sobota, 13 października 2018

Warmińskie lasy

    Jeden kolega nie może, drugi też ma coś już do roboty, więc na wycieczkę w warmińsko - mazurskie wybraliśmy się tylko z kolegą wzorowym. Pierwsze skrzynki jeszcze po ciemku. Nic to, bo wynagradzał to widok nieba. W mieście nie widać tyle gwiazd, a i księżyc jakoś słabiej świeci. Niesamowite wrażenie robi też widok na uśpione jezioro w świetle latarek. Gładka powierzchnia, na pozór wydaje się pusta, ale wystarczy odrobinę światła a widać śpiące ptactwo wodne. Całkiem ich sporo i każdy ma swój rewir. Kaczki i łabędzie nie chowają się w trzcinowiu, tylko tkwią niczym małe boje na otwartej tafli wody. Widocznie tak jest najbezpieczniej.
    Do Ostródy dotarliśmy jak już się rozwidniło. Ładnie mają tu zagospodarowane bulwary nad jeziorem. Są pomosty, jest ładnie odnowiona rzeźba rybaka. Akurat pomosty były zajęte przez wędkarzy, którzy na ławkach rozłożyli się ze swoim sprzętem. Znad jeziora wystarczy przejść na druga stronę głównej ulicy i można podziwiać zamek, jak to zwykle na tych terenach bywa, krzyżacki. Obok warto rzucić okiem na budynek urzędu miasta. Ładny, klasycystyczny budynek, szkoda tylko że w małych miasteczkach zazwyczaj budynki z XIXw. o ile nie są siedzibami instytucji nie mogą doczekać się wiele lat remontu.
    W Ostródzie można też obejrzeć zachowaną wieżę Bismarcka. Pierwsze powstałe jeszcze za życia kanclerza i miały sławić jego cześć oraz wyrażać dumę narodową. Na terenie dzisiejszej Polski było około 40 takich wież, a przetrwało 17. Ta w Ostródzie jest pierwszą która powstała na terenie Prus Wschodnich. Wieża kojarzy mi się ze smukłym, lekkim budynkiem, a ta wygląda na przyciężką. Może to z powodu budulca, solidnych kamieni, a może obciążenie historią, trudno powiedzieć. Szkoda że wieża jest ogrodzona i niedostępna. Z pewnością byłby to niezły widok na jezioro i miasteczko. Tym bardziej w porze kiedy zdobywaliśmy kesza "Wieża Bismarca - Ostóda" OP8HCK, czyli w blasku słońca które wzeszło kilkadziesiąt minut wcześniej.


    Z Ostródy ruszyliśmy nad jezioro Narie. Jak zwykle po wycieczce jestem trochę bardziej doszkolony i wiem że o ile Ostróda to były jeszcze Mazury, to tutaj byliśmy w historycznej krainie Prus Górnych. W dzisiejszej Polsce ten podział już zanikł i przemierzając te tereny jesteśmy na Warmii lub Mazurach. Wracając do jeziora to jest pięknie położone wśród wzgórz, lasów i wiosek. Bardzo się cieszę że przybyliśmy tu w końcu września gdy prawie wszyscy letnicy wyjechali. Można było w ciszy i spokoju cieszyć się widokami. Nawet przy osiedlu domków letniskowych nikt nam nie przeszkadzał, a podejrzewam że w sezonie letnim jest tu niezły gwar. Jakbym miał wyróżnić którąś skrzynkę związaną z przyrodą to wybór padłby na  "DJN: Gdzie na południu woda otacza ląd" OP8BJG. Co prawda za plecami mamy ośrodek wypoczynkowy, ale liczy się to co przed nami. Łagodne zejście do jeziora, czysta woda i spokojna tafla jeziora. Po drugiej stronie ściana lasu, w takim miejscu można spędzić dużo czasu po prostu gapiąc się przed siebie.


    Przy jeziorze są jeszcze skrzynki bardziej związane z cywilizacją. Mi oczywiście najbardziej do gustu przypadł wiadukt na d torami linii Olsztyn - Bogaczewo. Wiadukt powstał chyba już po wojnie. Obecnie jest trochę uszkodzony, bo ktoś nieźle uderzył, krusząc beton i wyginając barierki. Szkoda że zdobywając kesza "DJN: Nad torami" OP8BZ0 nie doczekaliśmy się na żaden pociąg. Za to można obejrzeć semafory kształtowe, powoli znikają z krajobrazu, choć na wschodzie Polski jeszcze nieźle się trzymają.


    Znad jeziora Narie jest całkiem blisko do Olsztyna. Po drodze mija się kilka wsi gdzie można zobaczyć charakterystyczne, czerwone dachy domów. Zawsze jadąc z Białegostoku na północ lub północny zachód ich widok przypomina mi że wyjeżdżam z terenów dawnego zaboru rosyjskiego, a wkraczam w pruski. Mimo że Prusy uważane były na najbiedniejsza część Niemiec, a zostanie tu urzędnikiem to było zesłanie, jednak widać różnicę w zasobności między zaborcami. Choć niemieckie tereny obfitowały w lasy, których i do dziś nie brakuje, to jednak domy wznoszono z droższej cegły. W małych wsiach najbardziej wyróżniają się kościoły, mimo licznych przebudów w sporej części udało im się zachować ducha gotyku. A tak jak przy keszu "Erb.1380" OP4E45 na kamieniach podmurówki zachowała się nawet wyryta data z tytułu skrzynki. Oryginalny napis z tego okresu to wcale nie jest rzecz powszechna w środku Europy, miejscu gdzie armie na przestrzeni wieków przemaszerowały w każdym chyba kierunku.


    Olsztyn to piękne miasto, zabytki z zamkiem na czele. Są też jeziora i lasy i to właśnie na nich tym razem skupiliśmy swoją uwagę. Nie ma to jak pojechać do innego wojewódzkiego miasta i łazić po lasach. Najdłużej zeszło przy "Aktywny Olsztyn 2 Tour de Ukiel" OP8NK9. Tego multaka robiliśmy z dwie godziny, dawno nie zeszło mi tyle przy jakiejś skrzynce. Fajnie było się przejść brzegiem jeziora Ukiel. Szkoda tylko że to jeszcze nie był moment kiedy liście zmieniają kolory. Takie widoki nad jeziorami są wprost bajeczne. Przy okazji znaleźliśmy starą odmianę jabłoni z późnymi jabłkami. Niepowtarzalny smak jaki pamiętam z dzieciństwa.


    Przy jeziorze Ukiel gdy zagłębiliśmy się w las oprócz paru rowerzystów nie spotkaliśmy nikogo. Za to nad Długim już cała masa ludzi, co się zresztą dziwić, byliśmy bliżej centrum. Do tzw. mostku miłości ciągnie się promenada, którą Olsztynianie chętnie się przechadzają. Jak mieszkałem w Ełku też lubiłem wyjść z domu by przejść się brzegiem jeziora, woda ma w sobie coś przyciągającego.
    I tak sobie odwiedzaliśmy olsztyńskie lasy, tu widok na dolinę Łyny, tu jakiś most, a przy keszu o poligonie nawet było słychać strzały, czyli wszystko się zgadzało. Przy keszu "Aktywny Olsztyn #3 Ścieżka zdrowia" OP8MEC ładnie pozowały łabędzie, które stały na środku ścieżki i wyskubywały sobie puch. Pewnie przed zimą zmieniały opierzenie na ciut gęstsze. Nie mogę powiedzieć że przez skrzynki jakoś świetnie poznałem olsztyńskie lasy, ale muszę przyznać że mam jakiejś pojęcie o ich rozległości.


    W drodze powrotnej do Białegostoku zrobiliśmy kilka skrzynek, acz niezbyt wiele. Niestety ciemności szybko już zapadają i frajda z odwiedzania nowych miejsc (przynajmniej poza miastem) jest dużo mniejsza. Są tego wyjątki jak "old arch bridge" OP35FF. Przy tym starym wiadukcie już kiedyś byłem w dzień i widziałem jak wygląda w całej okazałości. Teraz była okazja obejrzeć go w świetle latarek, kiedy wyławia się tylko fragmenty. Ciemna noc, rozgwieżdżone niebo i tonący w ciemności wiadukt nad głową stworzyło niesamowity klimat.
    Jak na tego typu wycieczki wróciliśmy dosyć wcześnie bo jeszcze tego samego dnia w którym wyjechaliśmy. Zdarzało się grubo po północy. Zawsze najgorsze są ostatnie kilometry, pasażerowie śpią, a i kierowcy oczy się robią coraz cięższe. Dobra na to rada to coś podgryzać i dzięki paczce paluszków cało dotarliśmy do Białegostoku.

1 komentarz: