środa, 13 maja 2015

Gdzie jest kesz?

    Długi majowy weekend nie dla każdego oznacza trzy dni laby. Trzeciego musiałem zameldować się w pracy, ale w ramach ogólnopolskiego zrywu, gdy każdy gdzieś wyjeżdża, postanowiłem wyskoczyć na jeden dzień do Puszczy Knyszyńskiej.
    Miałem ruszyć wcześnie rano, ale trochę poleniuchowałem i ostatecznie wyjechałem o 9:30. Pierwsze kilometry to świetnie znana droga rowerowa do Supraśla. Coraz bardziej się psuje przez korzenie drzew rosnące pod asfaltem. W Supraślu skręciłem na Krynki i tuż za miasteczkiem zrobiłem pierwszy krótki postój na batonik i energetyk. Jechałem wojewódzką 676, która poza krótkim odcinkiem jest w świetnym stanie. Wiatr wiał w plecy i myślałem czy nie zatrzymać się dopiero w Krynkach, ale myśl powrotu pod wiatr skutecznie mnie powstrzymała. Fajnie jedzie się drogą, gdy wokół rośnie las, ptaszki śpiewają. Można też zauważyć piękne drzewa, które zyskały status pomnika przyrody.

   
W końcu dotarłem do wsi Sokołda nad rzeką o tej samej nazwie. Woda leniwie płynie przez łąki i pola będące krótka przerwą od leśnych widoków.
     Zaraz za mostem, po lewej stronie jest arboretum. U jego stóp urządzono cmentarz dla żołnierzy powstania listopadowego. Wiele lat tutejsza mogiła uchodziła za miejsce spoczynku powstańców styczniowych. Dopiero niedawna badania lokalnych miłośników historii skorygowały ten błąd. Zbudowano wtedy istniejącą nekropolię, która malowniczo wygląda pod wiekowymi drzewami.


    Koło arboretum zauważyłem znajome auto. Jak się okazało kolega MiszkaWu wybrał się tu z rodziną. Przypadek, nie sądzę. Kesza  "ted12_arboretum" OP0347 znalazłem dość szybko, mimo że to zakopana kinder niespodzianka pod pieńkiem. Pojemnik podmieniłem na większy. Na terenie arboretum nie pokręciłem się zbyt długo. Raz, że już tu parę razy byłem, dwa, miejsce raczej dobre dla rodzin z dzieciakami, gdzie w jednym miejscu można poznać sporo gatunków roślin.
    Podjechałem kawałek do końcowej stacji kolejki leśnej. Na jednej z wiat rozłożyłem swoje skromne jedzenie i spałaszowałem ze smakiem. Cały czas zadziwia mnie nie wykorzystanie wąskotorówki do celów turystycznych. Co pewien czas słyszę zapewnienia, że już, za chwilę ktoś weźmie się za remont torowiska. Tymczasem powoli wszystko zarasta lasem. 


   Siedząc, jedząc i kontemplując przyrodę zaraz zjawił się Miszka i postanowiliśmy razem podjąć kesza "Krzyż Pamięci" OP82WL. Kumpel z dzieciakami kesza wydobył, jego żona w tym czasie przetłumaczyła cały napis pisany cyrylicą. Nie pozostało mi tam nic do roboty, takie keszowanie to ja lubię.


    Z tego miejsca każdy ruszył w swoją stronę. Postanowiłem leśną drogą dojechać do wsi Dworzysk. Tym duktem leśnym jeszcze nie jechałem. Początkowo źle to wyglądało. Strasznie sypki piasek i pod górkę rower wręcz wprowadzałem bo jazda była niemożnością. Na szczęście im głębiej w las tym pisaku mniej, a ubitej ziemi więcej i mknęło mi się bez problemu. No może poza kawałkiem tuż przed Dworzyskiem, gdzie robotnicy leśni zwalili drzewa na drogę i przejazd nawet rowerem był niemożliwy. Całe szczęście znalazłem niewielki objazd. Ogólnie jechało się przyjemnie, jak to w Puszczy Knyszyńskiej.


    Przede mną główne wyzwanie tej wycieczki czyli "Czar Moczar TOBOŁY" OP82WG. Jak się okazało kordy były przestrzelone o 1km. Jednak nie wiem jak ostatnio nie znalazłem tej skrzynki. Wiedziałem, że jest przy Szlaku Powstania Styczniowego i wystarczyło trzymać się oznakowań, a nie tak jak w marcu jeździć po okolicznych dróżkach leśnych, skutecznie omijając tą najważniejszą. Mimo to zadowolenie ze znalezienia takiego "pomylonego" kesza było ogromne. Tym bardziej, że miejsce jest naprawdę ładne. 
    Pozostał jeszcze powrót do domu. Cały czas lasem dotarłem do wsi Studzianki. krótki podjazd i krzyż na jego szczycie to znak, że już niedługo znów wrócę na asfalt. Jeszcze tylko z pół godziny jazdy i mogłem cieszyć się ze smacznego obiadu w Topolance.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz