piątek, 12 maja 2017

Podlasie, te za Bugiem

    Południowa granica województwa Podlaskiego opiera się o Bug. Ale w Podlaskim mamy i Suwalszczyznę i Mazowsze, a i miejsce na Ruś się znajdzie. Natomiast historycznie Podlasie sięgało dalej na południe za Bug. Nieprzypadkowo znajdziemy na mapie takie nazwy jak Biała Podlaska czy Międzyrzec Podlaski. W czasie reformy administracyjnej sprzed paru lat trwały spory właśnie o nazwę Podlasie. Niech się regionaliści, historycy czy geografowie o to spierają, a ja sobie o tym poczytam przyklaskując wszystkim koncepcjom.
    Białystok opuściłem w historycznej chwili, 8 maja rankiem kiedy to dzień wcześniej miasto uzyskało dostęp do morza. Pośmieszkować można, ale mijając zalane pola zacząłem się zastanawiać jak to będzie z niektórymi keszami położonymi blisko wody. Całe szczęście chyba tylko jeden kesz był przez to niedostępny.
    Tego dnia keszowanie zaczęło się w Węgrowie od cmentarza ewangelickiego i kesza "WielokulturowyWęgrów_1" OP8HMX. Na jego terenie stoi niewielki, drewniany kościół, ponoć najstarszy tego typu na ziemi siedleckiej. Otoczony jest nagrobkami z których część nie wygląda na wiekowe. Mnie bardziej interesowały te starsze, ale pozostałem przy oglądaniu z daleka. Padający deszcz sprawił, że nie chciało mi się łazić po mokrej trawie.


    Po zaliczeniu jeszcze dwóch ciekawych keszy w Węgrowie pojechałem do wsi Proszew. W ogóle chciałem minąć główne zabudowania w drodze do do kesza "Jaz i ruiny młyna na Kostrzyniu" OP8GL4 idąc krótkim spacerem przez las od zachodu. Niestety okazało się, że łąki na skraju lasu są zalane i nawet skacząc z kępki na kępkę nie da się przejść. Podjechałem więc od wschodu, gdzie droga prowadzi pod sam jaz. Niewielka rzeka Kostrzyń urządziła mi niezły spektakl. Zapewne spokojne na co dzień jej wody po poważnym podniesieniu stanu, szaleńczo przelewały się przez zaporę, przy okazji mocno się pieniąc. Piana niosła się daleko znikając za zakrętem.


    We wsi Sucha jest prywatny skansen i kesz "Skansen w Suchej" OP0F4C. Byłem pewien że odwiedzę tylko kapliczkę ze skrzynką i pojadę dalej. Owszem muzeum było jeszcze zamknięte, ale część parkingowa była otwarta, a na niej też są drewniane obiekty. Najbardziej spodobała mi się duża karczma. Obok stoi dworek, ale w nie najlepszej kondycji. Jednak utrzymanie tylu budynków musi sporo kosztować i nie na wszystko starcza pieniędzy.


    Południowe Podlasie oferuje sporo ładnych widoków. Szczególnie w pobliżu Liwca, zwanego małą Wisłą. Czemu tak się mówi mogę się tylko domyślać. Pewnie temu, że jak główna rzeka Polski pozostaje w znacznej mierze dzika i niezagospodarowana. Ale oprócz widoków były i zabytki. Jak to w Polsce bywa głównie sakralne. Miło będę wspominał kościół w Mokobodach. Mogłem bez problemu wejść do środka i obejrzeć pełne przepychu wnętrze. Budowlę warto też dobrze obejrzeć z zewnątrz, bo jej projekt jest jednym z wyróżnionych w konkursie na świątynię Opatrzności jako votum za uchwalenie Konstytucji 3 Maja. I rzeczywiście architekt stworzył ciekawe dzieło.
   W końcu dotarłem do Siedlec, a ich poznawanie zacząłem od kolejowej strony. Idąc do kesza przy cmentarzu żydowskim przeciąłem tory, a w drodze do "Muchawka od źródła do ujścia #4" OP8H0N jechałem wzdłuż nasypu. Jakoś Siedlec nie kojarzyłem specjalnie z koleją, a przecież tędy biegnie tor z Warszawy do Terespola, będący częścią większego szlaku łączącego Berlin z Moskwą. Stąd też zaczyna się tor do kolejowego przejścia granicznego w Siemianówce. Jakby nie patrzeć ważny węzeł. I teraz sobie skojarzyłem że z Warszawy przez Siedlce do Czeremchy, będącej przedsionkiem Puszczy Białowieskiej, łatwiej się dostać pociągiem niż z Białegostoku.


    Przed wyjazdem zszedłem do piwnicy i na wszelki wypadek zabrałem wodery. I raz się przydały, przy keszu "Muchawka od źródła do ujścia #3" OP8H0M. Skrzynka pod mostem, a wody tyle że nijak nie można pod niego wejść bez moczenia się. Wody okazało się ponad kolana, a przez cienką gumę czuć było jak jest zimna. Całe szczęście dno było widoczne, bo lubię widzieć na czym stoję w rzekach, jeziorach, itp. Skrzynka nieźle się zamaskowała, a ja już rozmyślałem czy da się przejść pod mostem na drugą stronę, całe szczęście w ostatniej chwili wpadła mi w oko. Jeszcze by mnie jakiś wir porwał.


    Jeszcze trochę zabawiłem na obrzeżach Siedlec. Ciekawostką była sosna smolna. Na tablicy informacyjnej leśnicy napisali, że występuje w Ameryce Płn. W domu jeszcze doczytałem i rzeczywiście tak jest, więc naturalnie rodzi się pytanie co ona robi na piaskach Podlasia? Nie obyło się też bez znajomych widoków. Przy keszu "Muchawka od źródła do ujścia #1" OP8H0K przez chwilę zastanawiałem się czy ja tu przypadkiem nie byłem? Krajobraz był łudząco podobny do widoku z bulwarów nad Supraślą na dziką stronę rzeki. Może tak jak u ludzi każdy ma swojego sobowtóra, tak w przyrodzie też są.


    Nadszedł czas na Siedlce. Zaparkowałem auto przy Placu Niepodległości, nawrzucałem ile trzeba do parkometru i poszedłem "w miasto" Sporo czasu mi tu zeszło. Raz że skrzynki to już nie zwykłe mikrusy pod parapetami, a zmyślnie pochowane różne patenty. Dwa że nie samymi skrzynkami człek żyje i trzeba było gdzieś wstąpić coś zjeść. Wcześniej w Siedlcach byłem na keszowaniu, kilka razy miasto przejeżdżałem też służbowo, ale jakoś miasto mnie nie zachwyciło. Teraz też jestem daleki od ochów i achów, ale muszę przyznać, że XIX wieczna architektura kamienic w centrum mnie urzekła. A jeszcze jak kesze robią za przewodnika i opowiadają o co ciekawszych miejscach to do szczęścia keszera nic więcej nie potrzeba. Chociaż najciekawszy mym zdaniem obiekt, czyli więzienie w samym centrum swojej skrzynki nie ma. Areszty budzą we mnie pewną fascynację, pewnie przez niedostępność i tajemniczość tego co za murem. A tutaj nawet mur nie byle jaki, bo zabytkowy.


    Po wyjeździe z Siedlec miałem jeszcze w planach kilka skrzynek, niewiele i pewnie dlatego wszystkie udało mi się podjąć, a dokładniej dotrzeć do nich, bo jednej nie znalazłem. Ostatniej "Pomnik w Drażniewie" OP8FMZ  szukałem już po ciemku, znów w siąpiącym deszczu, gdzieś na łąkach, za wsią. Klimat taki że horrory można kręcić. Jednak wcześniej w Łosicach spostrzegłem ciekawostkę, łódź morską jako pomnik nad niewielkim zalewem. Nie było opcji by się nie zatrzymać i zobaczyć co to jest. Okazało się że kiedyś służyła w Marynarce Wojennej, jako łódź sondażowa w rejonach przybrzeżnych i w portach. Jaki jest jej związek z miastem nie jestem jednak w stanie odgadnąć. Z pewnością nadaje kolorytu mieścinie.


    Miałem nadzieję, że jak czas pozwoli to jeszcze zajadę do Grabarki, miejsca pielgrzymek prawosławnych. Dużo z drogi głównej bym nie odbił, a ciekawy byłem co tam się zmieniło w ciągu kilku lat. Ale już po ciemku uznałem że to bez sensu, a po samą skrzynkę nie chciało mi się jechać. Wobec tego prosto do domu na zasłużony odpoczynek.

1 komentarz:

  1. świetna relacja jak zawsze. pozdrawiam wzorowy

    OdpowiedzUsuń