Wyruszyliśmy wcześnie rano, można by powiedzieć że w nocy. Oczywiście "ósemką" na której w niedzielę o tej porze ruch panował niewielki. Pierwszy postój w Radzyminie, ale nie zabawiliśmy tu długo, tyle co po kesza. Zresztą podobnie w Markach. Ale tutaj przynajmniej było coś ciekawego do obejrzenia, czyli lokomotywa wąskotorowa z keszem "coza_45. Ciuchcia." OP3139. Prawdę mówiąc to poza tą ciuchcią i jedną willą, to więcej nic nie kojarzę ładnego z tego miasteczka. Moim zdaniem większość podwarszawskich miejscowości nie grzeszy urodą, ale Marki nawet na ich tle wyróżniają się brzydotą. Może kiedyś zmienię o nich zdanie, podobnie jak o Pruszkowie. Wystarczyło kilka skrzynek, ciekawych historii i od razu miasto nabrało koloru.
W Warszawie obejrzeliśmy głównie ekrany dźwiękochłonne. Fajnie że powstają nowe drogi, ale znika radość podróży i szansa na dostrzeżenie czegoś ciekawego. Tak, tak, samochodem to też możliwe. I już lądujemy w Nadarzynie. Cały czas zastanawiałem się z czym ja kojarzę to miasteczko? Cały czas po głowie chodziła jakaś giełda i rzeczywiście działa tu ponoć największe w Polsce centrum odzieżowe. Ale my nie o zakupach myśleliśmy a o plastikowych pojemnikach. Przypadł mi do gustu szczególnie ten ukryty obok tutejszego centrum kultury "Poniatówka" OP5E41. Naprawdę ciekawe maskowanie wtapiające się w tło. Tylko zastanawialiśmy skąd w miasteczku (formalnie to wieś) o poranku policja. Jak się okazało w nocy był jakiś pościg zakończony strzałami i wylądowaniem złodzieja aut na drzewie. Od razu człowiek poczuł, że stolica niedaleko. U nas najsłynniejsza akcja to jak świnkę pod Sokółką łapali. Polecam filmik na youtube.
Jak już byliśmy niedaleko to nie mogliśmy odpuścić dwóch keszy o panu Marianie. Te historie mają coś w sobie, i czytając je człowiek od razu się uśmiecha. A z uśmiechem jak wiadomo wszystko jest łatwiejsze, więc i tych keszy przyjemnie się szuka. Trzeba przyznać zresztą, że miejscówki same w sobie są ciekawe i obroniłyby się i bez głównej postaci. Z dwóch keszy bardziej przypadł mi do gustu ten przy arce. Zresztą czego tam nie ma, i zabytkowy budynek, i popiersia, i jakaś nowoczesna instalacja. Do wyboru, do koloru.
W końcu zaczęliśmy główny punkt programu, czyli "Rawską Ósemkę". I od razu świetne miejsce z keszem "Rawska Ósemka #17 - Chojnata" OP4ECD. Młyn, co prawda w nie najlepszym stanie, ale na tyle dobrym, że koło wodne wciąż trzyma pion. Zresztą jak się potem okazało, skrzynki są pochowane w ciekawych miejscach i ich szukanie było przyjemnością.
Część skrzynek schowana była przy dworkach, zachowanych w różnym stanie. Tych zamieszkałych, opuszczonych ale porządnie zabezpieczonych, ale i całkowicie opuszczonych i otwartych dla poszukiwaczy. Oprócz samych budynków zawsze zwracam uwagę na przyrodę otaczającą dworki. Zawsze da się zauważyć wiekowe drzewa, które wyglądają przewspaniale. Jakże to odmienne od przykrej tendencji pozbywania się drzew z działek, bo to liście jesienią trzeba grabić.
Jak już jesteśmy przy przyrodzie to nie mogę wspomnieć o wspaniałym dębie z keszem "Rawska Ósemka #1 - Babsk" OP4E95 Uwielbiam dęby, to mój ulubiony gatunek. Nawet nie dlatego że są wielkie i majestatyczne, ale dlatego, że ich gałęzie wspaniale wyginają się i rosną w różne strony. Natura wymyśliła sztukę nowoczesną, nim człowiek pomyślał o namalowaniu mamuta w jaskini. No ale nad wielkością nie da się jednak przejść obojętnie. Chyba dopiero rozłupanie tego drzewa mogło pokazać jaki obszar mamy pod korą.
Żeby nie było tak słodko to łyżka dziegciu też musi być. Chodzi mi o skrzynkę na grodzisku "Rawska Ósemka #2 - Kurzeszyn" OP4E96. Do samego kesza nic nie mam, jak i do samego grodziska. Na terenie polski jest ich 2,5tyś. a jak głosi zdjęcie tabliczki w opisie kesza to był jeden z tych objętych ochroną prawną. Zachodzimy na miejsce i co widzimy na majdanie (plac wewnątrz wałów): nowy dom. To bardziej większa letnia
dacza, ale nie zmienia to faktu jak tam powstała. Nie znam się na prawie w tym temacie, ale to jakieś kuriozum na obiekcie zabytkowym pod ochroną prawną budować takie coś. Może to samowola budowlana?
Miło też będę wspominał wizytę przy keszu "Rawska Ósemka #5 - Boguszyce" OP4E9B i "Boguszyce - Rawka" OP0FEE. Przy tym drugim okazało się kto jest najbardziej wygimnastykowany i to mimiemu udało się tak powyginać by wejść do wnęki pod mostem. Były też obwarzanki kupione od pani które małe stoisko zrobiła na przystanku. Zresztą zauważyłem że tutaj w niedzielę można spotkać paru handlarzy tym przysmakiem. W tej części Polski obwarzanek to małe kółko z dziurką, z twardego ciasta, prawie jak suchar. I ja też uznaję tylko ten wariant. No i jest drewniany kościół, ale jak się zobaczyło tę rzeźbę papieża JPII to i o świątyni się zapomniało. Podejrzewam że jeszcze nie raz papież zaskoczy mnie swoim wyrazem twarzy.
Pozytywnie zaskoczyła mnie Rawa Mazowiecka. Już przed wyjazdem wiedziałem że odwiedzimy tu zamek, ale nie wczytywałem się w jego historię, ani jaka część została do naszych czasów. Tymczasem natknęliśmy się na wcale niezgorsze ocalałe skrzydło, a o wielkości reszty daje wyobrażenie wyciągnięty lekko ponad ziemię fundament. Ciekawie było też na cmentarzu przy okazji kesza z serii "Nieśmiertelnych". Natknąłem się tam na rzeźbę pogrążonej w żalu osoby odzianej w długą szatę. Zrobiona z jakiegoś białego kamienia nawet w dzień robi wrażenie, a w nocy niespodziewane wyjście na nią to mini zawał serca murowany.
Ścieżka pożegnała nas miłym akcentem. Słońce powoli zbliżało się do horyzontu, a cienie się wydłużały. Przy keszu "Rawska Ósemka #16 - Turowa Wola" OP4ECA trafiliśmy na regularnie koszoną łąkę z paroma drzewami. Nad strumieniem stał zadbany dom przerobiony z młyna. Brzegi strumieni łączyły małe, stylowe mostki. Idylla jak na jakimś obrazku.
Przed nami jeszcze długi powrót do Białegostoku. Jak to o tej porze roku nawet nie wiadomo kiedy zapadł zmrok. A że godzina była już późna to pojechaliśmy przez środek Warszawy zamiast przemknąć obwodówką. Liczyliśmy na trzy, cztery kesze i nawet jeden udało się złapać. Niestety nie wzięliśmy pod uwagę, że to wielkie miasto i różny element może się przyplątać. Na chwilę odeszliśmy od auta, nawet go nie zamykając i w tym czasie złodzieje korzystając z okazji buchnęli komórkę Miszki. Jakiś starszy model, ale mimo wszystko żal. Morale poleciało w dół i skończyliśmy ze skrzynkami na ten dzień.
Pana Mariana wymyśliliśmy z Meteorem na lotnisku w Dobrym Mieście nad Pilicą, wygłupiając się i kręcąc filmy. Pojawiał się później sporadycznie w keszach esełkowych aż Werrona go podłapała i zaczęła nadpisywać niestworzone historie. Pan Marian się obraził, bo on z natury niepijący, a bimberek pędzi tylko z powodu podtrzymywania tradycji rodzinnych. ;)
OdpowiedzUsuńW pogoni za Panem Marianem bimberek pomaga. Rozgrzewa, wyostrza wzrok i słuch oraz opowiada niesamowite historie.
OdpowiedzUsuń