wtorek, 14 czerwca 2016

Wilczym szlakiem

    Na chwilę porzucę Bieszczady i przeniosę się w rejony bliższe mojemu miastu, czyli do Puszczy Białowieskiej. Od dawna mnie kusiło by rowerem zwiedzić jej północne rejony. Problemem był tylko czas, bo trzeba było sobie zarezerwować co najmniej dwa wolne dni. A teraz zapakowałem rower na bagażnik dachowy i w godzinę byłem w Narewce, a raczej w graniczącej z tym miasteczkiem wsi o ciekawej nazwie Świnoroje. Tutaj zostawiłem auto na leśnym parkingu i ruszyłem na szlak.
    Jeszcze w Narewce zaliczyłem kesza "OSP NAREWKA" OP8FWR. Mały magnetyk przyczepiony jest do jednego z nieużywanych wozów gaśniczych OSP. Jak na służbę ochotniczą nie są takie stare. Pewnie znalazł się sponsor i w garażu stoi niezły sprzęt. A my mamy okazję obejrzeć z bliska Stary strażackie. Poza tym w Narewce przybysza spoza Podlasia zainteresują stare, drewniane domy. Jest i obelisk dla kilku poległych w czasie wojny, jak i utrwalaczy władzy ludowej. Taka pamiątka po czasach słusznie minionych. Niewielka, murowana, tynkowana na biało cerkiew wyróżnia się na tle miasteczka. Generalnie lekko senny klimat małego miasteczka.


    Za Narewką wciąż jeszcze asfaltówka. Niewielkie wsie i łąki do nich należące. Czasem niewielki lasek, forpoczta niedalekiej puszczy. W pewnym miejscu zobaczyłem trochę oddaloną tablicę z nazwą miejscowości. Aż musiałem podjechać by sprawdzić czy przypadkiem nie składa się z dwóch członów. Siemieniakowszczyzna, pewnie może stawać w konkursie na najdłuższą nazwę polskiej wsi składającą się z jednego słowa. 


    Tuż obok kolejna wieś Babia Góra. Okazuje się, że część wsi leży na malutkim wzniesieniu, nawet niespecjalnie wyróżniającym się na tym płaskim terenie. I stąd pewnie nazwa, babia czyli łatwa do pokonania, nie wymagająca siły. I tylko proszę nie zarzucać mi seksizmu, pretensje do naszych przodków można wnosić.
    Za Babią Górą na dobre skończył się asfalt i wjechałem w zwarty las. Początkowo trochę podmokły i ciemny. Zatrzymałem się przy keszu "Rezerwat Siemianówka" OP87MR i jak najszybciej chciałem stamtąd uciekać. Zapomniałem zabrać czegoś na komary, a te tutaj jakieś wyjątkowo dorodne. I co ciekawe tylko tam, bo w innych miejscach zupełnie mi nie dokuczały.


    Puszcza ma i swoje tajemnice. Przy jednej z nich jest kesz "Miejsce mocy 2" OP8C8M. Autor opisuje to właśnie jako miejsce mocy. Są ponoć ludzie, którzy czują coś dziwnego, zdjęcia nie wychodzą, a baterie się rozładowują. Mi nic z tych rzeczy się nie przytrafiło, pewnie jam niegodzien. W ogóle jest to dół, a co najciekawsze na jego dnie niewielki kopczyk ziemi, a na nim znicze. Czyżby tajemniczy grób? Zostawiając z boku teorie o nadprzyrodzonych mocach, kto tu przychodzi i pali światło ku pamięci?
    Tocząc się leniwie dotarłem do Starego Masiewa. Wieś prawie przy granicy z Białorusią, która jak spora część w ładnych okolicach zaczyna trochę odżywać. Domy odziedziczone po rodzicach są remontowane i dawne gospodarstwo pełni dziś rolę domu letniskowego. Ja jednak nie przyjechałem zastanawiać się nad zmianami na wsi, a na przejażdżkę po puszczy. Zaraz za wsią zaczyna się Białowieski Park Narodowy. Poza kilkoma wyjątkami szlaki piesze i rowerowe są bezpłatne. Również za Wilczy Szlak nie trzeba wnosić opłat. Od dawna chciałem się nim przejechać. Wyobrażenia nie pokryły się z rzeczywistością, ale też było zajefajnie. Daleko nie ujechałem, bo już na terenie polany w uroczysku Głuszec zrobiłem sobie przerwę na małe co nieco. Już tu kiedyś byłem, ale znów była okazja poprzekręcać wajchy w lokomotywie wąskotorówki.


    Nazwa Wilczy Szlak zapowiada jakieś niedostępne części puszczy, mrok pod gęstym sklepieniem koron drzew i nieprzerwany starodrzew. Nic z tego. Jedzie się cały czas dobrą, leśną szutrową drogą. Nawet zabłądzić się nie da, raz że szlak jest świetnie oznakowany, poza tym ewentualne inne drogi wyglądają słabo. Od czasu do czasu można zatrzymać się przy tabliczkach opisujących tutejszą przyrodę. Nawet o głośnym ostatnio drukarzu jest opowieść. W samym BPN to nie jest problem, bo jak napisano jest to normalne i cobyśmy nie robili trwa to parę lat i samo się cofa. W innym miejscu można na chwilę odbić do... kamienia. No dobra, nie takiego zwykłego a głazu narzutowego, ale cały czas zastanawiam się po co było go grodzić. 


    Oczywiście jak Puszcza Białowieska to dęby. Natykamy się na większe i mniejsze okazy, które niezmiennie budzą mój podziw. Dla mnie to najpiękniejsze drzewo w Polsce. A na szlaku jest jedno, szczególne. Potężne, zdrowe o pniu niczym kolumna od dołu po koronę nie zmieniające specjalnie swego obwodu. Czuć jego moc.


    W jednym z bardziej podmokłych miejsc znalazło się nawet miejsce na kładkę, a na niej ławeczka by sobie przysiąść. I tak Wilczy Szlak przezwałem sobie wiewiórczym szlakiem, bo to jedyne zwierzę jakie tego dnia spotkałem. I rudy, sympatyczny gryzoń świetnie oddaje dzikość okolic. 
    Nie odpalając GPS-u po szlaku dojechałem do skrzynki "Kosy Most" OP8GDL. Dwa mosty przerzucone nad malowniczo wijącą się rzeką Narewką. Jeden drogowy, drugi nieczynnej kolejki wąskotorowej. Jak na puszczańskie rzeki ta dosyć sprawnie toczy swe wody. Dobre miejsce by zatrzymać się na chwilę podziwiając widoki. I jakie szczęście z zaliczenia FTF-a. 


    Zaraz za mostami można odbić do wieży widokowej, co też uczyniłem. Rower zostawiłem przy wspaniałym dębie. Wieża naprawdę ogromna, jedna z większych na jakich byłem. Ostatnia platforma sięga czubków okolicznych drzew. Widok nie jest zbyt imponujący. Trochę na dolinę Narewki, a resztę zasłaniają drzewa. Pewnie komuś może wydać się nudny, ale naprawdę jest okazja na złapanie oddechu w dzisiejszym zagonionym świecie.


    Do kolejnego kesza "Most nad Przędzielnią" OP8FRD też sobie umyśliłem dojechać bez mapy. Oczywiście nie bez pomocy nawigacyjnej, bo jednak z papierową mapą. Liczyłem że trzymając się torów wąskotorówki dotrę w punkt. Niestety najkrótsza droga właśnie wzdłuż torów jest niedostępna rowerem, nie ma nawet marnej ścieżki. Ale od czego są szlaki. Z zielonego, który zaraz wyprowadziłby mnie do Narewki skręciłem w niebieski znów w głąb puszczy i tylko wypatrywałem mostku. Tym razem mniej okazały niż na Narewce, a woda w dole chyba w ogóle nie płynie, albo kilka centymetrów na godzinę. 
    Kawałek dalej odbiłem na zachód i jechałem jak po sznurku. Sporo dróg w puszczy to linie proste. Przeciąłem Drogę Narewkowską, jedną z niewielu gruntówek gdzie można jeździć samochodem. Potem Stoczańską Drogę, która jest w średnim stanie, co zresztą nie dziwi bo kończy się ślepo na Lutowni. Ostatnią była Droga Górzysta, gdzie jest zakaz ruchu, ale czasem można natknąć się na auto. Za nią już włączyłem GPS, bo nie wiedziałem w którym miejscu odbić do kesza "Krzyż Powstańczy 1831" OP8FPM. I początkowo nie wyglądało to najlepiej. Cały czas zwarty las, po którym da się prowadzić rower, ale jechać już nie. Całe szczęście wypatrzyłem prawie zapomnianą drogę robotników leśnych, która doprowadziła mnie pod sam krzyż.   To z pewnością dzieło współczesne, ale nawiązuje do wydarzeń z 1831r. Puszcza Białowieska była areną zmagań, jak i schronieniem dla oddziałów z Powstania Listopadowego, ale nie wiadomo czy to miejsce upamiętnia jakieś szczególne wydarzenie, czy to tylko ogólny symbol na pamiątkę. Osobiście przychylam się do teorii o konkretnym epizodzie, bo czemu krzyż ustawiono tu, a nie gdzieś przy łatwo dostępnej trybie?
    Wróciłem do Drogi Górzystej i tą dojechałem dokładnie w miejsce gdzie zostawiłem auto. Rower na bagażnik i  z powrotem do Białegostoku. Po drodze zatrzymałem się na początku Michałowa. Zwiedziłem ruiny cegielni, może niewielkie, ale niezwykle ciekawe. Szkoda że nie miałem żadnego pudełka, to bym podrzucił nowego kesza. Może jeszcze kiedyś. 

1 komentarz:

  1. Babia Góra - kiedyś to wzniesienie było obwarowane i tamże chroniły się "Baby" z dziećmi w chwilach zagrożenia - tyle pamiętam z opowiadań historyka z podstawówki:-)

    OdpowiedzUsuń