sobota, 23 maja 2020

Kawałek Wielkopolski

    Do tej pory w Wielkopolsce udało mi się być parę razy w Poznaniu i jego okolicach, pozostałych pojedynczych keszy nie ma co nawet liczyć. Spoglądałem łakomym okiem na mapę w tamtym kierunku i znalazłem Jarocin ze skrzynkami poświęconymi Jarocińskiej Kolei Dojazdowej. Kesze i kolejnictwo, jak te dwie rzeczy idą w parze to jestem szczęśliwy.
    W czasie wyjazdu przewijały się też inne tematy. Udało się odwiedzić kilka miejsc związanych z ewangelikami. Głównie cmentarze, ale też i świątynie. Zgodnie z doktryną świątynie o prostej bryle z niedużą ilością ozdobników. Niestety nie udało się zajrzeć do wnętrz.
    Cmentarze prezentowały się dużo gorzej. W większości strasznie zarośnięte i dojście do kesza czy obejrzenie nagrobków to była walka z przyrodą. Samych płyt nagrobnych zostało niewiele. Podejrzewam że zostały rozkradzione na materiał budowlany. Smutny to widok, ale mam pewne podejrzenia że takie traktowanie wynika z zaszłości II wojny światowej.


    Bardzo spodobały mi się tutejsze kościoły katolickie, nie wszystkie, ale te drewniane, a także budowane częściowo z cegły, a częściowo z drewna. Połączenie tych dwóch materiałów daje piękny efekt. Te całe z drewna oprócz ładnego widoku, ciekawie pachną w ciepły, słoneczny dzień.


    Wielkopolska to mnogość pałaców i dworków, o czym wcześniej wiedziałem głównie dzięki OC. Są w różnym stanie. W Twardowie zamieniony na mieszkania pozbawiony jakichkolwiek cech stylowych, jedynie bryła w kształcie spłaszczonej litery H przetrwała. W Grabie jest jakiś właściciel i widać że pałac został odnowiony, elewacja z daleka świeci świeżością, niestety teren niedostępny i bliżej nie można podejść. Za to w Dobrzycy można przekroczyć bramę i obejrzeć pałac z bliska. Zresztą działa tam muzeum ziemiaństwa. Wokół pałacu rozciąga się znakomicie utrzymany park w stylu angielskim z kilkoma egzotycznymi gatunkami drzew.


    Nie sposób nie wspomnieć o tutejszym budownictwie. Jako człowiek wschodu jestem przyzwyczajony, że przejeżdżając przez wsie i miasteczka mijam w dużej części drewniane domy. Miejscowi pewnie na to na co dzień uwagi nie zwracają, ale ja wyszukiwałem wzrokiem co ciekawsze domy i kamienice.


    Jak pojechałem na wycieczkę śladem jarocińskiej kolejki to wypadałoby zajrzeć do Jarocina. Keszy tam sporo, ale czas nie z gumy więc za pierwszym razem skupiłem się głównie na okolicach dworca PKP. Jego największa atrakcją jest lokomotywa  Ol49 o nr 1. jest to pierwsza powojenna polska konstrukcja, przeznaczona do prowadzenia składów osobowych. Wielka maszyna robi wrażenie, nawet wygaszona i odstawiona jako pomnik techniki.


    Po Jarocińskiej Kolei Dojazdowej nie zostało zbyt wiele. Z rzadka trafi się jakiś nasyp, ale i z tego podbiera się żwir i z czasem pewnie zniknie. Najtrwalszym śladem okazały się mosty. Myślałem że będą to małe konstrukcje, bardziej przepusty. Jakie było moje pozytywne zaskoczenie gdy dotarłem do kesza "Tu też była wąskotorówka" OP8DY2. Most wysoki na kilka metrów, a nic tego nie zapowiadało bo teren lekko pofałdowany, a tu nagle taki uskok. Trzeba uważać bo barierek żadnych nie ma.


    Kolejne ciekawe miejsce to most nad Prosną niedaleko wsi Gizałki. Do tej pory nie spotkałem się z torami w jednej płaszczyźnie z jezdnią. Był taki most na Bugu na nieistniejącej już linii między Małkinią a Sokołowem Podlaskim,ale nie zdążyłem obejrzeć. Tutaj też jedyny raz widziałem tory jakie pozostały po tej wąskotorówce. Miejsce warte na dłuższy postój, nawet na mały piknik.


    Ogólnie jestem bardzo zadowolony z miejsc związanych z kolejką jakie odwiedziłem. Trzeba jednak przyznać że nie jest to wyprawa dla poszukiwaczy wielkich wrażeń. Raczej spokojne poznawanie miejsc o których w większości ciężko się domyślić, że miały związek z kolejnictwem.
    Wracając do domu postanowiłem jeszcze zatrzymać się przy dwóch zamkach. Jeden w Kole drugi w małej wsi Borysławice Zamkowe. Oba to ruiny, z tymże do tego pierwszego jest normalny dostęp a do drugiego trzeba iść przez prywatną łąkę. W Kole zachował się ciut lepiej, to wciąż zwarta bryła na lekkim podwyższeniu wśród łąk. W Borysławicach to kilka oddzielonych od siebie fragmentów do tego zasłoniętych przez gęste krzaki. Z tego powodu ten w Kole bardziej mi się podobał, gdyby tylko nie padało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz