poniedziałek, 20 lipca 2015

Z Ciechanowca do Łap

    Jak podjąć skrzynki oddalone od Białegostoku o kilkadziesiąt kilometrów przemieszczając się rowerem? Od czego jest PKP? Przewozy Regionalne to wciąż w większości "elektryczki" w których przewóz roweru w przedziale dla podróżnych z większym bagażem to bajka. Tylko czasem trzeba trzymać swego bicykla, bo potrafi tak trząść, że się wywraca. Na krótkich dystansach to mała niedogodność.
    Korzystając z kolei dotarłem do Szepietowa. Można by rzec, że to rolnicza stolica regionu. Tutaj odbywają się największe targi skierowane głównie do ludzi żyjących z ziemi. Cóż mi tu było robić, więc pojechałem do Dąbrówki Kościelnej. Jak nawet sama nazwa mówi, głównym punktem jest kościół neoklasycystyczny z XIXw. Obok stoi drewniana dzwonnica z końca XVIIIw. Jeżdżąc po Polsce często widzę zachowane drewniane dzwonnice. Na Podlasiu z jakiegoś powodu się nie zachowały. A może to złudzenie i na te okoliczne mniej zwracam uwagę? Jest jeszcze pomnik dla POW. Kiedyś kolega chciał założyć parę skrzynek przy takich pomnikach, na których szczycie jest orzeł. Niestety nie zrealizował pomysłu, a szkoda bo była by z tego niezła ciekawostka.


    Z Dąbrówki wprost na południe pojechałem w kierunku Ciechanowca. Droga wiodła przez pola i niewielkie lasy. Asfalt przechodził w szuter, by znów się pojawić. Ogólnie sprawnie mi się jechało w ciszy i spokoju. Po wyjeździe na trochę szerszą drogę w oczy rzucił się ogromny kościół w Kuczynie. Wieś jest jedną z najstarszych na Podlasiu i jest wymieniona już w 1230r.  Obecna świątynia pochodzi z końca XIXw. kiedy parafię zamieszkiwało ok. 4700 katolików, więc przestaje dziwić jej ogrom. Zbudowana jest w stylu neogotyckim, a że lubię ten styl miejsce przypadło mi do gustu. W otoczeniu kościoła zachowało się kilka nagrobków żeliwnych. Te małe dzieła sztuki są chyba nawet lepszym pretekstem do zatrzymania się niż sam kościół.


    W Ciechanowcu pojechałem od razu do Muzeum Rolnictwa. A że był poniedziałek, okazało się że wejście na teren parku i wystawy plenerowej jest darmowe. Perspektywę od bramy głównej zamyka pałac Starzeńskich. Ród był znaczny i rozgałęziony, więc z pamięci ciężko wydobyć kto był dokładnie właścicielem. Grunt że dzięki niemu możemy cieszyć oczy neorenesansowym pałacem w otoczeniu rozległego parku. Na zewnątrz, na zainteresowanych czekają budynki przeniesione tu z różnych części Podlasia. Dzięki temu możemy zobaczyć w jakim domu mieszkała bogata szlachta, w jakim zamożny włościanin, ale są tez biedniejsze chałupy wiejskie. Oprócz tego są budynki inwentarskie i co mi szczególnie przypadło do gustu, młyn wodny. Oprócz budynków są też maszyny. Chociażby takie zachowane silniki do maszyn rolniczych to prawdziwy unikat. Wiadomo że wieś nie była kiedyś zbyt bogata, więc nowoczesne wyposażenie nie było powszechne. Siłą rzeczy zabytków techniki rolniczej nie zachowało się tak wiele.  Z keszerskego obowiązku wspomnę, że przy jednym z budynków chciałem schować kesza, ale uznałem że dam też szansę tym którzy przybędą poza godzinami otwarcia.


    Ciechanowic położony jest nad sporą rzeką Nurzec na której w mieście utworzono zalew nad którym można chwilę odpocząć. Centrum to spory rynek. Tutejszy jest długi i wąski, taki "kiszkowaty", ale przez to ciekawy bo niezbyt często spotykany. Trzeba przyznać że jak na tak niewielkie miasteczko jest co zwiedzać. Oprócz wspomnianego pałacu jest też kościół, cerkiew i zachowana synagoga.
    Jadąc drogą 681 po kilku kilometrach odbiłem ku rzece Nurzec. Najpierw dotarłem do niewielkiego mostu nad starorzeczem, a potem mostu nad głównym nurtem połączonego z lokalną elektrownia wodną. Brzegiem rzeki dojechałem do pobliskiego kesza "Kostry" OP871U. Miejsce naprawdę magiczne. Jest oznaczone jako pole namiotowe, ale nie wiem czy da się znaleźć o tym gdzieś informacje. Stoi tam wiata, gdzie rozłożyłem się z wałówką. Kilkanaście metrów dalej postawiono krzyż z płaskorzeźbą o tematyce religijnej u podstawy. Data na krzyżu 1990 podsunęła mi myśl że może miejsce było to kiedyś wykorzystywane przez jakiś ruch kościelny. Kto by tu nie obozował, trzeba przyznać że mimo niepozorności miejsce jest świetne. Cisza i spokój czynią tę okolicę prawdziwa oazą dla człeka spragnionego chwili wytchnienia.


    Następny postój przy keszu "U Ossolińskich" OP8709. Wstyd się przyznać, ale o tym pałacu wcześniej nie słyszałem. W ogóle wiadomość, że Ossolińscy mieli dobra na Podlasiu zaskoczyła mnie. O tej rodzinie słyszeli chyba wszyscy, głównie za sprawą Ossolineum. Mają też niezły herb. Nie jakiś mityczny zwierz, lew z piórkami a prosty topór. Jeżeli można tak się wyrazić, proste symbole graficzne zawsze są najmocniejsze. Sam pałac zachowany w dobrym stanie, głównie dzięki temu że wprowadziła się tu szkoła rolnicza. 


    Tuż przed Brańskiem jest cmentarz żydowski i kesz o tej samej nazwie. Ktoś czasem zadba o to miejsce, bo przejście było świeżo wykoszone i wyszedł rowerowy drive-in. Mimo kąsających komarów spędziłem tam chwilę dłużej niż tylko na wydobyciu skrzynki. Jak doczytałem w opisie część płyt nagrobnych odzyskano w 1988r. z brańskich chodników. Ustawiono je z powrotem dość gęsto przez co robią przejmujące wrażenie. Zastanawia też kto już w 1988r. zdecydował się na ratowanie pamiątek po dawnych mieszkańcach miasteczkach. To wciąż była komuna, wbrew pozorom czas niezbyt sprzyjający ocaleniu od zapomnienia małomiasteczkowych kirkutów.


    W Brańsku dopisało mi szczęście i trafiłem na całkowicie otwarty kościół. To moje szczęście to nieszczęście kogoś innego, bo świątynia była przygotowana na pogrzeb. Wyposażenie można by uznać za barokowe, ale jest współczesne. Obok jest kesz "Kościół WNMP" OP83W7. Warto zainteresować się niewielkim pomnikiem obok. Poświęcony jest zmarłym którzy zostali odnalezieni przy budowie ronda między kościołem a cerkwią. 


    Za Brańskiem  jest okeszowana (kesz "Kumat" OP83UH) lokalna ciekawostka. Miejsce boju wojsk Jaćwingów pod wodzą Komata z Polakami pod wodzą Bolesława Wstydliwego. To był już zmierzch tego bitnego plemienia nękającego ziemie polskie w okresie średniowiecza. Cóż, niechęć do zmian, niezrozumienie zmian dziejących się w Europie zepchnęły ten lud w mroki historii. Swoją drogą jak mało wiemy o ludach zamieszkujących kiedyś tereny dzisiejszej północnej Polski. O Jaćwingach to mało kto słyszał, Prusowie pojawiają się tylko przy okazji św. Wojciecha. Niestety nie pozostawili po sobie pism, ani zbyt wielu zabytków archeologicznych. 
    Z Brańska zmieniłem kierunek jazdy na północ. Wybrałem asfaltówkę, ale tak rzadko uczęszczaną, że przez dłuższy czas minęły mnie tylko dwie osobówki. Dzięki temu bez problemu podjąłem kesza "Dąb z tradycjami" OP8987. Gratka dla miłośnika lokalnych ciekawostek, których dzięki OC trochę poznałem. Tym razem rozłożysty dąb, król polskich drzew, pełniący funkcję jaką gdzie indziej pełnią krzyże na końcu wsi. Jak wynika z opisu w tej okolicy praktykowane jest odprowadzanie trumny do tego drzewa, które zostało zmienione w rodzaj kapliczki. 


    Po raz kolejny potwierdziła się prawda, że jadąc rowerem więcej widać. Kiedyś przejeżdżając przez Pietkowo autem nawet nie zauważyłem sporego, murowanego budynku będącego kiedyś spichlerzem. Miejsce zostało zmienione na dyskotekę, ogrodzone wysokim płotem, a dodatkowo "upiększone" plastikowymi palmami. Ma to urok małomiasteczkowego odpustu i wywołuje raczej uśmiech. Za to przed budynkiem stoi murowana kapliczka w formie latarni umarłych. Piękna nazwa. Stawiana tam gdzie świat żywych łączyła się ze światem zmarłych. Okolice cmentarzy, szpitali, przytułków to było jej miejsce.  Potem stawiano je też na rozstajach dróg. A te też były miejscem magicznym dla naszych przodków.


    Prawdę mówiąc sam stanąłem przed takim miejscem. Po ponad setce kilometrów, na rozjeździe przed Łapami zastanawiałem się gdzie skręcić.  W stronę Suraża by jeszcze kręcić około 20km. do domu, czy w lewo do Łap gdzie liczyłem na pociąg. Krążące w oddali ciemne chmury pomogły podjąć decyzję na korzyść drugiej opcji i większość drogi pokonałem już korzystając z usług PKP. Ciekawe co by się stało gdybym pojechał przez Suraż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz