piątek, 4 marca 2016

Do Olsztyna i z powrotem

    Już kiedyś byłem w Olsztynie na keszowaniu, ale sporo skrzynek jeszcze mi tam zostało, więc korzystając z kilku dni wolnego wyskoczyłem do stolicy Warmii. Nie sposób pominąć jednak skrzynek po drodze. Na pierwszy ogień poszła "Jedzie, Jedzie Straż Ogniowa" OP860K. Prawdziwy zabytek techniki w postaci Stara 25. Co prawda są OSP w których taki sprzęt wciąż służy, ale biorąc pod uwagę, że produkcji modelu zaniechano w 1971r. maszynę w jednym kawałku należy uznać za niemały skarb.
    Za Nowogrodem czekała mnie jeszcze większa niespodzianka. Niemiecki schron bojowy, obok którego przejeżdżałem kilka razy, a nie wiedziałem jakie cudo mijam. Tony betony, zachowane ościeżnice drzwi, czy płyta pancerna stanowiska strzeleckiego to jeszcze nic szczególnego. Ale zachowane niemieckie napisy gotykiem, czy metalowa kopuła obserwacyjna to prawdziwe skarby. Zastanawiam się jak to tyle lat przetrwało, szczególnie kopuła będąca łakomym kąskiem dla złomiarzy. Niestety jak się okazało już po wpisie, kesza "Regelbau 105a Bauwerk 81" OP818G nie udało się w pełni zaliczyć. Co prawda właściciel uznał zaliczenie, ale koniecznie trzeba będzie znów odwiedzić obiekt, by dobrać się do drugiego etapu.


    Już prawie pod Olsztynem udało się odnaleźć kesza "Stary most" OP80ER z którym miałem kiedyś kłopoty. Tym razem brak roślin, w szczególności pokrzyw pozwolił dostać się we właściwe miejsce. Ciekawie jest odwiedzić jakieś miejsce po raz drugi. 
    Niestety jadąc do Olsztyna przez Łomżę zbyt dużo kezy nie było, ale za to w stolicy Warmii byłem dość wcześnie. Pierwsze spostrzeżenie, to miasto dorobiło się tramwajów. W moim odczuciu te pojazdy świadczą o wielkomiejskości (ewentualnie trolejbusy). No, ale nie przyjechałem tu kontemplować uroki komunikacji miejskiej, a po skrzynki. Zacząłem od zamku i reaktywacji "pod zamkiem" OP0AE6. W końcu była okazja by odwiedzić wnętrza warowni. Przyznam, że z zewnątrz budowla obiecuje więcej niż to co zobaczy się w środku. Odsłonięte urządzenie pomiarowe Kopernika, czy oryginalne belki, chociaż ciekawe, to jednak brakuje tego czegoś. Może to przez to że muzeum upiera się by zwiedzającym przeznaczyć przewodnika. Jednak wolę indywidualne zwiedzanie, co mnie interesuje doczytam z tabliczek, wnętrza obejrzę w swoim tempie i wtedy dopiero mam szansę poczuć klimat miejsca. 


    Po obejrzeniu zamku, co było moim głównym celem wycieczki, przyszła pora na pozostałe olsztyńskie kesze. Ukryte lepiej lub gorzej, trochę virtuali, ale przynajmniej żaden nie pokazywał miejsca "tu była moja szkoła podstawowa". Które tu są warte wymienienia? Z przyczyn osobistych "Duma Warmi" OP2FD1. Zastanawiałem się jak wygląda dziś boisko Stomilu Olsztyn, co by nie mówić zasłużonego klubu, dziś nieźle radzącego sobie w I lidze. A pamiętam jak w latach upadku przyjechali do Wysokiego Mazowieckiego na mecz II czy III ligi, a za nimi wierni kibice. Byłem pod wrażeniem, że na tak nieważny mecz, w takim małym miasteczku, pofatygowało się kilkadziesiąt osób. Pamiętam że organizatorzy strasznie się tego bali, a tymczasem atmosfera była wręcz piknikowa. A wracając do kesza, to nie było tak miło. Zabrałem się za szukanie i zaczął padać ni to śnieg, ni to grad. W tym roku już na keszowaniu raz przemokłem i powtórka z rozrywki wcale mi się nie uśmiechała. Całe szczęście załamanie pogody było chwilowe.
     Kolejnym punktem który będę dobrze wspominał jest kesz "Obserwatorium Astronomiczne v.2.1" OP7657. Obserwatorium zamontowano w dawnej wieży ciśnień. Zazwyczaj te budynki stoją opuszczone, czasem lokalne władze dorzucą parę groszy na renowację, ale na palcach jednej ręki mogę policzyć takie, które dalej jakoś służą ludziom. Niestety z racji pochmurnego nieba wieczorem nie było pokazu, czego żałuję. 


    Mijały kolejne godziny, wpadło trochę keszy. Ciekawostką okazał się cmentarz wojenny z keszem "Cmentarz trzech nacji" OP84Z6. Jego wyjątkowość polega na tym, że obok żołnierzy rosyjskich i polskich upamiętniono francuskich lotników. Do tej poru nie wiedziałem, że Francuzi walczyli u boku Armii Czerwonej w ramach pułku lotniczego Normandia-Niemen. Tylko skąd liczba ponad 600 lotników, skoro z pułku poległy 42 osoby? Od czego jest internet, a tam można doczytać, że zawyżona liczba to ofiary Stalagu. Ale to też nic pewnego. Kolejna zagadka historii wciąż czekająca na rozwiązanie. 


    Przyszedł czas na Kortowo. Największym problemem okazał sie kesz "Tajemniczy Kortowski Ogród" OP8172. Nie sam pojemnik, łatwy do lokalizacji, a dojście do niego. Wynalazłem jakąś dziurę w płocie, by potem klucząc między krzakami, a zwalonymi pniami dostać się w miejsce o którym wspomina autor jako dogodne wejście. Niby czytałem, ale myślałem że chodzi o zupełnie inne rejony. Potem już przejście ścieżką i znów kawałek zdziczałymi rejonami. Miejsce zaiste tajemnicze. Idąc mija się resztki niewielkich budowli, czasem jakieś zdziczałe drzewa owocowe, a i na parę starych niedziałających latarni można się natknąć. 
    Ostatnim keszem pierwszego dnia okazał się "PRZESMYK II" OP0BA1. Czekało mnie przejście ciemnym lasem około kilometra. Brzegiem jeziora, więc było nawet miło. Gorzej zrobiło się na cyplu z keszem. Jakiś zwierz zaczął szeleścić w krzakach. Bałem się, że to dzik, ale pomyślałem że jak sam parę razy chrząknę i klasnę w dłonie, to cokolwiek by to było zostanie przepłoszone. Grunt że metoda podziałała i już nic mnie nie niepokoiło.
    Drugi i ostatni dzień zacząłem od "Widok na Ukiel" OP2014. Jeszcze było ciemno i nie dla mnie były rozległe widoki na jezioro. Za to kiedy podejmowałem kesza, zza chmur wyłonił się księżyc w pełni. Zalał świat swym zimnym blaskiem i cudownie odbił się w tafli wody. Okazuje się że czasem trzeba trafić w moment, by odkryć jakieś miejsce w stanie w jakim zupełnie się tego nie spodziewamy.
    Opuszczając Olsztyn zahaczyłem min. o "Most por. Hansa Klossa" OP80Y7. Lubię odkrywać miejsca, jakie do tej pory znałem z ekranu. A przy okazji zobaczyłem niezły most. Z góry nie wygląda imponująca, kolejna przeprawa, ale wystarczy zejść w dół by ujrzeć wspaniały, ceglany łuk spinający dwa brzegi. Szkoda tylko, że stylowe barierki zastąpiły brzydkie poręcze. Tu nastąpił też przypadek, że coś w rzeczywistości wygląda bardziej imponująco niż w filmie. To zazwyczaj filmowcy ulepszają rzeczywistość.


    W Barczewie zatrzymałem się przy dworcu. Skłoniła mnie ku temu skrzynka "Dworzec kolejowy w Barczewie" OP8B75. Już jadąc na miejsce musiałem zatrzymać się na przejeździe by przepuścić lokalny szynobus. Kiedy już dotarłem na dworzec, przez tory przetoczył się pospieszny, ale nie wiem jakiej relacji. Wniósł on trochę życia w martwy dworzec. Jakże częsty widok, niebrzydki budynek niszczeje czekając na lepsze czasy, które pewnie nieprędko nadejdą.


    Biskupiec przywitał mnie porywistym wiatrem, przez który czym prędzej uciekłem znad jeziora Kraksy. Oczywiście, jak to w warmińskim (a może mazurskim) miasteczku warto odwiedzić niewielką starówkę, nad którą góruje kościół. Jednak tym razem wspomnę niewielką rzecz tuż za rogatkami miasta. Mowa o przydrożnej kapliczce z keszem "O Warmio moja miła :-D" OP0651. Niby nic specjalnego, bo podobne można czasem spotkać na Podlasiu, choć przyznaję niezwykle rzadko. Co ją wyróżnia to mała tabliczka w podstawie. Krótka sentencja z początku XXw. po niemiecku, a do tego gotykiem. Dla mnie to coś innego, niespotykanego. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że egzotyka na wyciągnięcie ręki.


    Ogromną niespodziankę przeżyłem w Sorkwitach przy keszu "Pałac w Sorkwitach" OP0E29. Wiedziałem, że czeka na mnie neogotycki pałac, ale nie spodziewałem się że tak wielki. Trochę szkoda, że szczelnie ogrodzony i mogłem podziwiać jedynie z drogi. Z pewnością robi wrażenie wielkością, ale czy stylem? Neogotyk w architekturze świeckiej to nie był moim zdaniem najlepszy pomysł. Tania podróbka gotyckich zamków, która dziś broni się raczej patyną czasu. 


    Kolejny kesz "Mikołajki" OP8BZ7 i mogłem poznać jak wygląda jedna z letnich stolic Polski poza sezonem. Pustawo i trochę smętnie, więc czym prędzej pomknąłem dalej. Przystanek w Orzyszu przy keszu "Jednostka karna Orzysz" OP8EHH. Choć Warmia i Mazury usiane są miasteczkami z dużymi garnizonami, to jednak Orzysz zawsze wybijał się na ich tle. Już po wycieczce rozmawiałem z ojcem o wojsku w latach komuny i nawet nie licząc jednostki karnej, to służba w Orzyszu była postrzegana jako pech rekruta. Dziś kręcąc się po mieście, wciąż widać kto tu jest głównym pracodawcą. Samochody wojskowe, czasem ciuchy z demobilu i coś czego nie widziałem już wiele lat, czyli prewencyjny, pieszy patrol żandarmerii. Wojsko widać tu na każdym kroku.
    Kolejny cmentarz z I wojny światowej i kesz "Opuszczone cmentarze #6 Talusy" OP8EJZ. Spodziewałem się kilku nagrobków gdzieś w lasku. Jakie było moje zaskoczenie kiedy zatrzymałem się pod niemała górą. Omijając wijące się schody wbiegłem na przełaj, by móc podziwiać jeden z ciekawszych cmentarzy jakich widziałem. Perspektywa zamknięta tablicą pamiątkową, skromne nagrobki, imienne dla Niemców i anonimowe dla Rosjan. Wszystko to rozłożone na dość dużej przestrzeni szczytu góry. Jakże to inne od ciasno ustawionych krzyży. Warto tu było się zatrzymać.


    Do domu zostało jeszcze kilka keszy.. Wszystkie warte poznania historii, jaka się za nimi kryje. A i zdobywanie niektórych, jak np "Cmentarz między Hertami" OP88SX to było coś więcej. Włóczenie się po lesie po zachodzie słońca, ale gdy nie jest jeszcze ciemno, w tym magicznym momencie przejścia dnia w noc to sama przyjemność.
    Szkoda, że do Grajewa dotarłem już w całkowitych ciemnościach. Tutejszy mini park militarny pokazuje kilka starych, ale dobrze utrzymanych sprzętów. Niestety miejsce to jest słabo oświetlone i zostaje jedynie podziwianie zarysów zgromadzonych eksponatów.
    Do domu zostało jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, ale już bez keszy. Ciemno, zaczął padać śnieg, a mi wzrok się męczył od wypatrywania czy żaden łoś nie wejdzie na drogę.  To był intensywny wyjazd, chociaż może keszy nie zdobyłem ogromnej ilości, to jednak najważniejsze że zobaczyłem parę ciekawych miejsc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz