sobota, 5 maja 2018

Wycieczka po wschodzie

    Dawno mnie nie było w Lubelskim, a że zrobiło się cieplej i sucho to mogłem ruszyć po tamtejsze skrzynki, wśród których sporo ukrytych jest w terenie gdzie po deszczu trudno dojechać. Keszowanie zacząłem we Włodawie. Tutaj jednak tylko krótki postój, po kesza którego ciężko zdobyć w ciągu dnia, a rankiem gdy nie ma ludzi, poszło całkiem sprawnie. Do miasta planuję wrócić jeszcze w tym roku rowerem, ale zobaczymy ile wyjdzie z tegorocznych planów.
    Za Włodawą czekały mnie kesze przyrodnicze związane z szlakiem green velo. To jeszcze Polesie, jego zachodnie rubieże. Wśród lasów i pól można spotkać większe i mniejsze jeziorka. Szczególnie te mniejsze są warte uwagi. Zazwyczaj gęsto zarośnięty brzeg utrudnia dojście nad sama wodę, ale za to możemy podglądać dziką przyrodę. Z kolei Sobiborski Park Krajobrazowy to raczej miejsce dla koneserów. Nie spotkałem tu mrocznego, starego, gęstego lasu, to raczej typowo użytkowy z drzewami czekającymi na wycinkę, choć rozległy. Ja jednak bardzo lubię przebywać w lesie więc mi się podobało.
     Jak już się było tak blisko granicy to żal było nie zajrzeć. Okazją była skrzynka "STARE STULNO - pozostałości dworu" OP8EJ8. Najbardziej obawiałem się gospodarzy z pobliskiego domu, ale jedynie pies mnie obszczekał. W spokoju mogłem wpisać się do kesza, a potem podziwiać tutejsze widoki. Zazwyczaj na wschodniej granicy niepodzielnie rządzi przyroda. Skutecznie oddziela kraje, a z zadań ochronnych wywiązując się lepiej niż drut kolczasty. Choć z drugiej strony, tak sobie myślę, że pewnie nieźle pomaga wszelkiej maści przemytnikom. 


    Już wcześniej przekraczałem linię kolejową nr 81 z Chełma do Włodawy. Lubie kolejowe klimaty wiec nie mogłem o tym nie wspomnieć. Wyczytałem że przywrócono tu ruch pasażerski w 2012r, ale jako sezonowy. Dobre i to. Za to na co dzień jest tu ruch towarowy, związany zapewne z pozyskiwaniem drewna, choć też rzadki co widać po zardzewiałych szynach. Ta linia ma i swoją tragiczną historię. To przy niej położony był obóz zagłady w Sobiborze. Miejsce tak przesiąknięte złem, że poza suchymi faktami ciężko coś sensownego napisać.


    Nie spodziewałem się że w tak dobrze zapamiętam wizytę w Woli Uhruskiej. Niezbyt duże miasteczko, a tyle atrakcji. W parku stoją drewniane rzeźby przedstawiające różne postacie. Niektóre nie mają zbyt przyjaznych twarzy, ale ogólnie ciekawie się prezentują. Niewielki dworzec na którym brakowało tylko przetaczającej się krzaczastej kuli, ale może właśnie temu malowniczy. Mały, drewniany budynek dworca zabity na głucho, niedaleko wieża ciśnień, bardzo niska jak na taką budowlę, ale zapewne wystarczająca kiedyś do obsługi parowozów. I jeszcze wisienka na torcie czyli wieża widokowa. Droga do niej stroma i wyboista, po deszczu bym nie wjechał. Całe szczęście była taka możliwość i mogłem podziwiać widok na miasteczko w dole oraz na okoliczne lasy.


    Dzięki keszowi "UHRUSK - KOBYLCE cmentarz prawosławny" OP8Q5J nie przegapiłem tytułowego miejsca, bo choć przy samej drodze to się chowa za krzakami. Nekropolia już od dawna nieczynna, ale nie do końca zapomniana. Na paru grobach pojawiły się nowe pomniki, ale mnie najbardziej zaciekawiły te najstarsze. Niezbyt liczne, ale prezentują ciekawy przykład dawnej sztuki kamieniarskiej.
    Zaraz za cmentarzem zaczyna się wieś Uhrusk. Warto tu odwiedzić kościół i cerkiew. Przy wejściu na cmentarz stoi leciwa kapliczka św. Jana Nepomucena. Natomiast za torami jest pałac. Jak tu kiedyś przejeżdżałem nie podchodziłem bo chyba ktoś się kręcił. Tym razem po znalezieniu kesza "Pałac w Uhrusku" OP78BA skorzystałem z okazji i podszedłem bliżej. Wśród zdziczałego parku stoi klasycyzujący pałacyk. Moim zdaniem taki w sam raz, nie za mały, nie za duży. Nie oszpeciła go nawet przebudowa w latach 60-tych. Niestety po opuszczeniu go przez uczelnię rolniczą niszczeje.


    Na Lubelszczyźnie można spotkać wiele miejsc pamięci po Powstaniu Styczniowym. Ten region był jednym z bardziej aktywnych. Swego czasu sporo ich odwiedziłem, ale i dużo jeszcze przede mną. Tym razem na swej trasie natknąłem się na niewielkie pomniki w Rudce i w Iłowie. Co ciekawe oba zrobione według tego samego schematu. Pewnie wszystko rozbiło się o koszty, ale najważniejsze że w terenie pozostał jakiś ślad.
     Opencaching nieraz prowadzi do miejsc niepozornych, acz przez swą tajemniczość interesujących. Tak było przy keszu "ZARZECZE-kolumna" OP7EA7. Tytułowa kolumna stoi w środku wsi, na terenie szkoły. Niestety nie jest ustalone jej pochodzenie. Są różne hipotezy, przyjmuje się że to słup graniczny, albo część dawnego, zapomnianego cmentarza. Pewnie bez badań archeologicznych się nie obędzie. W tym wypadku liczyłbym na jakiś lokalnych pasjonatów, którzy pod nadzorem archeologa mogliby przeprowadzić badania. 


    Znów kawałek lasem, tym razem Chełmskim Parkiem Krajobrazowym. To jak w poprzednim parku sobiborskim, las użytkowy. Tutaj natknąłem się na wyłuszczarnię nasion. Podobny budynek spotkałem niedawno w Rucianym Nidzie, z tym że na Mazurach był sporo większy. Budowany jednak na takiej samej zasadzie. Prosta bryła obita deskami, ale nie w najprostszy sposób, ale tak że tworzą one rodzaj tarki. Prościej byłoby nabijać je prosto, więc pewnie ma to jakieś znaczenie, być może ma to związek z wentylacją. Obok jest starszy budynek, murowany, a za nimi siedziba leśnictwa. Całość, jak to zwykle takie małe skupisko budynków na polanie, ładnie się prezentuje. Chociaż przyznaję że mieszkanie na takim odludziu, to jednak nie byłoby dla mnie. 


    Skończył się las, zaczął się Chełm. Już gościłem w tym pięknym mieście, nawet dwa razy. Raz były to odwiedziny typowo keszerskie, kolejne to mało keszy, ale poznałem zabytki i co najważniejsze podziemia kredowe. Tym razem znów skupiłem się na skrzynkach, a tych przybywa bo wyjątkowo aktywni są tu keszerzy: Piżmak, grafen i starletka. W związku z keszem "CHEŁM - Wojewódzki Szpital Psychiatryczny" OP7780 odwiedziłem to miejsce. W większości prezentuje się nieźle, szczególnie budynki stawiane za czasów carskich, które doczekały się remontu. Jednak na końcu znajduje się pawilon, budowany już w okresie PRL. Tutaj mieści się jeden z oddziałów psychiatrii i wygląda jak z koszmaru. Brzydki budynek z zardzewiałymi kratami w oknach, suszące się ręczniki i wyglądający na świat smutny pan. Bardziej to przypomina więzienie niż szpital. Nie wiem czemu, ale oddziały psychiatryczne zawsze mnie trochę przerażają i wyglądają na podupadłe. Tutaj niedofinansowanie służby zdrowia chyba najbardziej widać, bo kto będzie słuchał takiego pacjenta?
    W Chełmie podążałem głównie za keszami ze ścieżki "Spacer bulwarem nad Uherką". Pozostałe kesze potraktowałem ulgowo, bo w lubelskie jeszcze nie raz wrócę. Co do ścieżki to bardzo mi się podobała, a szczególnie pomysł zrobienia wzdłuż sporej części rzeki bulwaru. Miejscami zrobiono miejsca wypoczynku, nic wielkiego stół i parę ławek, za element ozdobny robią misie wyrzeźbione z kredy. Co jednak najważniejsze, te miejsce żyje. Akurat była piękna pogoda i aż do wieczora natykałem się na spacerowiczów, biegaczy i rowerzystów. Spora część ławeczek też zajęta i co najważniejsze nie zauważyłem śmieci. Nie wiem czy miałem szczęście, czy ludzie potrafią korzystać tu z koszy i jak wypiją piwko to nie tłuką butelki, tylko zabierają, albo ląduje ona tam gdzie trzeba. Z zazdrością zdobywałem kolejne kesze, cały czas myśląc o rodzinnym Białymstoku. Też mamy niewielką rzekę, która nie jest już ściekiem i nie śmierdzi. Odnoszę jednak wrażenie że Biała, pieszczotliwie zwana Białką to bardziej problem dla naszych władz. Wiele lat temu mówiło się o bulwarach, ale temat umarł śmiercią naturalną.


    Z Chełma wyskoczyłem na chwilę jeszcze bardziej na wschód. Odwiedziłem pobliże cementowni, gdzie w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach. Podobnie pachną budowy. Ciekawe ile pyłu cementowego jest tu w powietrzu. Za to już za wsią Brzeźno mogłem oddychać pełna piersią. Przy keszu "BRZEŹNO -wieża widokowa" OP7716 zrobiłem sobie mały piknik. Wieża widokowa na torfowiska najlepsze czasy ma już dawno za sobą, ale wciąż się trzyma, czego nie można powiedzieć o tablicach informacyjnych. Co tu jednak najlepsze to spokój. Najbliższe domy dość daleko, jedyne dźwięki to te przyrody. Nie mogłem odpuścić sobie przyjemności i tu podgrzałem obiad, który zabrałem z domu. W takich miejscach wszystko smakuje lepiej. 
    Nocowałem nad zalewem Żółtańce, który jet tuż za południowymi rogatkami Chełma. Plusem podróżowania autem jest to, że nie muszę szukać ustronnego miejsca w lesie, tylko staję, rozkładam fotel pasażera i idę spać. Z nowymi siłami zacząłem nowy dzień. Siły i były, ale chyba jeszcze się dobrze nie rozbudziłem, bo nie podtrzymałem świeckiej tradycji próbowania wody z różnych źródeł. A okazja ku temu była przy okazji kesza "Nisza źródłowa w Kolonii Nowosiółki" OP79B2. Zorientowałem się kilka kilometrów dalej, ale już nie chciałem wracać. 
    Kolejny przystanek to Rejowiec z którego zapamiętam smutny widok tutejszego kirkutu. Jedyne ocalałe nagrobki zebrano i zrobiono pomnik pamięci. Teren ogrodzono i można go podejrzeć jedynie za płotu. Tyle pozostało po tej z pewnością licznej społeczności. W pobliskim Rejowcu Fabrycznym poprawa humoru bo są czynne tory. Do tego mogłem obejrzeć wieżę ciśnień. Kwadratowa bryła przywodzi na myśl basztę zamku. Zresztą przy tych budowlach to moje częste skojarzenie. To wciąż typowy element krajobrazu przy stacjach kolejowych, ale naszła mnie taka refleksja jak długo jeszcze postoją? W przeważającej części to opuszczone miejsca, a jak wiadomo porzucony budynek szybko niszczeje. Cieszę się że żyję w czasach, gdy wieże trzymają się jeszcze dziarsko.


    W Rejowcu wypiłem kawę na stacji paliw, zdobyłem jeszcze dwa kesze i mogłem ruszać dalej. Przy okazji spaceru do kesza "Głazy narzutowe w Rejowcu Fabrycznym" OP7A34 natknąłem się na typowy dom Lubelszczyzny. Niby mijałem już wiele takich, ale ten zwrócił moją uwagę. Pewnie temu że podwórko było schludnie utrzymane, a obok starszy pan robił grządki pod warzywa. Z ciekawością  przyjrzałem się chatce. Na Podlasiu wydaje się że domy budowano trochę wyższe. Najważniejszą różnicą jest jednak łączenie belek w jaskółczy ogon. U nas obcina się to do równego, a tutaj zostawia się wystający element. Muszę przyznać, że sposób sąsiadów bardziej mi się podoba.


    Czekało mnie kilka ładnych kilometrów po kolejnego kesza. Zatrzymałem się dopiero w Janowicy po kesza "Grodzisko w Siedliszczu" OP7A4A. Nazwa pochodzi od pobliskiej, większej miejscowości. By dojść po skrzynkę trzeba uskutecznić spacer wzdłuż małej rzeki. I znów tylko ja i przyroda. Jedyny minus to taki że nie było drogi i idąc trawą kompletnie przemoczyłem trampki. Czego się jednak nie robi dla kesza.
    W miejscowości o wdzięcznej nazwie Cyców odwiedziłem kirchę. Znalazłem ja tylko dzięki keszowi "CYCÓW - kircha" OP87XD. Mniej zorientowanym wyjaśnię że w Polsce kirchą zwano kościoły wyznań protestanckich. Na Lubelszczyźnie nie było zbyt wielu wyznawców tych religii, więc i świątyń nie było zbyt wiele. Ta z Cycowa, mimo że przetrwała to nie jest w najlepszym stanie. Tynk mocno odpada, część szyb wybitych, ale wejście zamknięte, dzięki czemu jeszcze się trzyma. Od strony kesza zauważyłem jednak jedno otwarte okno do piwnicy (odbite deski). Sam nigdy nie dewastuję wejść, ale jak jest okazja to korzystam. I tak udało mi się zwiedzić piwnice. Piękne ceglane sklepienia zrobiły na mnie wrażenie. W jednym z pomieszczeń był spory piec, który był pewnie rodzajem kotłowni do ogrzewania wnętrza świątyni. Znalazłem nawet wejście do głównej części, po drabinie, ale na jej końcu drzwi okazały się zamknięte. 


    Kilka następnych godzin to mało keszy, a mnóstwo przyrody. W Urszulinie jest siedziba Poleskiego Parku Narodowego, więc szeroko pojęta okolica to albo park, albo tereny ciekawe przyrodniczo. Zastanawiałem się czy dotrę do kesza "KULCZYN KOLONIA - grodzisko" OP84RS. Na mapie niby jest droga, ale otoczona podmokłymi łąkami. Było duże prawdopodobieństwo że droga przejezdna tylko dla traktorów, ale okazało się że była grobla wyłożona płytami betonowymi. Niespiesznie dotoczyłem się pod sama wieżę i po raz kolejny w czasie tej wycieczki zachwyciłem się krajobrazem. Gdzieś tam  daleko na horyzoncie małe domki poleskich wsi, ale poza tym tylko łąki i śpiew ptaków. I nagle telefon z roboty by wyjaśnić jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki. Miejsce tak podziałało relaksująco, że odpowiadałem bardzo leniwie, przeciągając samogłoski, i chyba uznano mnie za nietrzeźwego i dano spokój. 


    Ten kesz nie był jeszcze w granicach parku, ale trzy z których pierwszy to "POLESKI PARK NARODOWY - ścieżka Perehod" OP84YT już jak najbardziej. Z parkingu z tym keszem ruszyłem wokół Stawów Pieszowolskich. Jakby narzucić ostre tempo to pewnie dałby się je obejść w godzinę, ale ja wolałem niespiesznie, tempem spacerowym. Stawy to część dawnego majątku, po wojnie gospodarowane przez państwo. Jak się okazało miejsca stworzone przez człowieka, ale jednocześnie nie objęte nowoczesnym rolnictwem to doskonałe siedlisko dla ptaków. Pewnie bardzo wczesną wiosną jest tu prawdziwe eldorado dla ornitologów. Ja spotkałem jakiegoś błotnego ptaka, ale nie umiem powiedzieć jakiego. Do tego przez sporą część spaceru towarzyszył mi ciekawy odgłos jakiegoś ptaka. O ile większości to wysokie trele, ten nadawał w niskich tonach. Po cichu liczyłem na spotkanie jakiegoś większego ssaka, łoś to był szczyt marzeń. Największy okazał się tchórz, ale pięknie odpasiony z doskonałym futrem. Za to przy skrzynce "POLESKI PARK NARODOWY - ścieżka Perehod - wieża widokowa" OP84YW mogłem do woli nasłuchać się koncertu żab. Ich rechot osiąga poziom decybeli zapewne zbliżony do ruchliwej ulicy. Hałas wytwarzany przez żaby jest jednak miły dla ucha i tutaj usiadłem na ławce na wieży, by wsłuchać się w ten wspaniały koncert.


    Jak wróciłem do auta to jeszcze spędziłem trochę czasu na parkingu. Cisza, świeże powietrze, więc znów uznałem że to dobre miejsce na obiad. Nie spieszyłem się bo do końca zostało mi jeszcze tylko kilka keszy, a słońce jeszcze wysoko. Mógłbym skorzystać z c:geo i zajechać po skrzynki, których nie miałem zgranych do GPS, ale moje lenistwo zwyciężyło i wolałem zostać przy moim pierwotnym planie. A ten obejmował dwa kesze w Holi. Mała wieś z dala od głównych szlaków turystycznych, ale z prawdziwymi skarbami. Jest tu prywatny skansen, niewielki, ale wart obejrzenia. Najciekawsze w takich skansenach jest to, że podróżując bocznymi drogami na wschodzie możemy obejrzeć podobne budynki, które wciąż są w użyciu. Obok skansenu jest jeszcze drewniana cerkiew. Sama w sobie warta obejrzenia, ale co mi pierwsze rzuciło się w oczy to proporcja dzwonnicy do świątyni. Dzwonnica jest tak duża, że wydaje się przytłaczać cerkiew. 


    Do Białegostoku jeszcze wiele kilometrów, więc bez postojów się nie obyło. Chciałem w końcu założyć jakiegoś kesza w Sarnakach. Na skwerze przy rakiecie za dużo ludzi, a opuszczony dotychczas browar ktoś wysprzątał, wyciął krzaki i ogólnie widać że teren ma gospodarza. To dopiero pech, człowiek chce dobrze, a czynniki obiektywne mu to uniemożliwiają.

2 komentarze:

  1. Kapitan Wzorowy :
    Dlaczego beze mnie? Mimochodem sam tez lubię jeździć, lecz zamienic kilka słów w trasie między przemijającymi keszami warto i człowiek taki jakiś lżejszy...
    Bardzo dobry reportaż, czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemny wpis, świetnie opisane uroki okolicy, dzięki za odwiedziny i zapraszamy ponownie w okolice Chełma :)

    OdpowiedzUsuń