piątek, 13 listopada 2015

Przez tobruki na Powązki

    I znów w stolicy. Tylko gdzie by tym razem? Nigdy nie byłem na Powązkach, więc czemu nie tam. A że po drodze czekało na mnie kilka keszy, dotarłem na nie później niż myślałem.
    Veturilo przeskoczyłem kilka ulic i nie licząc jednego virtuala, odbijałem się tylko od miejscówek. Pierwszą regularną skrzynką okazała się "7000" OP0A25. Nawiązująca do tragicznych wydarzeń z 5 sierpnia 1944r., które przeszły do historii jako "rzeź Woli". Liczby ludzi mordowanych w masowych egzekucjach są przerażające. Zresztą inna skrzynka "Nietypowy pomnik" OP84PB też opiewa tragiczne losy ludności cywilnej w czasie Powstania Warszawskiego. A że niedawno czytałem książkę o Reinfarthcie, nóż się w kieszeni otwiera, że jeden z ludzi odpowiedzialnych za tę zbrodnię był potem burmistrzem turystycznego miasteczka. 


    Dłuższą chwilę postałem przy kamienicy Wolska 67. W ścianę wkomponowana jest niewielka kapliczka, rzecz raczej do przeoczenia gdyby nie kesz "Matka Boska spod billboardu" OP863E. Z tym , że ten niepozorny pojemnik długo się przede mną ukrywał.
    Na pewien czas wkroczyłem na ścieżkę szlakiem schronów Ringstand 58c będących śladem pomysłu Niemców na stworzenie z Warszawy twierdzy. Bunkry nie są zbyt imponujące, przeznaczone tylko pod jeden karabin maszynowy, siłą rzeczy nie mogły być zbyt wielkie. Miałem okazję kiedyś wchodzić do jednego i można powiedzieć, że są wręcz mikroskopijne. Pewnie z tego powodu po wojnie nie trudzono się z ich demontażem, bo taki mikrus niespecjalnie przeszkadzał. Jak mogłem się przekonać idąc śladem bunkrów przy kolei obwodowej, zwyczajnie zasypano je ziemią, czasem służy jako fundament domku na działce. Trud okeszowania schronów zadał sobie Tataminiakus. A, że jak wspomniałem, wybrałem się na te przy torach, oprócz skrzynek wypatrywałem zabłąkanego patrolu SOK, na szczęście obyło się bez spotkania. Za to mogłem spojrzeć na Warszawę z ciekawej perspektywy. Z pewnością nie najpiękniejszej, bo kto choć raz jechał pociągiem, wie jak wyglądają miasta z okien wagonu. Całe szczęście lubię kolejowe klimaty, były ślady historii, więc tę część keszowania uważam za całkiem udaną. I tylko szkoda, że ze skrzynki "Tobruk bonusowy" OP880G z racji nie zaliczenia całej geościeżki nie mogłem zabrać pamiątkowych certyfikatów. A to te które stawia się na półkę, a nie chowa do szuflady. Na pocieszenie został mi długi pociąg towarowy ciągnięty przez czerwoną lokomotywę, o której poszukałem sobie w necie, bo pierwszy raz taką widziałem.


     Na Powązki Wojskowe dotarłem od południa i jak mogłem się przekonać by się na nie wejść trzeba iść aż na stronę północną. Trochę dziwne, że ochrona otwiera furtkę od strony południowej tylko trzy dni w roku. Na cmentarzu miałem sześć żelaznych punktów do kesza "Nieśmiertelni # 69 - Powązki "OP85JT, ale nie mogłem odpuścić okazji i na chodzeniu alejkami nekropoli spędziłem sporo czasu. Co i raz natykałem się na znane nazwisko. Nawet nie spodziewałem się ilu znamienitych Polaków (i tych mniej znamienitych) zostało tu pochowanych. Broniewski, Nałkowska, Tuwim, Kuroń, Kutrzeba, Petelicki, Deyna, i można tak długo wymieniać. Na mnie jak zawsze największe wrażenie zrobiły równe rzędy mogił żołnierskich. Czy to z 1920, czy z 1939, czy z 1944r. równe szeregi poległych wzbudzają szacunek. Nie zabrakło mnie i w części "czerwonego panteonu". Cóż, to też nasza historia i nie da się jej wymazać gumką. A gdy towarzysze byli chowani w Alei Zasłużonych, gdzieś na końcu cmentarza, na kwaterze Ł, po kryjomu chowano ofiary terroru komunistycznego. I to nie tylko żołnierzy wyklętych, ale też oficerów, którzy przeżyli II wojnę światową, po wojnie dalej chcieli służyć w armii, ale ostatecznie nie okazali się godni zaufania nowej władzy i po fałszywych oskarżeniach byli skazywani na karę śmierci.


    Będąc na Powązkach Wojskowych żal nie zajrzeć na pobliskie tzw. Stare Powązki. Z tym, że nie spodziewałem się, że aż tak długo zejdzie mi na poprzednim cmentarzu, a że dzień kończy się już szybko, doszedłem tu gdy powoli zaczynało się ściemniać. Tym razem skupiłem się głównie na punktach do kesza "MEMENTO MORI. Spacer po Powązkach" OP146D, choć mimo wszystko trochę tu czasu spędziłem. Żal było tak szybko stąd wychodzić, ale trzeba będzie tu wrócić. 
    W drodze pod PKiN zahaczyłem jeszcze o Stare Miasto. Złapałem tu z trzy czy cztery skrzynki. Ale najbardziej zadowolony jestem z "Kamienne Schodki" OP328E. Już kiedyś z nią wojowałem, ale że jest to skrzynka nietypowa, mnogość miejsc do przeszukania, kiedyś dałem za wygraną, a teraz poszło w parę chwil. I trzeba przyznać, że kesz jest ukryty w klimatycznym miejscu. Uliczka Kamienne Schodki i Brzozowa w moim subiektywnym rankingu pięknych miejsc stolicy wysuwa się na pierwsze miejsce. Trafiłem tam już po ciemku, i z pewnością miejsce dużo tym zyskało.


    Po kolejnej wycieczce do stolicy można zastanawiać się nad kolejną, może już znów w listopadzie. Z pewnością dotarcie do pozostałych tobruków byłoby ciekawym wyzwaniem. A trzeba się spieszyć bo veturilo działa do końca listopada, a na samych nogach to będą za duże odległości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz