czwartek, 27 marca 2014

Keszowanie zastępcze

    W ostatni weekend planowałem wyskoczyć na Lubelszczyznę. Chciałem zaliczyć geościeżkę "Szlakiem Powstania Styczniowego na Lubelszczyźnie"i przy okazji zdobyć odznakę PTTK. Niestety wiatry, które szalały tydzień wcześniej dały trochę roboty. W sobotę zamiast zbierać skrzynki, szalałem z piłą spalinową i siekierą, a w niedzielę odpoczywałem po całym dniu uczciwej i ciężkiej pracy. Został tylko wolny poniedziałek. Zrobiłem szybki plan wycieczki, zrzuciłem kesze do GPS-a, zadzwoniłem do towarzysza wypraw MiszkiWu, który też miał ten dzień wolny i w poniedziałek rano, o 5:30 ruszyliśmy na zachód.
    Dzień nie zapowiadał się szczególnie. Ciężkie chmury przetaczały się po niebie. Do tego czasami popadywał deszcz. Przy pierwszym keszu, "Gorka Napoleona" OP276B, jeszcze nie było najgorzej. Tylko trochę wilgotno. Sama skrzynka w miejscu, które ominąłbym nawet się nie zatrzymując. Młody las, pola i kilkadziesiąt metrów dalej zwykłe gospodarstwa rolne. Jest jednak mała górka z krzyżem na szczycie. Nie wiem czy to prawda, czy to legenda, ale ponoć była usypana w ciągu jednej nocy, by Napoleon mógł widzieć swe wojska, a żołnierze osobę wodza. Może prawda, może nie, ale uwielbiam takie anegdoty historyczne. A jak w takim miejscu jest kesz, to do szczęścia nie trzeba wiele więcej.
    Kilka kilometrów dalej czekał nas następny przystanek. Drewniany kościół z 1742r. z keszem "Mońka10_Wędrujący kościółek" OP1893. Widziany nieraz z okien auta w drodze do lub z Warszawy. W końcu była okazja by obejrzeć go z bliska. Niestety wnętrza nie można obejrzeć, bo w tygodniu jest zamknięty. Z zewnątrz też szybko go "oblecieliśmy" bo rozpadał się spory deszcz. Ale i tak świątynia zrobiła na mnie spore wrażenie. Po pierwsze wielkością. Jak na drewnianą budowlę, jest naprawdę duży. Po drugie, mimo, że niezbyt liczne, to zdobienia snycerskie dodają wiele uroku.


    Tuż przed Zambrowem odbiliśmy w lokalną drogę na Wiśniewo. W licznych zjazdach i rozjazdach z ekspresówki o mało się nie pogubiłem, ale udało znaleźć się właściwy kierunek. Wąską droga dojechaliśmy do DK63. Z niej po kilku kilometrach odbiliśmy w stronę dawnego poligonu w Czerwonym Borze. W internecie można znaleźć wiele niesamowitych historii czego tam nie było. Jedni wspominają o podziemnym szpitalu, który mógł zacząć działać w kilka godzin, inni o zapasowym punkcie dowodzenia obrony terytorialnej. Jak spojrzycie chociażby na mapę google, wciąż można dojrzeć zarys poligonu. Ogromny teren na niejeden dzień eksploracji. Dziś z pewnością jest tu ośrodek dla uchodźców i więzienie. I oczywiście kesz "wojtech_4" OP001A. Skrzynka to prawdziwy kawał historii, bo aż z 2006r. czyli początków OC w Polsce. Niesamowite, że przetrwała tyle lat. I to może jej magia sprawiła, że mimo wciąż zachmurzonego nieba zrobiło się ciepło. A jak wyjeżdżaliśmy z poligonu to zaczęło przebijać się słońce. Jeszcze tylko mała rada. Jak będziecie jechać autem do tego kesza to wybierajcie raczej drogi główne. Ja wybrałem najkrótszą i tylko się śmiałem, że jak dawały radę Stary 660 to i Panda przejedzie. Ale jak zacznie padać porządny deszcz, to wielkie doły będą problemem (albo atrakcją) dla prawdziwych terenówek.

    
Z poligonu ruszyliśmy ku głównemu celowi wycieczki. Czyli znów na tapecie schrony Linii Mołotowa. Pierwszy przystanek przy małym bunkrze z keszem  "Snuffer- "Linia Mołotowa - PO Głębocz 05" OP199C. Tuż przy wsi, ale w miarę czysty. Co ciekawe są tu dwie skrzynki. Stara i reaktywowana. Wpisaliśmy się do obu. Stąd leśną drogą podjechaliśmy do pozostałych trzech schronów punktu oporu Głębocz: "Snuffer- "Linia Mołotowa - PO Głębocz 03" OP199B, "Linia Mołotowa - PO Głębocz 02" OP17EB i "Snuffer- "Linia Mołotowa - PO Głębocz 01" OP17DA. W oryginale stały w szczerym polu, ale teraz otoczone są przez las. Przez lata nawet na dachu nazbierało się dość ziemi, by mogły rosnąć tam drzewka. Miejscami porośnięte przez mech, wyglądają jak zagubione przejścia do innego świata. Po prostu piękne. I tylko mieliśmy mały problem z ostatnim bunkrem. Nie mogliśmy znaleźć kesza. Każda dziura w każdym pomieszczeniu została przeszukana po cztery razy. Pewne zamieszanie wprowadzał też pomylony opis z sąsiednim schronem. Już mieliśmy opuszczać to miejsce, ale postanowiłem wejść jeszcze raz i tym razem znalazłem skrzynkę, tylko leżącą luzem na środku jednego z pomieszczeń. Pewnie jakiś zwierz ją wyciągnął.




    Na chwilę opuszczamy schrony. Koło Prosienicy zostały nam dwie skrzynki, których jakoś nie podjęliśmy, gdy w tych okolicach łupiliśmy Linię Mołotowa. Mowa o "Snuffer- "Guty-Bujno" OP144E i "Duchy partyzantów" OP0A9D.  Jeden z kezy pokazuje obelisk wzniesiony na grobie 150 zakładników zamordowanych przez Niemców w 1943r. Drugi, kilkadziesiąt metrów dalej, ukryty obok dwóch bezimiennych grobów. Czy to ofiary Niemców, Sowietów, a może rozliczeń sąsiedzkich? Jak poczytałem w krótkim artykule podlinkowanym w opisie kesza snuffera, podział między AK, a komunistami przebiegał nie tylko między sąsiadami, ale i w rodzinach.
    Czas wracać do schronów. Niby już człowiek zna typy, z zewnątrz rozpoznaje jaki jest rozkład pomieszczeń, ale i tak każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Na pierwszy ogień poszedł "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 01" OP5142. Jeżeli można coś takiego powiedzieć o bunkrze, to ten jest przytulny. Maleństwo na skraju niewielkiego zagajnika, strzeże wstępu na łąki i pola. Zostawiliśmy auto koło niego i na piechotę ruszyliśmy do pozostałych. "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 04" OP56E8, bunkier z tym keszem z daleka wygląda tak, jakby groźnie spoglądał na okolicę. Pewnie latem tego nie będzie widać, bo przysłonią go rośliny. To co zobaczyliśmy przy następnym bunkrze z keszem "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 05" OP56E9, zrobiło na nas spore wrażenie. Zza drzew wyłoniła się wielka ściana betonu, która koledze skojarzyła się z bunkrem na Endorze. Brakowało tylko żołnierzy Imperium. Niestety czar prysł, po wejściu do środka. Jeden z bardziej zaśmieconych i trzeba uważać gdzie się staje.




    Wszystkie schrony to miała być łatwa wycieczka krajoznawcza, ale jak to zwykle bywa, nic nie może być łatwe jak w planach. Pierwszy problem pojawił się przy keszu "aragon12 - Linia Mołatowa - PO Skłody 02" OP5143. Schron wiosną podszedł wodą i nie da się wejść swobodnie do środka. Na szczęście jest on częściowo zniszczony i do skrzynki da się dostać przez dach. Trzeba tylko uważać wchodząc na górę, bo betony porośnięte mchem są niesamowicie śliskie. Ale przynajmniej łatwiej jest wrócić na dół, po prostu ześlizgując się po pochylonej ścianie. Następny schron też niewiele lepszy. W miejsce ukrycia skrzynki, "aragon12 - Linia Mołatowa - PO Skłody 03" OP5144, też się nie da dostać, a to ponownie przez wodę. I znów pomocne okazuje się zniszczenie bunkra. Czepiając się wystającego zbrojenia, wisząc prawie jak małpa, udało mi się wyciągnąć skrzynkę. Świetna zabawa. 
    Przez łąki i pola dotarliśmy do kesza "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 06" OP56E. Szybka akcja zdobycia i już jesteśmy przy następnym bunkrze z skrzynką "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 07" OP56EB. Ten schron zapamiętam dzięki napisom, zapewne sfrustrowanego czerwonoarmisty. Z jednej strony "Hitler kaput" z drugiej "Niemcy to chu..." Brakowało tylko napisu "taki piękny schron zniszczyli". 
    Wróciliśmy do auta, by dojechać do pozostałych keszy. Droga wiodła przez Zaręby Kościelne, a że człowiek nie samymi skrzynkami żyje, zaciekawił nas kościół widoczny z daleka. Późnobarokowa świątynia jest częścią niewielkiego zespołu poklasztornego. Jak w większości świątyń, w tygodniu można wejść do przedsionka, by chociaż stamtąd obejrzeć wnętrze. 
    Po krótkim postoju w miasteczku, czas na pozostałe bunkry. Pierwszy to  "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 09" OP72C5. Było w miarę sucho, więc wyszedł klasyczny drive-in. Przy tym bunkrze świetnie widać, jak ich system wzajemnie się wspierał. Przez jedno z "okien" jest świetny widok na sąsiada.




    Do wspomnianego wyżej sąsiada poszliśmy już na piechotę. Kesz "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 10" OP72C6 znaleziony bez problemu. Za to po raz kolejny niepokoi mnie zalany dolny poziom. Woda jest nawet w miarę czysta. Pozostaje tylko pytanie, co tam może pływać?
    W tym rejonie został nam jeszcze jeden, "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 08" OP72C4. Potencjalne miejsce ukrycia łatwe do znalezienia. Jednak dostanie się do skrzynki sprawiło trochę kłopotu. Po pierwsze maskowanie nie chciało wyjść, a po drugie ktoś urządził tu sobie składowisko gnoju. Całe szczęście, że był już dość dawno zabrany i resztki wyschły całkowicie, ale pewien niesmak pozostał. Czego się jednak nie robi by wyciągnąć kesza.
    Po drugiej stronie Broku czekały na nas jeszcze dwa schrony. W domu na mapie w okolicy zaznaczonych jest kilka mostów. Odpalam poczciwy Geoportal i większość z nich jakaś podejrzana mi się wydaje. Ale jest jeden zaznaczony grubszą kreską i już w terenie właśnie nim przejeżdżamy. Pod schron z keszem "Linia Mołotowa - PO Skłody 1" OP15FB da się podjechać. W środku robię zdjęcie najnowszym "łindołsom", i to było ostatnie zdjęcie. Po wielu latach i wielu zdjęciach, matryca w cyfrówce w końcu padła. Do tego i schrony się skończyły. Został nam tylko kesz "aragon12 - Linia Mołotowa - PO Skłody 11" OP72C7. Jeżeli chodzi o ukrycie, to chyba najlepsza pod względem widokowym skrzynka. Schrony żegnały nas krakaniem kruka co jakoś oddawało mój nastrój po stracie aparatu i to, że bunkry skończyły się jakoś zbyt szybko i pozostał niedosyt.
    Czekał nas spory kawałek drogi. W Czyżewie zrobiliśmy mały postój na posiłek. Jadąc wojewódzką drogą 690 natknęliśmy się  na wiatrak i zabytkową drewnianą chałupę we wsi Drewnowo. Jest to oddział zamiejscowy Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Koźlak był zamknięty, ale zawsze można zajrzeć choćby do dolnej części. Za to dom był otwarty. Jedna część poświęcona jest wypiekowi chleba, druga uczonemu od energetyki, ale zapomniałem nazwiska. Aż szkoda, że nie miałem niczego by założyć tam kesza, bo miejsce na to zasługuje.
    Kolejny nieplanowany postój wypadł w Ciechanowcu. Jak już byliśmy obok Muzeum Rolnictwa, żal było nie skorzystać. Zamykali za około 20min. więc tylko szybko przeszliśmy się po jego terenie by ogólnie rzucić okiem. Kolejne miejsce na kesza (ale i na całodzienną wycieczkę).  Jeszcze tylko wizyta w kościele barokowym, by nacieszyć oko wystrojem wnętrza i można dalej ruszać w drogę. Tak myślę, że człowiek jeździ gdzieś daleko, a pod bokiem ma takie perełki. Wszystko to kwestia czasu i niestety pieniędzy.
   Dotarliśmy w końcu do kesza "ted70_stomatologiczna" OP0644. Nazwa taka bo Ząbki Niemyje. Wystarczy rzucić okiem na mapę, a w tym rejonie da się jeszcze odszukać wiele ciekawych nazw. Piętki Żebry, Złotki Przeczki, Dmochy Wypychy, czy te nazwy nie brzmią pięknie?
    Przez Brańsk pojechaliśmy do Hodyszewa. Jest tu sanktuarium maryjne. Spodziewałem się jakiegoś barokowego kościoła. A tymczasem z daleka było już widać wielką świątynię z lat 30-tych XXw. Mocno kontrastuje z niewielką zabudową wsi. Oczywiście weszliśmy do środka. Obejrzeliśmy cudowny obraz Matki Boskiej. Mnie najbardziej zastanowiły flagi rozwieszone pod sufitem. Nie mogłem znaleźć żadnego klucza. Początkowo myślałem, że może chodzi o państwa z silną Polonią, ale co w takim razie robiły tam flagi ONZ czy Izraela? Oczywiście wpisałem się też do kesza "Krolowa Podlasia" OP2788.
    W drodze do Łap mieliśmy okazję zobaczyć jak się wznosi słupy wysokiego napięcia. Już we wspomnianym miasteczku chcieliśmy podjąć tylko jednego kesza  "Bohaterskim dzieciom polskim" OP54B8. Niestety prawdopodobnie zaginął, bo spoilery są dość jednoznaczne. Za to pomnik jest dość przejmujący. Moim zdaniem właśnie najprostsze symbole mówią najwięcej. Jak na całodzinną wycieczkę, tylko jedno nieznalezienie to i tak nieźle. Zresztą najważniejsze jest odwiedzenie miejsca. Skrzynka to super bonus.
   

2 komentarze:

  1. Ooo, Głębocz, tam gdzie już nie zdążyliśmy dojechać. I kurczę, nie wiem kiedy znów pojedziemy, cholerne remonty na kolei.

    OdpowiedzUsuń
  2. Remont na kolei to jak nic kilka lat kombinowania by w miarę normalnie gdzieś dojechać.

    OdpowiedzUsuń