czwartek, 29 sierpnia 2013

Back to the rower

    Oto stało się. Dwa dni temu w końcu mogłem sobie pozwolić na przejażdżkę rowerem. Na początek niedaleko, bo do lasu Pietrasze, gdzie białostocki duet polcia&szymaneq 
stworzyli świetny projekt. Zdobywam go na raty, więc mała relacja będzie jak uda mi się zaliczyć całość. A dziś kilka wrażeń z innej krótkiej przejażdżki. Wyszło około 30km, ale dla mnie z obecną kondycją i możliwościami to była niemała wyprawa.
    Z Białegostoku ruszyłem w stronę Jurowiec. Miejskie ulice przeszły w końcu w szeroką ścieżkę rowerową, a ta w lokalne drogi. Póki co, jest świetnie. Lokalna droga idzie wzdłuż ekspresówki i może trochę komuś przeszkadzać szum pędzących aut. Nie zwracam na to jednak większej uwagi. Za to cieszy mnie, że rower jest coraz bardziej popularny. Mijam parę rodzin z dziećmi, par i samotnych cyklistów, którzy jadą po prostu dla rekreacji, mimo że to środek tygodnia.
    W Jurowcach skręcam w stronę wsi Leńce. Jeszcze przez kilkaset metrów jadę po równiutkiej kostce brukowej, która niestety zaraz się kończy i zaczyna szuter. Ten najgorszy rodzaj, gdzie przez całą szerokość są poprzeczne garby. Niby jadę wolno, ale i tak trzęsie niemiłosiernie. Całe szczęście droga zaraz skręca w las i garby natychmiast znikają. Nie wiem na czym to polega, że na drogach przez pola takie wyboje się pojawiają, a w lesie już nie.
    Jadę sobie drogą która przebiega przez wzgórza Leńce. Teren rzeczywiście mocno pofałdowany, ale wzgórza nie takie straszne. Kilka naprawdę krótkich podjazdów. A jak wiadomo w przyrodzie musi być równowaga, więc i zjazdy muszą być.



    Mówi się że najważniejsze to być w ruchu. Coś w tym jest. Fajnie się jedzie autem, bo to i szybciej i dalej da się dojechać. Ale nie ma tej przyjemności jak rowerem. Tutaj czuję jak pachnie las. Czuję zapach krów pędzonych z pastwiska. I mam czas zauważyć to co z pędzącego samochodu tylko by mi mignęło. Jak ci starsi ludzie wysiadujący na ławeczce przed płotem i obserwujący przetaczające się leniwie życie. Przydrożny krzyż i gdzieś daleko za nim, na horyzoncie, moje miasto.



    Przy okazji tej przejażdżki chciałem jeszcze podjąć kesza "Słup 2" OP6721. Niestety nie mogłem dokładnie sprawdzić miejscówki, więc po pobieżnym przeglądzie postanowiłem wrócić przy lepszym zdrowiu. Sam kesz ma pokazywać kapliczkę słupową, których już naprawdę niewiele pozostało. I ta także zaginęła od czasu powstania skrzynki. dziś stoi tam nowy, metalowy krzyż. Dobrze że chociaż fotkę w opisie można jeszcze obejrzeć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz