czwartek, 28 marca 2019

Przedmoście Bydgoskie

    Na zachód od Bydgoszczy rozciąga się linia polskich umocnień i to ona była głównym celem mojej kolejnej wycieczki. Budowę schronów rozpoczęto w kwietniu 1939r. w związku z czym nie skończono z ukończeniem wszystkich prac. Główny trzon to linia Kruszyn - Osówiec. Bunkry wznoszono według gotowych schematów i były przygotowane pod jeden lub dwa CKM-y. Uzupełnieniem były okopy ciągnące się w dwóch liniach, zasieki i pola minowe. We wrześniu 1939r. żołnierze bronili się tu trzy dni, następnie dostali rozkaz wycofania się na południowe przedpola Bydgoszczy.
    Obecnie od schronu do schronu prowadzi czerwony szlak z którego głównie korzystałem, choć skracałem też sobie drogę za pomocą GPS. Najlepszy obraz tego jak to dawniej wyglądało daje skansen w Kruszynie. Fajerwerków nie ma, ale jakieś mgliste pojęcie się pojawia. Do tego dla spragnionych wiedzy jest i tablica do poczytania. Niestety opiekuna chyba obecnie brak.


    Zgodnie z zasadą że rozmiar ma znaczenie szczególnie podobało mi się przy keszu "Przedmoście bydgoskie nr 13" OP02FC. Tutaj bunkier był ciut większy, a jeszcze dodatkowo pięknie oświetlało go słońce. Dodatkowe, współczesne stanowisko strzeleckie też dobrze ze wszystkim zagrało.


    Fajnie że początek wypadł przy mojej innej słabości - kolei. Przyjemne połączenie, tym bardziej że na tym odcinku wszystko spowijała mgła, która jak zwykle potrafi wprowadzić lekko tajemniczy klimat.


    Po bunkrach był czas na inną atrakcję Bydgoszczy, a mianowicie Myślęcinek. To największy park miejski w Polsce, a jak mogłem się przekonać zjechało się tu chyba pół Bydgoszczy. Ja człowiek północy, jeszcze w kurtce, a tu niektórzy ludzie już w krótkim rękawku. Poznałem tu coś co zwie się alpinarium, początkowo nazwałem to przerośniętym skalniakiem. Tymczasem alpinarium to odtworzenie środowiska górskiego na poważnie. W parku za keszami zawędrowałem do opuszczonego browaru i muszę przyznać, że tam najbardziej mi się podobało. Budynek pewnie za parę lat całkiem się zawali, a tymczasem na skraju tłocznego parku można zażyć chwili samotności.


    Na końcu była jeszcze krótka wizyta w Solcu Kujawskim (bilet weekendowy więc mogłem sobie jeździć niektórymi pociągami do woli). Tutaj najbardziej ciągnęło mnie nad Wisłę. I nie zawiodłem się, ciemna rzeka w dole, gwieździste niebo nade mną, jakby tak nie wiało to by człowiek stał i stał. Znad rzeki zdjęcia brak, bo ciemno że oko wykol, a mój aparat braku światła nie ogarnia.

niedziela, 17 marca 2019

Chełm - małe miasto pełne atrakcji

    Tym razem wycieczka do Chełma w sprawdzonym towarzystwie mimiego, MiszkiWu i wzorowego. Miasto odwiedziłem już z dwa, trzy razy, zwiedzając podziemia kredowe, szukając keszy na bulwarze nad Uherką, a innym razem bez wyraźnego celu. Keszu ty jednak tyle, że i kolejny raz nie zabrakło co robić. Miasto niezbyt rozległe, ale do reformy administracyjnej siedziba województwa. Oczywiście polecam zwiedzić wspomniane podziemia kredowe, ale poza nimi jeśli na chwilę zawitasz do tego miasta, oto moja subiektywna lista miejsc wartych odwiedzenia.
    Budynki wojskowe, wśród których są i drewniane. Murowane, wzniesione z cegły, charakterystyczne dla całego zaboru rosyjskiego, dziś cieszą oko solidnością wykonania i prostymi bryłami z skromnymi i gustownymi zdobieniami. Część jest do podejrzenia tylko zza płotu, bo wciąż są pod zarządem wojskowym, ale do części dostęp jest swobodny. Szczególnej uwagi warte są zaś drewniane baraki. Choć słowo barak w języku polskim źle się kojarzy to po wizycie w Chełmie nabierze nowego znaczenia. Są to spore budynki gdzie warto zwrócić uwagę na zdobienia snycerskie ganków. Prawdziwe dzieła sztuki, mam nadzieję że przetrwają kolejne lata na miejscu, a nie przeniesione gdzieś do muzeum.


    Chełm na kredzie stoi i do kopalni warto zawitać. Nadaje się świetnie do tego kesz "Kopalnia kredy" OP681D. Z punktu widokowego jest świetny widok na wyrobisko. A jak będziecie mieli szczęście jak my, to zobaczycie załadunek urobku na wagony i transport go koleją zakładową.


    W mieście mamy do wyboru jedno z kilku wzgórz z których jest świetny widok na okolicę. Ja jednak szczególnie polecam te gdzie wznosi się też kościół NMP. Tutaj oprócz widoków do obejrzenia jest wspomniana bazylika z dawnym zespołem klasztornym. Lekko w dole dawna nekropolia z kilkoma pięknymi , starymi nagrobkami, a jeszcze niżej cmentarz wojskowy. Stąd mamy parę kroków na rynek. Jego urok polega głównie na pochyłości, no i na sporej przestrzeni. Lubię jak rynek zachowuje swój historyczny charakter głównego placu, a nie jest przerabiany na jakiś zieleniec.


    Zainteresowanym najnowszą historią Polski polecam obejrzeć gmach PKWN. Oczywiście to nie jego oficjalna nazwa, ale z tym się głównie kojarzy. Przez ostatni tydzień lipca 1944r. była to siedziba nowo powstałego rządu narzuconego nam przez sowietów. Budynek został oddany tuz przed wojną i należał do PKP. Zbudowany w stylu modernistycznym i moim zdaniem jest piękny w swej surowości.


    Jak komuś po drodze z koleją to warto też zawitać na dworzec. W dzień całkiem sporu tu ruch. Zupełnie nie planując mogliśmy obejrzeć ukraiński EZT, stały polskie elektrowozy, przetoczyła się też lokomotywa ST48. Jednak główną atrakcją jest ustawiony jako pomnik parowóz Ol49. O ile się nie mylę to najdłużej wykorzystywany parowóz w Polsce. Ostatnie sztuki były na stanie PKP jeszcze w latach 90-tych XXw.

czwartek, 7 marca 2019

Klimaty bagienno - kolejowe

    Krótka przedpołudniowa wycieczka w okolice Łap przyniosła więcej atrakcji niz się spodziewałem. Nad Narwią pod tym miastem zobaczyłem żurawia, były też inne ptaki których niestety nie potrafię nazwać. Jeszcze chłodno nawet w słońcu, ale czuć już inne powietrze i przyroda niemrawo zaczyna się przebudzać.


    W Uhowie, wsi graniczącej z Łapami najbardziej w oczy rzuca się majestatyczny most kolejowy. W zasadzie to dwie bliźniacze konstrukcje. Z tym że jedna odmalowana, druga pokryta rdzą. Jak się jedzie pociągiem z Białegostoku do Warszawy to z mostu mamy jeden z piękniejszych widoków jakie zobaczymy na trasie.


    W Łapach wizyta na dworcu, niestety mocno podupadłym. Budynek dworcowy w ogóle zamknięty na głucho, zaś perony pamiętają lepsze czasy. Za to można liczyć na podejrzenie sprzętu kolejowego.  Kiedyś działały tu wielkie zakłady naprawy taboru. Dziś w dawnych warsztatach, już pod innym szyldem i na mniejszą skalę można sobie naprawić wagon.


    Na bocznicy zakładowej dostrzegłem niewielką lokomotywę. Nie mogłem przepuścić okazji i zrobiłem fotkę. Pozbawiona oznaczeń, więc sądziłem że to polski wyrób przeznaczony do prac manewrowych na terenach zakładów i bocznic PKP. W domu zacząłem przeglądać neta, szperać w książkach i za nic nie mogłem przypasować typu. W końcu dogrzebałem się że to niemiecka V15, których do Polski trafiło trzy sztuki. Nawet nie wiedziałem że w regionie mamy taki rarytas.

sobota, 2 marca 2019

Zimowe morze

    Nigdy nie byłem w zimie nad morzem, wiec pomyślałem czemu nie. Nim dotarłem nad Bałtyk poszwendałem się po trójmiejskich lasach. Wystarczy spojrzeć na mapę, całkiem ich sporo. Krajobrazowo przypominają niskie góry. Teren mocno pofałdowany, poprzecinany jarami wydrążonymi przez strumienie. Jak przeczytałem na jednej z tablic nawet skład gatunkowy drzew też przypomina ten z południa Polski.


    Jak zawsze morze zachwyciło mnie swym bezkresem. Płaska powierzchnia po horyzont w którą można się wpatrywać godzinami. Prawdę mówiąc nie wiem co się spodziewałem zobaczyć zimą. Z pewnością ludzi dużo mniej. Choć odcinek między Sopotem a Gdańskiem mnie zaskoczył. Tam chyba nigdy nie ma co liczyć na pustki.


    W Gdańsku sporo czasu spędziłem na Brzeźnie. Dzielnica nad samym morzem, czasami kojarzona z falowcami. To takie długie bloki zaprojektowane na kształt fal. Typowe PRL-owskie blokowisko, ale trzeba przyznać że mieszkańcy ostatnich pięter mają naprawdę wspaniałe widoki.


    Będąc w Trójmieście nie można wspomnieć o willach. Przedwojenne budynki są prawdziwą ozdobą. Czasami można dostrzec budynek bliższy naszym czasom, który również wyróżnia się na tle okolicy.


    Przygotowując plan wycieczki w domu natknąłem się na ścieżkę "Portowa linia kolejowa 249". A że lubię kolej to postanowiłem skorzystać z okazji wyjazdu i ją obejrzeć. Po części jest nieczynna i zwiedzanie opuszczonych peronów, zwłaszcza po ciemku bywa trochę przygnębiające. Z racji tego że opuszczona linia tonęła w mroku, zdjęcie zastępcze  z przystanku Sopot Wyścigi i skład SKM.


    Na sam koniec zostawiłem sobie zwiedzanie gdańskiej starówki. Było już bardzo późno i uliczki opustoszały. Nie licząc młodzieży przy klubach i na Długiej. W dzień nie ma chyba co liczyć na widok jakiejkolwiek ulicy bez ludzi.


    Co do keszy to wszystkie mi się podobały. Każdy pokazywał coś ciekawego, więc zaryzykuję twierdzenie, że w Trójmieście nie ma keszy słabych.