niedziela, 4 maja 2014

Na suwalskich ścieżkach

    Godzina 4 rano. Jest jeszcze ciemno, ale miasto już powoli budzi się do życia. Są pierwsze autobusy, piekarze rozwożą swój towar, a ja wraz z Akimgiem i Gackkiem wyruszamy na północ w kierunku Suwalszczyzny. Oczywiście na keszowanie. Na wszelki wypadek przygotowałem 50 skrzynek do znalezienia, zdając sobie sprawę, że to nierealne, ale zawsze mieć lepiej kilka w zapasie. Chociaż gdybyśmy zdecydowali się na keszowanie po ciemku, to pewnie znaleźlibyśmy prawie wszystkie. Ale zmęczenie i brak chęci do jeżdżenia tylko dla statystyk zrobiło swoje.
    Jak powiada stare przysłowie, jaka pierwsza skrzynka, takie całe keszowanie. I na całe szczęście kesz "Snuffer- "Kim była Katarzyna?" OP1182 był na swoim miejscu. Szukaliśmy niezbyt długo, pojemnik przyzwoitych rozmiarów (grunt, że nie zakopany mikrus), więc to był dobry znak na przyszłość. Pozostaje tylko tajemnica tytułowej Katarzyny. Według tablicy zginęła w 1915r. Obok są jeszcze dwa lub trzy groby. Udało mi się znaleźć informację, że w czasie I wojnypobliska wieś została całkowicie zniszczona, więc może w czasie zawieruchy wojennej nie było możliwości normalnego pochówku na cmentarzu? 
    Jadąc z Białegostoku na Suwalszczyznę nie sposób ominąć Augustowa. Tym razem w mieście zrobiliśmy tylko krótki postój przy keszu  "Macewy" OP4BE7. Jak sama nazwa wskazuje, związany jest z dawną społecznością żydowską miasta, a szczególnie cmentarzem, który był tu kiedyś. Podczas ostatniej wizyty nie doczytałem info o zmianie miejsca ukrycia. Tym razem poszło bardzo sprawnie.Jak zawsze w takich miejscach nachodzi mnie myśl, jak z tak wielkiej społeczności, zostało tak mało śladów. 
    Zaraz za Augustowem skręciliśmy w kierunku Raczek. Droga z asfaltowej zmieniła się w szutrową. Na początku lasu zatrzymaliśmy się by na piechotę dostać się do kesza "filips60: Dolina Rospudy" OP02B5. Daleko nie było, bo zaledwie niecały kilometr. Idąc natknęliśmy się na kawałek zaoranej przecinki leśnej. Dość szeroki pas od razu nasunął skojarzenia z droga, która miała tu powstać. Nawet był zajazd, niestety nieczynny. Sama skrzynka leżała sobie na wierzchu. Ciekawe od kiedy, bo ostatnie znalezienie było w 2011r. Same widoki raczej nieciekawe. Z miejsca ukrycia kesza, w dół schodzi dość strome zbocze, a w dole widać podmokły teren. Dalej nie da się nic zobaczyć, bo wszystko maskują drzewa. Ciekawostką mogą być transzeje, pewnie z okresu II wojny, bo sporo ich w okolicy. 

autostrada leśna

    Przy następnym keszu "ted7_Swiete_Miejsce" OP030B Rospuda pokazała nam całe swoje piękno. Wartki nurt, jak na nizinną, leśną rzekę, przepływającą pod niewielkim, drewnianym mostem. Blisko brzegu niewielka kapliczka strzeżona przez dwie drewniane rzeźby. W kapliczce można poczytać prośby i podziękowania . Najbardziej oryginalna to prośba rodziców "spraw dobry Boże by nasz syn Cezary mógł poślubić kobietę". Patrząc na okolicę, cieszę się, że nie powstała tu droga. 

piękna Rospuda




    To czego nie ma w dolinie Rospudy, można obejrzeć sobie w okolicach Dowspudy. Tony żwiru i chyba jeszcze więcej betonu przy budowie ogromnej estakady. Nie przyjechałem tu jednak podziwiać inwestycję drogową, a zobaczyć pozostałości pałacu Paca, a przy okazji podjąć kesza. O właścicielu i jego rezydencji powiadało się, że wart Pac pałaca, a pałac Paca. Do dziś zachował się portyk, jedna z wieżyczek i resztki murów przy ziemi razem z piwnicami. Wygląda to wszystko niezwykle malowniczo, tym bardziej, że obok rozciąga się park w stylu angielskim w którym wiosna zagościła na dobre. Jest i skrzynka "ted8_Dowspuda_palac" OP030C, oczywiście w pieńku, który przez te kilka lat od założenia kesza uległ sporemu rozkładami.

wart był Pac pałaca


  W Dowspudzie jest jeszcze jedna skrzynka "Snuffer- "Festiwal Kultury Celtyckiej" OP0670. Zastanawiałem się skąd tam wzięła się kultura celtycka, ale jak się okazuje, chociażby swojska nazwa pobliskiej wsi Korytki to kiedyś Berwik. Po prostu w kilku wsiach żyli osadnicy szkoccy i angielscy, sprowadzeni tu przez Paca. Zostali tu nawet po konfiskacie majątku po powstaniu listopadowym, a ich potomkowie żyją tu do dziś. Stąd więzy tych terenów z jedną z zachodnich kultur.
    Suwałki ominęliśmy od zachodniej strony, co cieszy, bo uniknęliśmy porannej nerwicy drogowej opanowującej każde większe miasto. Zaparkowaliśmy koło mostu nad Czarną Hańczą i poszliśmy po kesza "MŁYN WODNY NA CZARNEJ HAŃCZY" OP4021. Niestety właścicielki młyna nie było, a jak czytam w logach można od niej dowiedzieć się trochę więcej o historii tego miejsca, a nawet zajrzeć do środka. Nam zostało obejrzenie od zewnątrz, zrobienie parę fotek i oczywiście wydobycie kesza. 


      Od młyna pojechaliśmy odwiedzić Jaćwingów, a raczej ślady po tym ludzie. Do kesza "Zamczysko jaćwieskie pod Szwajcarią" OP3D96 dotarliśmy od północy, a nie jak proponuje autor od południa. Nasza droga nie wymagała chodzenia po prywatnym polu, w zamian trzeba było pokonać źródlisko, chociaż jak się okazało 100m. dalej da się przejść nie skacząc po zwalonych drzewach. Po zamczysku pozostało wzgórze na którym najlepiej widać zarys wałów ziemnych. Nie wiem czy pełniły role obronną, czy wyznaczały strefy w osadzie, ale... jakoś mnie nie zachwyciły. Wszystko przez las rosnący dookoła. Drzewa mające góra 50 lat, częściowo przetrzebione przez leśników skutecznie niszczyły klimat obcowania z dawną kulturą.
     Podobnie było przy skrzynce "Cmentarzysko Jaćwingów w Szwajcarii" OP3D94. Kurhany, które gdyby nie opis, można wziąć za zwykłe ukształtowanie terenu, te oznaczone kamieniami ledwie odznaczają się w trawie. Może nie spodziewałem się polskiego Stonehenge, ale daleko temu miejscu chociażby do pomorskiego cmentarzyska Gotów w Węsiorach. I jeszcze ta biało-czerwona taśma wokół jednego z połamanych drzew, w gruncie rzeczy nie wiadomo po co.
    Były dwa kesze związane z Jaćwingami, czas  na dwa miejsca martyrologii. Przy pierwszej skrzynce "ZBIOROWA MOGIŁA 12 CZŁONKÓW RUCHU OPORU POD SUWAŁKAMI" OP524E, naprzeciw nam wyszedł jakiś pan w garniturze, w stojaku stały flagi, a obok był rozłożony sprzęt nagłaśniający. Okazało się, że trafiliśmy na przygotowania do oficjalnych uroczystości 74-tej, okrągłej rocznicy. Z szukania kesza nici, ale mieliśmy i tak tędy wracać, więc niezrażeni pojechaliśmy dalej.
    Kilkaset metrów dalej jest kolejna zbiorowa mogiła z keszem "ZBIOROWA MOGIŁA 39 CZŁONKÓW RUCHU OPORU POD SUWAŁKAMI" OP5251. Sama mogiła jest trochę dalej od drogi, do tego dojazd nie jest zbyt komfortowy. Pewnie dlatego to miejsce jest bardziej zaniedbane niż poprzednie. Owszem, jest czysto, wokół szumi las, ale jednak widać, że po wybudowaniu pomnika , to miejsce zostawiono samemu sobie. 
    Za sobą zostawiamy główne drogi i wjeżdżamy na lokalne. Czasem asfaltowe, czasem szutrowe, a czasem polne ścieżki. I właśnie ta ostatnia droga doprowadziła nas do kesza "Pomnikowy Głaz Narzutowy w Pawłówce" OP5639. Jadąc nią przywaliłem podwoziem o jakiś wystający kamień, aż mi się ciepło zrobiło, ale oględziny nie wykazały zniszczeń. Do samego kesza i tak kawałek trzeba dojść na piechotę. Obok kręcą się wiatraki, a jadąc po keszynę widzieliśmy nawet ludzi na ich szczycie. Z pewnością konserwatorów, ale jakie widoki mają w swojej pracy. Wracając do skrzynki, to jednak cieszę się, że jednak największy głaz w podlaskim jest koło Walił. Mimo, że niższy to jednak z większym obwodem, przez co wygrywa konkurencję. Zresztą w przypadku tego suwalskiego też nie widać podawanej wysokości. Obecnie jest niższy ode mnie, więc sporo centymetrów z podawanych dwóch metrów musi być w ziemi.


    Głaz jest niedaleko wsi Pawłówka, gdzie skrył się kolejny kesz "Zabytkowy Kościół w Pawłówce" OP5638. Skrzynka odnaleziona bez problemu. Można powiedzieć, że standard i nic ciekawego, podobnie jak kościół. Przypomina długi drewniany barak, tylko z trochę lepszego drewna. Mieliśmy to szczęście i akurat w środku były prace porządkowe. I okazuje się, że wewnątrz jest prawdziwy skarb. Przez niewielkie okna, dodatkowo przyciemnione przez witraże kościół tonie w półmroku. Na tle starego, pociemniałego drewna pięknie wyróżniają się ołtarze boczne, jak i główny. Naprawdę piękne wnętrze z klimatem małego, wiejskiego kościółka.
     W Pawłówce na jakiś czas pożegnaliśmy się z asfaltem. Jednak na Suwalszczyźnie drogi żwirowe w większości są dobrze utrzymane i nieźle się po nich jeździ, tylko strasznie kurzy. Ale wracając do keszowania to czekała już na nas kolejna skrzynka "Tajemnicze wzgórze w bzach" OP56F9. Kolejna ciekawostka tych ziem i pamiątka po dawnych mieszkańcach. Wśród krzaków kryje się cmentarzyk posiadaczy okolicznych dóbr - Bankendorfów. Najlepsze są widoki stamtąd. Szczególnie w stronę wsi Łanowicze i jeziora o tej samej nazwie. 
    Nie zdążyliśmy nacieszyć się jednym widokiem, a już przy drugim postoju jest równie wspaniale. Zresztą tam chyba nie ma brzydkich okolic. Zeszliśmy z pagórka, przeskoczyliśmy przez strumyk i znów weszliśmy na kolejny pagórek. Przy wielkim kamieniu był kesz "Kamień z krzyżem" OP1DEF. Niedomknięty okrąg z ziemi, wielki głaz w środku z wyrytym krzyżem, przypominającym trochę celtycki. Od razu wyobraziłem sobie odbywające się tutaj pogańskie obrzędy Jaćwingów. Czasem wesołe tańce, a czasem krwawe ofiary. Prawdę mówiąc nic o nich nie wiem, ale postaram się nadrobić chociaż podstawową wiedzę o ludzie który zamieszkiwał północ dzisiejszego województwa podlaskiego. Tak naprawdę kamień jest  jakoś związany z III Rzeszą. Być może jest to grób/pomnik jakiegoś notabla. W necie znalazłem info, że jest też wyryte nazwisko generała, ale to nic pewnego.


    Głaz jest we wsi Prawy Las, gdzie jest także świetnie zachowany schron z keszem "Bunkier Prawy Las" OP6E25. Jakże inny od tych, jakie widziałem na Linii Mołotowa. Po pierwsze zupełnie inny schemat (w końcu to niemiecki schron). Po drugie widać, że bardziej przykładano się do budowy, bo wszędzie są kąty proste. I co najważniejsze zachowały się metalowe elementy. Framugi czy osłony strzelnic to nic specjalnego, ale był rodzynek w postaci wieżyczki obserwacyjnej na dachu. 


    Jedziemy po następnego kesza. Droga wiodła nas nienaturalnie wysoko. Normalnie byłby zjazd w dół, a tu jak po sznurku. I tak dotarliśmy do kesza "Lokomotywka na kamieniu" OP1DED. Podczas podejmowania przejeżdżał jakiś "lokals" i jak się potem okazało myśląc, że jesteśmy z jakiejś kontroli, zatrzymał się obok. W krótkiej rozmowie tajemnica drogi szybko się wyjaśniła i okazało się, że to dawny nasyp kolejowy. Lokomotywka na kamieniu też jest ponoć niejedna. A jak się okazuje w ten sposób ozdobiony jest koniec niewielkiego przepustu pod dawnym torowiskiem. Podejrzewam, ze budowniczy w ramach urozmaicenia sobie pracy, zabawili się w stworzenie tego rysunku.
    Przed nami dwie najtrudniejsze kesze, przynajmniej dla mnie. Trzeba nawiązać kontakt z nieznanymi ludźmi i poprosić ich o skrzynkę. W pierwszym przypadku przy keszu" Galeria w Przełomce" OP1DC2 moje obawy szybko minęły. Urocza właścicielka chwilę z nami pogawędziła, by potem zaprosić do niewielkiego muzeum połączonego z galerią. W środku udało się nam zidentyfikować większość starych sprzętów. Na wszystkich największe wrażenie zrobiła stara gofrownica. Kojarzy się tylko z elektrycznym urządzeniem, a tu jak się okazuje można wykorzystać też ogień w piecu. Przy drugim keszu "Galeria u Krysi" OP6EF9 też czekała nas miła niespodzianka. Pani która nam otworzyła, na słowa "my po skrzynkę ze skarbami" szeroko otworzyła oczy, a potem skojarzyła o co chodzi. Okazało się, że galerią opiekuje się inna pani. Lokalna artystka, której obrazy można obejrzeć w galerii, ale nie tylko, bo tworzy też rękodzieło. Wszystko to jest do obejrzenia w pokoju gościnnym. Niezwykłe miejsce. Skusiłem się na mały zakup i za 30zł. stałem się właścicielem jednej z laleczek "cycatek". Każda odpowiada za co innego. Ja trafiłem na patronującą miłości i bogactwu. Stoi teraz na biblioteczce i może w końcu ściągnie choć z jedno.
    Po wizycie w galeriach czas wrócić do schronu. Tym razem los padł na "Bunkier Wobały" OP5670. Tutaj, w odróżnieniu od poprzedniego schronu, uprawnione jest porównanie do Linii Mołotowa. Jest równie zniszczony jak spora część radzieckich schronów. Mocno zarośnięty krzakami, nie pozwala na dokładne obejrzenie. Wokół kawałki gruzu z wysadzonych ścian, ale najważniejsze, że wewnątrz czysto. 
    Przed nami miejsce na które najbardziej czekałem. Tam gdzie ukryty jest kesz "Szlaki Wanogi VIII - Trójstyk granic Polska - Litwa - Rosja" OP1179. Jego nazwa wyjaśnia co jest w nim ciekawego. Trójstyk granic wyznacza granitowy obelisk, teraz zupełnie inny niż ten na zdjęciach w opisie kesza. U jego podstawy linie wyznaczają, jaka część należy do jakiego kraju. Po polskiej i litewskiej można chodzić bez problemu. Na część rosyjską wejść nie można, ale jak ktoś chce się poczuć jak buntownik, może postawić nogę na ziemi rosyjskiej. W tym miejscu widać jak jeszcze niedawno było na całej Polskiej granicy, a jak jest teraz.. Między Polską a Litwą można przechodzić gdziekolwiek, byleby dowód był w kieszeni. Rosjanie, którzy chcą obejrzeć to miejsce mają trzymetrowy płot, małą furtkę, a dodatkowo jeszcze monitoring. Niech sobie będą państwa narodowe, i niech będą granice, ale żeby ich przekraczanie było tak łatwe jak w strefie Schengen. Przecież z Białegostoku do granicy z Białorusią to tylko ok. 50km., a w rzeczywistości jakby była to egzotyczna wycieczka. Patrząc na polityków, pewnie długo pozostanie to bez zmian.


    Zbliżając się do Wiżajn odbiliśmy na północ. Po prawej mieliśmy piękne jezioro Wiżajny. Na lewym, dość wysokim brzegu rozłożył się cmentarz  ewangelicki. Cały porośnięty w kolczaste krzewy, miedzy którymi widać pojedyncze krzyże. Nie zdecydowałem się na bliższe podejście w obawie o spodnie, a w krótkich gatkach miejsce polecam jedynie masochistom. Na szczęście kesz "Polsko-niemiecki cmentarz ewangelicki w Burniszkach" OP56B8 schowany jest z brzegu i nie wymaga poświęceń. 
    Znów dotarliśmy pod granicę. Naszym celem był kesz "Słupek graniczny" OP1C67. Pierwszym problemem było ciężkie dojście. Dwa razy trzeba było przechodzić przez drut kolczasty. Technika pokonywania dowolna. Czołganie spodem lub krok nad. Ale i tu czeka nas atrakcja. Na drutach wiszą czerwone tasiemki. Kojarzę, że mają odstraszać wilki, ale nie pamiętam jak się nazywają. Musiałem w domu sprawdzić, że ich nazwa to fladry (byłem blisko bo wiedziałem, że coś blisko flar). Drugi problem to schowanie kesza. Kupka kamieni przed słupkiem granicznym została dokładnie przeszukana. Udało się nawet poruszyć spore kamulce. Okazało się, że wspomniana kupa kamieni to trzy kamyczki z drugiej strony. Poleciało trochę słów, ale i tak w końcu dokonaliśmy dobrego uczynku, bo kesz był w stanie agonalnym, a dostał nowy pojemnik, logbook i w ogóle nowe życie. Atrakcją kesza jest widok ja graniczne jeziorko. Otwiera się na nie ciekawa perspektywa, dzięki temu, że na granicy wciąż wycina się wszelkie krzaki. Mniej więcej na środku jeziora pływa sobie boja, pokazując co do kogo należy.


    Dalsza droga wciąż wiodła wzdłuż jeziora Wiżajny, które było po prawej stronie. I tak dotarliśmy do Wiżajn. Naszym pierwszym celem był kesz "Vizhon" OP7510. Obecnie to pusta plaża z ruinami budynku w którym kiedyś pewnie stacjonował sprzęt pływający. Jest też jakiś nowy budynek, a w głębi boisko do piłki nożnej. Wszystko to postawione jest na cmentarzu żydowskim. Nie wiem, czy to świadomość tego co tu było, czy kompletny brak ludzi, sprawiło, że poczułem smutek. Z rodzaju tych, które nawiedzają ludzi tuż przed zachodem słońca. Przy okazji dzięki OC znów poznałem lokalną legendę. Według logów było tu kiedyś pole namiotowe, ale szybko straciło na popularności, bo miejsce okazało się nawiedzone.


    W Wiżajnach czekała nas jeszcze jedna skrzynka "Marszałek Józef Piłsudski i Korpus Ochrony Pogranicza" OP7931, będąca quizem. Trzeba wykonać parę obliczeń na podstawie okolicznych tablic pamiątkowych. Tym razem poszedłem na łatwiznę i wszystko policzyłem w domu. A że do potrzebnych informacji wcale nie było tak łatwo dotrzeć , o lokalnej historii sporo się dowiedziałem. 
    W Wiżajnach  obejrzeliśmy cmentarz ewangelicki. A raczej to co z niego pozostało. Sztuką jest wypatrzyć tam jakikolwiek nagrobek wśród splątanych gałęzi drzew i krzewów. Do tego sporo z ostrymi kolcami, więc i zapuścić się w głąb jest ciężko. Na szczęście brama i ukryty przy niej kesz "Wischajny - cmentarz ewangelicki" OP804F jest w miejscu łatwo dostępnym. 
    Opuściliśmy Wiżajny w kierunku jednej ze starszych w tych okolicach farm wiatrowych. Widać, że wiatraki są z tych starszych, na niektórych trochę pociemniała farba. Ale wciąż się kręcą i są podłączone do przebiegającej obok linii energetycznej. Obecnie dużo się dyskutuje nad budowaniem kolejnych wiatraków na Suwalszczyźnie. Jednym z argumentów przeciwników jest psucie krajobrazu. Akurat moim zdaniem jest wręcz odwrotnie. Majestatyczne, wysokie, białe wieże z kręcącymi się leniwie łopatami upiększają ten i tak piękny krajobraz. Obok wiatraków w kupie kamieni znaleźliśmy kesza "Power z Rowelskiej" OP05B5


    Kolejny kesz "Pod Rowelską" OP0610 i kolejna kupa kamieni. I znów trochę ćwiczeń fizycznych, bo parę kamyków trzeba przerzucić. Tutaj sporo ich przewróciliśmy. W końcu skrzynkę udało się namierzyć i tak zajęliśmy się jej zawartością, że nie zauważyliśmy jak z pobliskiego gospodarstwa przyszedł gospodarz. Myślał, że przyjechaliśmy śmieci wyrzucić, a jak się okazało z rozmowy ma z tym spory problem. Turyści, którzy przyjeżdżają na punkt widokowy, często okazują się zwykłymi chamami. Cóż było począć z rozbebeszonym plastikowym pojemnikiem z fantami, obok worek śmieciowy. Wytłumaczyliśmy panu na czym polega zabawa. Trochę spoglądał na nas jak na dziwaków, ale fakt istnienia skrzynki zaakceptował. Choć jak potem stwierdził Gacekk, chyba nie zrozumiał po co trzech dorosłych facetów poszukuje "skarbów". 
    Do kolejnego kesza miała nas wieść lokalna droga, która na mapie wyglądała dość dobrze. Początek był obiecujący, ale z czasem zaczęła przemieniać się w tor dla terenówek. Przy samym końcu stwierdziłem, że jednak nie dam rady, ale na szczęście zza drzew wyłonił się mały objazd, który po zbadaniu przez Gackka okazał się przejezdny dla niewielkiej osobówki. I tak dotarliśmy w rejon góry Paniarskiej. Czekał nas jeszcze mały spacer pod górę. Mały wysiłek zrekompensował piękny widok na okolicę. No i oczywiście kesz "Góra Paniarska" OP0138.


   Kolejnego kesza  "Polski biegun zimna" OP2389 pewnie nawet bym nie zapamiętał, gdyby znów nie trzeba było przewracać kamieni. Zadaniem było odszukanie takiego z paskiem, a ten jak na złość chyba osunął się między większe. I tak skrzynkę znaleźliśmy trochę dzięki szczęściu, a dzięki w miarę dokładnemu opisowi. Cóż widoki jakich tu wiele i to wcale nie z tych naj. Do tego opis, który też mógłby być trochę lepszy. Niestety skrzynka taka bardziej do statystyk.
    Za to następny kesz "Folwark Sudawskie" OP80YP zrekompensował nam wszystko. Miejsce po starym folwarku jest naprawdę piękne. Ze starą aleją prowadzącą do równie starego parku z pomnikowymi drzewami. Jadąc przez Suwalszczyznę mija się sporo opuszczonych gospodarstw, czy starych siedlisk, ale to urzekło mnie swoją magią. Miejsce wręcz emanuje pozytywną energią. Do tego ciekawy opis i skrytka kesza specjalnie dla niego przygotowana, sprawiło, że skrzynka zasłużyła na zielone.

magiczne miejsce nad skrzynką
     Następny przystanek przypadł przy keszu "Trochę zapomniany cmentarz ewangelicki w Maszutkiniach" OP2B1D. Cmentarz nie taki zapomniany, bo w odróżnieniu od dwóch poprzednich nie zarośnięty gęstwiną krzaków. Ostatni nagrobek jest z 1996r. Wokół pozostałości po starszych mogiłach i kilka kutych krzyży, nieliczne pamiątki po okolicznych kowalach. Otoczony małym murem z kamienia, który niestety już dość mocno się sypie.
    Nasza droga znów wypadła kawałek wzdłuż samej granicy. Tam gdzie kiedyś był zapewne zaorany pas, teraz jest nowiutki, choć wąski asfalt. Droga wije się zakrętami, wznosi na górki i opada w doliny. Przejechaliśmy mostem nad piękną rzeką Wigrą, za którą są ruiny stodoły z kamienia. Na Podlasiu budowało się z drewna, na Suwalszczyźnie z kamienia. Ludność wybierała najtańszy, okoliczny materiał, a kamieni tutaj nie brakuje. I znów trzeba było trochę pod nie pozaglądać, by odnaleźć kesza "Wingrany - Polska egzotyczna" OP40A4. Z miejsca ukrycia skrzynki jest niesamowity widok na wspomnianą Wigrę. 


    Na chwilę wróciliśmy do cywilizacji, a dokładnie zawitaliśmy do miasteczka Rutka Tartak. Naszym celem był młyn wodny i kesz "Młyn wodny w Rutce Tartak" OP5660. Pod obiektem parkował motorower, drzwi były otwarte, więc uznaliśmy, że skrzynki pewnie nie zdobędziemy. Postanowiliśmy przynajmniej obejrzeć budynek. Kiedy podchodziliśmy, naprzeciw wyszedł pan, który nienagabywany zaprosił nas do środka, pokazał stare maszyny do mielenia, a także małą elektrownię, która tu teraz działa i opowiedział historię młyna. W kilku opisach skrzynek jest wzmianka o serdeczności tutejszych ludzi. Potwierdzam w całości, bo z kim byśmy tam nie rozmawiali, od wszystkich czuć pozytywną energię. Korzystając z gościnności poszedłem zrobić parę zdjęć z tyłu budynku, dzięki czemu w iście ekspresowym tempie dokonałem operacji na keszu.
    Co to by była za wyprawa keszerska bez pieńków. Tym razem tego charakterystycznego obiektu w lesie  poszukiwaliśmy przy okazji kesza "Pomnikowe modrzewie" OP2A96. Wiadomo, jak to w lesie, GPS raz pokazuje tu by za chwilę 10m. dalej. W przeszukiwanym obszarze pieńków było kilkanaście i już po chwili nie wiesz, czy ten obok był już obszukany, czy nie. Chyba spędziliśmy tu najwięcej czasu, by w końcu odnaleźć skrzynkę w czymś, co przypomina bardziej kupkę próchna. Modrzew, jak modrzew. Spodziewałem się jakiegoś większego, jak na zabytek przyrody. Zresztą ostatnio modrzewi nie darzę sympatią, bo przez jednego osobnika, trzy soboty w kwietniu musiałem uczciwie pracować.
    Robiło się coraz później, więc podjęliśmy decyzję, że tylko jeden kesz na uboczu, a potem już tylko ewentualnie w drodze do domu. Po dojeździe w rejon kesza "Spaleni żywcem" OP6EC0 coś się stało z moim GPS. Zaczął się kręcić, co raz zmieniając wyznaczony kierunek. Poratowali mnie koledzy, odpalając mapę w telefonie. A i tak przejechaliśmy obok miejsca ukrycia skrzynki i musieliśmy zawrócić. Przegapienie wynikało z tego, że mogiła jest na wysokiej skarpie i słabo widać ją z drogi mimo, że to tylko około 10m. 
    Wyjechaliśmy na drogę 655 w stronę Suwałk. W Jeleniewie, małym miasteczku zrobiliśmy krótki postój przy kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego. Z racji pory był już zamknięty. Nie widzieliśmy także lokatorów kościoła, nocków łydkowłosych, choć pora była odpowiednia. Gatunek w Polsce jest dość rzadki, a kolonie rozrodcze są tylko dwie. Właśnie w Jeleniewie, a druga na Pomorzu.
    Nie mogłem się oprzeć, by jednak nie skręcić trochę w bok, ale zupełnie niedaleko, do kesza "Radar Tarczy Rakietowej?" OP042D. Skrzynka wirtualna i jeszcze w domu opracowując plan podróży odkryłem, że da się ją zaliczyć nie wstając od komputera. Ale, że nie uznaję tego sposobu, dotarłem osobiście na miejsce. Dobrze, że pogoda dopisała i nie było całkiem ciemno, dzięki czemu mogłem dojrzeć ten duży budynek. I jak to w przypadków obiektów wojskowych, wiadomo gdzie jest, jak wygląda i mniej więcej wiadomo do czego służy, to o szczegółach ciężko coś znaleźć.
    Przed samymi Suwałkami zatrzymaliśmy się raz jeszcze przy keszu "ZBIOROWA MOGIŁA 12 CZŁONKÓW RUCHU OPORU POD SUWAŁKAMI" OP524E. Teraz było już pusto, tylko wieńce i zapalone znicze przypominały o niedawnej uroczystości. W zapadającym zmroku dość szybko udało się zlokalizować kesza.
    Na więcej nie było już siły. Zresztą już po dojeździe do Suwałk zrobiła się ciemna noc i jakoś odechciało się keszowania, mimo, że w Suwałkach było kilka keszy do których nie trzeba by było daleko jechać. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na stacji paliw i ruszyliśmy w stronę Białegostoku. Po drodze zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Na szczęście muzyka z głośnika nie pozwoliła mi zasnąć. Za to w domu zasnąłem natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. To była naprawdę udana wyprawa.

2 komentarze:

  1. Młyny, rudery, bunkry i wiatraki. Wycieczka idealna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na trójstyku granic to część litewska wygląda jak obóz koncentracyjny. Bardzo wysoki płot ze sterylnie lśniącego metalu, a od góry kłębiący się drut kolczasty. Zielony płot rosyjski wygląda bardzo przyjaźnie i zgodnie z naturą.

    OdpowiedzUsuń