sobota, 17 września 2016

Duże koło dookoła Wigier

    Korzystając z okazji, że nie trzeba kopać dziury pod kręgi szamba, przesypywać żwir, zwalać starych dachówek i robić innych "fascynujących" prac, które dziwnym trafem wypadały zawsze w dobrą pogodę, a tej w tym roku niewiele, wyskoczyłem na jeden dzień na Suwalszczyznę. W drodze zatrzymałem się tylko na chwilę w Augustowie, gdzie czekał mnie kesz "Back to the FUTURE" OP89A1. Potrzebne zdjęcia zrobiłem jakoś na przełomie wiosny/lata, dostałem kordy, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja sprawę doprowadzić do końca. 
    Samochód zostawiłem w Gibach, koło kościoła. Rzuciłem na niego okiem, ładny, drewniany. Postanowiłem obejrzeć go dokładniej jak tu wrócę, a to był błąd, ale o tym na końcu. Rowerem nie ujechałem daleko bo już w Gibach czekał kesz "ted151_zgineli_bo....." OP0DAB. Jest to pomnik pamięci, tym którzy walczyli o wolną Polskę. Skupia się głównie na ofiarach Obławy Augustowskiej.  Tuż po wojnie w lipcu 1945r. wojska NKWD, wspierane przez LWP i UB aresztowały mężczyzn zamieszkujących rejony Puszczy Augustowskiej, zaangażowanych w podziemie niepodległościowe, jak i podejrzewanych o to. Zatrzymani zostali wywiezieni w nieznanym kierunku i wszelki ślad po nich zaginął. Do dziś rodziny nie wiedzą gdzie zostali zamordowani i w jakim miejscu ich pochowano. Była to największa zbrodnia na Polakach po zakończeniu wojny.
    Giby leżą na zachodnim brzegu jeziora Pomorze, zaś ja musiałem jechać na jego północny brzeg po kesza "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 4" OP843R. Po drodze przecina się urokliwą rzekę Marychę. Potem kawałek lasek i ląduje się pod ośrodkiem wypoczynkowym, który podejrzany zza płotu nie wyglądał na wielce zmieniony od czasów PRL. Skrzynka ma imponujące znalezienia, raz na rok, a mi się trafił TTF. Tak to jest jak kesz jest schowany z dala od popularnych szlaków. Za to takie znaleziska cieszą szczególnie.


    Trzeba było się przedostać na południowy brzeg jeziora Pomorze, a po wodzie jeszcze jeździć nie umiem, więc znów przejechałem przez Giby. Zaraz za nimi kesz "Giby Shield" OP4336. Szybki, rowerowy drive-in. Kolejny "Stary Dąb - tree trail I" OP3E07 ukryty w dębie, a że bardzo lubię te drzewa to mi się bardzo podobało. Niestety jak się mogłem przekonać drzewo próchnieje od środka, co nie wróży najlepiej na przyszłość. A jeszcze do tego macając po omacku w poszukiwaniu pojemnika, dotknąłem jakiegoś oślizłego grzyba, który nigdy nie zaznał światła. Od razu włożyłem rękawiczki.
    I kolejny rowerowy drive-in czyli "Pod dębem, bez brzóz..." OP433B. Tylko szkoda, że dąb taki mikry. Przy kolejnym keszu "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 3" OP84CZ już nie poszło tak szybko. Pole biwakowe z wspaniałym widokiem na jezioro zachęcało by trochę tu posiedzieć. a i skrzynka szybko nie chciała się poddać, bo to nietypowa, a do spoilera od biedy pasowały dwa miejsca. W końcu pod bacznym okiem ogromnego pająka krzyżaka udało się znaleźć paczkę. 


    Przy keszach "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 2" OP840B i "Rezerwat Tobolinka" OP3C21 nie spędziłem zbyt dużo czasu. Choć trochę żałuję, że nie chciało mi się przedzierać z rowerem w głąb rezerwatu Tobolinka by zobaczyć pływające wyspy.
    Przy keszu "Śladami Pana Samochodzika i Templariuszy 1" OP840A dobry uczynek, czyli reaktywacja na prośbę autorki. I tak rozstałem się z tą malutką serią. Co do pana Tomasza, czyli Pana Samochodzika, to mam wobec niego mieszane uczucia. Jako dzieciak uwielbiałem czytać jego przygody, aż w której części natknąłem się na informacje, że główny bohater był w ORMO. I dalej czytało się fajnie, ale z tyłu głowy pozostało, że nie jest to postać kryształowa. Jedno trzeba mu przyznać, zaciekawił mnie historią, którą uwielbiam do dzisiaj.
    W Berżnikach zatrzymałem się przy drewnianym kościele. Już tu kiedyś byłem, ale nie mogłem odpuścić okazji znów zajrzeć do środka, by obejrzeć żyrandole z poroży jelenia. A i barokowe wyposażenie w drewnianym wnętrzu ładnie się komponuje. A z miasteczka niedaleko już do kesza "ted156_zielona_granica" OP0F42. Od paru lat miejsce dostępne bez żadnego problemu i tylko słupki graniczne przypominają, że wjeżdżamy do innego państwa. Pewną ciekawostką może być jeszcze graniczna boja. Strasznie to duże i nie da się przegapić. A miejsce bardzo ładne, zresztą w czasie tego wyjazdu nie brakowało takich. Niewielka plaża i wąski fragment bez szuwarów gdzie bez problemu jest dostęp do jeziora. A woda w nim niezwykle czysta. Trochę tu nogi pomoczyłem, chyba ostatni raz w tym roku.


    Wracając przez Berżniki zainteresował mnie cmentarz, a konkretnie pomnik widoczny z drogi. Jeden obelisk poświęcony polskim żołnierzom, data 1920, więc wiadomo że chodzi o Bitwę nad Niemnem. Bitwa Warszawska odrzuciła bolszewików, ale wojna nie była jeszcze rozstrzygnięta. Ta operacja to był ostateczny cios wymierzony w Armię Czerwoną. Natomiast drugi pomnik przy kilku grobach żołnierskich świecił nowością i zresztą miał nowoczesną formę.  Okazało się że to upamiętnienie Litwinów. Korzystając z zawieruchy wojennej zajęli oni część Polski, a dodatkowo plany Polaków odnośnie Bitwy Niemeńskiej zakładały przekroczenie wcześniejszej granicy polsko - litewskiej. Żeby żołnierze nie pomyśleli sobie, że z wojny obronnej przechodzi się w najeźdźcę, jeden z dowódców płk Stefan Dąb Biernacki stwierdził "Żołnierze jeśli idziecie w pole przeciwko Litwinom, nie idziecie z nienawiścią, jak przeciwko wrogowi śmiertelnemu, lecz przeciw braciom zbłąkanym".


    Kolejny dłuższy postój w Sejnach. Oczywiście kesz "Sejny - Biblioteka - Jesziwa" OP3B2D, ale chyba nigdy nie pozbędę się stresu związanego z zagadaniem do obcej osoby w sprawie skrzynki. A tu trzeba jeszcze hasło wypowiedzieć. Całe szczęście pani bibliotekarka bardzo miła i tylko się uśmiechnęła zapraszając do szukania. Nie obyło się bez obejrzenia synagogi i jesziwy (szkoła żydowska). Z racji wojny nie zostało w Polsce tak wiele tego rodzaju budynków, więc odwiedziny każdego z nich bardzo sobie cenię. W Sejnach warto tez obejrzeć bazylikę, będącą częścią zespołu podominikańskiego. Jak na małe miasto kościół ten jest ogromny. Zbudowany w stylu baroku wileńskiego i obok świątyni w Różanymstoku jest jednym z dwóch przykładów tego stylu w Polsce. Co prawda w Białymstoku mamy nawiązanie do tego stylu w postaci kopii kościoła z Berezewcza na Białorusi, ale to budowla współczesna.


    W Krasnopolu kesz nad jeziorem "Skarb Krasnopola" OP6963. Miejsce z infrastrukturą turystyczną nad samym jeziorem. Niby nic, a naprawdę mi się tu podobało. Może to przez czas w jaki tu dotarłem. Słońce miło grzało, ale w powietrzu czuć już zbliżającą się jesień. Tafla jeziora gładka jak stół, w oddali zacumowana samotna żaglówka, jakoś melancholijnie się zrobiło.
    Nareszcie dotarłem do głównego celu podróży, czyli w okolice klasztoru w Wigrach. Najpierw odwiedziłem Czerwony Folwark, gdzie koło Muzeum Rybołówstwa stoi niewielki wrak. Smętnie wygląda statek wyciągnięty na ląd, który powoli zżera rdza. Wygląda na przeznaczony do połowów, ale pewności nie mam. Strasznie gryzą mnie takie zagadki, kto go użytkował, kiedy i w końcu jaki to typ i ile wyprodukowano podobnych?
    Przy samym klasztorze założyłem kesza, bo jakże to tak, takie miejsce bez skrzynki? Takie miejsca trzeba odwiedzać tuż po sezonie. Trochę turystów było, ale nie wielkie tłumy, jakie pamiętam z poprzedniego pobytu. O samym klasztorze nie ma co się rozpisywać, bo dość dobre opisy można znaleźć w internecie. Dodam,że naprawdę warto wejść na wieżę, bo widok z niej naprawdę wspaniały. Ciekawie tu musi być jesienią, kiedy liście się zezłocą.
    Jest tutaj szlak greenvelo, a co za tym idzie porządne wiaty, z której skorzystałem by zjeść obiad. Posilony wybrałem się po kesza "Cimochowizna" OP8HQ0 i wpadł mi tutaj dawno nie zdobyty FTF. Fajny stąd widok na klasztor. Co jednak najbardziej dziwi to przebieg szlaku. Zjeżdża się z kładki nad przesmykiem między jeziorami Wigry a Leszczewek i ląduje się na prywatnej posesji. Co prawda są kierunkowskazy szlaku, pewnie po granicy posesji, ale dziwne wrażenie zostaje. 


    Jak już byłem w okolicy to zajechałem do podsuwalskiej wsi Huta. Zachował się tu dwór z XIXw. a że pomyślałem sobie kiedyś, że może spróbuję okeszować wszystkie dworki województwa podlaskiego to skorzystałem z okazji. 
    Na południe od drogi 653, a na zachód od j. Wigry jest kilka leśnych keszy. Niestety nie wszystkie schowane w miejscach do których można legalnie dotrzeć. I te sobie odpuściłem. Zacząłem od skrzynki "Nad Czarną Hańczą" OP032D. Naprawdę piękna rzeka, którą kiedyś zdarzyło mi się spłynąć kajakiem. Natomiast kesz jest schowany w miejscu gdzie jest to niewielka rzeka i jeszcze niespławna. Uwielbiam takie kesze schowane w środku lasu i to jeszcze w ciekawym miejscu. Niezłą atrakcją była kładka którą trzeba było jechać po przekroczeniu rzeki. Ciągnie się spory odcinek, a miejscami jest dość wysoka. Charakterystyczny szum opon po frezowanych deskach, ostre i wąskie zakręty, prawie jak w wesołym miasteczku.
    Trzeba przyznać, że tutejsze drogi leśne są wspaniałe. Szutrowe, ale twarde i bez zbyt dużej ilości dziur. Po drodze spotkałem duże, krowie placki. Krów w środku lasu nie ma, ale czyżby w północne rejony Puszczy Augustowskiej dotarły żubry? Kto wie, ale z pewnością coś ciężkiego musiało rozdeptać kesza "filips61: Jezioro Długie" OP02B6. Miałem jeden zapasowy pojemnik, ale zdecydowanie za mały na wszystkie fanty i logbook. 
    Trochę przez leśne ostępy, trochę przez cywilizację w postaci wsi, i znów lasem dotarłem do kesza  "filips64: przecięcie 54/23" OP02B9. Proporczyk na patyku dumnie wskazuje to szczególne miejsce. To chyba mój pierwszy kesz związany z ciekawym zapisem współrzędnych, N54 i E23, a reszta to same zera. A jeszcze do tego zagrzebany przy pieńkach, które od 2007r. mocno zmieniły wygląd. Cudo. 


    Przy keszu zwróciłem uwagę, że słońce za chwilę zacznie się chować za horyzontem. W planach były jeszcze trzy kesze. Pomyślałem, że zdobędę choć jeden, ale zrobiłem coś, co mi się wcześniej nie zdarzało. Spojrzałem do GPS-a ile kilometrów zostało do mety. W linii prostej ponad 20, a drogami coś koło 30. Oczy zrobiły się jak pięć złotych, bo myślałem, że już prawie koniec. Kesze poszły na bok i długa do auta. A i tak nie udało się przed nocą. Całe szczęście rower mam wyposażony jak trzeba w światła. Nawet kierowcy z naprzeciwka widzieli białe światło i zmieniali długie światła na mijania. Jednak jazda krajówką po ciemku to nie była przyjemność. 
    Rower na dach i do Białegostoku. Zmęczenie jednak okrutne, bo zrobiłem prawie 140km. i spać się strasznie chciało. Całe szczęście Augustów nie tak daleko, a tam stacja paliw, gdzie oprócz paliwa wziąłem kawę 420ml. i dwa energetyki. Może niezdrowo, ale głowa przestała się kiwać no i w domu poszedłem spać gdzieś koło drugiej. Następnym razem planując trasę trzeba będzie sprawdzać ilość kilometrów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz