czwartek, 11 czerwca 2015

W krainie wiaduktów

    Tytuł mógłby też brzmieć "z wizytą u Kajki", ale w pamięć wryła mi się mnogość wiaduktów, bo na Mazurach przecięcie drogi i kolei w jednym poziomie to wcale nie jest oczywistość. I stąd tytuł, choć czuć ducha Kajki, mazurskiego poety opiewającego piękno tych ziem.
    Krótki wypad zacząłem w Ełku do którego dotarłem pociągiem. Mieszkałem tu prawie rok i naprawdę polubiłem to miasto. Z jednej strony niewielkie, a z drugiej wieczorami nie było się skazanym na małomiasteczkową nudę i dawało się znaleźć coś interesującego. Przywitał mnie dworzec, jedyny minus. Mimo remontu wcale nie wyładniał, czyli po prostu to brzydki budynek. Za to na peronach wciąż stoją dwie "kaczki", tylko na bocznicach ubyło parowozów. Całe szczęście, jak wykazało moje krótkie śledztwo, zostały zabrane do renowacji.


    W Ełku nie zabawiłem długo i ruszyłem w trasę. Nie na darmo ukuto hasło "Mazury, cud natury". Teraz jest szczególnie pięknie. Niebieska toń jezior kontrastuje z zielenią. A że teren jest lekko pagórkowaty, krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Chłonąc piękno dotarłem do kesza "Opuszczone cmentarze #3 Zebrałem snop plonu..." OP82GB. Mały, zapomniany cmentarz na którym pochowano Michała Kajkę. Jak na osobę która ma ulicę w każdym mazurskim (i chyba warmińskim) mieście grób jest niezwykle skromny. Kamień z tablicą, proste ogrodzenie i wycięto parę krzaków. Odpoczywa skromnie, tak jak żył.


    Mazurskie wiadukty są proste, ale malownicze. Zresztą lubię kolejowe klimaty. Widok z góry na tory, stacyjkę w oddali dobrze mnie nastraja. Tym bardziej gdy linia działa, chociaż niezbyt często jeżdżą nią pociągi. Niestety są i takie które porasta trawa, a ostatni skład przetoczył się kilka lat temu.


    Na chwilę całkowicie porzuciłem cywilizacje, koleje, drogi, a nawet rower i poszedłem po kesza "Dobranoc- powiedział Diabeł" OP5BD6. Z zapowiadanych niebezpieczeństw mnie zaatakowały wściekłe muchy. Czasem trafia się na takie w lesie i pchają się do ciebie. Nie ma możliwości obrony przed nimi, jedynie odgania sie je z twarzy. W takich warunkach przewaliłem sporo ziemi. Na darmo, pewnie jakiś zwierz kesza wygrzebał, grzybiarz zabrał. Jako że niektóre kesze reaktywuję, z tym tak zrobiłem. Właściciel się nie bawi, a szkoda by było tak dzikiej i niedostępnej miejscówki. Gdyby nie kesz to pewnie nikt poza miejscowymi nie słyszałby o jeziorze Rząśniki.
    Niewiele dalej są dwa kesze "Wiadukt - Odoje" OP5B2E i "Opuszczone cmentarze #4 Rząśniki" OP86FK. W pierwszym przypadku skrzynkę wygrzebali robotnicy leśni dosłownie przeorując róg gdzie była schowana. Zostawiłem tam pojemnik, ale że użytkownik jest aktywny decyzję co z tym zrobi pozostawiłem jemu. Sam wiadukt nie trzyma się najlepiej. Może tutaj budowlańcy trochę namieszali z proporcjami do betonu, bo obiekt trochę się kruszy. Części barierki w ogóle nie ma. Na cmentarzu obok poszło sprawnie. Niestety stary cmentarz nie prezentuje się najlepiej. Zostało kilka pobitych nagrobków. Zresztą jestem pod wrażeniem, że autor odnalazł takie zapomniane miejsca.


    Tuż przed Orzyszem zatrzymałem się po kolejny wiaduktowy kesz "Stary Wiadukt" OP2BB2. Tym razem nie ma tu linii kolejowej, która zresztą po II wojnie nie była nikomu już potrzebna. Dlatego do dzisiaj stoi sobie samotnie wiadukt z dziurą w środku, wśród mazurskich pól. Najciekawsza w nim jest oczywiście dziura przez którą można popatrzyć w niebo.

 
    Jadąc przez Orzysz nie widać by było to miasteczko turystyczne. Raczej tranzytowe dla turystów rozjeżdżających się po Mazurach. Też tu długo nie zabawiłem. Zacząłem od kesza "Kanał Orzyski" OP8813. Pomyślałem że to świetna okazją trochę się opłukać. Niestety woda miała jakiś niepokojący zapach i dałem sobie spokój.
    Przy kolejnym keszu "cmentarz z XIX w" OP84SW spędziłem trochę czasu przez złe kordy. Musiałem szukać po spoilerze co tym razem łatwe nie było. Cmentarz spory, ale jak pozostałe ewangelickie strasznie zniszczony. Szukając skrzynki natykałem się głównie na ślady grobów w postaci betonowych obramowań. Na sam koniec spod nóg wyskoczył mi jeszcze spory ptak, przez którego mało zawału serca nie dostałem. Pewnie był bardziej przerażony niż ja.
    Kolejny cmentarz prezentował się o niebo lepiej. Skrzynka "Cmentarz wojskowy" OP87ZT też wysokich lotów. Zastanawiałem się czemu istnieją dwa podejścia do dwóch zabytkowych cmentarzy. Jedna z moich prywatnych teorii powiada, że na cmentarzu wojskowym leżą Rosjanie, więc po II wojnie władze czuły się wręcz zobligowane do szczególnej troski. Nie wnikając w intencje wyszło to nekropoli na dobre. Część niemiecka jest dość skromna. Prosty, duży krzyż w otoczeniu mniejszych. Za to na części alianckiej stoi ciekawy obelisk. Po pierwsze trochę się zdziwiłem, że Niemcom chciało się budować takie coś dla przeciwnika. A po drugie trochę mi to przypomina gigantyczny wyrób cukiernika.


    Kolej w Orzyszu wygląda trochę smutno. Zupełny brak choćby wagonu towarowego. Jednak po szynach widać, że coś jeździ. Podejrzewam, że tylko transporty wojskowe na pobliski ogromny poligon. Jadąc wzdłuż torów natknąłem się na starą obrotnicę, ciekawe że nie trafiła na złom. Wieża ciśnień, jak prawie każda, wspaniale góruje nad okolicę. Była okazja by się jej przyjrzeć przy szukaniu kesza "Opuszczona wieża ciśnień" OP59B1.


    Na obrzeżach Orzysza jest kesz  "Opuszczone cmentarze #1 Cmentarz pod Orzyszem" OP80RA. Trochę ciężko do niego się dostać. Trzeba przeskoczyć barierkę, a potem przejść głęboki rów, by finalnie zagłębić się w gęstym lesie. Na całe szczęście tylko kilkanaście metrów. I znów zdziwienie, że autorowi udało się wynaleźć takie miejsce. Pewną ciekawostką jest niedaleka rampa i wybrukowany wjazd przez asfaltówkę dla ciężkiego sprzętu na poligon.


    Wszystkie pogodynki zapowiadały dobrą pogodę, a tymczasem zaczęło się chmurzyć. Czas było na większe uzupełnienie kalorii. Idealnym miejscem były okolice kesza "Stara Kolej" OP0FE4. Cudne pustkowie, nie widać żadnego domu, spokój. Miejsce w którym czas zdecydowanie zwalnia. Do obiadu w takim miejscu nie umywają się najlepsze restauracje.
    Przemierzałem wsie mazurskie by dotrzeć do kesza "Ruiny - Góra" OP5B2F. W ogóle mija się sporo opuszczonych domów, a gospodarstwa które są zamieszkałe też często nie przedstawiają się najlepiej. Dawne Prusy to nie była bogata kraina i jak widać niewiele się zmieniło.
    Kolejny cmentarz do którego droga była zdecydowanie najtrudniejsza. Wiedzie do niego co prawda leśna droga, ale tak zarośnięta, że z przemieszczaniem się rowerem miałem problem. Na miejscu nie ma za wiele do oglądania i tylko dzięki archiwaliom można sobie wyobrazić jak to wyglądało. Szybki wpis do skrzynki "Opuszczone cmentarze #2 Cmentarz w Cierzpiętach" OP80R9 i dalej w drogę.
    W Cierzpiętach natknąłem sie na grupę dzieciaków, które grzecznie mnie przywitały. Jako osoba kulturalna odpowiedziałem, ale chyba niezbyt głośno bo zaczęły mnie gonić i kiedy wyraźnie odpowiedziałem "dzień dobry", z rezygnacją w głosie stwierdziły "aaaa, to pan Polak". Nie bardzo wiedząc co o tym myśleć pojechałem po kesza "Domek bobra" OP8829. Zaraz po mnie na miejsce dotarli miłośnicy trunków i już myślałem że z szukania nici, ale całe szczęście dość szybko sobie pojechali. Skrzynka schowana na skraju rezerwatu Bagno Nietlickie. Jak w przypadku wszystkich bagien łąkowych, krajobraz jest tu surowy. Może w słońcu nabiera trochę zieloności, ale przy szarym niebie sam staje się przygaszony.
    Jadąc rozglądałem się za cmentarzem wojennym. Wiedziałem mniej więcej gdzie się znajduje, ale wystarczyłoby na chwilę opuścić głowę i pewnie bym przegapił. Mignął mi tylko między drzewami. W końcu nekropolia po której jedynym śladem nie była tylko kupa kamieni. Patrząc na zdjęcie sprzed 100 lat niewiele się tu zmieniło. Co najwyżej przybyło trochę drzew.
    Kawałek dalej kolejny cmentarz i kesz "Cmentarz wojenny - Drozdowo" OP5B20. I znów świetnie zachowany. Zastanawia mnie co spowodowało że część prezentuje się jak przed latami, a po części prawie nic nie zostało?


    Znów postój przy kolejowych klimatach. Mała stacja, a w zasadzie przystanek kolejowy i kesz "Stacja" OP35DD. Zupełnie niedaleko kolejny "old arch bridge" OP35FF. Obie niejako poświęcone nieczynnej linii z Ełku do Mrągowa. Sam opis też jest już historyczny. W czasie zakładania wciąż przetaczały się tędy pociągi towarowe. Dziś już nic nie jeździ.


    Polnymi drogami pojechałem w stronę Śniardw. Dobrze, że miałem GPS bo kilka rozjazdów postawiło mnie przed wyborem, gdzie bez mapy mogłem jedynie zgadywać. Generalnie droga prowadziła brzegiem j. Łuknajno. Prawdziwa dzika okolica. Podmokłe lasy i nieużywane łąki. Wyjechałem we wsi Łuknajno. W tamtejszym pensjonacie można wejść na wieżę widokową i po kesza  "Wieża widokowa nad Śniardwami" OP3757. Śniardwy późnym popołudniem i w czasie gdy czasem popadywał deszcz były kompletnie puste. Jezioro największe w Polsce, a wcale na takie wielkie nie wygląda. Ale to raczej przez perspektywę, bo z północy na południe ma mniejszą długość niż ze wschodu na zachód.


    Jadąc w stronę Mikołajek dopędziłem jakiegoś grubego psa. Śmiesznie kiwał się na boki i ogon miał jakiś dziwny. W końcu odwrócił się w moja stronę i okazało się że to borsuk. Trochę przyspieszył, ale zniknął na poboczu dopiero w miejscu gdzie znalazł komfortowe przejście.
    W Mikołajkach byłem późno. Zdążyłem tylko podjąć kesza "Biały Szkwał" OP827F poświęcony tragicznym wydarzeniom na Mazurach sprzed kilku lat i zrobić małe zakupy w ostatnim otwartym sklepie. Zostało znaleźć nocleg, co w tej turystycznej miejscowości nie było zbyt trudne.
    Ranek przywitał mnie piękną pogodą. Śniadanie, zwinięcie namiotu i dalej w drogę. Dalej czyli z powrotem do Ełku. Zostały jednak skrzynki w Mikołajkach. Takie miejscowości w sezonie prezentują się najlepiej wcześnie rano. Turyści jeszcze śpią, a miejscowych też nie ma zbyt wiele i spieszą się do swych zajęć. Dzięki temu mogłem obejrzeć jeszcze uśpiony port. Podjęcie skrzynki "Król Sielaw w Mikołajkach" OP5552 nie było problemem, obyło się bez specjalnego kamuflowania.


    Trochę gorzej było przy keszu "Kościół Ewangelicko-Augsburski w Mikołajkach" OP872M. Obok jest główny przystanek PKS. Na nim sporo ludzi się zgromadziło. Poczekałem kilka minut i zjawiły się trzy autobusy do których wszyscy się zapakowali. Jakoś się udało i zadowolony pojechałem po kesza "Mikołajki - Park przy ,,Cichej Zatoce'' OP2B2E. Poszło sprawnie i mogłem poszukać ostatniego kesza w mieście "Frieda Bombosch" OP69A3. Ciekawe miejsce głównie przez swoją historię. Miłość, zbrodnia i hitlerowcy w tle. Uwielbiam czytać takie opowieści w opisach keszy.
    Po opuszczeniu Mikołajek postanowiłem jechać szlakiem który w całości prowadzi dookoła Śniardw. Wybrałem tylko północny fragment, ale miałem pewność że się nie zgubię. Początkowo jechałem przez las. To był kiedyś chyba ważny szlak. Niby leśna droga, a nieraz prowadzi po wysokim nasypie, czasem utwardzana brukiem, a czasem tłuczniem, po którym zdecydowanie najgorzej się jedzie. Po wyjeździe z lasu czekały mnie piękne mazurskie widoki. Pagórki i dolinki, a czasem wyłania się niebieskie jezioro. Jeżeli była możliwość zatrzymywałem się nad brzegiem a to Śniardw a to nad brzegiem j. Tuchlin. Batonik, banan, łyk wody i w ten leniwy sposób przemieszczałem się od postoju do postoju. 


    Za wsią Tuchlin z daleka zobaczyłem zająca. Zatrzymałem się, wyjąłem aparat i nieruchomo czekałem na okazję do zdjęcia. a ten jakby mnie nie zauważał i podszedł na zaledwie kilka metrów i w ten sposób powstała cała galeria zająca. Dopiero gdy lekko się poruszyłem raczył mnie zauważyć i szybko uciekł.


    W Okartowie miałem podjąć ostatnia skrzynkę tego dnia. Kesz "Krzyżacki skarb" OP8807 to multak i już przy drugim etapie wiedziałem że dam zielone. Co z tego skoro przy trzecim etapie natknąłem się na miejscowych. Chciałem ich przeczekać, ale 40min. czekania nic nie dało. Kesz leży przy głównej drodze więc może będę tamtędy kiedyś przejeżdżał. Naprawdę nieczęsto zdarza mi się uczucie zawodu z nie podjęcia skrzynki i wielka chęć powrotu na miejsce.
    Przez Orzysz tylko przemknąłem, w dzień powszedni mogąc się przekonać o jego mocno wojskowym charakterze, a potem wypadło jechać kilka kilometrów 16-tką po prawej mając wciąż tabliczki z zakazem wejścia, czasem z wręcz absurdalnym zagęszczeniem.


    Na skraju wsi Klusy zrobiłem sobie dłuższy postój. Obiad na pieńku z widokiem na wieś i już lokalnymi drogami mogłem jechać w stronę Ełku. 


    Do Ełku dotarłem strasznie wcześnie. Liczyłem , że będzie to wycieczka na trzy dni. Przy dobrych wiatrach myślałem, że na dwa i zdążę na ostatni pociąg do Białegostoku. Okazało się że zakręciłem się w półtora dnia i po zajrzeniu na dworzec udało mi się jeszcze załapać na elektryczkę po 15-tej.


4 komentarze:

  1. Oj, kusisz, kusisz. Dziecię mi wybywa z babcią na wakacje, może namówię Meteora na wschodnio-północne rubieże. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak radzisz sobie z wypóżnimem stolca podczas rowerowej jazdy ? Zatrzymujesz sie czy srasz podczas jazdy.

    OdpowiedzUsuń
  3. https://www.facebook.com/groups/776013722521366/
    Zapraszam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. https://www.facebook.com/groups/776013722521366/
    Zapraszam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń