wtorek, 30 czerwca 2015

Twierdza Modlin 25.06.2015

    To się nigdy nie znudzi. To moja kolejna wizyta w Twierdzy Modlin. I znów coś nowego, ciekawego. Kolejna porcja przygody i odrobiny adrenaliny. Tym razem prócz częstego towarzysza podróży MiszkiWu wybrała się jego córka Zuzanna. Obraliśmy lekko alternatywną trasę przez Ostrołękę, Różan i Pułtusk. Kesze w tych dwóch pierwszych miastach miałem już zaliczone, więc był to przyjemny powrót do przeszłości. Nowością były kesze "Pozostałość XIX wiecznego zespołu dworskiego w Drogoszewie" OP6C2A w nieźle zachowanych budynkach gospodarczych i "Drive-in Różan" OP45E7 skrzynka służąca głównie rozprostowaniu kości w podróży.
    Na obrzeżach Pułtuska jest cmentarz i kesz "Armia Czerwona - Niezwyciężona." OP71C2. Oglądając wielki cmentarz i równie ogromne mauzoleum, zastanawia mnie rosyjskie umiłowanie wielkości. Chyba nie na darmo mówi się że w Rosji wszystko jest naj. Nawet najszybsze zegarki. 


    Przedsmak Twierdzy Modlin dały pułtuskie koszary z keszem o tej samej nazwie. Carskie koszary kilka lat temu opuściło wojsko, a budynki zaczęły niszczeć. Ograbione z wyposażenia, pozbawione okien, nawet w świetle słońca wyglądają posępnie. Nad wszystkim góruje ciekawa wieża ciśnień. 


    W centrum Pułtuska największą atrakcją jest najdłuższy rynek w Europie. Rozstawione kramy gdzie można kupić mydło i powidło nadają temu miejscu prawdziwy charakter miasteczka powiatowego. I nie zmienia tego ani spory ratusz z keszem  "Najdłuższy rynek w Europie" OP247F, ani zamek z keszem "Dom Polonii" OP247E, którego zresztą nie udało się znaleźć.


    Zaraz za Pułtuskiem jest kesz o intrygującym tytule  "Walec Napoleona" OP77BF. I rzeczywiście jest to walec drogowy, być może zabytek techniki, a Napoleona bo skrzynka założona w czasie wyjazdu autora na napoleońskie pola bitew. Zadziwiające są ścieżki ludzkiego umysłu.


    Jeszcze tylko krótki postój przy keszu "Pomnikowa Aleja Drzew" OP2482 i ruszyliśmy wprost do Twierdzy Modlin. Zaczęliśmy od mocnego uderzenia czyli kesza "Beczka za Wagą" OP460E. Ani opis, ani wygląd zewnętrzny obiektu nie oddają tego co zastaliśmy w środku. Parter to ogromne korytarze i równie wielkie komory tonące w absolutnych ciemnościach. Ich system jest lekko poplątany, przez co można się na chwile zagubić. Na piętrze mamy regularny korytarz, przez co spędziliśmy tam mniej czasu. Byłem pod ogromnym wrażeniem obiektu. Połączenie jego wielkości i absolutnych ciemności zapada w pamięci na zawsze.


    Jakoś tak się złożyło, że pierwsze kesze były lekko ekstremalne. Wejście po kesza "Elektrownia NAREW " OP2BA5 nie napawało optymizmem. Wąski otwór do którego ciężko sie wsunąć. W końcu najpierw stojąc na rękach by pierwsze weszły nogi , a potem z pomocą MiszkiWu który wsunął mnie całego do środka jakoś się udało. Wnętrze nie jest zbyt wielkie, ale rekompensuje to wspaniała maszyneria. Jakimś cudem nie trafiła na złom i ciesze się, że dostęp do wnętrza jest utrudniony, bo dzięki temu trwa w niezłym stanie. 


    Obok elektrowni kesz "Zbiornik na Ropę" OP2D6E. Tutaj trudność polega na walce z oparami i resztkami mazutu. Przygotowałem się w domu i kupiłem jednorazowy kombinezon malarski. Przywdział go Miszka, ale nie założył nic na nos, przez co po wyjściu zwymiotował, ale przynajmniej się nie upaćkał. Ja wszedłem jedynie na szczyt, ale i to wystarczyło by delikatnie ubrudzić się mazutem. 
    Do kolejnego kesza "Pod Wieżą Białą" OP260B nie mieliśmy daleko, ale za to wejście na nasyp to nie spacerek. Z keszem poszło sprawnie mimo groźnie brzmiącego podwójnego maskowania. Teraz nie ma tam krzaków i drzew więc słońce nagrzewające mury nieźle tam przypieka. Jak będzie naprawdę gorąco, przy keszu będzie jak w piekarniku. Z drugiej strony brak krzaków to niezły widok na koszary i na Wisłę.
    Krótko powłóczyliśmy się po południowej stronie koszar i przenieśliśmy się na północną. W miarę świeży kesz "Komin" OP8121padł łupem jako pierwszy. Na ostatnim evencie TMW widziałem wychodzących od niego keszerów. Ubrudzeni sadzą ale zadowoleni. Ja się wtedy nie zdecydowałem, ale teraz chciałem spróbować. Okazało się że dotarcie do kesza nie jest wcale trudne, a przy sporej uwadze można się nawet nie ubrudzić. 
    Nie można tego powiedzieć o keszu "Tunele pod Bramą Dąbrowskiego" OP261A. Wąski początek do tego sporo tam pokruszonych cegieł. I przez to trzeba sie przeczołgać do trochę lepszej części gdzie da się iść na czworakach. Pełzając prze cegły przeklinałem własna głupotę, że nie zabrałem nic z długim rękawem. Minąłem inną skrzynkę i pojawił się inny problem. W lewo czy w prawo? Tym razem dopisało mi szczęście i obrałem dobry kierunek.


    Z dwoma kleszami mimo znalezienia fizycznego pojemnika walczę do teraz. "Cytadela Brama Wschodnia" OP2632 i "Brama Północna" OP87JF są obwarowane hasłami. I trzeba przyznać że rozgryźć je nie jest łatwo. Chyba nie obędzie się bez podpowiedzi. 
    W czasie ostatniej wizyty nie udało nam się znaleźć kesza "FIRE BOX" OP435C bardziej przez własne lenistwo. Tym razem zeszliśmy z nasypu i udało się odnaleźć wejście do skrzynki. Musieliśmy tez wrócić do kesza "Nadzorcówka" OP3186 po hasło. Koncept z hasłem w logu to średni pomysł i już nie pierwszy raz musiałem po nie wracać. Przy okazji była okazja zaobserwować jak w ciągu miesiąca kesz potrafi zmienić miejscówkę.
    Opuściliśmy teren Twierdzy Modlin. , a że mieliśmy jeszcze trochę czasu pojechaliśmy do Fortu VII. Po drodze zatrzymaliśmy się przy keszu "Snuffer- "Fort Ordona" OP0B0A i "Markoviak #02 - Samotna Kapliczka" OP53FC. Każdy znaleziony kesz cieszy, ale niektóre po pewnym czasie się zapomina i tak będzie pewnie tym razem. 
    Przy skrzynce "Snuffer- "Prochownie Zajączka" OP0142 ponieśliśmy porażkę , ale do tej pory nie wiem czy kesz zmienił położenie czy go nie ma. 
    Zwiedzanie Fortu VII zaczęliśmy od kesza "Czarna skrzynka" OP584C. Początek wysadzonego bunkra przypomina raczej jakąś jaskinię niż obiekt militarny. Po malowniczym początku następuje trudniejszy etap. Częściowo wysadzony schron utrudnia dostanie się na wyższy poziom. Tym razem Miszka wspiął się na górę co wcale nie jest tam proste. 


    Jak się spojrzy na mapę keszy Fortu VII to wydaje się, że pięć jest rozrzuconych lekko po terenie. W praktyce większość jest w jednym miejscu. Ze "Studnia rowerową" nawet nie ryzykowaliśmy. Z keszem "Fort 7" OP0100 poszło w miare sprawnie, głównie dzięki kordom. Wewnątrz schronu kiedy ja bez powodzenia szukałem kesza "Snuffer- "Twierdza Modlin - Fort VII Cybulice" OP0147 Miszka wydobył skrzynkę "Komnata Tajemnic" OP1E3A. Trzeba przyznać że jest tu duże zagęszczenie keszy na metr kwadratowy. 


    Po wyjściu rozglądaliśmy się za keszem "Fort 7 - Wentylacja" OP273C i jak się okazało nie trzeba było daleko szukać. W środku pojawił się problem jak dostać się na górę. W końcu stanąłem na ramionach Miszki i jakoś się wywindowałem. Trzeba przyznać że adrenalina dodaje sporo siły. Prawdę mówiąc nie chciałbym powtarzać tego wyczynu, tym bardziej że zejście mimo że łatwiejsze, to i tak bez asekuracji byłby problem. Przynajmniej wisząc na klapie wiedziałem , że nie mam daleko do ziemi. 
    Czas było zbierać się do domu. Po drodze pod Wyszkowem zostawiłem kesza "Krowy", który przez tydzień pomieszkiwał w moim domu. Na koniec został kesz "Snuffer- "Nagoszewo" OP0C4D który był mijany dotąd już kilka razy. W końcu i on się doczekał znalezienia. Nawet nie wiedziałem, że kilka metrów od szosy jest takie historyczne miejsce.
    Do zobaczenia Twierdzo. Spotkamy się znów. Niech tylko pozbędę się paru siniaków i strupów.

czwartek, 11 czerwca 2015

W krainie wiaduktów

    Tytuł mógłby też brzmieć "z wizytą u Kajki", ale w pamięć wryła mi się mnogość wiaduktów, bo na Mazurach przecięcie drogi i kolei w jednym poziomie to wcale nie jest oczywistość. I stąd tytuł, choć czuć ducha Kajki, mazurskiego poety opiewającego piękno tych ziem.
    Krótki wypad zacząłem w Ełku do którego dotarłem pociągiem. Mieszkałem tu prawie rok i naprawdę polubiłem to miasto. Z jednej strony niewielkie, a z drugiej wieczorami nie było się skazanym na małomiasteczkową nudę i dawało się znaleźć coś interesującego. Przywitał mnie dworzec, jedyny minus. Mimo remontu wcale nie wyładniał, czyli po prostu to brzydki budynek. Za to na peronach wciąż stoją dwie "kaczki", tylko na bocznicach ubyło parowozów. Całe szczęście, jak wykazało moje krótkie śledztwo, zostały zabrane do renowacji.


    W Ełku nie zabawiłem długo i ruszyłem w trasę. Nie na darmo ukuto hasło "Mazury, cud natury". Teraz jest szczególnie pięknie. Niebieska toń jezior kontrastuje z zielenią. A że teren jest lekko pagórkowaty, krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Chłonąc piękno dotarłem do kesza "Opuszczone cmentarze #3 Zebrałem snop plonu..." OP82GB. Mały, zapomniany cmentarz na którym pochowano Michała Kajkę. Jak na osobę która ma ulicę w każdym mazurskim (i chyba warmińskim) mieście grób jest niezwykle skromny. Kamień z tablicą, proste ogrodzenie i wycięto parę krzaków. Odpoczywa skromnie, tak jak żył.


    Mazurskie wiadukty są proste, ale malownicze. Zresztą lubię kolejowe klimaty. Widok z góry na tory, stacyjkę w oddali dobrze mnie nastraja. Tym bardziej gdy linia działa, chociaż niezbyt często jeżdżą nią pociągi. Niestety są i takie które porasta trawa, a ostatni skład przetoczył się kilka lat temu.


    Na chwilę całkowicie porzuciłem cywilizacje, koleje, drogi, a nawet rower i poszedłem po kesza "Dobranoc- powiedział Diabeł" OP5BD6. Z zapowiadanych niebezpieczeństw mnie zaatakowały wściekłe muchy. Czasem trafia się na takie w lesie i pchają się do ciebie. Nie ma możliwości obrony przed nimi, jedynie odgania sie je z twarzy. W takich warunkach przewaliłem sporo ziemi. Na darmo, pewnie jakiś zwierz kesza wygrzebał, grzybiarz zabrał. Jako że niektóre kesze reaktywuję, z tym tak zrobiłem. Właściciel się nie bawi, a szkoda by było tak dzikiej i niedostępnej miejscówki. Gdyby nie kesz to pewnie nikt poza miejscowymi nie słyszałby o jeziorze Rząśniki.
    Niewiele dalej są dwa kesze "Wiadukt - Odoje" OP5B2E i "Opuszczone cmentarze #4 Rząśniki" OP86FK. W pierwszym przypadku skrzynkę wygrzebali robotnicy leśni dosłownie przeorując róg gdzie była schowana. Zostawiłem tam pojemnik, ale że użytkownik jest aktywny decyzję co z tym zrobi pozostawiłem jemu. Sam wiadukt nie trzyma się najlepiej. Może tutaj budowlańcy trochę namieszali z proporcjami do betonu, bo obiekt trochę się kruszy. Części barierki w ogóle nie ma. Na cmentarzu obok poszło sprawnie. Niestety stary cmentarz nie prezentuje się najlepiej. Zostało kilka pobitych nagrobków. Zresztą jestem pod wrażeniem, że autor odnalazł takie zapomniane miejsca.


    Tuż przed Orzyszem zatrzymałem się po kolejny wiaduktowy kesz "Stary Wiadukt" OP2BB2. Tym razem nie ma tu linii kolejowej, która zresztą po II wojnie nie była nikomu już potrzebna. Dlatego do dzisiaj stoi sobie samotnie wiadukt z dziurą w środku, wśród mazurskich pól. Najciekawsza w nim jest oczywiście dziura przez którą można popatrzyć w niebo.

 
    Jadąc przez Orzysz nie widać by było to miasteczko turystyczne. Raczej tranzytowe dla turystów rozjeżdżających się po Mazurach. Też tu długo nie zabawiłem. Zacząłem od kesza "Kanał Orzyski" OP8813. Pomyślałem że to świetna okazją trochę się opłukać. Niestety woda miała jakiś niepokojący zapach i dałem sobie spokój.
    Przy kolejnym keszu "cmentarz z XIX w" OP84SW spędziłem trochę czasu przez złe kordy. Musiałem szukać po spoilerze co tym razem łatwe nie było. Cmentarz spory, ale jak pozostałe ewangelickie strasznie zniszczony. Szukając skrzynki natykałem się głównie na ślady grobów w postaci betonowych obramowań. Na sam koniec spod nóg wyskoczył mi jeszcze spory ptak, przez którego mało zawału serca nie dostałem. Pewnie był bardziej przerażony niż ja.
    Kolejny cmentarz prezentował się o niebo lepiej. Skrzynka "Cmentarz wojskowy" OP87ZT też wysokich lotów. Zastanawiałem się czemu istnieją dwa podejścia do dwóch zabytkowych cmentarzy. Jedna z moich prywatnych teorii powiada, że na cmentarzu wojskowym leżą Rosjanie, więc po II wojnie władze czuły się wręcz zobligowane do szczególnej troski. Nie wnikając w intencje wyszło to nekropoli na dobre. Część niemiecka jest dość skromna. Prosty, duży krzyż w otoczeniu mniejszych. Za to na części alianckiej stoi ciekawy obelisk. Po pierwsze trochę się zdziwiłem, że Niemcom chciało się budować takie coś dla przeciwnika. A po drugie trochę mi to przypomina gigantyczny wyrób cukiernika.


    Kolej w Orzyszu wygląda trochę smutno. Zupełny brak choćby wagonu towarowego. Jednak po szynach widać, że coś jeździ. Podejrzewam, że tylko transporty wojskowe na pobliski ogromny poligon. Jadąc wzdłuż torów natknąłem się na starą obrotnicę, ciekawe że nie trafiła na złom. Wieża ciśnień, jak prawie każda, wspaniale góruje nad okolicę. Była okazja by się jej przyjrzeć przy szukaniu kesza "Opuszczona wieża ciśnień" OP59B1.


    Na obrzeżach Orzysza jest kesz  "Opuszczone cmentarze #1 Cmentarz pod Orzyszem" OP80RA. Trochę ciężko do niego się dostać. Trzeba przeskoczyć barierkę, a potem przejść głęboki rów, by finalnie zagłębić się w gęstym lesie. Na całe szczęście tylko kilkanaście metrów. I znów zdziwienie, że autorowi udało się wynaleźć takie miejsce. Pewną ciekawostką jest niedaleka rampa i wybrukowany wjazd przez asfaltówkę dla ciężkiego sprzętu na poligon.


    Wszystkie pogodynki zapowiadały dobrą pogodę, a tymczasem zaczęło się chmurzyć. Czas było na większe uzupełnienie kalorii. Idealnym miejscem były okolice kesza "Stara Kolej" OP0FE4. Cudne pustkowie, nie widać żadnego domu, spokój. Miejsce w którym czas zdecydowanie zwalnia. Do obiadu w takim miejscu nie umywają się najlepsze restauracje.
    Przemierzałem wsie mazurskie by dotrzeć do kesza "Ruiny - Góra" OP5B2F. W ogóle mija się sporo opuszczonych domów, a gospodarstwa które są zamieszkałe też często nie przedstawiają się najlepiej. Dawne Prusy to nie była bogata kraina i jak widać niewiele się zmieniło.
    Kolejny cmentarz do którego droga była zdecydowanie najtrudniejsza. Wiedzie do niego co prawda leśna droga, ale tak zarośnięta, że z przemieszczaniem się rowerem miałem problem. Na miejscu nie ma za wiele do oglądania i tylko dzięki archiwaliom można sobie wyobrazić jak to wyglądało. Szybki wpis do skrzynki "Opuszczone cmentarze #2 Cmentarz w Cierzpiętach" OP80R9 i dalej w drogę.
    W Cierzpiętach natknąłem sie na grupę dzieciaków, które grzecznie mnie przywitały. Jako osoba kulturalna odpowiedziałem, ale chyba niezbyt głośno bo zaczęły mnie gonić i kiedy wyraźnie odpowiedziałem "dzień dobry", z rezygnacją w głosie stwierdziły "aaaa, to pan Polak". Nie bardzo wiedząc co o tym myśleć pojechałem po kesza "Domek bobra" OP8829. Zaraz po mnie na miejsce dotarli miłośnicy trunków i już myślałem że z szukania nici, ale całe szczęście dość szybko sobie pojechali. Skrzynka schowana na skraju rezerwatu Bagno Nietlickie. Jak w przypadku wszystkich bagien łąkowych, krajobraz jest tu surowy. Może w słońcu nabiera trochę zieloności, ale przy szarym niebie sam staje się przygaszony.
    Jadąc rozglądałem się za cmentarzem wojennym. Wiedziałem mniej więcej gdzie się znajduje, ale wystarczyłoby na chwilę opuścić głowę i pewnie bym przegapił. Mignął mi tylko między drzewami. W końcu nekropolia po której jedynym śladem nie była tylko kupa kamieni. Patrząc na zdjęcie sprzed 100 lat niewiele się tu zmieniło. Co najwyżej przybyło trochę drzew.
    Kawałek dalej kolejny cmentarz i kesz "Cmentarz wojenny - Drozdowo" OP5B20. I znów świetnie zachowany. Zastanawia mnie co spowodowało że część prezentuje się jak przed latami, a po części prawie nic nie zostało?


    Znów postój przy kolejowych klimatach. Mała stacja, a w zasadzie przystanek kolejowy i kesz "Stacja" OP35DD. Zupełnie niedaleko kolejny "old arch bridge" OP35FF. Obie niejako poświęcone nieczynnej linii z Ełku do Mrągowa. Sam opis też jest już historyczny. W czasie zakładania wciąż przetaczały się tędy pociągi towarowe. Dziś już nic nie jeździ.


    Polnymi drogami pojechałem w stronę Śniardw. Dobrze, że miałem GPS bo kilka rozjazdów postawiło mnie przed wyborem, gdzie bez mapy mogłem jedynie zgadywać. Generalnie droga prowadziła brzegiem j. Łuknajno. Prawdziwa dzika okolica. Podmokłe lasy i nieużywane łąki. Wyjechałem we wsi Łuknajno. W tamtejszym pensjonacie można wejść na wieżę widokową i po kesza  "Wieża widokowa nad Śniardwami" OP3757. Śniardwy późnym popołudniem i w czasie gdy czasem popadywał deszcz były kompletnie puste. Jezioro największe w Polsce, a wcale na takie wielkie nie wygląda. Ale to raczej przez perspektywę, bo z północy na południe ma mniejszą długość niż ze wschodu na zachód.


    Jadąc w stronę Mikołajek dopędziłem jakiegoś grubego psa. Śmiesznie kiwał się na boki i ogon miał jakiś dziwny. W końcu odwrócił się w moja stronę i okazało się że to borsuk. Trochę przyspieszył, ale zniknął na poboczu dopiero w miejscu gdzie znalazł komfortowe przejście.
    W Mikołajkach byłem późno. Zdążyłem tylko podjąć kesza "Biały Szkwał" OP827F poświęcony tragicznym wydarzeniom na Mazurach sprzed kilku lat i zrobić małe zakupy w ostatnim otwartym sklepie. Zostało znaleźć nocleg, co w tej turystycznej miejscowości nie było zbyt trudne.
    Ranek przywitał mnie piękną pogodą. Śniadanie, zwinięcie namiotu i dalej w drogę. Dalej czyli z powrotem do Ełku. Zostały jednak skrzynki w Mikołajkach. Takie miejscowości w sezonie prezentują się najlepiej wcześnie rano. Turyści jeszcze śpią, a miejscowych też nie ma zbyt wiele i spieszą się do swych zajęć. Dzięki temu mogłem obejrzeć jeszcze uśpiony port. Podjęcie skrzynki "Król Sielaw w Mikołajkach" OP5552 nie było problemem, obyło się bez specjalnego kamuflowania.


    Trochę gorzej było przy keszu "Kościół Ewangelicko-Augsburski w Mikołajkach" OP872M. Obok jest główny przystanek PKS. Na nim sporo ludzi się zgromadziło. Poczekałem kilka minut i zjawiły się trzy autobusy do których wszyscy się zapakowali. Jakoś się udało i zadowolony pojechałem po kesza "Mikołajki - Park przy ,,Cichej Zatoce'' OP2B2E. Poszło sprawnie i mogłem poszukać ostatniego kesza w mieście "Frieda Bombosch" OP69A3. Ciekawe miejsce głównie przez swoją historię. Miłość, zbrodnia i hitlerowcy w tle. Uwielbiam czytać takie opowieści w opisach keszy.
    Po opuszczeniu Mikołajek postanowiłem jechać szlakiem który w całości prowadzi dookoła Śniardw. Wybrałem tylko północny fragment, ale miałem pewność że się nie zgubię. Początkowo jechałem przez las. To był kiedyś chyba ważny szlak. Niby leśna droga, a nieraz prowadzi po wysokim nasypie, czasem utwardzana brukiem, a czasem tłuczniem, po którym zdecydowanie najgorzej się jedzie. Po wyjeździe z lasu czekały mnie piękne mazurskie widoki. Pagórki i dolinki, a czasem wyłania się niebieskie jezioro. Jeżeli była możliwość zatrzymywałem się nad brzegiem a to Śniardw a to nad brzegiem j. Tuchlin. Batonik, banan, łyk wody i w ten leniwy sposób przemieszczałem się od postoju do postoju. 


    Za wsią Tuchlin z daleka zobaczyłem zająca. Zatrzymałem się, wyjąłem aparat i nieruchomo czekałem na okazję do zdjęcia. a ten jakby mnie nie zauważał i podszedł na zaledwie kilka metrów i w ten sposób powstała cała galeria zająca. Dopiero gdy lekko się poruszyłem raczył mnie zauważyć i szybko uciekł.


    W Okartowie miałem podjąć ostatnia skrzynkę tego dnia. Kesz "Krzyżacki skarb" OP8807 to multak i już przy drugim etapie wiedziałem że dam zielone. Co z tego skoro przy trzecim etapie natknąłem się na miejscowych. Chciałem ich przeczekać, ale 40min. czekania nic nie dało. Kesz leży przy głównej drodze więc może będę tamtędy kiedyś przejeżdżał. Naprawdę nieczęsto zdarza mi się uczucie zawodu z nie podjęcia skrzynki i wielka chęć powrotu na miejsce.
    Przez Orzysz tylko przemknąłem, w dzień powszedni mogąc się przekonać o jego mocno wojskowym charakterze, a potem wypadło jechać kilka kilometrów 16-tką po prawej mając wciąż tabliczki z zakazem wejścia, czasem z wręcz absurdalnym zagęszczeniem.


    Na skraju wsi Klusy zrobiłem sobie dłuższy postój. Obiad na pieńku z widokiem na wieś i już lokalnymi drogami mogłem jechać w stronę Ełku. 


    Do Ełku dotarłem strasznie wcześnie. Liczyłem , że będzie to wycieczka na trzy dni. Przy dobrych wiatrach myślałem, że na dwa i zdążę na ostatni pociąg do Białegostoku. Okazało się że zakręciłem się w półtora dnia i po zajrzeniu na dworzec udało mi się jeszcze załapać na elektryczkę po 15-tej.


wtorek, 9 czerwca 2015

Ściana wschodnia

    Jakoś nigdy nie złożyło się by wybrać się po jedynego kesza do Krynek. Miasteczko leży tak nie po drodze do czegokolwiek, że ciężko zawitać w jego progi. Przynajmniej keszersko, bo zdarzyło mi się tu być parę razy, ale w zupełnie innym celu.
    Na wycieczkę załapał się MiszkaWu, planował też crl_ost, ale jakoś nie możemy zgrać terminów. Wyjazd tradycyjnie wcześnie rano. Pociągiem do Sokółki i już przed siódmą byliśmy na sokólskim dworcu. Najpierw pojechaliśmy do mojej skrzynki w nieukończonej oczyszczalni. Miejsce specjalnie się nie zmieniło, więc miałem chwilę czasu na solidny odpoczynek po jakiś dwóch, trzech kilometrach drogi.
    Z oczyszczalni wróciliśmy do Sokółki skąd drogą lokalną dotarliśmy do Starej Kamionki. Nie da się napisać, że mijaliśmy niepowtarzalne wsie, zapierające dech w piersiach widoki. Było po prostu ładnie i dla mnie to wystarczy by pokonywać kolejne kilometry rowerem.
    W Kamionce Starej od razu skierowaliśmy się na dawny cmentarz. Niewiele po nim pozostało. Zauważyłem kamienie osadzone na sztorc, będące miejscami grobów. Znaleźliśmy skrzynkę "Powyginane drzewa" OP89AR i zostało obejrzenie pomnikowego drzewa. Stara, uschnięta sosna rozpina wciąż swe konary. Wygląda trochę niepokojąco nawet w świetle dnia, a jakby było przy pełni księżyca? Jednak co głównie przykuwa uwagę to jej pień. Skręcony niczym świder, czyni to drzewo wyjątkowym. A tabliczka, że to obiekt badań naukowych (pierwszy raz coś takiego widziałem) dodaje dodatkowego smaczku.


    Kawałek dalej kolejna skrzynka 3po3  "U Pana Boga w Wierzchlesiu" OP89AM. Kolega keszer ma niezwykły dar zakładania skrzynek, które na pierwszy rzut oka są trochę pośrodku niczego. Ale wystarczy odwiedzić kilka jego keszy, by znaleźć punkt wspólny, czyli cudowny spokój. Do tego zawsze wynajdzie lokalne ciekawostki znane naprawdę nielicznym i mamy przepis na ciekawy kesz.
    Wróciliśmy do Kamionki Starej skąd dalej pojechaliśmy na wschód. Teren lekko pagórkowaty zapewniał ciekawe widoki. Pewną ciekawostką okolicy są liczne kopalnie żwiru. Można sobie podpatrzyć jak działa takie przedsiębiorstwo.


    Dotarliśmy do Palestyny (tej podlaskiej). Nazwa jest pamiątką po Żydach, którzy w tych okolicach zajmowali się rolnictwem. Nawet nie wiedziałem, że niewielka część społeczności żydowskiej żyła z pracy na roli. Dzięki keszowi "Palestyna (podlaska)" OP87EE teraz już wiem. Bez problemu da się dotrzeć do informacji o życiu w jednej z takich wsi, a mianowicie w Kolonii Izaaka. Poza różnicami religijnymi niewiele różnili się od chrześcijańskich sąsiadów. Co ciekawe jedynie ubierali się trochę inaczej, korzystając z materiałów fabrycznych, gdy inni chłopi chodzili w samodziałach.
    Dalsza droga zaczęła przebiegać czasem lekko pod wiatr. A że wiało solidnie dało to się odczuć w nogach. Jechaliśmy wzdłuż granicy do kesza "Usnarz - Punkt widokowy" OP82QX. Lubie czytać poprzednie logi, może ktoś dodał coś od siebie, zauważył coś więcej. Przeważają głosy że okolica piękna, ale znów środek niczego. W końcu wpis crl_ost który też dotarł tu rowerem. Zgadzam się całkowicie z tym, że by docenić to miejsce trzeba przyjechać tu rowerem. Mieć czas na rozejrzenie się, dostrzec szczegóły. Autem też będzie wspaniale, ale jednak krajobraz wtedy lekko się rozmywa.


    W pobliskim Usnarzu chciałem zobaczyć resztki dawnego majątku. Trochę się rozczarowałem bo na miejscu zastałem kilka koślawych zabudowań i remizę OSP. Śladem jest jedynie ruina jakiejś kamiennej budowli. Korzystając z okazji podjechaliśmy pod sam pas graniczny. Za znakiem nic się nie zakrzywia. Strasznie sztuczna ta granica.


    Przyjemną asfaltówką dojechaliśmy do Krynek. Najpierw odwiedziliśmy kirkut i znaleźliśmy kesza  "Kirkut w Krynkach" OP0FBE. Sam cmentarz jest częściowo zadbany. To znaczy  w połowie powycinano krzewy odsłaniając nagrobki. Na macewach powoli zacierają się napisy, czas robi swoje. Mimo zniszczeń wojennych jak i późniejszych to wciąż jeden z większych cmentarzy żydowskich na Podlasiu.

 
    Przyszła kolej na krótki odpoczynek. Idealnym miejscem był park na rondzie. A rondo to nie byle jakie. Odchodzi z niego 12 ulic. Ponoć drugie takie jest tylko w Paryżu. Po małym posiłku zajechaliśmy jeszcze do źródełka. Z jednego z nich korzysta lokalna rozlewnia wód. W szeroko pojętych okolicach Białegostoku nazwa "Krynka" długo była synonimem wody gazowanej. Dwutlenku węgla dają do niej tyle, że aż nosem wychodzi. 
    Potem na chwilę zajechaliśmy na cmentarz gdzie odwiedziłem grób prababci i została wizyta na terenie dawnego majątku de Virion. Nie zostało z niego zbyt wiele. Park mocno zdziczał, a z budynków pozostała spora ruina po dawnej stajni połączonej ze spichrzem. Można nawet wyobrazić sobie że to ruiny jakiegoś zamku. Wśród gęstej zieleni wygląda malowniczo.


    Zaczął się najgorszy etap podróży. Z Krynek mieliśmy już całkiem pod wiatr, a ten tego dnia nie próżnował. Pierwsze kilometry za Krynkami to gołe pola obsadzone porzeczką i aronią. Widok dość monotonny, to i człowiek za bardzo na zmęczeniu się skupiał. Na całe szczęście w końcu dotarliśmy do lasów Puszczy Knyszyńskiej która uchroniła nas od zmagania się z wiatrem. Na chwilę zatrzymaliśmy się w Kopnej Górze po kesza "Woronicza" OP89KZ. Kolejne miejsce które czekało na odkrycie. Nieraz zatrzymywałem się na tamtejszym polu biwakowym na krótki posiłek w czasie przejażdżek po lesie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, zajrzeć w tamten kawałek puszczy. A jest po co. Szlak przez rezerwat biegnie razem z torami, a po drodze piękny, dziki las. Nawet ocalały znaki kolejowe wąskotorówki przebiegającej tamtędy. 


    Jeszcze tylko chwila postoju w Supraślu nad Supraślą i mocno zmęczeni wróciliśmy do Białegostoku. Kolejna setka (tym razem sporo ponad) w tym roku zaliczona. Aha, taka mała rada, jak jeździcie w rękawiczkach to czasem je zdejmujcie. Strasznie śmiesznie wyglądają blade dłonie przy opalonej reszcie ręki.