sobota, 13 kwietnia 2013

Wiosna, to Ty?

     Zajrzałem do archiwum i zobaczyłem że pierwszy raz na rowerze rok temu wybrałem się przed 20 marca. Trochę lodu znalazłem jeszcze na leśnych ścieżkach. W tym roku pierwszą normalną przejażdżkę zrobiłem sobie 11 kwietnia. Wiosnę czuć w powietrzu, ale niekoniecznie jeszcze wszędzie widać.



    Z kronikarskiego obowiązku napisze że przy okazji znalazłem kesza "Spalona Jawrówka" OP5ACD. Ale że to quiz nic więcej nie dodam. Na chwilę wyjechałem na "krajówkę" w stronę Ełku. Mogłem jechać spokojnymi lokalnymi drogami, ale po zimowych naprawach licznik mi się rozregulował i przy pomocy słupków metrycznych ustawiłem go na nowo. Kilka prób i w końcu się udało. Przy okazji był czas na uwiecznienie pięknych, wiosennych łąk.





    W Dobrzyniewie Dużym skręciłem w lokalną drogę. Aż do Jaworówki wygodnie jechałem asfaltem. W jaworówce kawałkiem po bruku, a za wsią zaczyna się szuter. Zaczął rozmarzać i nie dość że trochę ciężko się jedzie to jeszcze brudzi niemiłosiernie. Mijane wioski zmieniają się z typowo rolniczych w podmiejskie rezydencje. Pozostał jeszcze tylko polski krajobraz. Pola malowane i wierzby płaczące :) Tylko rzeczki nie wpisały się w tradycję. Zamiast leniwie toczyć swe wody, wartko pomykały do przodu.



    Czas zobaczyć jak miewa się Narew. Skręciłem w stronę jazu w Złotorii. Jak zwykle było tu trochę ludzi. Jeszcze nie zdarzyło mi się nie spotkać tu nikogo. Oprócz, nazwijmy ich, turystów byli tam robotnicy remontujący budki z urządzeniami hydrotechnicznymi. Po raz pierwszy udało mi się zajrzeć do środka. I niestety przeżyłem rozczarowanie. Tylko jedna rura, niczym się nie wyróżniająca, znikająca pod podłogą. Wyobrażałem sobie jakiś wymyślny system pomp czy plątaninę rur. A tu takie nic. Za to Narew pięknie przybrała.



    Z jazu pojechałem do wsi Złotoria. W jej centrum, przy samej drodze jest drewniany kościół św. Józefa z 1920r. Przed wejściem figury dwóch świętych. Niestety nie miałem okazji zajrzeć do środka. Pomyślałem że mozna by tu w przyszłości schować kesza. Obszedłem dookoła świątynię, ale nie wpadło mi w oko żadne pasujące miejsce. Te pasujące zbytnio widoczne z pobliskich domów.  A nigdy nie wiadomo kto za firanki patrzy. Przy lepszej pogodzie podjadę na pobliski cmentarz, może tam coś przypasuje.



    Zaraz za Złotorią w stronę Białegostoku "leci" ekspresówka". Pomyślano jednak i o ruchu lokalnym. Korzystając z dróg bocznych, a zaraz potem ze ścieżki rowerowej jadę w stronę miasta. Tym razem regularnym mostem przecinam Narew. Robię sobie chwile przerwy, bo i tutaj warto rozejrzeć sie mad miejscem na kesza. Chodzę po moście, zaglądając w miejsca gdzie chyba projektanci nie przewidzieli że komuś będzie się chciało zaglądać. W końcu przypominam sobie że mieli tam zamontować kamerki śledzące czy chodzą tamtędy łosie. Mam nadzieję że jednak ich nie było, bo mieliby uwiecznionego niezłego "łosia".
    Ścieżka rowerowa która jadę to naprawdę europejski styl. Równy asfalt, przejazdy pod wiaduktami. I jedzie się całkiem miło, aż za jednym z wiaduktów niespodzianka. Śniegu nawianego , tyle że o przejechaniu można zapomnieć. Zapadam się po kolana, dobrze że rower lżejszy, to przynajmniej "idzie" prawie cały czas prawie po wierzchu. Plus taki, że rama przy pedałach trochę z błota się wyczyściła.



   Potem już bez przeszkód dotarłem do Białegostoku. Przy okazji tej małej wycieczki wyszły małe niedociągnięcia przy przygotowaniu roweru po zimie do jazdy. Co trzeba poprawiłem i znów można czekać na trochę wolnego i dobrą pogodę na małą przejażdżkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz