wtorek, 8 maja 2012

Czasem północ, czasem wschód

  Koniec kwietnia to w tym roku był idealny czas na rower. Ciepło, ale nie upalnie. Nic tylko wsiadać i jechać. I ja nie miałem zamiaru marnować okazji. Jakieś parę dni temu wybrałem się na przejażdżkę na północ od Białegostoku. Wyjechałem drogą na Augustów. Jechało się całkiem fajnie po dość nowej ścieżce rowerowej. Kończy się przy zajeździe "Wiking", ale dalej można jechać bocznymi drogami. I całe szczęście bo ten kawałek drogi to połączenie krajowej 8 i 19. Pierwszy przystanek to Białostockie Muzeum Wsi. Wejście na wystawę plenerową to 2zł. Warto odżałować. Ciekawe budynki wiejskie, które co prawda można jeszcze znaleźć gdzieś w terenie, ale nie w takim stanie technicznym. A i trzeba trochę się naszukać. Chociaż na moim ranczu żuraw przy studni jest większy i wciąż pełni swą rolę. W muzeum miałem dwa główne cele. Jeden to kesz teda "skansen" OP0411. Znaleziony bez problemu. Drugi to bimbrownia. Coś w rodzaju daru podlaskiej policji dla muzeum. Widziałem taką manufakturę pracującą, ale nie tak dużą. Szacunek dla tego kto to skonstruował. Szkoda że ta maszyneria nie pracuje już dla szczęścia i pożytku ludzkości.



  Z muzeum pojechałem gruntową drogą do torów, które idą w kierunku Kuźnicy. Mostem kolejowym przeszedłem Supraśl. Pod mostem jest skrzynka, którą już zdobyłem wcześniej. Polecam ją miłośnikom mocnych wrażeń. Co prawda nie trzeba być specjalnie wygimnastykowanym, ale lęk wysokości warto zostawić w domu. Cały czas wzdłuż torów dojechałem do stacji Wasilków, a stamtąd skręciłem na Sochonie. Droga jak marzenie. Równiutki asfalt i mały ruch. Przez wsie które z rolniczych powoli stają się sypialnią Białegostoku dojechałem do kesza "Słup" OP4C19 założonego przez mieszka. Znalezienie jej nie było trudne. Natomiast kapliczka słupowa to unikat. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć gdzie jeszcze taką widziałem. Podejrzewam że ich ilość obecnie można liczyć na palcach. Ciekawe ile jeszcze zim przestoi ta w Wólce?



  Szkoda tylko że lokalna żwirownia za kapliczką służy teraz jako dzikie wysypisko. Psuje to trochę klimat miejsca. Ale i tak fajnie było posiedzieć na świeżej trawce. Od kapliczki pojechałem kawałek dalej do kesza 3po3 "Na skraju Puszczy Knyszyńskiej" OP0098. Przy skręcie z głównej drogi w las natknąłem się na starsza panią na leżaku, która chyba zażywała świeżego powietrza. Jak wracałem, już jej nie było. Mam nadzieję że jej nie wystraszyłem. A kesz dał mi sie we znaki. W stylu: pieniek koło drzewa w lesie. Nie powiem że ich nie lubię. Ale trzeba wykazać się cierpliwością. Raz że GPS jak to w lesie lekko "pływa". Dwa że las naprawdę szybko się zmienia, a jak jeszcze trochę pomaga mu człowiek, to w parę lat miejsca można nie poznać. Nic to. Za to czytałem że klimat lasu sosnowego ma właściwości bakterjobójcze. Po takiej dawce chyba zabiłem ostatniego zarazka jaki sobie przy mnie spędzał żywot.
  Jednak co za dużo to niezdrowo, więc postanowiłem jechać w stronę drogi krajowej, gdzie obok wsi Katrynka jest kesz. Może i jest. Ale na polance obok był jakiś piknik. Nie chciałem dekonspirować kesza, więc sobie odpuściłem. Przyjadę tu jeszcze kiedyś.
  Kawałek drogi wypadł mi po własnych śladach. Na lokalnej drodze minąłem panów w Mitshubishi Lancer (sory ale nie wiem jak to się pisze), którzy widocznie mieli chwilę odpoczynku od ciężkiej służby. Zaraz potem przejechałem obok terenów które są siedliskiem orlika krzykliwego. Niestety żadnego nie spotkałem. Ale i tak miejsce które sobie wybrał jest naprawdę piękne.



  Dalej miałem jechać szlakiem zielonym. Jak to się stało, że zaraz za Wólką zjechałem ze szlaku, nie wiem do tej pory. Może przysnąłem za kierownicą? Nie chciało mi się już wracać, więc trochę zmieniłem plany. Najpierw kesz filipsa i BURZY "Stara kolejka wąskotorowa" OP13B4. Dotarłem inaczej niż podpowiadał opis. Ale chyba równie malowniczą drogą. Zostawiłem rower przy przewróconym drzewie i mały kawałek przeszedłem pieszo. Do kesza który jest na wyspie dostałem się naturalnym, bobrowym mostem. Jak czytałem później logi, przejście nie tylko mi kojarzyło się z przygodami Indiany Jonesa. Sama wyspa jest niewielka, więc ze znalezieniem skrzynki nie było większych problemów. A wokół naprawdę pięknie. Jeszcze kilka podobnych naturalnych mostów, nad czystą leśna rzeką. Oczywiście ślady po wąskotorówce wciąż są. Nasyp pod tory i kilka pali na których był most. Z pewnością jedno z najładniejszych miejsc jakie widziałem w Puszczy Knyszyńskiej.



  Wróciłem do roweru i pojechałem dalej. Dobra, utwardzona, szutrowa droga w cieniu drzew. Odgłosy lasu. Jazda w takich warunkach to czysta przyjemność. Wyjechałem na skrzyżowaniu w okolicach wsi Podratawiec. jest tu skrzynka 3po3 "Podratawiec" OP0ACC. Niby nic trudnego, ale trochę się naszukałem. Jak się okazało nie tylko ja. Już miałem rezygnować gdy zobaczyłem odpowiedni pieniek.  Niby miejsce ze spojlera nie jest jakoś przysłonięte przez krzaki, ale sprawia trochę kłopotu.
  Kawałek dalej jest kolejny kesz 3po3 "Czarny Blok" OP0CE6. Łatwy, miły i przyjemny. Jedyna trudność to duże, leśne mrówki. Ciekawa jest stacja kolejowa obok. Środek lasu, a tu mijanka, duży budynek dyżurnego ruchu. Obok coś w rodzaju betonowej hali, należącej do PKP Energetyka. I to właśnie cały Czarny Blok.
  Wróciłem do skrzyżowania obok Podratawca i skręciłem na Horodniankę. Jest to mała osada przy drodze krajowej. Mało kto wie, a ja też niedawno nie wiedziałem, że przed wojną była to siedziba nadleśnictwa. Pozostałością po nim są jedynie fundamenty. Musiało być tu kiedyś naprawdę pięknie. Budynki na wzniesieniu, a u podnóża malownicza, leśna rzeka. Jedynym budynkiem który ocalał jest piwnica, w której jest kesz "Horodniański Dom Kulturnik" OP1B91. W piwnicy jest przyjemnie chłodno. I ciemno jak w ... Przednie światło w rowerze przydało się w końcu do czegoś więcej niż oświetlanie drogi po zmroku. Piwnica jest dużo większa niż się wydaje z zewnątrz. Można chodzić wyprostowany, oprócz  wejścia głównego i dwóch komór.



  Prawie że po drugiej stronie drogi jest grób nieznanego powstańca styczniowego. I nowy krzyż ustawiony na pamiątkę Powstania Styczniowego. Cieszy że wciąż się pamięta o wydarzeniach sprzed prawie 200 lat. W prasie czytałem że w następnym roku w czasie obchodów okrągłej rocznicy, na Podlasiu ma być kilka ciekawych imprez. Oby się udało. Koło krzyża jest kesz teda "krzyż powstańczy" OP1009. Trochę problemu sprawiło mi znalezienie małego pojemnika po filmie.
  Stamtąd  prosto do domu. Kawałek niestety drogą 19 razem z tirami. Chociaż chyba gorsze są osobówki, bo strasznie blisko wyprzedzają, a tiry trzymają spory dystans. Widać co zawodowcy. Na drugi dzień niestety do pracy. ale nie ma co narzekać bo dnia trzeciego znów mogłem się wybrać w drogę. Pomyślałem że odwiedzę rodziców którzy na długa majówkę wyjechali na wieś, a przy okazji spełnię dobry uczynek i założę dwie skrzynki. Początek drogi wypadł wzdłuż 19-stki w stronę Lublina. Jeszcze w Białymstoku nie jest źle. Do znaku z końcem miasta jedzie się nowiutką ścieżką rowerową. Potem niestety trzeba dość wąską szosą. A ruch był spory. Nie musiałem jednak jechać nią zbyt długo, bo zaraz za Kurianami odbiłem na wschód. Mała lokalna droga przez pola, lasy i wioski. Większą część jedzie się asfaltem. Jest jednak odcinek z kocich łbów (fajna nazwa na tą nawierzchnię). Trzeba trzymać się pobocza, które miejscami jest dość piaszczyste. Można oczywiście próbować brukiem, ale to prosta droga do choroby parkinsona.



  Zatrzymałem się w Piatience. Jest to prawosławne miejsce kultu. Mała kapliczka nad świętym źródełkiem. Na pobliskim pagórku cerkiew wraz z otaczającym ją cmentarzem. Wielu turystów jadących nad Siemianówkę mija to miejsce nie wiedząc nawet o jego istnieniu. A jest to tylko 100m. od drogi głównej. Drzewa i krzaki skutecznie maskują to miejsce. Nie ma nawet drogowskazu. Jest za to cisza i spokój. Do kapliczki można zajrzeć przez okno. Niestety cerkiew jest zamknięta przez większą część roku. Warto obejrzeć cmentarz. Pierwszą różnicą jaka rzuca się w oczy to oczywiście napisy na nagrobkach pisane cyrylicą. Są też takie, które pomalowano na niebiesko. Na cmentarzu jest też kilka pomnikowych sosen. Drzewo wybitnie użytkowe, ale tu widać jak potrafią być piękne jak pozwoli im się spokojnie rosnąć.



  Niedaleko Piatenki, po drugiej stronie drogi swój początek ma rzeka Supraśl. Swój początek bierze w zarośniętym bajorze w miejscu zwanym Bazarnik. Na początku jest tak niepozorna, że gdy pora jest dość sucha chowa się pod ziemię, a jej szlak wyznacza trawa zieleńsza niż gdzie indziej. Oczywiście założyłem tu skrzynkę przy koncercie żab. Nieczęsto się je słyszy w takim natężeniu jak tutaj. To chyba żabi raj. Szkoda tylko że jakiś miejscowy zrobił sobie obok dzikie wysypisko śmieci.



  Stamtąd już niedaleko na ranczo. Oczywiście obowiązkowy obiad. Smakował wspaniale na świeżym powietrzu. A zupa szczawiowa ze świeżego szczawiu i z wiejskimi jajkami to wręcz poezja. Wieczorem pierwszy grill tego roku z sąsiadami. Ale to niech pozostanie naszą i okolicznych żab sprawą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz