czwartek, 10 lipca 2014

Wiatrakowo

    W ostatni dzień czerwca dałem się namówić MiszceWu na krótką przejażdżkę autem. Bardzo lajtową bo pojechała z nami jego żona, która pod sercem nosi nowego keszera, oraz młoda córka. Wyruszyliśmy około ósmej w kierunku wschodnim. Pogoda zapowiadała się wspaniale. Czasem nawet przyświecało słońce i nie było zbyt gorąco. Najpierw zatrzymaliśmy się w rodzinnych stronach mego ojca. Gdzieś między Waliłami, a Królowym Stojłem leży sobie kamyczek, największy głaz narzutowy w podlaskim i dziewiąty w Polsce. Pamiętam, że stojąc kiedyś na kamieniu widziałem niektóre zabudowania Królowego Stojła. Dziś zza krzaków i zza drzew nie można dojrzeć już wsi. Opodal przechadzał się żuraw, w ogóle widać że przyroda upomina się o swoje. Okolice coraz bardziej dziczeją, więc ściągają tu ludzie z miasta w poszukiwaniu swego cichego zakątka. Okolica ma jednak to szczęście, że to ci którzy opuścili wieś w poszukiwaniu łatwiejszego chleba, a teraz na emeryturze powracają, lub też ich synowie i córki. Wszyscy oni z ogromnym szacunkiem dla tych ziem i nie próbujący nic zmieniać na siłę. Miszka podjął kesza "BURZA 16 "Podlaski Olbrzym" OP293D, którego ja już miałem i pojechaliśmy dalej.
    Kolejny przystanek to dawna stacja w Zubkach Białostockich. Kiedyś ostatnia stacja przed ZSRR pełniła ważną rolę, głównie w ruchu towarowym. Dziś świadczą o tym ukryte w lesie ślady infrastruktury kolejowej. Z każdym rokiem jest ich coraz mniej. Część torów poszła na złom, część majątku zwyczajnie zniszczono, a część zabrała przyroda. Sam teren jest ogromny i już od pewnego czasu wybieram się tam na cały dzień, by dokładnie obejrzeć co zostało. Teraz zaglądam na chwilę przy okazji OC. Najpierw zatrzymaliśmy się przy wieży ciśnień. Niesamowity obiekt. Biała, wysoka wieża stojąca w środku lasu. Zupełnie nie widać stąd jakichkolwiek innych śladów kolejowych. Stąd widok ten jest całkowicie odrealniony i w pewien sposób niepokojący. Kiedy byłem tam ostatnio wieża była zamknięta, ale teraz ktoś wyłamał drzwi i można wejść do środka. Niestety schody w górę zostały zdemontowane i można ją obejrzeć tylko z poziomu parteru. Przez otwory, którędy przechodziły schody też niewiele widać.


    Dziewczyny zostawiliśmy chwilowo przy aucie, by  kilkadziesiąt metrów przez stary nasyp i krzaki dostać się do kesza "GA1-Kanał Kolejowy" OP7AC1. Znów wyobraźnia ruszyła pełną parą i przed oczami pokazały się składy kolejowe, wokół uwijali się pracownicy kolei, a gdzieś obok przechodził celnik odprawiający składy. Teraz miejsce też jest ciekawe. Obok kanału są tajemnicze końcówki rur. Za duże na zwykły hydrant. Bardziej mi to wyglądało na miejsce gdzie stał żuraw do napełniania parowozów wodą.
    Jak byliśmy tak blisko granicy, żal było nie zajrzeć. Niezwykle sztuczna to granica. W krajobrazie nie ma żadnej zmiany, ale słupki wyznaczają skuteczną zaporę. Most, który zazwyczaj łączy, tutaj też jest symbolem podziału. Najpierw tabliczka o zakazie wejścia na pas graniczny, a potem zasieki z drutu kolczastego skutecznie bronią przed zbytnim podejściem. Napis MIR (po polsku pokój), na szczycie mostu wydaje się w tym przypadku raczej cynicznym żartem.


    Odjechaliśmy trochę od granicy, podążając lokalnymi drogami, głównie gruntowymi. Na chwilę zrobiliśmy postój przy keszu "BLT 37 Rez. Nietupa - Bobrowa Tama" OP55E0. Rezerwat powstał ładnych kilka lat temu w celu ochrony bobra. Dziś tego sympatycznego ssaka nie trzeba chronić, ale pozostało ładne miejsce. Leniwie płynąca leśna rzeka tworząca niewielkie rozlewisko.
    Po niedawnym, trochę przygnębiającym widoku granicy tabliczka przy keszu "BLT 36 Folwark Żylicze- Aleja Lipowa" OP55DF, wręcz zachwyca. Dzisiaj każdy się grodzi, czym wyższym płotem tym lepiej, a tutaj stoi wręcz zaproszenie. Samochód zostawiamy przy drodze i wchodzimy w piękną aleję. Wiekowe drzewa wyglądają jak z jakiejś baśni. Prowadzą do niewielkiego parku. Z folwarku zachował się jakiś budynek gospodarczy, który jest remontowany i przerobiony na mieszkalny. Ktoś znalazł tu sobie wspaniały kawałek miejsca do życia.


    Dość jednak już tego jeżdżenia po bezdrożach i czas udać się do stolicy świata. Niestety jak się okazuje by do niej dotrzeć trzeba pokonać naprawdę złe drogi. Po deszczu pewnie nieprzejezdne. Wierszalin, bo o nim tu mowa to miejsce gdzie przed wojną prorok Ilja stworzył prawosławną sektę. Dziś nie pozostało z tego wiele. Fundamenty niedokończonej cerkwi, które przerobiono w coś na kształt pomnika religii monoteistycznych i stary, drewniany dom w którym mieszkał Ilja. Stolica stoi dziś zapomniana, a przecież ta polana miała być centralnym placem nowego Jeruzalem. O proroku usłyszałem po raz pierwszy jako małe dziecko. W okolicznych wsiach wciąż żywa była pamięć o wydarzeniach sprzed lat, kiedy starzec z długą brodą podążał po okolicznych drogach, a wyznawcy całowali go po butach z cholewami. Teraz chyba już nikt nie żyje, kto by pamiętał. Jak ktoś ma ochotę bliżej poznać niesamowite dzieje sekty z Grzybowszczyzny polecam książkę Pawluczuka "Wierszalin. Reportaż o końcu świata". Nawet miałem swój egzemplarz, ale kiedyś ją pożyczyłem i nie pamiętam komu.


    Tyle świeżego powietrza, więc nic dziwnego, że zgłodnieliśmy. To była świetna okazja by kolejny raz odwiedzić Kruszyniany i świetną kuchnię pani Dżennety. Początkowo może wydawać się cokolwiek drogo, ale wielkie porcje i wspaniały smak czynią cenę umiarkowaną. Po obiedzie i krótkiej sjeście podeszliśmy do pobliskiego  mizaru. Niestety dzień wcześniej ktoś pomazał meczet jak i cmentarz farbami. Nie ma co komentować, debilizm i tyle. Wobec tego nie mogliśmy wejść na teren nekropolii pięknie położonej w lesie. Podjęliśmy tylko kesza "ted22_Kruszyniany" OP03B7. Pierwszy raz robiłem to pod okiem telewizji, ale na szczęście ekipy reporterskie były zainteresowane usuwaniem śladów barbarzyństwa. 
    Zaraz za Kruszynianami jest punkt widokowy na Kosmatej Górce. Ładny stamtąd widok, ale niezbyt daleki. Jadąc tamtymi terenami warto dobrze się rozglądać, bo są miejsca skąd widoki są rozleglejsze. Po wpisie do kesza "BLT38 Kosmata górka" OP55E1 zajechaliśmy do wsi Górka. Z czystej ciekawości, bo szeregówki byłego PGR-u ustawione są wokół trójkątnego rynku. Jeszcze nie widziałem na Podlasiu takiej wsi. Znacznie ciekawszy jest pobliski majątek. Szczególnie okazały drewniany dwór.
    W Krynkach pokonaliśmy wielkie rondo z którego odchodzi 12 ulic, więc znalezienie zjazdu w stronę Jurowlan to nie była taka prosta sprawa. We wspomnianej wsi interesowała nas cerkiew i kesz "GA6-Cerkiew w Jurowlanach" OP8052. Cerkiew to solidny murowany budynek. Okna umieszczono dość wysoko i nie można przez nie zajrzeć do środka. Dodatkowe położenie na niewielkiej górce, sprawia, że ma się wrażenie, iż to bardziej budynek służący celom obronnym. Warto tez zwrócić uwagę na pobliski budynek. Coś jakby dawna szkoła, może poczta, bardzo mi się spodobał.


    Przed nami główny cel wycieczki, czyli wiatraki. Pierwszy z nich w Minkowcach stoi w dość dziwnym otoczeniu, bo na cmentarzu. Oczywiście był tu pierwszy, ale to i tak dziwne połączenie. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł by go rozebrać, zresztą i tak pewnie niedługo się zawali. Przez ubytki  można zajrzeć do środka. Najciekawszy jest napis na jednej z desek od wewnątrz "A. KUPIŁ 1907 WORONOWICZ". I znów dzięki OC dowiedziałem się czegoś nowego. Czytając opis już wiem, że to paltrak. Konstrukcja niemal identyczna jak koźlak, tylko solidniej zbudowana i trochę inaczej ustawiana do wiatru. Zainteresowanych odsyłam chociażby na wikipedię. Pozostał jeszcze kesz "GA8-Wiatrak w Minkowcach" OP815Y i tajemnicze wybrzuszenie na murze. Udało się ustalić co to takiego i skrzynka znaleziona.


    Z kolejnego wiatraka w Wojnowcach nie pozostało zbyt wiele, jedynie fundamenty. Za to dokładnie można obejrzeć żeliwną obręcz dzięki któremu ustawianie obiektu w kierunku wiatru było łatwiejsze. Kiedy MiszkaWu zajmował się keszem "GA7-Wiatrak we wsi Wojnowce" OP815U, ja wdrapałem się na wspomniany wysoki fundament. Liczyłem na lepsze widoki, ale nie polepszyło to zbytnio perspektywy i tylko spodnie pobrudziłem.
    Niewiele lepiej prezentuje się to co pozostało z wiatraka w Malawiczach. Spalona konstrukcja nasunęła mi skojarzenia ze starym filmem o Frankensteinie. Niezwykłe wrażenie robi szczególnie zwęglone koło, które zawisło na resztkach belek. Ponure wrażenie potęgowały stalowe chmury z których zaczął padał deszcz. Miejsce z mrocznym, ale pięknym klimatem. Może to i dobrze, że nie trafiliśmy tu w piękny dzień. Szybki wpis do kesza i dalej w drogę.


    Deszcz zaczął padać coraz mocniej, dlatego przy keszu "GA5-Cerkiew we wsi Samogórd" OP803P zrobiliśmy drive-in. Cerkiew obejrzana na szybko i nawet nie wchodziliśmy na jej teren. Trochę szkoda, bo nieprędko tu wrócę. Jednak nic na siłę.
    Przy keszu "GA9-Wiatrak we wsi Chmielowszczyzna" OP8160 najpierw dostrzegliśmy gospodarza wśród zabudowań zaledwie kilka metrów od wiatraka. W dobrym tonie było zapytać o możliwość obejrzenia tego cuda, na co zgodę otrzymaliśmy. Wiatrak jest inny od pozostałych. To dlatego, że to holender. W odróżnieniu od tych które dotąd widziałem, ten zbudowany jest z drewna i jest jakby mniejszy.  Jego właściciel zadbał też o jego wygląd. Cały obity jest deszczułką, przez co ma się wrażenie jakby wiatrak się nastroszył.
    Przy ostatnim keszu "GA4-Wiatrak w Szczęsnowiczach" OP803M narodził się dylemat czy w ogóle do niego podchodzić. Cały czas lało, na dodatek miałem na sobie wyjściowe ciuchy, bo to miała przecież być wycieczka o trudności spaceru w parku miejskim. Jednak człek nie z cukru, a ciuchy doschną. Kawałek trzeba było przejść przez zboże. Na całe szczęście do wiatraka jest przez nie ścieżka. Budynek był spełnieniem marzeń. Dało się wejść do środka i obejrzeć zachowane w dobrym stanie wnętrze. Do obejrzenia są dwa poziomy. Jak ktoś myśli, że w środku znajdzie skomplikowane mechanizmy z pewnością się zawiedzie. Do mielenia zboża wcale nie były potrzebne. Piękno jest w prostocie. Wpis dokonany wewnątrz z uwagi na deszcz to była prawdziwa przyjemność.


    I to koniec wycieczki. Cieszę się, że dzięki OC miałem okazję obejrzeć wiatraki, których niedługo pewnie już nie będzie. Może jeszcze gdzieś stoją zapomniane, przy drogach ostatniej kategorii i czekają na odkrycie i swoje kesze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz