sobota, 20 maja 2017

Bunkry i żółte kamienie

    Tym razem wycieczka  do Puszczy Piskiej. Tam gdzie chciałem się dostać, czyli do części między Piszem, a granicą województw podlaskiego i warmińsko-mazurskiego pociągiem ciężko, został wiec samochód. Z samego rana załadowałem rower na dach i pomknąłem na płn.-zach. Po drodze zatrzymałem się w Małym Płocku (by założyć kesza) i w Kolnie (by znaleźć kesza). Kesz w Kolnie "Kolneńska Ciuchcia" OP4FF8 przypadł mi szczególnie do gustu bo schowany jest w starej lokomotywie wąskotorowej, a do kolei mam szczególna słabość. Coś mi tylko nie pasowało, skąd ciuchcia w Kolnie, skoro ta część Polski jakoś nie miała szczęścia do inwestycji kolejowych. Okazało się że to pamiątka po wąskotorowej linii Myszyniec - Kolno, zbudowanej przez Niemców w czasie I wojny światowej a służącej głównie do transportu drzewa z lasu. Została zlikwidowana w 1973r. czyli jak większość takich linii, w czasach gdy ciężarówki okazały się bardziej praktyczne, a co najważniejsze tańsze.


    Samochód zostawiłem nad samym brzegiem Pisy, na łąkach wsi Wincenta, która jest ostatnią miejscowością przed granicą województw. Już rowerem zacząłem od kesza "Indar19_W drodze na Mazury" OP1569. Jest to niewielki cmentarz z okresu I wojny światowej. Centralne miejsce zajmuje pamiątkowy obelisk. Z prawej strony leżą żołnierze niemieccy, z lewej rosyjscy. I jedni i drudzy mają takie same nagrobki, nie lepsze, nie gorsze. Chyba nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać, że wroga można aż tak uszanować.


    Jadąc kawałeczek DK63 na północ dojechałem do schronów. Często używa się nazwy bunkier, niby nieprawidłowej w fachowej literaturze, ale z ciekawości sprawdziłem w słowniku języka polskiego i według niego bunkier to "schron bojowy o mocnej konstrukcji" czyli jednak można używać tego terminu, który mi jakoś bardziej odpowiada. Bunkrów jest tam więcej niż tylko te okeszowane, ale to na tych ze skrzynkami się skupiłem. Niestety skrzynek nie znalazłem, jakiś pech mnie dopadł. Za to schron z keszem "Schron w Dłutowie" OP67B5 dostarczył mi innych wrażeń. Zachowała się tam kopuła obserwacyjna. Z racji tego że wykonywano je z metalu często traktowano je jako surowiec wtórny. Gdyby jeszcze wewnątrz bunkra zachowała się drabinka i można było spojrzeć przez otwory obserwacyjne byłbym całkowicie szczęśliwy.


    Dość szybko zjechałem z asfaltu i wjechałem w gruntowe drogi przez Puszczę Piską. To kiedyś były pruskie tereny. Dziś jak spojrzymy na mapę wszędzie rozciąga się las, a wsie w tym rejonie należą do rzadkości. Przed II wojną było całkiem inaczej. W różnych częściach puszczy mogliśmy się natknąć na ludzkie osady. Dziś jedną z nielicznych pamiątek po tych dawnych mieszkańcach są cmentarze, jak ten z keszem "Zaginiona wieś Wolisko Małe/Cmentarz" OP8DK5. Ale nawet na tym i innych podobnych nie zostało zbyt wiele nagrobków. Z pewnością nie zapadły się pod ziemię, ale pewnie są gdzieś jako fundamenty domów czy obór.


    Pierwszy żółty kamień z jakim się zetknąłem to ten z keszem "Żółty Kamień 24" OP8DK2. Może wyjaśnię czym one w ogóle są. Wielkością są niewiele większe od słupków dzielących lasy na oddziały i pełnią role drogowskazu. Na żółtym tle czarną farbą wypisano nazwy miejscowości z strzałkami wyznaczającymi kierunek do nich. Większość nazw to wsie już nieistniejące. W internecie jakoś nie znalazłem informacji o tych drogowskazach. Podejrzewam że ich rodowód sięga niemieckich Prus, bo słyszałem o podobnych drogowskazach na innych terenach należących niegdyś do Niemiec. Trzeba przyznać, że i dziś pomagają podróżnym, bo pełnią rolę niezłych punktów nawigacyjnych w splątanej sieci dróg leśnych.


    Jak to mam w zwyczaju nie będę zanudzał każdą skrzynką, tylko skupię się na tym co szczególnie przypadło mi do gustu. Nie mogę tu pominąć kesza "Dziadoski Most" OP87TN. Wieś w pobliżu nazywała się Dziadowo stąd i nazwa mostu. Zgodnie z nazwą nastawiałem się na lichą przeprawę. Ewentualnie odnowioną, ale prostą, niczym nie wyróżniająca się z setek mostów. I nagle za drzew widzę łuki na których zapewne zawieszona jest jezdnia. Konstrukcja której nie powstydziłoby się niejedno miasto i pewnie umieszczało na folderach. A tymczasem stoi sobie w lesie i służy głównie ciężarówkom z drewnem.


    Przy keszu "Żółty kamień 15/Cmentarz Szast" OP88F8 spotkałem pierwszego człowieka w lesie. Starszy pan na rowerze, jak się wkrótce okazało w czasie rozmowy 80 letni. Chciałbym w takim wieku zachować taką sprawność, by jeszcze urządzać sobie krótkie przejażdżki. Ponoć miejscowi opowiadają sobie, że Niemcy z cmentarza kiedyś się obudzą. Żałuję tylko, że nie dopytałem z jakiego powodu. Teraz leżą sobie na niewielkim cmentarzu, a nad nimi szumi piękny dąb.


    Czas było zacząć szukać jakiegoś dobrego miejsca na piknik. Idealny okazał się brzeg Pisy z keszem "Taras Widokowy" OP87TK. Zbudowano tu długi i wysoki taras, którym można wejść w podmokły las. Na jego końcu jest zadaszona platforma obserwacyjna, skąd jest ładny widok na Pisę, która zakręca tu prawie o 180st. Co prawda nie ma tam wiaty, ale równie wygodnie siedziało się na schodach, ciesząc się cieniem i odgłosami lasu.


    Kilkanaście lat temu Puszczę Piską nawiedził wielki huragan. Na obszarze wielu hektarów drzewa łamały się jak zapałki. Wokół kesza "Wieża Obserwacyjna" OP87TJ postanowiono zostawić połamane drzewa, by sprawdzić jak w takich warunkach odradza się las. Jak na razie na miejsce sosen wchodzi brzoza, która jak zauważyłem jest drzewem wszędobylskim.  Nawet na opuszczonych budynkach wystarczy, że wiatr  nawieje trochę piasku i zaraz pojawiają się te drzewa, swoje korzenie zapuszczając w cegły i beton.


    Kolejne żółte kamienie doprowadziły mnie w pobliże nieistniejącego mostu nad Pisą. Wiedzie do niego grobla przez zabagnione tereny. A że mostu nie ma to i grobla zarosła i jest tylko wąska ścieżka, pewnie wydeptana przez wędkarzy. Tego mostu z pewnością nigdy nie odbudują, bo i droga z niego nie prowadzi do żadnej ludzkiej siedziby. Oprócz grobli jedynym śladem po cywilizacji są słupki kamienne kilkanaście metrów od brzegu, na których zapewne były zamontowane barierki, bo nasyp tutaj robi się dość wysoki i stromy. Jest i oczywiście wspaniały widok na Pisę, całkiem sporą rzekę.


    W końcu po kilku godzinach jazdy i szukania keszy dotarłem do Pisza. Niewielkie mazurskie miasteczko, niestety mocno oblężone przez samochody bo spotykają się tu dwie drogi krajowe. Ale mimo to warto tu zawitać, bo każdy znajdzie coś dla siebie. Jest puszcza, jezioro Roś, w mieście znajdzie się kilka ciekawych zabytków. Są nawet dwie wieże ciśnień, jedna kolejowa, druga miejska. Największym unikatem jest schron Regelbau 502 z keszem o tej samej nazwie. Zbudowany w 1939r. jest pierwszym na świecie i jedynym tego typu schronem zachowanym w Polsce. W środku zrekonstruowano wyposażenie i żeby go zwiedzić trzeba się umówić, czego ja nie zrobiłem. Za to można obejrzeć zabezpieczone przez drut kolczasty podejście do kopuły obserwacyjnej. W terenie z oczywistych względów już się tego nie zobaczy.


    W Piszu nie zabawiłem zbyt długo, tyle co po trzy kesze, jakieś smakołyki ze sklepu na dalszą wycieczkę i znów zagłębiłem się w Puszczę Piską. Jechałem w kierunku jednej z nielicznych ocalałych wsi, czyli Pogobia Średniego. Cały czas w dół i do tego jeszcze równym asfaltem, tylko czasami odbijając w las po skrzynki. Lepszej drogi nie mogłem sobie wymarzyć i jakże się cieszyłem, że nie wybrałem odwrotnego kółka. Od Pogobia znów zaczęły się leśne drogi gruntowe. Puszcza ta nie jest zbyt spektakularna, bo to las gospodarczy, a co za tym idzie sporo wycinek i drzewa sadzone w rządku. Całe szczęście są miejsca i dziksze,jak to przy keszu "Żółty Kamień XX" OP88T6. Prawie nad brzegiem niewielkiej rzeki, której brzegiem chciałem iść do odległego o 300m. kolejnego kesza. Jednak ostatnie 100m. to rozlewisko przez które nie da się przejść. Musiałem jechać dookoła, ale warto było dla ładnych miejsc.


    Rodzajem ciekawostki są brukowane drogi w tym lesie. Kocie łby, ale wybierano kamienie płaskie co z pewnością poprawiało komfort podróżnych. Jedna z nich wiodła mnie do kesza "Indar27_Osada Wądołek" OP3829. Są tu pozostałości po hucie żelaza z XIXw. Zostały jakieś resztki fundamentów rozrzucone po lesie, ale najbardziej widocznym śladem jest malowniczy staw w środku lasu. W XIXw. była to największa huta żelaza w Prusach Wsch., a tak niewiele z niej zostało.


    Dobrze że pobocze drogi brukowanej było szerokie i twarde, bo nie wiem jak bym wytrzymał jazdę po kamieniach. Chociaż bardziej niż o swoje cztery litery i nadgarstki martwiłbym się o rower. Szczęśliwie dojechałem do trzech południkowo ułożonych bunkrów, z których pierwszy to "Regelbau 501 Bauwerk 271" OP8E43. Trzeba przyznać że teraz są nieźle zamaskowane. Przez krzaki, rosnące ale i zwalone drzewa nie widać ich nawet z kilkunastu metrów, o ile nie podchodzi się od strony wejścia. Lubię poznawać schrony, ale tutaj czekała mnie ogromna niespodzianka. W jednym z nich zachowała się ogromna kopuła na dwa MG34. I jak już zewnątrz mnie zachwyciła, to w środku stałem pod nią jak urzeczony.


    I trzy bunkry to były ostatnie kesze tego dnia. Do samochodu miałem już bardzo blisko, może niecały kilometr i tak kółko się zamknęło. Jak zostawiałem auto miejsce wydało mi się zaciszne,a jak wróciłem to wokół było kilkunastu ludzi, głównie wędkarzy, ale i pary z pobliskiego Kolna zjechały się na romantyczny spacer. Wcale się nie dziwię, bo miejsce naprawdę ładne. Dzień był intensywny, ale nie tak jak czasami że narobię kilometrów a potem nosem orzę ziemię. Trochę kilometrów miałem w nogach, akurat tyle by poczuć to pozytywne zmęczenie. No i wyjechałem za dnia i wróciłem za dnia, co w przypadku dalszych wyjazdów nie zdarza mi się tak często.

piątek, 12 maja 2017

Podlasie, te za Bugiem

    Południowa granica województwa Podlaskiego opiera się o Bug. Ale w Podlaskim mamy i Suwalszczyznę i Mazowsze, a i miejsce na Ruś się znajdzie. Natomiast historycznie Podlasie sięgało dalej na południe za Bug. Nieprzypadkowo znajdziemy na mapie takie nazwy jak Biała Podlaska czy Międzyrzec Podlaski. W czasie reformy administracyjnej sprzed paru lat trwały spory właśnie o nazwę Podlasie. Niech się regionaliści, historycy czy geografowie o to spierają, a ja sobie o tym poczytam przyklaskując wszystkim koncepcjom.
    Białystok opuściłem w historycznej chwili, 8 maja rankiem kiedy to dzień wcześniej miasto uzyskało dostęp do morza. Pośmieszkować można, ale mijając zalane pola zacząłem się zastanawiać jak to będzie z niektórymi keszami położonymi blisko wody. Całe szczęście chyba tylko jeden kesz był przez to niedostępny.
    Tego dnia keszowanie zaczęło się w Węgrowie od cmentarza ewangelickiego i kesza "WielokulturowyWęgrów_1" OP8HMX. Na jego terenie stoi niewielki, drewniany kościół, ponoć najstarszy tego typu na ziemi siedleckiej. Otoczony jest nagrobkami z których część nie wygląda na wiekowe. Mnie bardziej interesowały te starsze, ale pozostałem przy oglądaniu z daleka. Padający deszcz sprawił, że nie chciało mi się łazić po mokrej trawie.


    Po zaliczeniu jeszcze dwóch ciekawych keszy w Węgrowie pojechałem do wsi Proszew. W ogóle chciałem minąć główne zabudowania w drodze do do kesza "Jaz i ruiny młyna na Kostrzyniu" OP8GL4 idąc krótkim spacerem przez las od zachodu. Niestety okazało się, że łąki na skraju lasu są zalane i nawet skacząc z kępki na kępkę nie da się przejść. Podjechałem więc od wschodu, gdzie droga prowadzi pod sam jaz. Niewielka rzeka Kostrzyń urządziła mi niezły spektakl. Zapewne spokojne na co dzień jej wody po poważnym podniesieniu stanu, szaleńczo przelewały się przez zaporę, przy okazji mocno się pieniąc. Piana niosła się daleko znikając za zakrętem.


    We wsi Sucha jest prywatny skansen i kesz "Skansen w Suchej" OP0F4C. Byłem pewien że odwiedzę tylko kapliczkę ze skrzynką i pojadę dalej. Owszem muzeum było jeszcze zamknięte, ale część parkingowa była otwarta, a na niej też są drewniane obiekty. Najbardziej spodobała mi się duża karczma. Obok stoi dworek, ale w nie najlepszej kondycji. Jednak utrzymanie tylu budynków musi sporo kosztować i nie na wszystko starcza pieniędzy.


    Południowe Podlasie oferuje sporo ładnych widoków. Szczególnie w pobliżu Liwca, zwanego małą Wisłą. Czemu tak się mówi mogę się tylko domyślać. Pewnie temu, że jak główna rzeka Polski pozostaje w znacznej mierze dzika i niezagospodarowana. Ale oprócz widoków były i zabytki. Jak to w Polsce bywa głównie sakralne. Miło będę wspominał kościół w Mokobodach. Mogłem bez problemu wejść do środka i obejrzeć pełne przepychu wnętrze. Budowlę warto też dobrze obejrzeć z zewnątrz, bo jej projekt jest jednym z wyróżnionych w konkursie na świątynię Opatrzności jako votum za uchwalenie Konstytucji 3 Maja. I rzeczywiście architekt stworzył ciekawe dzieło.
   W końcu dotarłem do Siedlec, a ich poznawanie zacząłem od kolejowej strony. Idąc do kesza przy cmentarzu żydowskim przeciąłem tory, a w drodze do "Muchawka od źródła do ujścia #4" OP8H0N jechałem wzdłuż nasypu. Jakoś Siedlec nie kojarzyłem specjalnie z koleją, a przecież tędy biegnie tor z Warszawy do Terespola, będący częścią większego szlaku łączącego Berlin z Moskwą. Stąd też zaczyna się tor do kolejowego przejścia granicznego w Siemianówce. Jakby nie patrzeć ważny węzeł. I teraz sobie skojarzyłem że z Warszawy przez Siedlce do Czeremchy, będącej przedsionkiem Puszczy Białowieskiej, łatwiej się dostać pociągiem niż z Białegostoku.


    Przed wyjazdem zszedłem do piwnicy i na wszelki wypadek zabrałem wodery. I raz się przydały, przy keszu "Muchawka od źródła do ujścia #3" OP8H0M. Skrzynka pod mostem, a wody tyle że nijak nie można pod niego wejść bez moczenia się. Wody okazało się ponad kolana, a przez cienką gumę czuć było jak jest zimna. Całe szczęście dno było widoczne, bo lubię widzieć na czym stoję w rzekach, jeziorach, itp. Skrzynka nieźle się zamaskowała, a ja już rozmyślałem czy da się przejść pod mostem na drugą stronę, całe szczęście w ostatniej chwili wpadła mi w oko. Jeszcze by mnie jakiś wir porwał.


    Jeszcze trochę zabawiłem na obrzeżach Siedlec. Ciekawostką była sosna smolna. Na tablicy informacyjnej leśnicy napisali, że występuje w Ameryce Płn. W domu jeszcze doczytałem i rzeczywiście tak jest, więc naturalnie rodzi się pytanie co ona robi na piaskach Podlasia? Nie obyło się też bez znajomych widoków. Przy keszu "Muchawka od źródła do ujścia #1" OP8H0K przez chwilę zastanawiałem się czy ja tu przypadkiem nie byłem? Krajobraz był łudząco podobny do widoku z bulwarów nad Supraślą na dziką stronę rzeki. Może tak jak u ludzi każdy ma swojego sobowtóra, tak w przyrodzie też są.


    Nadszedł czas na Siedlce. Zaparkowałem auto przy Placu Niepodległości, nawrzucałem ile trzeba do parkometru i poszedłem "w miasto" Sporo czasu mi tu zeszło. Raz że skrzynki to już nie zwykłe mikrusy pod parapetami, a zmyślnie pochowane różne patenty. Dwa że nie samymi skrzynkami człek żyje i trzeba było gdzieś wstąpić coś zjeść. Wcześniej w Siedlcach byłem na keszowaniu, kilka razy miasto przejeżdżałem też służbowo, ale jakoś miasto mnie nie zachwyciło. Teraz też jestem daleki od ochów i achów, ale muszę przyznać, że XIX wieczna architektura kamienic w centrum mnie urzekła. A jeszcze jak kesze robią za przewodnika i opowiadają o co ciekawszych miejscach to do szczęścia keszera nic więcej nie potrzeba. Chociaż najciekawszy mym zdaniem obiekt, czyli więzienie w samym centrum swojej skrzynki nie ma. Areszty budzą we mnie pewną fascynację, pewnie przez niedostępność i tajemniczość tego co za murem. A tutaj nawet mur nie byle jaki, bo zabytkowy.


    Po wyjeździe z Siedlec miałem jeszcze w planach kilka skrzynek, niewiele i pewnie dlatego wszystkie udało mi się podjąć, a dokładniej dotrzeć do nich, bo jednej nie znalazłem. Ostatniej "Pomnik w Drażniewie" OP8FMZ  szukałem już po ciemku, znów w siąpiącym deszczu, gdzieś na łąkach, za wsią. Klimat taki że horrory można kręcić. Jednak wcześniej w Łosicach spostrzegłem ciekawostkę, łódź morską jako pomnik nad niewielkim zalewem. Nie było opcji by się nie zatrzymać i zobaczyć co to jest. Okazało się że kiedyś służyła w Marynarce Wojennej, jako łódź sondażowa w rejonach przybrzeżnych i w portach. Jaki jest jej związek z miastem nie jestem jednak w stanie odgadnąć. Z pewnością nadaje kolorytu mieścinie.


    Miałem nadzieję, że jak czas pozwoli to jeszcze zajadę do Grabarki, miejsca pielgrzymek prawosławnych. Dużo z drogi głównej bym nie odbił, a ciekawy byłem co tam się zmieniło w ciągu kilku lat. Ale już po ciemku uznałem że to bez sensu, a po samą skrzynkę nie chciało mi się jechać. Wobec tego prosto do domu na zasłużony odpoczynek.

sobota, 6 maja 2017

Jeziorka

    Rzeka Jeziorka, niewielki lewy dopływ Wisły na Mazowszu. Nigdy o niej nie słyszałem i pewnie nigdy bym nie usłyszał, gdyby nie skrzynki. Pomyślałem że przejazd wzdłuż niej to świetny pomysł na pierwszą, dłuższą wycieczkę. Mazowsze jest płaskie, kilometrów znów nie tak wiele, więc 24h na rowerze wydało się niczym specjalnym. O ja naiwny, ale o tym później.
    Największy plus tej wycieczki to dwa kesze quizy z serii o "esełce". Cały czas się odgrażam że się w końcu wybiorę, a tymczasem skrobię pojedyncze sztuki. A tak w ogóle zaczęło się w Żyrardowie od kesza Werrony "Złota rybka" OP60CF gdzie dałem popis ślepoty, ale po wypiciu kawy i zjedzeniu pączka coś zaskoczyło i kesza znalazłem. A dzięki podpowiedzi w końcu właściwie zinterpretowałem rozwiązanie quizu w keszu o kościele św. Karola w Żyrardowie.
    Pierwszą rzeczną skrzynką nie była ta przy Jeziorce, a przy Pisi Gągolinie. Nie mogłem odpuścić sobie kesza o tak wdzięcznej nazwie "Pisia Gągolina" OP1FB0. Całkiem ładny zakątek, a miałem te szczęście że stan wody wysoki, ale nie na tyle by zalać mostek. Na brodzenie byłoby jeszcze zdecydowanie za zimno. Kesz przypomniał mi jak zaczynałem zabawę i znajdowane pudełka należały głównie do Teda, a miejscem schowania był "charakterystyczny pieniek w lesie". Stara szkoła, ale dzięki zdobytej kiedyś praktyce poszło całkiem sprawnie.


    Na chwilę zatrzymałem się przy keszu "SKRZYŻOWANIE" OP1F1E gdzie tory CMK przebiegają pod wiaduktem lokalnej drogi. I nawet udało mi się doczekać do pociągu. Co prawda nie było to pendoliono, ale całkiem podobnie malowane. Zdaje się że wszystkie swoje składy osobowe PKP maluje w odcienie niebieskiego. I tak dobrze że na coś się natknąłem bo do pociągów nie mam szczęścia.


    Dobrze mi się toczyło po równych asfaltach Mazowsza. Takie skrzynki jak "Hamernia" OP544C miło urozmaicały mi czas. Ładne rozlewisko spiętrzone przez człowieka i nawet gdyby nie skrzynka to warto byłoby się tu zatrzymać. Potem już nad Jeziorką jeszcze nieraz miałem okazję podziwiać stawy stworzone ręką człowieka, ale wyglądające na dzikie, niewielkie jeziora.


    Jeszcze tylko mały postój przy "esełce" i keszu "S-Ł: Mostek w Zbiroży" OP378F. Trochę musiałem kluczyć po łące, bo mokra wiosna zrobiła swoje. Most wygląda na niedawno remontowany, ale najważniejsze że kesz przetrwał. Pod spodem bobry zbudowały niewielką tamę, dzięki czemu da się przejść pod mostem w jego poprzek, ale już wzdłuż nie ryzykowałem. Wobec tego na górę i torowiskiem. Poczekałem kilka minut na pociąg, ale się nie doczekałem, więc tylko wpis do kesza i dalej w drogę.


    W końcu dotarłem do Jeziorki. Początki nie są zbyt spektakularne. Z trzech skrzynek pokazujących początki rzeki tylko w przypadku "[Z biegiem Jeziorki] Źródło?" OP577D da się naocznie przekonać, że rzeczywiście coś tu większego się zaczyna. W pozostałych przypadkach, to albo obniżenie terenu, albo jakiś rów melioracyjny.
    Dalsza droga to trzymanie się dróg które biegły w tą sama stronę co nurt rzeki. Czasami oddalałem się kawałek, by znów jechać jej brzegiem, albo przecinać ją jednym z wielu mostów. Oderwaniem się od rzecznych klimatów był kesz "Cychry Pamięci B.K..." OP387F. Wypatrywałem nietypowej kapliczki, ale niestety przegapiłem. Całe szczęście szybko naprawiłem błąd, i dobrze bo żal byłoby przegapić tak ciekawy obiekt. Na wysokiej kolumnie stoi figura Matki Boskiej, co już sprawia że nie jest to typowa, przydrożna kapliczka. Ciekawiej robi się po odczytaniu napisu poświęconego pamięci niejakiego B.K. z dwiema datami.Może to pamiątka po człowieku który mieszkał w pobliskim gospodarstwie?


    W niewielkim Osieczku udało się znaleźć jedną z dwóch skrzynek związanych ze ścieżką nad Jeziorką. Jednak to nie one były najważniejsze, a niewielki zalew. Nad jego brzegiem stoi hotel w miejscu dawnego młyna. I aż nie chce się wierzyć, że ruiny ze zdjęć archiwalnych dało się przywrócić do stanu używalności. Mam nawet podejrzenie, że ruinę całkowicie zlikwidowano, a na tym miejscu zbudowano budynek od nowa. Osobliwością był spust wody z zalewu w dalszy bieg Jeziorki. Nie można nazwać tego inaczej jak dziura w wodzie. Woda spokojnie tu opada, a mam wrażenie że powinna wirować jak w wannie po wyciągnięciu korka. Może tak by się działo gdyby poziom lustra był znacząco większy?  Z fizyki nigdy nie byłem najlepszy i pewnie jakieś prawo to opisuje.


    Wśród mijanych kapliczek ciekawą odmianą była karawaka z keszem o tym samym tytule. Nazwa nie była mi obca, a poznałem ją właśnie dzięki OC, ale przy innej skrzynce. Taki krzyż ma dwie poprzeczne belki i czasem nazywany jest też morowym, chociaż jako ochronę przed zarazą stawiano też zwykłe krzyże. A warto zatrzymać się przy karawace, bo dzisiaj już chyba się takich nie stawia, a tych starszych nie spotyka się znowu tak wiele.


    Jedną ze skrzynek która sprawiła mi największą trudność była "[Z biegiem Jeziorki] Młyn w Przęsławicach" OP8DGC. Biegałem za nią z jednego brzegu na drugi, a że most z jednej strony nie miał chodnika musiałem korzystać z wąskiego występu. Dobrze że choć barierka była to miałem się czego trzymać. Za to nagrodą był nieźle zachowany, murowany młyn. Przy Jeziorce jest trochę keszy związanych z młynami, ale prawie żaden się nie zachował w tak dobrym stanie.


    Na niektórych odcinkach nie było asfaltu, ale nigdy to nie przeszkadzało. Całe szczęście drogi gruntowe były dobrze ubite i co najwyżej trochę wyboiste. Tam gdzie wjeżdżałem w gruntówki witała mnie cisza i trochę dziksze tereny. Co prawda wielkich kompleksów leśnych nie mijałem, ale i domów zdecydowanie mniej. Śladami, że i w takich miejscach kiedyś tętniło życie są wspomniane ruiny młynów. Do gustu szczególnie przypadł mi ten z keszem "[Z biegiem Jeziorki] Ruiny młyna nad Jeziorką" OP5233. Pewnie temu że właściciel powycinał krzaki wokół ruin, ładnie je eksponując. Mam nawet podejrzenie, że może będzie próba odbudowy tego miejsca na wzór hotelu w Osieczku.


    Na niewielką przeszkodę natknąłem się w drodze po kesza "[Z biegiem Jeziorki] (Nie)Kruszewka OP5635. Przepływający przez drogę strumyk normalnie pewnie da się przejechać, ale po ostatnich deszczach poziom wody mocno wzrósł. Zmierzyłem patykiem i wyszło aż na wysokości korby. Latem przy ciepłej pogodzie to byłoby miłe ochłodzenie, ale teraz zamoczenie nóg nie wchodziło w grę. Dobrze że poza drogą strumyk mocno się zwęża i dało się przeskoczyć z rowerem, tylko lekko przedzierając się przez krzaki.


    W planach oprócz skrzynek z serii o Jeziorce miałem też inne po drodze, o ile nie były zbyt daleko od szlaku. Noc jednak zweryfikowała plany. W ubiegłym roku zrobiłem sobie 24 godzinną wycieczkę, ale wtedy było fajnie bo noc ciepła, przy pełni księżyca. Niestety teraz zrobiło się strasznie zimno i odeszła mi ochota na kesze nie związane z Jeziorką. Przy skrzynce "Błędna kapliczka" OP55BA postanowiłem, że odtąd będę szukał tylko tych związanych z rzeką (z małym wyjątkiem). I mimo, że miałem przed sobą wiele godzin drogi po ciemku to zbyt dużo skrzynek nie wpadło. Średnia prędkość sporo spadła, a i często zatrzymywałem się przegryźć kawałek czekolady. Jeszcze jak około północy zaczął siąpić deszcz to już całkiem zrobiło się niemiło. Całe szczęście nie rozpadał się w większy, a i minął po godzinie, może dwóch.
    I w końcu jest, ujście Jeziorki do Wisły. Muszę przyznać, że byłem bardzo zadowolony że udało mi się tu dotrzeć. A wszelkie trudy wynagrodził piękny widok na Wisłę. Do wschodu słońca było jeszcze daleko, ale jak to wiosną noc nie zamienia się nagle w dzień, tylko mamy długi antrakt rozjaśniających się szarości, kiedy świat wydaje się w ogóle zatrzymywać.
    No to jeszcze trochę kilometrów do Warszawy na centralny. Sporo się nasiedziałem na dworcu, bo pierwszy pociąg nie miał miejsc na rower, a w zasadzie te były wykupione, a na następny czekałem trzy godziny. Takie wycieczki 24 godzinne to może nie najgorszy pomysł, ale tylko przy dobrej pogodzie, ale tej to nigdy nie zgadniesz.