poniedziałek, 10 września 2018

Przejażdżka przed południem

    Dawno nic nie pisałem, ale w wakacje miałem tyle na głowie, że naprawdę nie miałem czasu na nowe wpisy. A keszersko nie próżnowałem, jeszcze dwa razy rowerowo zwiedzałem opłotki Wrocławia, piechotą pokonałem kawałek szlaku Orlich Gniazd, była jedniodniowa wycieczka na płn-wsch Mazowsze i duży wyjazd w czasie urlopu gdzie połaziłem trochę po górach i odwiedziłem parę zamków. Mam wrażenie że im jestem starszy tym mniej mam czasu. Zaczynają się jednak krótsze dni, trochę więcej czasu przesiaduję w domu więc i czas na kolejne wpisy się znajdzie.
    Tym razem krótka relacja o małej przejażdżce na południe od Białegostoku. Po nocnej zmianie jakoś dziwnie nie byłem zmęczony, więc jak tylko słońce lekko podniosło temperaturę ruszyłem rowerem. W Białymstoku ostatnio sporo remontów dróg. Na Nowym Mieście robią tunel drogowy. Nad nim przerzucono tymczasowy, stalowy wiadukt. Może mam jakiś spaczony gust, ale bardzo mi się spodobał. Nie miałbym nic przeciwko gdyby został na zawsze. Na miejscu placu budowy już oczami wyobraźni widziałem drzewa i krzewy, a wśród nich właśnie ta konstrukcja.


    Za Białymstokiem wjechałem w lokalne drogi, gdzie dominującym elementem krajobrazu były podmiejskie domy z katalogów. Choć im dalej od granic miasta tym więcej przybywało starego budownictwa. Na podstawie samych zdjęć mógłbym nawet skłamać, że wkroczyłem do królestwa dzikiej przyrody. Oto rzeczka przegrodzona bobrzą tamą w początkowej fazie budowy, na niej jeszcze niedawno widziałem siedzącą czaplę. A wystarczy odwrócić się o 180st. i mamy drogę po której jeżdżą ciężarówki do pobliskich firm.


    Kawałek dalej Mazury z pięknymi jeziorami. Czysta woda i las podchodzący do samego brzegu. A tymczasem to glinianki po dawnej cegielni. Dziś też jest jakiś zakład związany z budowlanką, a krajobraz wzbogaca widok suwnic. Jednak wystarczy stanąć na wschodnim brzegu, pstryk fotka i nikt się nie pozna.


    Dalej w drogę rozglądając się za lokalnymi ciekawostkami. W Pomigaczach jest dość znana agroturystyka, obecnie już chyba bardziej ośrodek wczasowy, tam tym razem nie zaglądałem. Za to wypatrzyłem dwa stare drewniane krzyże, których dni są chyba policzone. Dziś już nikt takich nie stawia, choć tradycja nie zanikła i zastępują je metalowe. Są też kute w żelazie osadzone w fundamencie z ciosanego kamienia. Te dzielnie opierają się upływowi czasu. Pewną ciekawostką jest syrena straży pożarnej, stojąca luzem na betonowym cokole. Już we wsi nie ma OSP, a to jedyny ślad po niej.


    Niespodziewanie zajechałem do Turośni Kościelnej. Co prawda zahaczyłem tylko o jej północne granice, ale w ogóle nie miałem odwiedzin miejscowości w planie. Przez chwilę zastanawiałem się czy zajechać do centrum gdzie zawsze warto zatrzymać się przy pięknym kościele, ale jednak zrezygnowałem. Za to mały postój zrobiłem sobie przy uroczej kapliczce domkowej z Matką Boską w środku.


    Iwanówka, Niecki, wsie niewiele się zmieniły, może powstało parę nowych domów. Ostatnio nie zaglądam  w te rejony służbowo więc pewną niespodzianką był widok budowanej DW682 w nowym miejscu. Oczywiście słyszałem o tym, ale słyszeć a widzieć to dwie różne rzeczy. Beton, ciężarówki, duży dźwig, ale przecież jesteśmy na Podlasiu i nawet wtedy musi być jakiś swojski widok.


    Tak w ogóle to jednym z celów przejażdżki  były dwa kesze z serii o dworach i ogrodach Podlasia. W Markowszyźnie przetrwał dwór, choć dziś jest w słabej kondyncji. Coś tam słyszałem że Markowszyzna to siedziba dawnego majątku, nawet sądziłem że budynek mieszkalny przy samej drodze to ów dwór, choć mocno przebudowany. Tymczasem to oficyna. Człowiek uczy się całe życie.
    Tutaj krótki namysł którędy wracać. Najbliżej przez Księzyno, ale jak zobaczyłem jaki ruch na drodze to wolałem wybrać dłuższy wariant przez Niewodnicę Kościelną. Zresztą widokowo to też ciekawsza trasa. W wsi o ciekawej nazwie Trypucie przeciąłem linie kolejową. Niestety brak jakiegokolwiek pociągu i pojechałem dalej niepocieszony. W Niewodnicy obowiązkowy postój przy kościele św. Antoniego. Uważam że warto podejść bliżej, a nawet wejść do często otwartej kruchty. Zawsze jest szansa na odkrycie czegoś nowego. Do tej pory umykał mi niewielki krzyż wpisany w koło z licznymi inskrypcjami. Nawet nie wiem co to jest dokładnie, może z czasem uda mi się ustalić.


    Jeszcze kawałek i znów Białystok. Mógłbym zrobić jeszcze większe kółko, ale zakupy same się nie zrobią, obiad nie ugotuje. Co przyjemne szybko się kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz