sobota, 20 maja 2017

Bunkry i żółte kamienie

    Tym razem wycieczka  do Puszczy Piskiej. Tam gdzie chciałem się dostać, czyli do części między Piszem, a granicą województw podlaskiego i warmińsko-mazurskiego pociągiem ciężko, został wiec samochód. Z samego rana załadowałem rower na dach i pomknąłem na płn.-zach. Po drodze zatrzymałem się w Małym Płocku (by założyć kesza) i w Kolnie (by znaleźć kesza). Kesz w Kolnie "Kolneńska Ciuchcia" OP4FF8 przypadł mi szczególnie do gustu bo schowany jest w starej lokomotywie wąskotorowej, a do kolei mam szczególna słabość. Coś mi tylko nie pasowało, skąd ciuchcia w Kolnie, skoro ta część Polski jakoś nie miała szczęścia do inwestycji kolejowych. Okazało się że to pamiątka po wąskotorowej linii Myszyniec - Kolno, zbudowanej przez Niemców w czasie I wojny światowej a służącej głównie do transportu drzewa z lasu. Została zlikwidowana w 1973r. czyli jak większość takich linii, w czasach gdy ciężarówki okazały się bardziej praktyczne, a co najważniejsze tańsze.


    Samochód zostawiłem nad samym brzegiem Pisy, na łąkach wsi Wincenta, która jest ostatnią miejscowością przed granicą województw. Już rowerem zacząłem od kesza "Indar19_W drodze na Mazury" OP1569. Jest to niewielki cmentarz z okresu I wojny światowej. Centralne miejsce zajmuje pamiątkowy obelisk. Z prawej strony leżą żołnierze niemieccy, z lewej rosyjscy. I jedni i drudzy mają takie same nagrobki, nie lepsze, nie gorsze. Chyba nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać, że wroga można aż tak uszanować.


    Jadąc kawałeczek DK63 na północ dojechałem do schronów. Często używa się nazwy bunkier, niby nieprawidłowej w fachowej literaturze, ale z ciekawości sprawdziłem w słowniku języka polskiego i według niego bunkier to "schron bojowy o mocnej konstrukcji" czyli jednak można używać tego terminu, który mi jakoś bardziej odpowiada. Bunkrów jest tam więcej niż tylko te okeszowane, ale to na tych ze skrzynkami się skupiłem. Niestety skrzynek nie znalazłem, jakiś pech mnie dopadł. Za to schron z keszem "Schron w Dłutowie" OP67B5 dostarczył mi innych wrażeń. Zachowała się tam kopuła obserwacyjna. Z racji tego że wykonywano je z metalu często traktowano je jako surowiec wtórny. Gdyby jeszcze wewnątrz bunkra zachowała się drabinka i można było spojrzeć przez otwory obserwacyjne byłbym całkowicie szczęśliwy.


    Dość szybko zjechałem z asfaltu i wjechałem w gruntowe drogi przez Puszczę Piską. To kiedyś były pruskie tereny. Dziś jak spojrzymy na mapę wszędzie rozciąga się las, a wsie w tym rejonie należą do rzadkości. Przed II wojną było całkiem inaczej. W różnych częściach puszczy mogliśmy się natknąć na ludzkie osady. Dziś jedną z nielicznych pamiątek po tych dawnych mieszkańcach są cmentarze, jak ten z keszem "Zaginiona wieś Wolisko Małe/Cmentarz" OP8DK5. Ale nawet na tym i innych podobnych nie zostało zbyt wiele nagrobków. Z pewnością nie zapadły się pod ziemię, ale pewnie są gdzieś jako fundamenty domów czy obór.


    Pierwszy żółty kamień z jakim się zetknąłem to ten z keszem "Żółty Kamień 24" OP8DK2. Może wyjaśnię czym one w ogóle są. Wielkością są niewiele większe od słupków dzielących lasy na oddziały i pełnią role drogowskazu. Na żółtym tle czarną farbą wypisano nazwy miejscowości z strzałkami wyznaczającymi kierunek do nich. Większość nazw to wsie już nieistniejące. W internecie jakoś nie znalazłem informacji o tych drogowskazach. Podejrzewam że ich rodowód sięga niemieckich Prus, bo słyszałem o podobnych drogowskazach na innych terenach należących niegdyś do Niemiec. Trzeba przyznać, że i dziś pomagają podróżnym, bo pełnią rolę niezłych punktów nawigacyjnych w splątanej sieci dróg leśnych.


    Jak to mam w zwyczaju nie będę zanudzał każdą skrzynką, tylko skupię się na tym co szczególnie przypadło mi do gustu. Nie mogę tu pominąć kesza "Dziadoski Most" OP87TN. Wieś w pobliżu nazywała się Dziadowo stąd i nazwa mostu. Zgodnie z nazwą nastawiałem się na lichą przeprawę. Ewentualnie odnowioną, ale prostą, niczym nie wyróżniająca się z setek mostów. I nagle za drzew widzę łuki na których zapewne zawieszona jest jezdnia. Konstrukcja której nie powstydziłoby się niejedno miasto i pewnie umieszczało na folderach. A tymczasem stoi sobie w lesie i służy głównie ciężarówkom z drewnem.


    Przy keszu "Żółty kamień 15/Cmentarz Szast" OP88F8 spotkałem pierwszego człowieka w lesie. Starszy pan na rowerze, jak się wkrótce okazało w czasie rozmowy 80 letni. Chciałbym w takim wieku zachować taką sprawność, by jeszcze urządzać sobie krótkie przejażdżki. Ponoć miejscowi opowiadają sobie, że Niemcy z cmentarza kiedyś się obudzą. Żałuję tylko, że nie dopytałem z jakiego powodu. Teraz leżą sobie na niewielkim cmentarzu, a nad nimi szumi piękny dąb.


    Czas było zacząć szukać jakiegoś dobrego miejsca na piknik. Idealny okazał się brzeg Pisy z keszem "Taras Widokowy" OP87TK. Zbudowano tu długi i wysoki taras, którym można wejść w podmokły las. Na jego końcu jest zadaszona platforma obserwacyjna, skąd jest ładny widok na Pisę, która zakręca tu prawie o 180st. Co prawda nie ma tam wiaty, ale równie wygodnie siedziało się na schodach, ciesząc się cieniem i odgłosami lasu.


    Kilkanaście lat temu Puszczę Piską nawiedził wielki huragan. Na obszarze wielu hektarów drzewa łamały się jak zapałki. Wokół kesza "Wieża Obserwacyjna" OP87TJ postanowiono zostawić połamane drzewa, by sprawdzić jak w takich warunkach odradza się las. Jak na razie na miejsce sosen wchodzi brzoza, która jak zauważyłem jest drzewem wszędobylskim.  Nawet na opuszczonych budynkach wystarczy, że wiatr  nawieje trochę piasku i zaraz pojawiają się te drzewa, swoje korzenie zapuszczając w cegły i beton.


    Kolejne żółte kamienie doprowadziły mnie w pobliże nieistniejącego mostu nad Pisą. Wiedzie do niego grobla przez zabagnione tereny. A że mostu nie ma to i grobla zarosła i jest tylko wąska ścieżka, pewnie wydeptana przez wędkarzy. Tego mostu z pewnością nigdy nie odbudują, bo i droga z niego nie prowadzi do żadnej ludzkiej siedziby. Oprócz grobli jedynym śladem po cywilizacji są słupki kamienne kilkanaście metrów od brzegu, na których zapewne były zamontowane barierki, bo nasyp tutaj robi się dość wysoki i stromy. Jest i oczywiście wspaniały widok na Pisę, całkiem sporą rzekę.


    W końcu po kilku godzinach jazdy i szukania keszy dotarłem do Pisza. Niewielkie mazurskie miasteczko, niestety mocno oblężone przez samochody bo spotykają się tu dwie drogi krajowe. Ale mimo to warto tu zawitać, bo każdy znajdzie coś dla siebie. Jest puszcza, jezioro Roś, w mieście znajdzie się kilka ciekawych zabytków. Są nawet dwie wieże ciśnień, jedna kolejowa, druga miejska. Największym unikatem jest schron Regelbau 502 z keszem o tej samej nazwie. Zbudowany w 1939r. jest pierwszym na świecie i jedynym tego typu schronem zachowanym w Polsce. W środku zrekonstruowano wyposażenie i żeby go zwiedzić trzeba się umówić, czego ja nie zrobiłem. Za to można obejrzeć zabezpieczone przez drut kolczasty podejście do kopuły obserwacyjnej. W terenie z oczywistych względów już się tego nie zobaczy.


    W Piszu nie zabawiłem zbyt długo, tyle co po trzy kesze, jakieś smakołyki ze sklepu na dalszą wycieczkę i znów zagłębiłem się w Puszczę Piską. Jechałem w kierunku jednej z nielicznych ocalałych wsi, czyli Pogobia Średniego. Cały czas w dół i do tego jeszcze równym asfaltem, tylko czasami odbijając w las po skrzynki. Lepszej drogi nie mogłem sobie wymarzyć i jakże się cieszyłem, że nie wybrałem odwrotnego kółka. Od Pogobia znów zaczęły się leśne drogi gruntowe. Puszcza ta nie jest zbyt spektakularna, bo to las gospodarczy, a co za tym idzie sporo wycinek i drzewa sadzone w rządku. Całe szczęście są miejsca i dziksze,jak to przy keszu "Żółty Kamień XX" OP88T6. Prawie nad brzegiem niewielkiej rzeki, której brzegiem chciałem iść do odległego o 300m. kolejnego kesza. Jednak ostatnie 100m. to rozlewisko przez które nie da się przejść. Musiałem jechać dookoła, ale warto było dla ładnych miejsc.


    Rodzajem ciekawostki są brukowane drogi w tym lesie. Kocie łby, ale wybierano kamienie płaskie co z pewnością poprawiało komfort podróżnych. Jedna z nich wiodła mnie do kesza "Indar27_Osada Wądołek" OP3829. Są tu pozostałości po hucie żelaza z XIXw. Zostały jakieś resztki fundamentów rozrzucone po lesie, ale najbardziej widocznym śladem jest malowniczy staw w środku lasu. W XIXw. była to największa huta żelaza w Prusach Wsch., a tak niewiele z niej zostało.


    Dobrze że pobocze drogi brukowanej było szerokie i twarde, bo nie wiem jak bym wytrzymał jazdę po kamieniach. Chociaż bardziej niż o swoje cztery litery i nadgarstki martwiłbym się o rower. Szczęśliwie dojechałem do trzech południkowo ułożonych bunkrów, z których pierwszy to "Regelbau 501 Bauwerk 271" OP8E43. Trzeba przyznać że teraz są nieźle zamaskowane. Przez krzaki, rosnące ale i zwalone drzewa nie widać ich nawet z kilkunastu metrów, o ile nie podchodzi się od strony wejścia. Lubię poznawać schrony, ale tutaj czekała mnie ogromna niespodzianka. W jednym z nich zachowała się ogromna kopuła na dwa MG34. I jak już zewnątrz mnie zachwyciła, to w środku stałem pod nią jak urzeczony.


    I trzy bunkry to były ostatnie kesze tego dnia. Do samochodu miałem już bardzo blisko, może niecały kilometr i tak kółko się zamknęło. Jak zostawiałem auto miejsce wydało mi się zaciszne,a jak wróciłem to wokół było kilkunastu ludzi, głównie wędkarzy, ale i pary z pobliskiego Kolna zjechały się na romantyczny spacer. Wcale się nie dziwię, bo miejsce naprawdę ładne. Dzień był intensywny, ale nie tak jak czasami że narobię kilometrów a potem nosem orzę ziemię. Trochę kilometrów miałem w nogach, akurat tyle by poczuć to pozytywne zmęczenie. No i wyjechałem za dnia i wróciłem za dnia, co w przypadku dalszych wyjazdów nie zdarza mi się tak często.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz