016 to był dobry czas na kolejny wyjazd do Warszawy. Chociaż muszę w końcu bardziej zwracać uwagę na odległości, bo po całym dniu łażenia nogi dają o sobie odczuć. Na początek krótkie przejście spod PKiN na Dworzec Główny, nie mylić z Centralnym. Dziś już nieużywany, swoją przystań znalazło tu Muzeum Kolejnictwa. Na początku zwiedziłem wystawę wewnątrz. Nie powiem, ładne modele lokomotyw i wagonów, sporo mniejszych pamiątek po dawnych czasach na kolei. Najbardziej spodobały mi się niepozorne bilety służbowe w metalowej oprawie. Wszystko pięknie, tylko nic nie powoduje szybszego bicia serca.Wystarczyło tylko przekroczyć jedne z drzwi i po chwili poczułem się jak dziecko w fabryce czekolady. Na zewnątrz zgromadzono całkiem sporą kolekcję lokomotyw. Zarówno tych parowych jak i spalinowych oraz elektrycznych. Po raz pierwszy widziałem też pociąg pancerny. Trochę bezkształtna, ogromna masa metalu. Ciężko nawet rozpoznać która to część lokomotywa. Tylko szkoda, że salonka Bieruta była zamknięta, ale nieczęsto otwierają ją zwiedzającym. Nawet to co widać przez okna świadczy o jej ekskluzywności.


    Po zwiedzeniu muzeum poszedłem na dawne perony dworca po kesza "Warszawa Główna" OP04CA. Trochę śmieci, nieużywane tory i można podejrzeć część eksponatów z muzeum które właśnie opuściłem. Jeszcze tego kesza udało mi się znaleźć, ale już pobliski przy "kaczce" był niemożliwy do znalezienia. Odbiłem się o jakieś prace, chyba przy remoncie torowiska. Coś słyszałem o przywróceniu do życia dworca Warszawa Główna i być może jest to z tym związane.


    Po keszu "Stefcia" OP8G3A niewiele się spodziewałem. Historia o tragicznej śmierci motocyklistki, trochę ku pamięci, trochę ku przestrodze. Pewnie wpisałbym się i poleciał dalej, gdyby nie duże logo "Unitry" na jednym z budynków. Myślałem, że już na żywo nigdy nie zobaczę charakterystycznego "U". Od razu przypomniał mi się mój pierwszy magnetofon kupiony za pieniądze z komunii. Przynajmniej jestem wśród tych szczęśliwców, którzy wiedzą gdzie się te pieniądze podziały.


    Przechodząc przez teren Dworca Zachodniego odkryłem peron 8. Może dla mieszkańców stolicy to nic specjalnego, ale takie oddalenie od głównego kompleksu dworca może wprowadzić małą konsternację osoby która szuka peronu po raz pierwszy. A już w ogóle zdziwiło mnie jak doczytałem, że od 2012r. to w ogóle oddzielna stacja o niespotykanej nazwie Warszawa Zachodnia Peron 8. Ale głównym celem w tym rejonie był kesz "Armatnia" OP1F03. Idąc wzdłuż głównych torów dość szybko, acz niespodziewanie natknąłem się na wiadukt. Górą przechodziła szerokotorowa Droga Żelazna Warszawsko - Kaliska. W jednym z logów jest odnośnik to dokładnego opisu wiaduktu, jak i całej linii, więc zainteresowani mogą doczytać. Na miejscu zwracają uwagę zawiasy i dziury w które coś montowano. O ile zawiasy są od bramy mającej na celu ułatwienie kontroli placów przeładunkowych, to przeznaczenia dziur ciężko się nawet domyślić.


    Przeglądając kesze w domu liczyłem na pustki w rejonie Odolan i możliwość spokojnego poszukiwania keszy. Najbardziej martwiłem się patrolami SOK-u, ale w praktyce okazało się, że miałem pecha innego rodzaju. Przy jednej skrzynce stał osobowy na bocznicy z maszynistą, który miał dobry podgląd na skrzynkę, w innym kierowca ciężarówki miał chyba akurat pauzę, a jeszcze gdzie indziej policja przyjechała na drzemkę. I weź tu człowieku szukaj. Żeby jeszcze było ciekawie władowałem się do rowu z wodą, całe szczęście tylko jedną nogą i szybko wyskoczyłem, a but nie zdążył przemoknąć. Te wszystkie niepowodzenia zrekompensowały mi z nawiązką te kesze, które udało się odnaleźć. Najpierw wyciągnąłem kiedyś nieznalezionego "Schron typu LS Deckungsgraben" OP4E33. Jest jedną z niemieckich pamiątek po II wojnie światowej. Co ciekawe schron jest czysty, tylko przy wejściu wala się trochę  śmieci. W środku można chodzić wyprostowanym, podziwiając tą niewielką budowlę.
    Niedaleko jest niesamowite miejsce z keszem "Wieża ładująca węgiel do parowozów" OP2375. Widziałem "ustrojstwo" ładujące węgiel z takich niewielkich wagoników, ale przy tym kawale betonu, tamto wydaje się teraz zabawką. Na wieżę nie da się wejść bo nie ma żadnych drzwi, wszelkie schody zostały zdemontowane. Wygląda to trochę na niezdobytą siedzibę szalonego maga. Dodatkową atrakcją jest pobliska lokomotywownia, przez co czasem obok przetoczy się jakaś lokomotywa. A jak komuś mało atrakcji to sobie może obejrzeć stację paliw tuż obok. Do jednego z budynków można nawet wejść oknem, ale w środku poza paroma rurami i zaworami nic nie ma, tylko strasznie ropą śmierdzi.


    Chwilę zeszło mi z keszem "Ruiny nastawni" OP4E23. Dość szybko namierzyłem właściwą miejscówkę, ale problemem było w miarę bezpieczne dostanie się do niej. W końcu nie pozostało mi nic innego niż skorzystanie z "drabinki" jaka powstała po częściowym zawaleniu się ściany. Patrzą w lewo miałem nadzieję, że żadna cegła się nie obluzuje, bo upadek z wysokości pierwszego piętra to nic przyjemnego.
    Miałem spory kawałek bez kesza, ale za to z ogromną ilością  wagonów towarowych. Idąc od nastawni Warszawa Odolany WOC mijałem różne typy. Najwięcej popularnych węglarek, ale i sporo platform, czasem kilka sztuk na cement lub podobny asortyment. W krytych wagonach można czasem dostrzec legowiska bezdomnych. I tak dotarłem do skrzynki "matti1; górka rozrządowa" OP09FA. Przy wpisywaniu się minęły mnie dwa pociągi. Jeden towarowy, niezbyt długi, chyba ze złomem, a drugi osobowy, ale całkiem pusty. Może dopiero jechał na Zachodni zacząć trasę?


    I to był ostatni kolejowy akcent tego dnia, ale nie koniec keszowania. Czekała na mnie niewielka seria "Osiedle Przyjaźń". Zaskoczyło mnie, że oprócz Jazdowa w Warszawie jest jeszcze jedna kolonia drewnianych domków. Z tym że tutaj bardziej mi się podobało. Więcej tu rodzajów budynków o różnym przeznaczeniu. W ogóle to całe osiedle powstało dla budowniczych PKiN z ZSRR, więc znajdzie się tu chociażby świetlica czy stołówka. Najbardziej spodobało mi się centrum tego osiedla właśnie przy stołówce i przy łaźni. To dzisiaj niewielkie punkty usługowe w parterowych budynkach, w większości drewnianych. Bez większej scenografii można tu nagrywać filmy, których akcja dzieje się w niewielkim miasteczku na kresach.
    Z powrotem na Plac Defilad czekał mnie długi spacer. Nie obyło się oczywiście bez keszy, wśród których zapamiętam "Osiedle gazownia" OP0CE2. Ukryta przy XIXw. budynkach gazowni, które do dziś są w posiadaniu spółki gazowniczej. I z pewnością dzięki bogatemu właścicielowi, domy z czerwonej cegły zamiast jak zwykle straszyć popadaniem w ruinę, są jaśniejszym punktem na mapie stolicy. Od drugiej strony gazowni są słynne zbiorniki na gaz. Jeszcze około południa mijałem je spoglądając czy nie spróbować wejść na górę. Już drugi raz zabrakło chyba odwagi. Może do trzech razy sztuka.
    No i kolejna wycieczka do stolicy zaliczona. Ale już w Warszawie myślałem nad kolejną, chociaż może następnym razem zahaczyć o inne miasto? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz