środa, 11 czerwca 2014

Smaczna woda, zdrowa woda

    Kilka dni temu wymyśliłem  małe kółko na południe od Białegostoku. No, może nie takie małe bo przejechałem trochę ponad 60km. Dość długo zajęło mi przygotowanie do wycieczki. Bo to do sklepu po chleb trzeba było iść, to do GPS-a dwie skrzynki zrzucić. Okazało się też, że zaginęły moje rękawiczki rowerowe. Po drodze musiałem więc zahaczyć o sklep i sprawić sobie nowe. Okazuje się, że teraz jestem szczęśliwym posiadaczem dwóch par, bo stare znalazły się w szafce w pracy.
    W końcu udało się wyjechać. Pierwsza niespodzianka czekała na mnie tuż za jednostką wojskową przy ul. Kawaleryjskiej. Wzdłuż drogi wylotowej z Białegostoku zbudowano drogę rowerową. Ciągnie się aż do granic miasta i co najważniejsze jest z asfaltu. Jest to ułatwienie bo mimo, że droga jest gminna to sporo tu ciężarówek, a do tego część kierowców skraca sobie tędy dojazd do Bielska Podlaskiego (o całe trzy kilometry). Pierwszy postój zrobiłem sobie w Juchnowcu Kościelnym. O jakiegoś czasu "polowałem" na możliwość zajrzenia do kościoła. W końcu można było wejść chociaż do przedsionka. Zbudowany w stylu barokowym, wewnątrz aż oszałamia zdobieniami. Zawsze mnie to fascynowało, że mimo nagromadzenia tak ogromnej ilości złoceń i cherubinów w tym stylu, udaje się utrzymać cienką linię graniczną między sztuką a kiczem. Z racji możliwości wejścia tylko do przedsionka nie mogłem podziwiać całego wnętrza. Za to moją uwagę przykuła ciekawa rzeźba jakiegoś świętego stojącego na prawo od głównych drzwi.


Jakoś tak fajnie się jechało i kolejny postój zrobiłem sobie dopiero przy keszu "BURZA 13 "Krynoczka Kożany" OP214A. Do wpisu potrzebne jest hasło, niby wystarczy odczytać kilka cyfr, a w praktyce nie jest to takie proste. Zresztą kto tam trafi sam się przekona. Skrzynka pokazuje miejsce gdzie bije święte źródło. Wybudowano tu drewnianą cerkiew, którą pomalowano na niebiesko. Ze wzgórza na którym stoi, rozciąga się ładny widok  na dolinę Narwi. Wokół postawiono kilka starych krzyży, pewnie pamiątki po przycerkiewnym cmentarzu. U podnóża pagórka wybudowano niewielką kapliczkę, chroniącą źródło, które zresztą też obudowano betonową cembrowiną. Nie wierzę w cudowną wodę, ale nie zaszkodziło spróbować. I niech nikt mi nie mówi, że woda nie ma żadnego smaku. Tutejsza jest naprawdę pyszna. Nie wiem jakie związki chemiczne są w niej rozpuszczone, ale świetnie gasi pragnienie i delikatnie spływa po przełyku.



    Posilony wspaniałą wodą ruszyłem dalej. Ciekawe są podlaskie wioski. Obok nowych, lub w miarę nowych, można spotkać wciąż pamiętające dziesiątki lat. Część z nich ma gospodarza. Najczęściej spadkobiercę żyjącego w mieście i zaglądającego na wieś od czasu do czasu. Wtedy taki dom ma nowe okna, nowy szalunek i nowy dach. Na szczęście taki dom nie odbiega zbytnio od standardów wiejskiej zabudowy. Naprawdę rzadko trafiają się budynki, jakby żywcem wyjęte z muzeum etnograficznego. We wsi Lesznia natknąłem się na stare zabudowania gospodarcze kryte strzechą. Stojących w naturalnym otoczeniu zostało ich naprawdę niewiele. Warto je uwieczniać, bo ich dni mogą być policzone. Te które spotkałem musiały należeć chyba do jakiegoś bogatego gospodarza. Ogromna stodoła z trzema wierzejami to naprawdę niespotykany widok.



    Za wsią Doktorce zatrzymałem się na chwile przy keszu "BURZA 12 "Święta Sosna" OP208B. Kolejna święta sosna jaką miałem okazję obejrzeć. Tylko tym razem nie smukła i wysoka, ale poskręcana, sękata i częściowo uschnięta. Długo tu nie zabawiłem, bo muchy były wyjątkowo zjadliwe i pchały się wszędzie. Cofnąłem się kawałek by wjechać w las. Bardziej lasek, bo skończył się po kilkuset metrach. Na jego skraju leżał wielki, płaski kamień. Ocieniony, okazał się idealnym miejscem na krótki odpoczynek i małą przekąskę. 
    Jadąc wąska dróżką między polami natknąłem się na ciekawy krzyż. Zazwyczaj wypisana intencja prosi o ochronę przed wodą, wiatrem i ogniem. Tym razem prośba była bardziej konkretna, dotyczyła huraganu i gradobicia.


    Tuż przed Turośnią Kościelną wyjaśniło się w końcu czemu w tamtych okolicach natknąłem się kiedyś na znak drogowy ostrzegający o samolotach. Pasjonaci lotnictwa próbowali stworzyć tam namiastkę lotniska. Jest budynek, hangar i garaże. Pole startowe nadaję się raczej jedynie dla paralotni, bo nie wyobrażam sobie by na tak małym poletku mogło wylądować coś większego. Niestety pewnie pieniądze się skończyły i budynki stoją niewykończone. Dałoby się wejść do środka, ale obiekt wygląda na podłączony do ochrony, a i kamery wiszą. Pozwoliłem sobie jedynie na obejście dookoła.


    Jechałem sobie podziwiając okolice, aż we wsi Pomigacze już z daleka zauważyłem ciekawy obelisk. Po przeciwnej stronie ulicy stała kaplica, więc myślałem, że te dwa obiekty się jakoś łączą. Podjechałem bliżej i okazało się, że ten obelisk to dawna syrena alarmowa OSP, a także pamiątka na cześć powstania tutejszej drużyny w 1847r. Jak głosi druga tablica wzniesiono go w 1859r. W terenie jakoś specjalnie się nie przyglądałem i myślałem, że chodzi o XX wiek i dopiero przeglądając zdjęcia w domu zauważyłem daty z XIXw.


    Na chwilę zatrzymałem się jeszcze przy gliniankach w Księżynie. Dawno tu nie byłem i prawie zapomniałem, że jest tu pięknie. Oczywiście jak nie patrzy się w stronę zakładu rozłożonego nad częścią brzegu dawnego wyrobiska. Pętlę zamknąłem przy jednostce przy ul. Kawaleryjskiej. Mógłbym jechać najkrótszą droga do domu, ale prawie zawsze  mnie podkusi by delikatnie pokręcić się po ulicach. Spokojna jazda w tempie wycieczkowym po mieście to czysta przyjemność, której ciężko sobie odmówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz