czwartek, 12 maja 2016

Połączone keszowanie autem i rowerem

    Zakupiłem bagażnik rowerowy do samochodu i postanowiłem wypróbować na jakimś dłuższym dystansie. Okolice Cegłowa i Mińska Mazowieckiego wydały mi się idealne, bo jest tam sporo keszy w odległościach akurat na rower.
    Nim jednak wsiadłem na rower kilka keszy po drodze zdobyłem z samochodu.  Pierwszy i najtrudniejszy to "Zalew "Karczunek" Kałuszyn" OP7C84. Naprawdę trzeba mieć szczęście, albo sprawność Indianina by wypatrzyć miejsce schowania. Dużo ciekawiej niż nad zalewem jest w centrum Kałuszyna, gdzie na postumencie stoi rzeźba złotego ułana a obok jest skrzynka o tej samej nazwie "ZŁOTY UŁAN" OP85JR. Kiedyś, coś słyszałem o tym, ale nie wyobrażałem sobie, że ułan aż tak bije blaskiem złota. Po słońcu to chyba drugi najjaśniejszy obiekt jaki można zobaczyć w dzień. A polecam zajrzeć tam jeszcze w nocy. Ja nie planowałem, ale tak wyszło że przejeżdżałem obok już po zmierzchu i podświetlony wygląda jeszcze dostojniej.


     Z kilku skrzynek "samochodowych" zainteresowała mnie szczególnie "Kościół mariawicki w Piasecznie" OP8C75. Nie tyle skrzynka i sam kościół, choć lubię drewniane budowle, ale mariawici. W Podlaskim są chyba zupełnie nieobecni, a przynajmniej ja nic o nich nie słyszałem. Z kolei w czasie wycieczki miałem okazję zobaczyć, aż dwie świątynie, wspomnianą w Piasecznie i w Cegłowie. Poznając bliżej ich historię da się zauważyć pewien schemat. Oddzielenie się od głównego nurtu kościoła, gdy w tym nie dzieje się najlepiej, a po jakimś czasie podziały we własnym gronie.
    Zostawiając mariawitów czas już do Cegłowa. Tutaj przy stacji kolejowej zostawiłem auto i resztę dnia spędziłem na rowerze. Zacząłem od keszy cegłowskich. Przez zieloną łąkę, wzdłuż torów dojechałem do skrzynki "Krzyż przy torach" OP8CLC. Jedno z licznych miejsc gdzie niemieccy okupanci zabili cywilów w odwecie za działalność partyzancką, a także ukrywanie Żydów. Miłośnicy kolei będą zachwyceni pobliską linią. Spory tu ruch. Przez kilkanaście minut przejechały tu dwie osobówki, a gdy byłem już trochę dalej wypatrzyłem też towarówkę, co na święto 3 Maja trochę mnie zaskoczyło. 


    Szybko poszło z keszem przy kościele katolickim, trochę wolniej z tym przy mariawickim. Między nimi jest lekko zaniedbana kamienica. Swą architekturą wyróżnia się z pewnością z całej zabudowy Cegłowa, oczywiście na plus. Niezwykle interesująca jest płaskorzeźba na jednej ze ścian. Pelikan (pewnie samica) karmiąca młode to raczej niespotykany detal zdobiący budynki.


    W dużo gorszym stanie jest młyn o którym opowiada kesz  "Młyn motorowy w Cegłowie" OP874L. Stoi tylko dlatego, że zbudowano go z solidnej cegły. Kusi wręcz by znaleźć jakąś dziurę przez którą można by wemknąć się do środka, tym bardziej, że ponoć zachowało się oryginalne wyposażenie. Niestety stoi na prywatnej posesji obok domu i ta opcja odpada. Zresztą może dzięki temu w ogóle jest co jeszcze oglądać.


    Z Cegłowa wjechałem w okoliczne lasy rozciągające się od miasteczka na południe i na zachód. Tutejsze kesze są ładnie pogrupowane w trzy zbiory: leśne parkingi, leśna ścieżka rowerowa i ścieżka przyrodniczo leśna. Trzeba przyznać, że jazda od kesza do kesza to czysta przyjemność. Leśne szutrówki są dobrze utrzymane, twarde i płaskie. Raz tylko zboczyłem z głównych dróg i postanowiłem skrócić sobie drogę przez przecinkę. To nie był dobry pomysł, bo okazało się że z czasem więcej trzeba rower prowadzić przez powalone pnie, niż na nim jechać.


    Początek maja, więc przyroda wciąż budzi się do życia. Niepokoiły mnie tylko ciemne chmury i grzmoty od czasu do czasu. Deszcz próbował mnie złapać, ale na jakiś przelotnych opadach się skończyło.
    Po kontemplacji przyrody przyszedł czas na chwilowy powrót do cywilizacji. Okazją ku temu był kesz "Pałac księżnej Anny Mazowieckiej w Mieni" OP864J. Niestety obejrzany tylko zza bramy, bo na jego terenie jest teraz DPS. Ale nawet to co widać warte jest zatrzymania się. Niewielka perła architektury zagubiona na Mazowszu.
    Kawałek dalej na chwilę zjechałem nad Mienię po kesza "Rzeka Mienia" OP8B6B. Niewielka to rzeka, ale bardzo malownicza, przynajmniej w tym miejscu. Chyba była meliorowana, ale uschnięte drzewa i niekoszone łąki dają jej trochę dzikości.


    Kesze we wsi Wiciejów będę wspominał w większości jako lokalne ciekawostki. O części pewnie nawet z czasem zapomnę. No bo jak pamiętać budynek kuźni, który wyglądał jak większa szopa i ma się zaraz rozlecieć. Wyjątkiem był cmentarz ewangelicki i kesz "Cmentarz Ewangelicki Wiciejów" OP5618. Zapomniany całkowicie robi przygnębiające wrażenie. Latem gdy wszystko buja pewnie trudno nawet wejść na jego teren. Nie ma tu za wiele do oglądania. Zarys nekropolii to zapewne podwyższenie terenu na którym znalazłem jeden nagrobek. Gdzieś indziej zachowała się rama okalająca grób, trochę gruzu i to wszystko. Gdzie reszta chciałoby się zapytać. Pewnie w podmurówkach okolicznych domów czy budynków gospodarczych. Tak na marginesie bardzo się zdziwiłem, że po drodze mijałem sporo ludzi pracujących w polu, a to przecież święto nie dość że państwowe to i kościelne. Dużo czasu spędziłem na wsi w młodości, ale poza niezbędnymi pracami przy inwentarzu, w niedzielę i święta się nie pracowało. Cóż więc dla takich ludzi podkraść trochę "kamieni" z cmentarza.


    Podjeżdżając do kesza "23 Baza Lotnictwa Taktycznego" OP86PB pomyślałem sobie "uważaj Psikiszku, w dzisiejszych czasach pod tak ważną jednostką jeszcze cię wezmą za terrorystę". Okazało się, że nawet nie widziałem płotu, a skrzynka okazała się leśnym klasykiem. Już większe problemy miałem z dotarciem do kesza "Krzyż odnowy" OP8DGW. Na satelicie wyglądało to dosyć prosto. Trzymać kierunek południowy i polnymi ścieżkami skrócę sobie sporo drogi. Początkowo to się sprawdzało, ale z czasem droga całkiem zniknęła, pojawiły się ogrodzenia na łąkach i z rowerem nie było jak przejść, nie mówiąc już o jeździe. Całe szczęście odległości nie takie duże i do wspomnianego kesza dojechałem regularnymi drogami.
    Odwiedziny w Mińsku Mazowieckim zacząłem od wizyty na tutejszym kirkucie. Zaskoczył mnie pozytywnie. Mimo braku ogrodzenia jest tu w miarę czysto nie licząc odrobiny szkła z brzegu. Nad macewami góruje pomnik dla ofiar holocaustu postawiony tu w latach 60 XXw. Na płytach nagrobnych wciąż można przeczytać kto pod nimi leży. Oczywiście jak się zna hebrajski lub jidysz. Poza wydobyciem skrzynki spędziłem tu trochę czasu, bo nie jest to miejsce gdzie można wpaść i zaraz uciekać. 


    Jako, że Mińsk Mazowiecki kojarzy się głównie z lotnictwem nie mogło zabraknąć akcentu lotniczego. Przy pomniku poświęconym Pułkowi Lotnictwa Myśliwskiego Warszawa jest kesz [Pomnik #2] Pomnik 1 PLM "Warszawa" OP8D1C. Wizualnie ładny pomnik upamiętnia lotników, którzy chrzest bojowy przeszli w okolicach Warki w 1944r. Pułk rozformowano w 2000r. na jego miejsce powołując 1 Eskadrę Lotniczą, by potem włączyć ją w 23 Bazę Lotnictwa Taktycznego. Dziś piloci z tej bazy latają na MiG-ach 29. 
    Kesz "Dzieje Żydów mińskich #1 RAMPA KOLEJOWA" OP8CZ3 poza historią jaka się za nim kryje, nie zapowiadał niczego szczególnego. Rampa, niknące za horyzontem tory i opustoszałe tereny przemysłowe. Smutek, melancholia i nuda. Jak w polskim kinie. A wystarczy wjechać w jedną z uliczek obok by natknąć się na wspaniały, drewniany dom. Piętrowy, zdobiony wyrobami snycerskimi, jest chyba przykładem stylu świdermajer, ale tego pewny nie jestem. Z pewnością takie domy to najlepsza ozdoba podwarszawskich miejscowości.


    Z okolic dworca będę miał  ambiwalentne wspomnienia. Z jednej strony przy keszu "[Pomnik #1] Krzyż ku czci Żołnierzy A K Obwodu "Mewa" OP8CSU oprócz skrzynki natknąłem się na regularną toaletę. Z drugiej strony wspaniała wieża ciśnień i sporych rozmiarów kesz "WIEŻA CIŚNIEŃ" OP7CF4. Coś jest w tych budynkach, że nawet gdy nie są specjalnie zdobione, natychmiast przyciągają uwagę.


    W Mińsku Mazowieckim nie brakuje z pewnością jednego, pomników. Lepsze lub gorsze z keszami w postaci magnetycznych mikrusów. Ale poza pomnikami było jeszcze trochę ciekawych obiektów. Chociażby kościół św. Antoniego. Współczesny budynek od strony skrzynki "Parafia św. Antoniego w Mińsku Mazowieckim" OP8D65 wygląda jak wielki bunkier, choć mi skojarzyło się z sarkofagiem elektrowni w Czarnobylu. Wracając do pomników to jeden przykuł moją uwagę. Upamiętnienie Jana Himilsbacha w popularnej dziś formie "przysiadalnej". Można spocząć obok na krześle, ale nie długo bo te niezbyt wygodne. Zresztą pan Jan jakiś taki nieswój. Autorowi nie udało się uchwycić charakteru postaci. Zresztą ciekaw jestem co by sam zainteresowany powiedział o tym dziele.


    Z Mińskiem Mazowieckim pożegnałem się keszem "Kapliczka na rozdrożu dróg" OP8D6Y.  Pewnie nawet bym się specjalnie nie zainteresował prostym krzyżem na postumencie, gdyby nie modlitwa. Fundatorzy proszą o odsunięcie od narodu pijaństwa i rozpusty. Kapliczka z 1912r. więc jak widać lata mijają a problemy pozostają.


    Droga do kesza "Pójdę boso" OP80ZZ okazała się prostsza niż myślałem. Niby na mapie nie ma dojazdu, ale w rzeczywistości jest niezła dróżka polna. Tylko trochę się ubrudziłem bo łąki lekko podmokłe. Na dodatek zostawiłem rower kilkanaście metrów dalej, nie wiadomo skąd wyskoczył bezpański pies i nim się zorientowałem oznaczył mi pojazd.
    Wracałem już na wschód w stronę Cegłowa. Zahaczyłem o kesza "Schron by HKT" OP866C. Muszę przyznać że niezbyt imponujący, ale jak każdy tego typu obiekt odwiedzony z ciekawością. W środku panuje ogromna wilgoć, a co najgorsze jest okopcony przez co wysmarowałem sobie łapy sadzą.
    Sporo obiecywałem sobie po keszu "23 baza lotnicza w Mińsku Mazowieckim" OP84N8. Po cichu liczyłem na jakiś wojskowy samolot. Tymczasem na lotnisku spokój i cisza. Chociaż nie do końca. Od jego strony dobiegał mnie ciągły szum. Początkowo myślałem, że coś się dzieje i zaraz zobaczę pilotów w akcji. Szybko jednak zorientowałem się, że zaraz na północ przebiega autostrada i to stamtąd ten szum. Moje rozczarowanie się pogłębiło. 
    Zaczynało się powoli ściemniać, a ja wciąż kilka kilometrów od Cegłowa. Trochę niepokoiła mnie droga krajowa przez którą musiałem kawałek jechać. Na szczęście w sporej części z boków są chodniki, które nieraz przybierały formę fajnych alejek. Ostatniego kesza "Pomnik ku czci żołnierzy Gwardii Ludowej" OP8CLT podjąłem już kilkanaście minut przed całkowitą ciemnością, a jak gdzieś padł strzał myśliwego szybko się z nim rozprawiłem by wrócić na drogę, bo w krzakach jeszcze by mnie za zwierzę wzięli. 


    Nocą dojechałem do Cegłowa, rower na dach i zmęczony, ale i zadowolony pojechałem w stronę Białegostoku. Bagażnik rowerowy to był dobry pomysł. Bardzo ułatwia logistykę. Szczególnie dostanie się w rejony gdzie nie dociera pociąg, albo przejazd z Białegostoku i z powrotem zabierze cały dzień. Czas który się oszczędza można poświęcić na przyjemniejsze rzeczy, jak keszowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz